środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 6 - Poważna rozmowa


Dedykuję ten rozdział flaw. oraz Kalinie Horren... bla, bla xD


     Obudziłem się sam w swoim łóżku. Hmm, tylko ciekawe kto mnie tu przeniósł. Boląca głowa nie pozwoliła mi na racjonalne myślenie, a także na przypomnienie sobie czegokolwiek z dzisiejszego dnia. Leżałem więc bezczynnie i nadaremno próbowałem sobie coś przypomnieć. Dopiero, kiedy otworzyłem oczy, wszystko zrozumiałem. Na lewej ręce widziałem kilka kresek zrobionych scyzorykiem. Otworzyłem szerzej zaspane ślepia i wziąłem do ręki telefon, znajdujący się po mojej prawej stronie. Spojrzałem na swoje odbicie w ekranie i, tak jak myślałem, przy nosie była zeschnięta krew.
     - Czyli... - myślałem na głos - Ktoś musiał mnie pobić, a ja przez tego kogoś się pociąłem. A skoro się pociąłem, to znaczy, że zapewne napisałem do Feliksa... - zacząłem przypominać sobie urywki wydarzeń - I miałem otworzyć drzwi, ale mi się nie udało... I Feliks mnie znalazł i uratował i to on musiał mnie tutaj przynieść. Tylko jedno pytanie. Gdzie on teraz jest?
    No właśnie. Tego nie wiedziałem i najwidoczniej nie miałem się dowiedzieć. Cóż... nie będę sobie teraz zawracał tym głowy. Ważne, że żyję, a sprawę z Feliksem rozwiąże później. Usiadłem i od razu przyłożyłem głowę do wychudzonych kolan. Matko, jak boli. Czułem się tak, jakbym miał kaca, po ostrej imprezie. Po chwili wstałem i podparłem się o stolik nocny aby nie upaść. Gdy odzyskałem równowagę, ruszyłem w stronę łazienki.
    Machinalnie spojrzałem w lustro i aż się przeraziłem. Wyglądałem jak trup. Moje włosy rozczochrane na wszystkie strony, odsłaniały przychude policzki, a także podbite oko. Usta miałem dziwnie wydęte, a także sinawe. Oczy wyglądały jakbym pomalował je czarną kredką, a nos był umazany w wyschniętej krwi. Po prostu ciacho...
    Zdjąłem piżamę i wszedłem pod prysznic. Zimna woda jak zwykle uspokoiła mnie trochę i pozwoliła na zapomnienie o całym wszechświecie. Dopiero kiedy wyszedłem z kabiny, zacząłem myśleć. Gdzie jest Feliks?, myślałem układając włosy. Co się stało?, przeszło mi przez myśl, gdy ubierałem koszulkę. Czy ja umarłem?, odtrąciłem od siebie tą myśl, kiedy tylko pojawiła się w mojej głowie. Nie, to jest irracjonalne. Nie mogłem umrzeć. Prychnąłem cicho i powróciłem do przyglądania się sobie w lustrze.
    Nos już nie był zakrwawiony, kolor skóry powrócił do normy, włosy lekko wilgotne zostały ułożone, a oczy nie były aż tak podkreślone.
     - Od razu lepiej - lekko uśmiechnąłem się do siebie w lustrze i wyszedłem z pomieszczenia.
    Cofnąłem się do sypialni aby zabrać swój telefon. Przy okazji wziąłem jeszcze słuchawki. Ale czegoś mi brakowało... A no tak! Zapomniałem o spodniach. Zaśmiałem się ze swojej głupoty i podszedłem do szafki, aby zabrać potrzebną rzecz. Wziąłem pierwsze lepsze spodnie i pogrzebałem chwilę w kieszeniach. Wyczułem coś i zakląłem cicho pod nosem. To była kartka. Nie ze ściągą, jak mogłoby się zdawać, ale to była kartka, którą miała dostać moja mama.
Przez około trzy tygodnie leżała w kieszeni moich spodni. Wyciągnąłem ją i przeczytałem wszystko od nowa. Treść tekstu się oczywiście nie zmieniła.
     - Boże... jakim ja jestem idiotą... - mruknąłem i szybkim tempem zszedłem do kuchni.
    Ruszyłem do szuflad i otworzyłem drugą od góry. Było tam coś, co pozwoliłoby mi na szybkie pozbycie się znaleziska. Zapałki. Położyłem kartkę papieru na blat, a dwoma rękami wyciągnąłem zapałkę i otarłem nią o bok pudełeczka. Zapaliłem ogień i przyłożyłem go do rogu papieru. W ciągu najbliższych sekund kartka podpaliła się, a ja mogłem zgasić zapałkę. Teraz wystarczy modlić się, aby ogień nie zgasnął, pomyślałem i z uwagą zacząłem przyglądać się swojemu dziełu.
    Ktoś, kto nie znałby całej historii, mógłby posądzić mnie o piromanie. Fakt faktem, lubiłem bawić się ogniem, ale nie aż tak. Zawsze ekscytował mnie widok płomieni... Wolnych i pięknie wyglądających... Mogących zniszczyć praktycznie wszystko na swej drodze... Mających jednego przeciwnika - Wodę. W moim przypadku tym jedynym wrogiem jest świat.
    Gdy już się otrząsnąłem, zabrałem nadpaloną kartkę i gdy już miałem ją wyrzucić do śmieci, aby mieć pewność, że nikt jej nie znajdzie, zadzwonił dzwonek do drzwi. Przekląłem głośno i z grymasem niezadowolenia podszedłem do drzwi, wcześniej odkładając kartkę na blat. Poprawiłem koszulkę i z gracją nacisnąłem na klamkę, dostrzegając piękną blondynkę oraz przystojnego bruneta. Wyglądali na szczęśliwych, ale jednocześnie przejętych. Kurczę, boję się tej rozmowy...


Wcześniej, oczami Feliksa 


     Spałem sobie spokojnie, obok Michała, kiedy to wybudził mnie dzwonek do drzwi. Mozolnie wstałem z łóżka i przykryłem śpiącego chłopaka. Kusiło mnie aby go pocałować, ale nie pozwoliłem sobie na to. Musze udawać, że nie jestem gejem. Że go nie kocham. Tak będzie lepiej dla nas obojga. Nie chciałem wykorzystywać tego, że jeszcze godzinę temu był niemyślący i nie panował nad sobą. Chciałem zdobyć go w uczciwy sposób. I chyba już mam plan jak to zrobić.
    Zszedłem szybko po schodach, poprawiając przy tym rozczochrane włosy. U mnie to norma, nie da się ich ułożyć. Przekręciłem klucz w zamku i czekałem na powitanie ze strony gościa. A była to blondwłosa dziewczyna z wielkimi, piwnymi oczami, które bacznie mi się przyglądały. Widać było, że dziewczyna wie po co przyszła i najwidoczniej nie podoba jej się to co tu znalazła.
     - Emm... przepraszam, jest Michał? - spytała nieśmiało i złapała się za prawy nadgarstek, najwidoczniej powstrzymując od uderzenia mnie w twarz.
     - Jest, ale można powiedzieć, że jest niedolny do rozmowy - zacząłem, a widząc niezrozumienie wypisane na jej twarzy szybko dodałem - Dobra, chyba go znasz, więc powiem prosto z mostu, pociął się.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy i patrzyła na mnie błagalnie. Kręciła głową na prawo i lewo, pewnie odtrącając złe myśli.
     - Nie... powiedz, że to nie moja wina, błagam! - szepnęła i uścisnęła mnie niespodziewanie.
    Jak na prawdziwego dżentelmena przystało, objąłem ją ramieniem i wyszeptałem ciche przeprosiny. W sumie, sam czułem się winny za tą całą sytuację, ale wiedziałem, że to właśnie ta dziewczyna bardziej cierpi. Nie oszukujmy się - jest spora różnicy w rozumowaniu pomiędzy mężczyznami i kobietami. Facet zwyczajowo mniej się przejmuję, umie dosłownie o niczym nie myśleć. A kobieta ma odwrotnie. Myśli o tysięcy rzeczach naraz, nie umie się położyć i nic nie robić (oczywiście, są wyjątki). Piwnooka w tej chwili może myśleć o czymś, co mogłoby się stać, gdyby czegoś tam nie zrobiła. A ja rozmyślam na temat kobiet i mężczyzn. Brawa dla mnie.
     - Jak on się czuje? - zapytała nagle
Pokręciłem lekko głową, co zapewne wyczuła.
     - Nie wiem, śpi. - odparłem zgodnie z prawdą - Posłuchaj, prędko się nie obudzi, a ja mam dość ważną sprawę do załatwienia. Chyba, że... pojedziesz ze mną? - spytałem
Dziewczyna odsunęła się ode mnie i popatrzyła na mnie niepewnie. Myślałem, że odmówi, bo kto normalny pojechałby z jakimś obcym w nieznane. A ona tylko się uśmiechnęła i wyciągnęła ku mnie rękę.
     - Milena jestem. Już tak łatwo się ode mnie nie uwolnisz. - zaśmiałem się i uścisnąłem jej rękę.
     - Feliks. Ahh... dlaczego tak dziewczyny na mnie lecą? - zadrwiłem
    Dostałem to czego chciałem, czyli śmiech Mileny. Gdy to robiła, w policzkach robiły jej się słodkie dołeczki, które pasowały do równie słodkiego śmiechu. Przeciągnąłem się i poszedłem na górę po buty. Michał spał jak zabity, tylko oczywiście zrzucił z siebie całą kołdrę i odsłonił swą nagą pierś. Poprawiłem przykrycie z bólem w sercu, że ten słodki chłopak nigdy nie będzie mój. Już nigdy nie będę mógł go pocałować czy spać obok niego. Będę mógł tylko patrzeć, jak on, z każdym dniem czuję się coraz lepiej i jest coraz bardziej szczęśliwszy. Tym razem nie wytrzymałem i pocałowałem śpiącego chłopaka w czoło.
     - Kocham cię - usłyszałem cichy szept i w tym momencie Michał obrócił się na bok.
Wytarmosiłem jego włosy i niechętnym, powolnym krokiem, wyszedłem z pomieszczenia. Zamknąłem drzwi i popędziłem na dół. Milena stała w drzwiach i bacznie przyglądała się miejscu w którym jeszcze godzinę temu leżał Michał.
     - Co jest? - spytałem zaniepokojony i stanąłem obok niej.
    Otrząsnęła się i pokręciła głową. Trudno, jak nie chcę mówić, to nie. Ja jej nie będę zmuszał. Skierowałem się do samochodu, zostawiając Michała śpiącego, przy otwartych drzwiach. Chyba nic mu się nie stanie. Milena szła za mną, bacznie obserwując otoczenie. O co jej chodzi? Przecież nie wyskoczy jej tu żaden psychopata z piłą mechaniczną i nie rzuci się na nią z rządzą mordu. Chyba. Wyciągnąłem kluczyki do samochodu i nacisnąłem przycisk. Moje auto wydało głośne ,,Pik", co oznaczało, że jest otwarte. Wsiadłem na miejsce kierowcy i odpaliłem silnik. Przez ten czas razem z Mileną zapieliśmy pasy i głośno odetchnęliśmy. Zapowiada się długa i fascynująca rozmowa.
     - Jak długo znasz Michała? - zacząłem i nacisnąłem pedał gazu.
Zakręciłem w lewo; miałem zamiar pojechać tą samą drogą, co przyjechałem.
     - Nie wiem. Będzie gdzieś tak z dwa lata. Znamy się właściwie od pierwszej gimnazjum, a zaczęliśmy rozmawiać dopiero na początku drugiej - wyjaśniła.
Pokiwałem z wolna głową i posłuchałem się GPS'a, który kazał mi zakręcać w prawo.
     - A ty? - spytała nagle
     - Coś koło dwa tygodnie. - odparłem wymijająco
   Nie miałem ochoty rozmawiać o tym jak długo się znamy. Chociaż, to ja zacząłem temat, to powinienem się go podjąć.
     - Nie sądzisz, że to trochę krótko? - zdawała się być negatywnie nastawiona.
   Aż mnie korciło, aby prychnąć lekceważąco, ale zamiast tego normalnie odpowiedziałem:
     - Nie. Jeśli rozmawiasz z kimś dwa tygodnie, praktycznie bez przerwy i jeszcze do siebie piszecie, to chyba nie jest aż tak źle. A zresztą, czuję się, jakbym go znał całe życie - dodałem na koniec i nieco się rozluźniłem.
   Spokojnie, ona nie zna twojej przeszłości, pomyślałem na odprężenie. Nie wie co robiłeś. Nikt nie wie.
     - W sumie, masz w tym trochę racji - przyznała - Chociaż ja i tak jestem zwolenniczką poznawania kogoś osobiście, a nie przez internet.
   Uśmiechnąłem się lekko.
     - Czyli, masz tak zwane babcine podejście.
   Zaśmiała się cicho, a mnie ogarnęło miłe uczucie ciepła w żołądku. Uwielbiałem doprowadzać innych ludzi do śmiechu.
     - Można tak powiedzieć - ostatni raz się zaśmiała, a ja poczułem na sobie jej spojrzenie - A co ty w ogóle robiłeś u Michała?
   I mam dylemat. Skłamać, powiedzieć prawdę czy trochę ją naciągnąć. Wybrałem trzecią opcję.
     - Miał małe problemy i wręcz błagał mnie o pomoc. Nie mogłem zrobić nic innego jak przyjechać i kiedy tylko go zobaczyłem, zamarłem. Leżał w korytarzu, nieprzytomny. Nie oddychał. Ja myślałem, że on... - zaczęło mnie piec pod powiekami, ale nie pozwoliłem sobie na płacz - Wykonałem sztuczne oddychanie i takim oto sposobem Michał jest z nami. Był tak zmęczony, że położyłem go do łóżka, a sam zająłem się swoimi sprawami - dokończyłem.
   Zatrzymałem się na czerwonym świetle i popatrzyłem na nią. Miała szeroko otwarte oczy, ale jednak widziałem wypisaną na jej twarzy niepewność. Tylko, co ją spowodowało?
     - Kłamiesz. - powiedziała stanowczym tonem - Albo nie mówisz całej prawdy. Nie zaprzeczaj. Wiem, kiedy ludzie kłamią.
   Teraz to mi powiększyły się gałki oczne. Skąd ona o tym wiedziała?! Z tego co wiem, to nie umiała czytać w myślach.
     - Dobra, masz mnie. - skapitulowałem i wyjaśniłem CAŁĄ sprawę.
   Znaczy, pominąłem pocałunek i wyznanie miłości oczywiście. Nie musiała znać WSZYSTKICH szczegółów. Gdy skończyłem, popatrzyła na mnie zdziwiona, ale też z... wdzięcznością? Nie umiem tego określić.
     - Dzięki tobie, Michał zaczął się uśmiechać w szkole - uśmiechnęła się na myśl o nim - Dałeś mu nadzieję i bądź z siebie dumny. Nawet nie wiesz, jak on się zmienił przez te dwa tygodnie.
   Kąciki ust same powędrowały ku górze na te słowa. Znów poczułem miłe uczucie ciepła w środku ciała oraz cieszyłem się, że mogłem komuś pomóc.
     - Dziękuję - poczułem jak moje policzki robią się czerwone.
     - Nie ma za co, ale jeszcze pozostaje sprawa Michała. Trzeba z nim porozmawiać. - postanowiła.
   Podobała mi się jej ta władczość.
     - Jasne. Tylko pojedziemy po rzeczy do mojego domu i możemy jechać z nim porozmawiać. A będziemy u mnie za około dziesięć minut. - wyjaśniłem
   Reszta drogi minęła nam na rozmawianiu o tym, co będziemy chcieli zrobić z Michałem.


Teraz, oczami Michała 


     - Wchodźcie - nakazałem swoim przyjaciołom.
   Posłuchali się mnie i trochę zdziwieni, weszli do środka. Ściągnęli buty i zaczęli iść w stronę salonu.
     - Mamy ważną sprawę do omówienia - wyjaśniła z grubsza Milena.
    Mówiłem. Mam przechlapane. Tylko, co się właściwie stało?! Znaczy, wiem, pociąłem się, zemdlałem, Feliks mi pomógł i... no właśnie. Nie znam szczegółów. Trzeba być takim idiotą jak ja, żeby nie pamiętać tak ważnego wydarzenia w swoim życiu. Ruszyłem niechętnie w stronę pokoju głównego, ze wzrokiem wpatrzonym w czubki palców u stóp. Usiadłem na fotelu, znajdującego się naprzeciw kanapy na której siedzieli Feliks i Milena. Dobrze, że pomiędzy nami był stół, inaczej pomyślałbym, że obydwoje zaraz się na mnie rzucą i zeżrą żywcem.
     - Więc, może od początku... pamiętasz coś? - zapytał Feliks.
   Zaprzeczyłem głową. Nie miałem ochoty z nimi rozmawiać. Chcę tylko spokoju.
     - Nic, kompletnie? - dopytywał się.
   Podniosłem głowę i chwilę popatrzyłem w jego pełne nadziei oczy. Nie chciałem jej niszczyć, ale nie miałem wyboru. Kolejny raz zaprzeczyłem ruchem głowy i powróciłem do przyglądania się podłodze.
     - Michał, my ci chcemy tylko pomóc... - zapewniała Milena.
     - Nie... - po raz pierwszy się odezwałem - Nikt nie chce mi pomóc. Tak naprawdę, nie chcecie mieć mnie na sumieniu.
   Milena wymieniła z Feliksem kilka zdań, a następnie odpowiedziała:
     - Dlaczego tak sądzisz? Nie rozumiesz, że martwimy się o ciebie. Michał! Spójrz mi w oczy - nakazała, a ja ją posłuchałem - Jesteś jedną z najważniejszych osób w naszym życiu i nie chcemy cię stracić! Nie po to Feliks uratował ci życie, żebyś spędził je w samotności i żalu. - spojrzałem znacząco na Feliksa.
     - Pomożemy ci. Tylko daj sobie pomóc. - przekonywał mnie
     - Nie wiecie jak to jest, kiedy ze strony innych otrzymuję się tylko pogardę. Nikt mnie tak naprawdę, nigdy nie wysłuchał, nie pomógł... Nikt nie próbował tego nawet robić. Myślał, że wszystko jest w porządku. Ale tak nie było. Dobijałem się i sam sobie ubliżałem. Nie pozwoliłem się nikomu do siebie zbliżyć, bo bałem się odrzucenia, które towarzyszy mi całe życie. A teraz? - spytałem retorycznie i przełknąłem spływającą łzę - Mam wam zaufać? Ja nawet nie wiem czy potrafię. Tyle razy zawiodłem się na ludziach, że czasem mam wrażenie, że ja nie potrafię kochać, lubić... Jakby stracił możliwość bycia szczęśliwym. - wyznałem i zacząłem głośniej szlochać. Muszę się komuś wygadać. - Kiedy człowiek straci nadzieję, bardzo trudno ją odzyskać. Ale... spróbuję. Chcę choć raz poczuć się kimś wartościowym i choć raz mieć dla kogo żyć. Tylko, błagam... pomóżcie mi.
    Schowałem twarz w dłonie i zaczekałem na ich reakcje. Obydwoje wstali i bez wahania podnieśli mnie z krzesła i przytulili. Płakałem na ramieniu Feliksa, podczas gdy Milena przytulała mnie od strony pleców i tarmosiła za włosy. Jak cudownie było czuć zapach Feliksa. Pachniał jak połączenie miodu oraz herbatników. Staliśmy w tej pozie jakieś pięć minut, dopóki się nie uspokoiłem. Przestałem płakać, serce biło mi w równym tempie oraz czułem się jakoś tak dziwnie lepiej. Czułem się, jakbym nie miał już zmartwień, a świat zniósł mą krytykę z godnością.
     - Która godzina? - spytałem nagle i wyszedłem z objęć ich obojga.
   Feliks wyciągnął telefon z kieszeni i odpowiedział na moje pytanie.
     - Dochodzi szesnasta.
   Pokiwałem wolno głową i znów usiadłem na fotelu. Oni również zajęli swoje poprzednie miejsca i wyczekiwali, aż się na nich spojrzę. Gdy już to zrobiłem, Milena jako pierwsza się odezwała.
     - Jak długo się tniesz? - spytała.
   Zmarszczyłem czoło. Będę jej się teraz z tego spowiadał?
     - Będzie jakieś siedem miesięcy - odpowiedziałem wymijająco.
     - Jak długo jeszcze zamierzasz to robić? - pytała dalej.
     - Nie wiem. Zależy - odparłem obojętnym tonem.
   Nagle telefon Mileny zadzwonił, a ona wstała od stołu. Czekaliśmy na nią z Feliksem jakieś trzy minuty, zanim nie przyszła i spojrzała na nas smutno.
     - Mam trening konny za pół godziny. Muszę się zbierać, a ty - wskazała palcem na Feliksa - masz go pocieszyć. Papa - pomachała nam ręką na pożegnanie i wyszła, zakładając wcześniej buty.
   Spojrzałem zdziwiony na Feliksa, a on tylko uśmiechnął się do mnie.
     - Chodź, muszę cię jeszcze przepytać mój więźniu. I nie zapominaj, że nie pozbędziesz się mnie przez miesiąc - wstał z kanapy i rozciągnął się.
   Patrzyłem na niego z uśmiechem na twarzy. Ten miesiąc zapowiada się całkiem nieźle.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nareszcie, rozdział 6 :D Mam nadzieję, że był choć trochę ciekawy... Opinie możecie zostawić w komentarzach :D Pozdrawiam, jeszcze raz zapraszam do komentowania ;) Do zobaczenia niedługo!

7 komentarzy:

  1. Ojezusiechrystusieniebieskimatkoboskanajświętsza.
    Dostałam dedykację nananana *tańczę makarenę* Dzięki! :DD
    Ogólnie rozdział jest mamusiukochamchrystejakiecudo :D
    Naprawdę.
    Jest.
    Super.
    Więc dużo weny itd. itp. etc. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje :D A mówiłam, że będziesz miała dedykacje :D
      A teraz szybko na swojego bloga, czytaj komentarze i zabieraj się do roboty :D [zrozumiesz, jak poczytasz komenty xd]

      Usuń
    2. Przeczytałam i zrobiłam edit w poście o tym co i jak, więc zapraszam do lektury :DD

      Usuń
    3. Wiadomość została wysłana na e'mail'a :3

      Usuń
  2. Mała groźba, a jak działa... :333
    Dzięki 😃
    Rozdział jest świetny. (Oczywiście jakbym dokładniej go przeszukała to bym mogła się do czegoś przyczepić, niech ci się ego nie zwiększa xD)

    OdpowiedzUsuń
  3. ŚWIETNE !!!!
    Ommm ^^
    Chcem więcej *-* ;-;
    No po prostu zaje***te !!! <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne, aż się łezka w oku kręci ❤

    OdpowiedzUsuń