sobota, 21 marca 2015

Rozdział 4 - Znowu sam?


Treść zawiera przekleństwa! Czytasz na własną odpowiedzialność!


***
Tydzień później...

     - Ty... wyjeżdżasz? - spytałem oschle, choć tak naprawdę miałem ochotę płakać jak małe dziecko.
     Moja mama właśnie powiedziała, że chcę pojechać z Janem gdzieś do Grecji i zostawić mnie na cały miesiąc samego. Rozumiecie?! Bez nikogo, bo nikogo innego nie mam! To jest niezgodne z prawem. Nie powinno się zostawiać osoby nieletniej bez nadzoru opieki dorosłej na dłużej niż tydzień. A ona chce mnie zostawić na cały miesiąc!
     - Och, przecież poradzisz sobie. To tylko miesiąc - odparła, pakując swoje rzeczy do walizki.
    Byliśmy w jej pokoju, który znajdował się na piętrze, po przeciwnej stronie domu niż mój. Ściany pomalowane na krwistą czerwień zdecydowanie działały na moje zmysły. Łóżko, choć duże i zapewne wygodne, zaścielone było tylko w jakąś badziewną poszewkę w różowe kwiaty, które po części zostały zasłonięte przez czarną walizkę. Spojrzałem na przygarbione plecy mamy, okryte cienką koszulką ze względu na upał panujący na dworze. Był już osiemnasty czerwca, a wakacje zbliżały się wielkimi krokami. Jejku, jak ja się cieszyłem.
     - Tylko miesiąc? - powtórzyłem jej ostatnie słowa, które jakby rozniosły się po pokoju.
    Zamarła na chwilę, pewnie starając się poukładać myśli. Jak ona może mnie tak zostawić?!  Za tydzień jest zakończenie roku szkolnego. Już wyobrażam sobie scenkę, gdy wszyscy rodzice gratulują swoim dzieciom, a ja szybko wychodzę ze szkoły, starając się w nikogo nie uderzyć ani nie rozpłakać. Raz tak było. Wpadłem na jakąś dziewczynę, bo miałem łzy w oczach przez moją matkę Okazało się, że nie może przyjść na zakończenie roku, ponieważ musi zostać w pracy. To był wielki cios w moje wówczas jedenastoletnie serduszko i jeszcze długo po tym miałem do niej uraz. Nie chciałem z nikim rozmawiać, a do tego, zdarzył się wypadek. Nie, nie jestem gotowy aby o tym mówić.
    Mama odwróciła się do mnie z troską wypisaną na twarzy, choć wiedziałem, że pod tą maską kryje się egoizm. Chciała po prostu zostawić swój problem i się zabawić. Nie wiem co oni tam z Janem będą robić, ale nie sądzę, żeby grali w pokera... najwyżej rozbieranego.
     - Kochanie - zaczęła cicho i ujęła mą zimną dłoń w swą ciepłą rękę - Dasz sobie radę. Muszę odpocząć. Od pracy, od obowiązków...  - zaczęła wymachiwać delikatnie głową jakby wskazując poszczególne części pokoju.
    Na przykład na obrazek, który namalowałem w wieku pięciu lat. Przedstawiał on mnie, mame i tate trzymających się za ręce, a także psa, którego zwykłem nazywać Reksiem. Wiem, niezbyt oryginalnie, ale miałem wtedy pięć lat! A obrazek nie był dziełem sztuki, więc nawet nie wiem, po co powiesiła go nad łóżkiem.
     - Poradzisz sobie - zapewniła mnie i mocniej uścisnęła dłoń - Jestem tego pewna.
    Uścisnęła mnie później ciepło, ale nie odwzajemniłem uścisku. Znów przekonałem się, że jestem nic niewartym zerem. Że w tym okrutnym świecie można liczyć już tylko na siebie. Że wszyscy, których kochasz tak naprawdę zostawią cię dla zwykłego wyjazdu do Grecji.
     - Skoro musisz ode mnie odpocząć, nie nazywaj się moją matką. Jedź i nie wracaj - odparłem z wielkim bólem w sercu, gdy matka nadal mnie przytulała - Nie potrzebuję ciebie ani nikogo innego -dodałem na koniec, wyrwałem się z jej uścisku i popatrzyłem w jej zeszklone oczy.
    Były pełne bólu. Tak jak moje przez te wszystkie lata, kiedy nie miała dla mnie czasu. Niech choć raz poczuje się tak jak ja. Chociaż raz. Puściłem się pędem do pokoju, a w oddali usłyszałem znajomy krzyk. Choć znajomy, choć tak bardzo upragniony, nie potrzebowałem go. Od tej pory nie potrzebowałem nikogo ani niczego.
    Zatrzasnąłem za sobą drzwi, tak żeby usłyszała jak odizolowuje się od świata. Kiedy do moich uszu dobiegł przeraźliwy krzyk, nie wytrzymałem i zalałem się łzami. Robiłem to cicho, aby nie słyszała mojej porażki. Aby nikt nie usłyszał.
    Siedziałem skulony w kącie pokoju i zastanawiałem się nad własnymi słowami: ,,Jedź i nie wracaj". Czy ja naprawdę tego chciałem? Chciałem już raz na zawsze zostać sam. Bez nikogo. Ale czy to byłoby takie dobre jak mi się zdawało? Z nikim nie mógłbym porozmawiać, z nikim ponarzekać. Myśli kłębiłyby mi się w głowie, nie dając spokoju, język wiecznie nie strzępiony straciłby na wartości. Nic nie byłoby takie same.
    ,,Nie nazywaj się moją matką". Według mnie, na miano matki trzeba zasłużyć. Czy jeżeli kobieta urodzi dziecko jest nazywana matką? Tak, ale tylko pod względem biologicznym. Tu chodzi o uczucia, jakie kobieta obdarowuje dziecko podczas jego dorastania. Widzi pierwsze kroczki swojego dziecka, słyszy pierwsze wypowiedziane słowa, a z czasem i czuję, że jej miłość jest odwzajemniona. Ale, co jeśli matka zostawia dziecko dla "ważniejszych" celów? Typu praca, odpoczynek? Czy wtedy, można ją z czystym sumieniem nazywać matką? Jak na mój chłopski rozum, nie.
    ,,Nie potrzebuje ciebie ani nikogo innego". Czy tak naprawdę jest? Każdy człowiek szuka w drugim jakieś zagubionej części siebie. Kogoś, kto będzie w stanie go pocieszyć, ale i również otrząsnąć nim porządnie by wziął się w garść. Dlatego są rodzice. Kiedy przyjaciel cię wystawi, tata pomoże. Gdy dziewczyna cię rzuci, mama pocieszy. Ojcowie i Matki są wieczną podporą, dla nas, młodych myślicieli, którzy mają wymyślać nowe wynalazki, aby wszystkim żyło się lepiej. Pomagają nam w każdym momencie naszego życia. Aż nie skończy się ich czas. Wtedy ich duszyczki idą do nieba, a ciała zostają tutaj, na ziemi, a dokładniej parę metrów pod nią.
    Podniosłem głowę z kolan i rozglądnąłem się niewyraźnie po pomieszczeniu. Nic się nie zmieniło przez ten krótki tydzień, chociaż nie. Jedna rzecz się zmieniła. To chłopak, który jeszcze wczoraj siedział uśmiechnięty od ucha do ucha przy biurku i rozmawiał z najwspanialszą osobą na świecie, jaką jest Feliks Szubski. Żartował z nim, prowadził ciekawą konwersacje na temat budyniu i po prostu cieszył się życiem. Myślał, że już nigdy nie sięgnie po narzędzie zbrodni. Nawet nie wiedział jak bardzo się mylił.
    Wstałem i chwiejąc się na nogach, podszedłem do drzwi. Cicho je otworzyłem i wyjrzałem zza nich, szukając osoby, którą tak bardzo kochałem i nienawidziłem jednocześnie. Myślałem, że nadal będzie się pakować, ale nie dostrzegałem żadnego ruchu z jej pokoju. Trochę niezapokojony wychyliłem się jeszcze bardziej i nerwowo potrząsnąłem głową na wszystkie strony. Nigdzie jej nie słyszałem ani nie widziałem. Wyszedłem z pokoju, uważając na każdy krok i podtrzymując się ściany. Z oczu nie leciały mi łzy, ale nadal miałem wrażenie, że na coś wpadnę. Nie myliłem się.
Wpadłem na swoją matkę, wychodzącą z łazienki. Kurwa... o tym nie pomyślałem, że może być w łazience. Zderzyłem się z nią i nieświadomie przytuliłem. Tak, kolejny nawyk z dzieciństwa. Mama odwzajemniła uścisk tylko może z piętnaście razy mocniej, a przy tym szeptała: ,,Spokojnie, nigdzie nie jadę. Zostanę z tobą". Chociaż tak bardzo tego pragnąłem, chociaż pragnąłem jej bliskości, nie mogłem odpowiedzieć jej nic innego jak tylko:
     - Jedź, poradzę sobie. Jestem już dużym chłopcem.
    Mama załkała cicho, a następnie pocałowała mnie w ucho. Uczucie ciepła rozniosło się po moim ciele i wtedy już wiedziałem, że postąpiłem słusznie. To, że inni są samolubni, to nie oznacza, że ja również muszę taki być.
***
Tydzień później... 

    Z objęć Morfeusza wyrwał mnie ukochany dźwięk budzika, prawdopodobnie ostatni w tym miesiącu. Najwyżej trzech.
     - Wakacje - mruknąłem i szybko przetarłem oczy
    Uśmiechnąłem się do telefonu, gdy wyłączałem budzik, a następnie wstałem z łóżka, przeciągając się i ziewnąłem. Podszedłem do szafy, w której przygotowany był mój strój na zakończenie roku i zabrałem go ze sobą do łazienki. Położyłem ubrania na krześle, które służyło tu do... siedzenia? Nie wiem po co tutaj było, ale ważne, że się przydawało. Odłożyłem tam swoje ubrania i wszedłem do kabiny.
    Myłem się dokładnie, ciesząc z obrotów spraw jakie nastąpiły w ciągu tego tygodnia. Mama na razie zostawiła mi półtora tysiąca złotych i powiedziała, że resztę będzie przelewać bezpośrednio na moje konto bankowe. Zakład z Feliksem się kończył, co było dla mnie jednocześnie dobrą co złą nowiną, ponieważ ze względu na to, że wygrałem, muszę iść z nim na pizze na którą nie mam ochoty iść. Trudno, jakoś przeżyję, ale... nareszcie go spotkam. Zobaczę się z nim, będę mógł go uściskać... znaczy nie. Tego nie zrobię. I nie, nie dlatego, że ma dziewczynę. Właśnie jej nie ma. Zerwała z nim jakieś półtora tygodnia temu, czym zdawał się nie przejmować, choć wiedziałem, że w rzeczywistości chcę mu się krzyczeć i płakać. On do sprawy podszedł jak facet. Ja podszedłby jak baba. Nie, nie chcę obrazić tutaj płci pięknej. Po prostu płakałbym i użalał nad sobą. Feliks taki nie jest.
    Wyszedłem z kabiny prysznicowej i od razu wstąpiłem na wagę. Ważyłem pięćdziesiąt trzy kilogramy, czyli o cztery kilogramy więcej niż sprzed około dwóch tygodni. Jak to jest możliwe? Przecież nic nie jadłem, obiadów nie miałem... Feliks. Znów on. Kiedy z nim rozmawiałem, podświadomie przynosiłem do pokoju różnego rodzaju jedzenie. Jabłka, wafle ryżowe... i to przez to zacząłem tyć. On to zrobił specjalnie! Uśmiechnąłem się na samą o nim, ale po chwili uśmiech zamienił się w smutny grymas. Przecież przytyłem. Jestem jeszcze grubszy niż byłem, a tym samym brzydszy. Ubrałem się w strój galowy, starając się być dobrej myśli i zszedłem na dół z wilgotnymi włosami.
    Jakie to piękne uczucie, kiedy po kilku miesiącach dźwigania ciężkiego plecaka, można z czystym wyjść bez niego. Podszedłem do miski z owocami i automatycznie sięgnąłem po jabłko znajdujące się na górze innych owoców. Zatrzymałem rękę, gdy dzieliła ją pięć minimetrów od jedzenia. Patrzyłem na dłoń z zastanowieniem czy na pewno powinienem zjeść to jabłko. Po chwili zastanowienia, zabrałem nieśmiało rękę i pokręciłem głową z niedowierzaniem. Jak temu chłopakowi udało się mnie tak szybko zmienić? Już chciałem zacząć normalnie jeść przez niego! Odwróciłem się na pięcie i wróciłem po telefon znajdujący się w moim pokoju.
    Sprawdziłem na nim godzinę. 7:10, więc za dziesięć minut powinienem wychodzić. Wziąłem jeszcze słuchawki, które były niezbędne mi do życia i pognałem na dół po schodach. Postanowiłem przed wyjściem zadzwonić do mamy, która wyjechała dwa dni temu. Wybrałem numer i zaczekałem na połączenie. Po dziesięciu minutach się doczekałem.
     - Hej Michał! - przywitała się ze mną - Jak tam?
   Uśmiechnąłem się na dźwięk głosu mojej mamy. Ostatni raz słyszałem go wczoraj popołudniu.
     - Dobrze, właśnie wychodzę do szkoły - odpowiedziałem i zaczekałem na jej reakcję.
    W cichy sposób chciałem przekazać, że nie będzie jej na zakończeniu roku, ale ona jak gdyby nigdy nic, zaczęła dalej strzępić język jak to jest cudownie w tej Grecji i w ogóle. Nie słuchałem jej, cały czas myślami byłem przy Feliksie... Czy ja muszę o nim myśleć 24 godziny na dobę?! To już się powoli robi męczące. Ubrałem buty, w międzyczasie potakując mamie i wyszedłem z domu, zamykając wcześniej drzwi. Jeszcze minutkę pogadałem przez telefon, a następnie posłużył mi on za odtwarzacz muzyki. Przez następne minuty szedłem na autobus, a za pół godziny już byłem w szkolnej klasie, na zakończeniu roku.
    Mieliśmy tutaj się najpierw spotkać, wszystkich policzyć i dopiero wtedy pójść do sali gimnastycznej, gdzie pożegna nas osobiście Pani Dyrektor. Jaki zaszczyt, pomyślałem z goryczą. Usiadłem na swoim miejscu w kącie, starając się nie zwracać uwagi na pięknie wyglądające dziś dziewczyny w klasie i zacząłem obsesyjnie uderzać palcami o próg ławki. Jak ja już chcę perkusję.
     - Hej - usłyszałem ciche przywitanie tuż za swoimi plecami
    Odwróciłem się, co nie było zbyt dobrym pomysłem. Moją twarz dzieliło pięć minimetrów od brzucha Mileny, która stała aż tak blisko. Otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia i nerwowo zacząłem cofać ławkę, uderzając niechcący jakąś dziewczynę. Wybąkałem ciche przeprosiny, patrząc na Milenę, przez co cicho się zaśmiała z mojego roztargnienia. Sam leciutko się uśmiechnąłem, ale tak, aby tego nie widziała. Udało mi się to.
     - Hej - prawie że wysapałem na powitanie - Ładnie wyglądasz
    Rzeczywiście tak było. Swoje długie, blond włosy spięła w wysokiego koka, wypuszczając parę kosmyków na twarz, oczy podkreśliła kredką i czymś jeszcze (nie znam się, jestem tylko chłopakiem), a na policzki nałożyła różowy puder... A nie, jednak nie. Po prostu się zarumieniła od komplementu. Już miała coś powiedzieć, kiedy to nauczycielka wpadła z hukiem do sali i zaczęła rozstawiać wszystkich po kątach. Tak się złożyło, że naszą wychowawczynią była pani Jabłońska znana jako najsurowszy nauczyciel w tej szkole. Jednak dla swoich klas zawsze była miła. Najwidoczniej to tylko dziś ma zły humor...  Milena szybko zajęła miejsce najbliżej mnie, a ja usiadłem na krześle, znów myśląc o niebieskich migdałach.
     - Michał! - krzyknęła na mnie nauczycielka
   Szybko potrząsnąłem głową i spojrzałem na wychowawczynie. Brązowe włosy związane w kitkę wyglądały stosunkowo groźnie ze szpiczastym nosem, a wiecznie przymrużone oczy dodawały jakieś +10 do ataku, ale też -5 do wzroku.
     - C-co? - wyjąkałem
   Nauczycielka zerknęła na mnie z łaską, a następnie się oddaliła.
     - Gdzie jest twoja mama? - spytała dopiero przy biurku.
   Po co jej to wiedzieć? To chyba prywatne sprawy...
     -W Grecji, na wakacjach - odpowiedziałem bez większego zapału.
   Popatrzyła na mnie niemrawo, a następnie odwróciła wzrok do Mileny.
     - A twoi rodzice? - zapytała dziewczynę.
     -W domu - odpowiedziała cicho, lekko się rumieniąc.
   Z tego co zauważyłem, Milena jest "trochę" nieśmiała, choć ma tak tylko z kilkoma osobami. Muszę przyznać, że, kiedy rumieniec zagości na jej policzkach, wygląda tak niewinnie i słodko.
     - A dlaczego nie w szkole? - dopytywała się dalej nauczycielka.
   Milena znów zawstydzona spuściła głowę i cicho odpowiedziała.
     - Nie wiem.
    Dwa proste słowa, a jednak kryją się pod nimi ból i cierpienie. O Ból, hej. Dalej pani już się nikogo nie czepiała dlaczego nie ma jego rodziców na zakończeniu roku i mogliśmy przejść do sali gimnastycznej. Przez całą przemowę dyrektorki ziewnąłem tylko pięć razy z czego jestem bardzo zadowolony, bo zdarzało mi się kiedyś przysypiać. Robię postępy.
    Po całym apelu, rozdawania nagród i różnego rodzaju bzdur, mieliśmy jeszcze raz iść do klas i pożegnać się z wychowawcami. Co za bezsens, ale to zrobiliśmy. Usiadłem na tym samym miejscu co wcześniej i zaczekałem aż nauczycielka zacznie rozmowę. Nie naczekałem się zbyt długo.
     - Dobra... wiem, że większość z was ma mnie za kolejną wredną nauczycielkę, która tylko czepia się o byle co - po klasie przeszło kilka chichotów - Ale chciałabym podziękować wam za ten rok szkolny, bo naprawdę był udany! Nikogo nie wyrzucili... przez okno jak w tamtym roku... czyli bardzo dobrze. Nie przedłużając, bo wiem, że chcecie już wakacje, do zobaczenia w przyszłym i jednocześnie ostatnim roku szkolnym! - mówiąc ostatnie słowa, wszyscy zaczęli klaskać, a następnie wychodzić z klasy.
    Wyszedłem jako jeden z pierwszych, rzucając jakimś szybkim uśmiechem w stronę nauczycielki. Odwzajemniła uśmiech i zaczęła rozmawiać z jakąś kujonką, która ubolewała, że zaczęły się wakacje. Przeszedłem żwawym krokiem przez pusty korytarz i już po chwili znajdowałem się przed szkołą. Wyciągnąłem słuchawki z kieszeni czarnych spodni, zanim nie usłyszałem jakiegoś krzyku za mną.
     - Ej, Pedale!
    Nie odwróciłem się, choć wiedziałem, że te słowa są skierowane w moją osobę. Po prostu szedłem dalej mijając budynki i słysząc nagłaśniające się bluzgi na mój temat. Na temat mojego ubioru, orientacji seksualnej... Pomijam fakt, że oni nic o mnie nie wiedzieli i wyzywali mnie na nieuzasadnionej podstawie. Idioci, przed nimi się nie uchronisz.
    Wsiadłem do autobusu. Oni za mną. Było ich pięciu, z czego jedną osobę znam. Milena szła z tymi idiotami i śmiała się ze mnie. Podła, podstępna... Nie, nie będę jej obrażał. Nie jest warta moich myśli. Stanąłem przy jednej z żółtych rur i złapałem się jej, starając się jednocześnie uspokoić. Dlaczego za mną jadą? Co im to da? Nigdy nie zrozumiem tej mody ,,Wyżywania się na słabszych". Naprawdę, co im to da? Czują się wtedy lepiej czy co? Ehh... Wysiadłem na odpowiednim przystanku, omijając haka wystawionego przez jakiegoś grubego z grupy prześladowców.
     - Kurwa, spryciarz jebany - usłyszałem za plecami i szedłem dalej.
    Miałem ich powoli dosyć. Wyzywają mnie, śledzą... A do tego jeszcze Milena, która się z nimi śmieje! Szedłem dalej, coraz szybciej. Oni za mną. Gdy byłem już pod swoim domem, usłyszałem krzyk:
     - Dobra, teraz możemy się już naprawdę zabawić!
    Co oni chcą zrobić? Kurwa, boję się. Podbiegłem do drzwi i usłyszałem jak reszta grupy przeskakuje przez furtkę. Zacząłem nerwowo szukać kluczy w spodniach, modląc się jednocześnie do Boga o pomoc. Wątpię aby mnie wysłuchał. Gdy w końcu odnalazłem upragniony przedmiot, ktoś mnie uderzył w głowę. Nie powiem, mocno. Tak, że poleciałem na drzwi, a klucze wypadły mi z rąk.
Gości było dwóch. Ten gruby i jakiś chudy. Pierwszy pochylał się nade mną i trzymał za kołnierz od koszuli. Drugi stał z boku z zaciśniętą pięścią i dziwnym grymasie na twarzy.
     - Chciałeś uciec, co? - zaczął szeptać mi do ucha gruby - Przed nami nie ma ucieczki.
    Starałem się na niego nie zwymiotować, a chciałem to zrobić przez jego smród. Drugi gostek walnął mnie z całej siły w brzuch, a ja wygiąłem się wpół. Umrzeć. Ja chcę umrzeć, powtarzałem sobie w myślach. Jak się nie potnę, to ktoś mnie zabije. Gdy już się otrząsnąłem i coś widziałem, spostrzegłem Milenę. Jej łze, spływającą po policzku. Samotną łze. Nie będę się bronił. Jeśli chcą mnie pobić, niech to zrobią. Niech Milena widzi moje cierpienie i niech wie, że to przez nią.
     - Teraz dostaniesz nauczkę, szczylu - słyszałem pomiędzy uderzeniami w brzuch
    Leżałem na zimnych kafelkach przed swoim domem i patrzyłem w załzawione oczy Mileny. Krzyczała, ale to nic nie dawało. Nie widziałem nic poza jej twarzą, chociaż po paru sekundach zaczęła ona zanikać pod warstwami łez. Sam płakałem z bezsilności, która dość często mi towarzyszyła. Myślałem, że to koniec, że mnie zabiją. Ale nie. Do akcji wkroczyła Milena.
     - Zostawcie go kurwa! Słyszycie! Wynocha stąd! - krzyczała i stanęła przede mną, odpychając moich napastników.
    Podniosłem ledwo głowę z kafelków, aby przypatrzeć się całej sytuacji. Milena nadal krzyczała na tych dwóch gości, a kolejni dwaj już dawno uciekli. Patrzyłem na nich z dołu, próbując zrozumieć zachowanie Mileny. Najpierw się ze mnie śmieje, a teraz broni? Nie zrozumiem kobiet. Dlaczego tak się zachowała? Co ja jej takiego zrobiłem?
    Cała rozwścieczona i we łzach podeszła po klucze znajdujące się pięć metrów dalej, a ja przez ten czas próbowałem wstać. Na darmo. Upadałem, kiedy miałem już wstawać.
     - Chodź, pomogę ci - powiedziała zmartwiona dziewczyna i pomogła mi ustać na nogach.
   Opierałem się o nią całym ciałem, choć najchętniej pobiegłbym do swojego pokoju, zostawiając ją tutaj samą. Ale nie, słaby Michał musi być słaby.
     - Dzięki - podziękowałem i odsunąłem się od niej.
   Zabrałem klucz i podparłem się drzwi, aby nie upaść, a Milena patrzyła na mnie z boku. W końcu, gdy mi się udało trafić w dziurkę od klucza, odezwała się.
     - Michał, ja... przepraszam. Nie wiem co mnie poniosło, przepraszam. - tłumaczyła się - Wybaczysz mi?
   Zerknąłem na nią ukradkiem. Czy ona mówiła to szczerze? Czy naprawdę żałuje swoich czynów?
     - Milena... - zacząłem, ale mi przerwała.
     - Wiem, zrobiłam źle... ale to był mój brat, a rodzina jest najważniejsza, prawda? - spytała przez łzy - Nie chcę Cię stracić, dopiero co zyskałam Twoje zaufanie.
   Obróciłem się w jej kierunku. Wyglądała tak niewinnie. Łzy nadal ciekły jej po policzkach, oczy były napuchnięte od płaczu, a ona wyglądała pięknie. Musiałem jej wybaczyć.
     - Wybaczam Ci - szepnąłem i złapałem ją delikatnie za rękę.
    Spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła. Następnie przełknęła ślinę i przytuliła mnie, chyba najmocniej jak potrafiła. W pierwszej chwili chciałem się wyrwać, ale wiedziałem, że akurat ten przytulas jest ważniejszy od innych. W jakiś sposób pozwoliłem jej się do mnie zbliżyć, co chyba nie było dobrym pomysłem. Zobaczymy w przyszłości.
    Gdy mnie puściła, nie odsunęła się. Jej twarz dzieliły milimetry od mojej twarzy i najwidoczniej jej się to podobało. Ale nie mi. Zamknęła oczy i zaczęła przybliżać się jeszcze bardziej. Już zamykałem oczy, kiedy sobie o kimś przypomniałem. O kimś, z kim się mam jutro spotkać. O kimś, kogo wolałbym od Mileny. Feliks. To jego chciałbym otaczać ramieniem na brzuchu. To jego chciałbym całować. Jestem gejem.
     - Milena... Nie - odepchnąłem ją od siebie i popatrzyłem na nią zmieszany - Ja... nic do ciebie nie czuję. Przepraszam.
   Milena tylko pokiwała głową i wyszła z mojej parceli, pozwalając mi wejść do domu i rozmyślać, co ja do cholery jasnej robię ze swoim życiem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam! Wiem, miałam dodać w czwartek, ale tak jakoś wyszło :P
Od teraz rozdziały będą pojawiać się w piątki! Może wtedy będę wrzucać na czas ;-;
Proszę wszystkich czytających o KOMENTOWANIE
Nie musisz mieć do tego nawet konta, a mi to daje ogromną motywację do pisania dalej.
Pozdrawiam ;) I właśnie zaczynam aminowanie na stronce: ,,Opowiadania :3" Polecam ;)

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 3 - Dziewczyna?


     Wstałem rano niewyspany, zlany potem, ale... szczęśliwy. Wczoraj rozmawiałem z Feliksem, Adamem, Igorem i Maćkiem do północy, dopóki nie wróciła moja mama. Padły podstawowe pytania typu: ,,Czy jadłeś już?" ,,Nic ci nie jest?" ,,Już lepiej?" Chłopacy patrzyli na mnie podejrzliwie, gdy usłyszeli, że zemdlałem, ale o nic na szczęście nie pytali. Pewnie uznali to za jednorazowy wypadek. Później grzecznie się z nimi pożegnałem i umówiłem na następny dzień. Położyłem się spać z oczywiście pustym żołądkiem i zasnąłem odpływając w krainę fantazji. Wcześniej oczywiście wpisując datę do dziennika i opis całego dnia z pozytywną notką na końcu.
    Wziąłem po raz pierwszy z szafy BIAŁĄ koszulkę i niebieskie jeansy i poszedłem do łazienki się ubrać. Gdy tylko popatrzyłem na siebie w lustrze, otworzyłem szerzej oczy i usta. Matko, co mi się stało z włosami? Były roztrzepane na wszystkie strony świata i chyba miały zamiar takimi pozostać przez resztę dnia. Postarałem się je jakoś ułożyć, żeby nie wyglądać na takiego idiotę jakim jestem, a następnie umyłem zęby uważając, by nie upaprać sobie dopiero co założonych ubrań. 
    Zszedłem na dół, do kuchni. Nie ważne, że i tak nic z niej nie wezmę, po prostu lubiłem tak czekać na odpowiednią porę do wyjścia z domu. Z tego co się orientowałem miałem za pół godziny autobus, więc mam jeszcze sporo czasu. Jak wyjdę za dwadzieścia minut to zdążę idealnie na autobus, ponieważ wtedy zazwyczaj przyjeżdżał wcześnie. To tylko takie moje spostrzeżenia. 
    Postanowiłem mądrze spożytkować ten czas i usiadłem przed telewizorem. O tej godzinie przeważnie leciały wiadomości lub powtórki jakiś seriali. Coś zdecydowanie nie dla mnie. Po około minucie ( wytrzymałem naprawdę długo ) wyłączyłem to wspaniałe urządzenie jakim jest telewizor i poszedłem do siebie. Nie mając co ze sobą zrobić włączyłem kolejne jakże wspaniałe urządzenie pod nazwą ,,komputer". Jak wszystko się włączało, rozsiadłem się wygodnie w fotelu i rozmyślałem nad znaczeniem mojego snu. Był tak chaotyczny i nieprawdopodobny, a jednocześnie możliwy do spełnienia. 

Stałem na ogromnej scenie, a wokół była masa ludzi. Wykrzykiwali moje imię i uśmiechali się do mnie. Byłem wniebowzięty i nic nie myśląc, zacząłem śpiewać. Tak po prostu, a oni się cieszyli i wymachiwali rękami. Poruszałem się z gracją po scenie i wykonywałem poszczególne ruchy taneczne. Nie wiem do jakiej piosenki tańczyłem, ale sądząc po sposobie tańca, można się domyślić, że był to Rock. Krzyczałem do publiczności, która z sekundy na sekundę była coraz większa. Ludzi po prostu przybywało, a całe to miejsce zdawało się zwiększać. Nagle zza sceny wyszedł Feliks wraz z Igorem ( ten blondyn ) i Maćkiem ( ten z czarnymi włosami ). Wszyscy uśmiechali się serdecznie i machali do publiczności. Podbiegłem do nich i wszystkich uściskałem.

    Dalej sen się urwał, a ja właśnie myślałem nad zakończeniem. Często tak robię, kiedy jakiś sen kończy się w połowie, ja wymyślam dalszą część. Przynajmniej mam co robić. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk komputera oznaczający włączenie systemu. Wszedłem w Facebooka, YouTube'a i Faceinface. Ciekawe czy ktoś się nudzi tak samo jak ja i będzie tam siedział. Może Igor, a może...
     - Hej, Michał! - przywitał się ze mną wesoło Feliks - Co tu robisz o tej porze? - spytał nie odrywając wzroku od ekranu.
   Uśmiechnąłem się lekko, zdając sobie sprawę, iż to jego chciałem tutaj zobaczyć. Nie sądziłem, że osiemnastoletni chłopak wzbudzi u mnie takie zaufanie i dzięki niemu pojawi się uśmiech na mojej twarzy. 
     - Ja? Za piętnaście minut powinienem wychodzić do szkoły, a nie mając co ze sobą zrobić, jestem tutaj! - pokazałem na siebie kciukami i uniosłem jeden kącik ust - A ty?
   Zaśmiał się cicho, a potem odpowiedział.
     - Mam wykłady pod wieczór. Cały dzień praktycznie siedzę w domu i śpiewam - odpowiedział jakby ze smutkiem. - Wczoraj opuściłem dzień zajęć i teraz pewnie będę miał zaległości.
    Pokiwałem twierdząco głową i nieświadomie uniosłem ją ku górze, by rozmasować wiecznie bolący kark. Nigdy na niego nie narzekam, zawsze się jakoś dziwnie ułożę podczas snu i później mnie boli. Mimowolnie spojrzałem na swoją półkę, usadzoną nad biurkiem. Stała na niej skarbonka (czyli zwykły słoik), a napisałem na niej: Perkusja. Nadal zbieram na ten wspaniały instrument i nie mogę się doczekać, kiedy będę trzymał w ręce pałeczki i uderzę z całej siły w bębny. Będę robił słynne ,,BA DUM TSSS"i się cieszył jak głupi. Jestem tego pewien.
     - Na co się patrzysz? - spytał ciekawsko Feliks
   Potrząsnąłem głową i zwróciłem się twarzą do monitora.
     - Na skarbonkę. Zbieram na perkusję - wyjaśniłem i znów zerknąłem na słoik wypełniony banknotami i groszami.
     - Ile już uzbierałeś? - dopytywał się
   Szybko przeliczyłem banknoty znajdujące się w słoiku, a było ich piętnaście, każdy o wartości stu złotych.
     - Tysiąc pięćset - odparłem bez entuzjazmu, choć miałem ochotę wybuchnąć ze szczęścia.
   Kiedy ostatni raz liczyłem, pieniędzy w skarbonce nie było więcej niż tysiąc trzysta. Feliks gwizdnął z podziwem, a następnie odetchnął głęboko.
     - Jeszcze trochę i spełnisz swoje marzenie... - mruknął i puścił do mnie oczko.
   Trzeba przyznać, wyglądało to cholernie seksownie i musiałem się powstrzymywać przed powiedzeniem jakiegoś komplementu na temat jego równie seksownego ubioru. Miał na sobie karmelową koszulkę z ciemniejszymi akcentami, a także na ręce dostrzegłem czarny zegarek, który idealnie komponował się z równie czarną bransoletką. Włosy miał ułożone podobnie jak wczoraj, tylko były bardziej roztrzepane, co jeszcze dodawało mu uroku. Jedynie ciemniejsze cienie pod oczami mogły wywołać niepokój.
     - Taaa... źle spałeś? - zmieniłem temat i usiadłem wygodnie, zakładając maskę obojętności.
   Nie chciałem aby wyczytał z mojej twarzy jak bardzo podobają mi się jego kości policzkowe i słodkie dołeczki, kiedy się uśmiechał. Lepiej uciekać, niż stanąć do walki z ryzykiem przegranej.
     - Tak. Bo mój "miły" - zrobił cudzysłów w powietrzu - sąsiad postanowił o szóstej rano napierdalać wiertarką, bo musiał półkę przywiercić. Po prostu ręce opadają - powiedział zrezygnowany i wykonał gest, którego użył w zdaniu.
   Patrzyłem na niego spod przymrużonych oczu, bacznie obserwując każdy jego ruch. Mięśnie były widoczne pod koszulką, co utrudniało mi skupienie się na czymkolwiek. Może nie był jakimś kulturystą, ale sześciopak posiadał. Jego ramiona - choć chude, pewnie potrafiły unieść większe ciężary. Były również szersze od bioder, ale nie na tyle by wyglądał jak mięśniak. Trzeba przyznać, Feliks był przystojny. Zabójczo przystojny.
     - Ale to nie ważne. Pokłóciłem się z dziewczyną.
   W jednej sekundzie przestałem oddychać, a moje oczy zrobiły się nienaturalnie duże. Jak to... on ma dziewczynę?! Nie powinno być to dla mnie jakimś szczególnym zaskoczeniem, ponieważ tak jak wspomniałem wcześniej, Feliks był przystojny. Ale... w jakiś dziwny sposób poczułem się zdradzony. Czułem jak łzy napływają mi do oczu. O nie, tym razem nie będziesz ryczeć, pomyślałem i popatrzyłem pewny siebie na Feliksa.
   Siedział pochylony na krześle i patrzył na mnie uważnie i z troską w oczach. Z całej siły woli próbowałem się nie rozpłakać patrząc w jego zmieszane oczy i uświadamiając sobie, że on widzi we mnie tylko gostka z internetu, którego zna jeden dzień. Nawet nie. Tylko kilka godzin. Kilka godzin przy których uśmiałem się jak nigdy. Śmiałem się tak jeszcze zanim umarła moja babcia. To jej śmierć pozostawiła w moim sercu pustkę, którą nie mogło zapełnić nic ani nikt. Zamknąłem się w sobie przez śmierć osoby, którą kochałem i nadal kocham ponad życie. 
     - Michał... wszystko w porządku? - wyrwał mnie ze smętnych myśli, Feliks.
   Poczułem jak samotna łza spływa z mojego policzka. Nie pójdę do szkoły w takim stanie, powiem mamie, że źle się poczułem czy coś. W sumie, to chyba można porównać do "źle się poczułem". Było mi potwornie przykro z niewiadomego powodu, a niewiedza skutkowała moją wściekłością na samego siebie. Chciałem solidnie przywalić ręką w ścianę albo zrobić coś podobnego. Po raz kolejny poczułem się niekochany i odrzucony. Przez jedną osobę. Przez Jego dziewczynę.
     - Czas, byś czegoś się o mnie dowiedział... - szepnąłem z chrypką, na co wzdrygnął się lekko.
   Wstałem z miejsca i podszedłem do szafy w celu wyciągnięcia jedynej koszulki na ramiączkach jaka mi pozostała. Znalazłem ją przygniecioną, na samym dole półki. Zdjąłem obecną koszulkę i założyłem tą, podchodząc znów do komputera. Obecny ubiór odsłaniał moje ramiona, które zawsze chowałem przed wszystkimi.
     - Nic nie jest w porządku! - krzyknąłem i przyłożyłem do kamerki moje ręce, czekając na reakcje Feliksa.
   Z początku nic nie zauważył, ale później, gdy ustawiłem ręce pod odpowiednim kątem, klepnął się mocno w czoło, a następnie wykrzyczał:
     - Jak ty możesz to robić?!
   Zabrałem ramiona i znów wstałem.
     - To nie wszystko - wysyczałem i podniosłem lekko moją koszulkę do góry, odsłaniając pępek.
   W tym momencie, Feliksowi mogły wyjść oczy ze zdumienia, ale tylko wpatrywał się w mój wychudzony ( choć dla mnie gruby ) brzuch i nic nie mówił. Korzystając z okazji, podniosłem koszulkę jeszcze wyżej i pokazałem wystające żebra. 
     - Cieszysz się? Idź do swojej dziewczyny! - powiedziałem oschle i wyłączyłem komputer zanim zdążył zareagować.
    Rzuciłem się na łóżko i zacząłem płakać. Dlaczego ja to wszystko zrobiłem!? Przecież on mi tylko powiedział, że ma dziewczynę! To jest normalne, że tak fajny chłopak jak on ma już kogoś, więc dlaczego tak zareagowałem? Jestem idiotą, należy mi się kara. Wstałem z łzami w oczach i podszedłem tam, gdzie schowałem żyletkę. A była ona w tym dzienniku, w którym pisałem wczoraj notkę. Podszedłem do biurka w którym schowany był mój najlepszy przyjaciel. Tak, jest rodzaju męskiego i ma na imię Ból. 
    Wyciągnąłem dziennik z szuflady i otworzyłem go na ostatniej stronie. Przyklejony starą taśmą klejącą, czekał aż się załamie i zechce z nim spotkać. Chciałem to zrobić wczoraj, z jego przyjaciółką, ale Milena mi przeszkodziła. Nie wiem, czy mam się bardziej cieszyć czy smucić z tego  obrotu spraw. Przecież, wyszło na to, że i tak się potne z własnej głupoty. Odkleiłem przezroczystą taśmę i wziąłem żyletkę w dłoń. Jak sprzed miesięcy była ostra i równie błyszcząca. Aż zachęcała do pocięcia się nią.
    Poszedłem z przyjacielem do łazienki, wpadając wcześniej na framugę od drzwi i prawie się potykając. Ale ze mnie gapa. Złapałem za krawędź umywalki i spojrzałem w lustro znajdujące się najbliżej wyjścia. Moje włosy, tak jak sądziłem, zostały roztrzepane. Oczy były całe zaczerwienione od płaczu, a policzki różowawe i wilgotne od słonych łez. Można było porównać mnie do beczącego bachora w wózku. Załkałem głośno i przełknąłem ślinę, która wytworzyła się przez niepotrzebny płacz. Jesteś nikim, pomyślałem i moja ręka sama zaczęła tworzyć malutkie kółeczka żyletką na mojej skórze. Nie przyciskałem jej za mocno, nie powodowała żadnych ran, a już dawała jakiegoś rodzaju ukojenie.
    Zerknąłem na swoją dłoń, która jakby wiedziała co ma robić. Czy chcę znów widzieć swoją krew, spływającą po ramieniu? Nie potne się w okolicy głównych żył, aż tak głupi nie jestem. Nie potrafiłbym zostawić mojej mamy, która mimo pracy strasznie się o mnie troszczy. Nie potrafiłbym wytrzymać bez jej uśmiechu i nawet idiotycznych pytań. Mimo tego, że czasem mnie wkurza, mam ją zostawić? Czy ona zostawiła mnie, kiedy miałem kilka lat i robiłem masę błędów i wiecznie ją wkurzałem? Czy zostawiła mnie wtedy, gdy jej najbardziej potrzebowałem? Nie, na pewno nie.
Jak wyglądałby świat bez niej? Czy religijne "niebo" byłoby tak samo piękne, bez jej brązowej burzy loków i melodyjnego głosu? Zapewne nie. Przecież "niebo" bez niej nie istnieje! I bez jej naleśników, których nie powinienem jeść! Pojechałem żyletką wyżej do swojego celu i znów zacząłem kreślić małe kółeczka z coraz to większym naciskiem na skórę. Nie robiłem tego od tygodnia, więc odzwyczaiłem się od towarzyszącemu temu uczuciowi. W końcu zamknąłem oczy i przegryzając dolną wargę, wbiłem żyletkę w ramię.
    Jęknąłem głośno. Pozwoliłem dać upust emocją i jeździłem żyletką w ramieniu jeszcze chwilę. Krew zaczęła spływać po moim ciele, a także ubrudziła umywalkę. Miałem to gdzieś. Tylko i wyłącznie Ból był dla mnie ważny. To nie jest uczucie, to jest przyjaciel z którym będziesz spotykał się do końca życia. On nie da ci spokoju. Wszędzie i zawsze go spotkasz. Mnie akurat spotkał w domu, ale może to równie dobrze zrobić na ulicy, w pracy... możliwości ma wiele.
    Popatrzyłem na rany, które sam zrobiłem na swoim ciele. Były to nierówne kreski, a także coś na kształt płytkiej dziury w skórze. Kurwa, przesadziłem. Odwróciłem wzrok i odkręciłem wodę. Lewą ręką nie mogłem nic zrobić, ponieważ była cała zakrwawiona i osłabiona, a prawą bez problemu poradziłem sobie z umyciem i umywalki i ręki. Byłem z siebie zadowolony? Nie, ani trochę, ale co mogłem zrobić. Jestem zbyt słaby aby stanąć przed problemami, które w większości przypadkach nie istnieją i je przezwyciężać. Jestem tylko głupim piętnastolatkiem.
   Krzyknąłem głośno, przeklinając wszystko dookoła i samego siebie.
     - Dlaczego jestem taki głupi?! - krzyknąłem w podłogę, która nagle wydała mi się wygodnym miejscem do spania. - O nie, nie teraz - mruknąłem i podniosłem się, zadając sobie dodatkowy ból w ramieniu.
    Z grymasem bólu na twarzy wyciągnąłem z apteczki wodę utlenioną. Będzie piekło, pomyślałem i położyłem lewą rękę z powrotem na umywalce. Drugą odkręciłem buteleczkę i gwałtowanie polałem sobie jej zawartość na rany. Natychmiastowo krzyknąłem cicho i przegryzłem dolną wargę do krwi. Poczułem znajomy smak w ustach, który połknąłem razem ze śliną, a rękę dalej polewałem wodą utlenioną. Po jakiś trzech minutach cierpień, odłożyłem na wpół pustą buteleczkę i znów spojrzałem na ramię. Nie wyglądało aż tak źle. Bywało gorzej. Trzy kreski, z czego jedna przypominająca dziurę. Odłożyłem wszystko na miejsce, a żyletkę opłukałem i wziąłem ze sobą do pokoju.
Nadal miałem wrażenie, że zemdleję, ale jakoś dawałem radę. Żyletkę przykleiłem do ostatniej strony zeszytu, a później schowałem go do szuflady. A teraz pytanie: Włączyć komputer czy nie? Może lepiej byłoby wyjaśnić wszystko Feliksowi, żeby nie miał poczucia winy, ale jak ja się mu pokaże w takim stanie? A w sumie, jebać to. Powiem mu dziś wieczorem. I ja i on zdążymy ochłonąć.
    Położyłem się na łóżku, nadal uważając na okaleczoną rękę i wyjąłem telefon z kieszeni. Była 7:31, więc autobus właśnie odjechał i nie miałem czym dostać się do szkoły. Idealnie. Nie chcę wracać do tej bandy debili (nie licząc Mileny) i słuchać docinek z ich strony. Chcę iść spać.
I to właśnie zrobiłem.


***

    Nic mi się nie śniło, za co dziękowałem Bogu. Po raz pierwszy od dłuższego okresu nie śnił mi się koszmar czy jakieś inne psychiczne rzeczy. Ledwo co otworzyłem oczy, już usłyszałem dzwonek telefonu. Leniwie sięgnąłem po urządzenie, wymyślając przy tym jakąś wymówkę, dlaczego nie poszedłem do szkoły. Przeciągnąłem zieloną słuchawkę po ekranie i usłyszałem głos matki.
     - Czemu cię nie ma w szkole?
   Miłe przywitanie... naprawdę. Bez ,,Hej" czy ,,Jak się czujesz?". Od razu pytania jak na ruskim kazaniu.
     - Mama, źle się czuję - skłamałem i odwróciłem się na prawy bok.
     - Mogłeś mi powiedzieć wieczorem. Dałabym ci jakieś tabletki... - zaczęła mruczeć pod nosem.
     - Nie trzeba - przerwałem
   Westchnęła głośno, wyraźnie zrezygnowana.
     - Dobra... odpoczywaj i w razie czego dzwoń - pożegnała się ze mną krótko i się rozłączyła.
    I do tego miłe pożegnanie... super. Poczułem się miło. Sprawdziłem przy okazji godzinę. Była 10:11 czyli nie tak źle. Myślałem, że pośpię dłużej. Przeciągnąłem się ospale i usiadłem na skraju łóżka. Złapałem się za głowę, starając opanować migoczące plamki przed oczyma. Gdy mi się to udało, wstałem z miękkiego łóżka i podszedłem do komputera. Teraz mogę pogadać z Feliksem.
Włączyłem wszystkie potrzebne do tego aplikacje, popijając przy tym wczorajszą wodę. Położyłem stopy na biurku jak to miałem w zwyczaju i zaczekałem aż gra się załaduje. Trwało to góra piętnaście sekund, które teraz wydawały się wiecznością. Ciekawe, jak zareaguje na moją obecność. Może będzie na mnie krzyczał, a może wykażę choć odrobinę zrozumienia. Myślę, że jedno i drugie. Pewnie najpierw na mnie nakrzyczy, a zaraz potem będzie próbował odciągnąć mnie od samookaleczania. Niech próbuję ile wlezie, i tak mu się to nie uda.
    Gdy tylko gra się załadowała, wszedłem do odpowiedniej grupy i zobaczyłem Feliksa. Nic się nie zmienił, może wyraz lekko twarzy stał się bardziej napięty, ale nic ważniejszego. Znów przypatrzyłem się w jego skupione oczy, zastanawiając się która jest taką szczęściarą i chodzi z tym chłopakiem. Szczerze, to zazdroszczę jej. Odchrząknąłem cicho by Feliks mnie usłyszał, co zrobił. Popatrzył na mnie ciekawsko, a następnie spojrzał na moje ramię. W jednej chwili spuścił głowę, a ja zdałem sobie sprawę, że mam koszulkę odsłaniającą ramiona.
     - Dlaczego to zrobiłeś? - spytał cienkim głosem Feliks.
   Czy on... był bliski płaczu? Nie, to niemożliwe. 
     - Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. - odparłem równie cicho.
   Myślałem, że mnie nie usłyszał, ponieważ przez kilka sekund leżał głową na biurku i nad czymś rozmyślał. Jednak, po nieokreślonym czasie podniósł głowę i spojrzał na mnie zeszklonymi oczami. Poczułem niewyobrażalny ból w sercu, kiedy zdałem sobie sprawę, że płacze przeze mnie. Tak, już płaczę. Jedna łza spłynęła po jego policzku, tworząc drogę do kącika ust. Po chwili zdałem sobie sprawę, że na moim policzku pojawiła się podobna łza. Patrzyliśmy na siebie z Feliksem z wyraźnym smutkiem. Nie musieliśmy się odzywać. Widzieliśmy wszystko w swoich oczach.
    Ja widziałem ból, a także smutek. Dostrzec można było gniew, ale ból przewyższał wszystkie uczucia. Mówiłem, że pan Ból jest bezlitosny? Na twarzy Feliksa widniało coraz więcej łez, którym pozwolił swobodnie płynąć po jego kościach policzkowych. Mój ból w sercu się powiększał, a wraz z nim poczucie winy. Jak mogłem doprowadzić go do takiego stanu?! 
     - Feliks... przepraszam - szepnąłem, a zaraz zalałem się łzami i spuściłem głowę.
   Usłyszałem ciche ,,Ciii" z jego strony, ale ani nic ani nikt nie był w stanie mnie uspokoić. W tej chwili chciałem zapaść się pod ziemię. Chciałem aby wszyscy zapomnieli o moim istnieniu i żyli spokojnie. Chciałem przestać istnieć.
     - Michał... - usłyszałem zachrypnięty głos Feliksa, na co podniosłem głowę - Powiedz mi, że.. skończysz z tym. Pomogę ci.
   Ha, mówiłem. Wiedziałem, że to zaproponuje. Pokręciłem głową w poprzek, ocierając łzy z policzków.
     - Nie. Nikt nie może mi pomóc. - zaprzeczyłem i znów spojrzałem w ciemne oczy bruneta.
   Uniósł słodko jedną brew, a także na jego twarzy zagościł lekki uśmieszek.
     - Założymy się? - spytał i wyciągnął rękę w stronę kamerki.
   Moje kąciki ust mimowolnie uniosły się ku górze, a ręka powędrowała w stronę kamerki.
     - Jasne, a o co? - spytałem, gdy moja ręka znajdowała się wystarczająco blisko monitora.
   Feliks uśmiechnął się przebiegle. Kurczę, w co ja się wkopałem.
     - Jeśli nie wytrzymasz dwóch tygodni bez okaleczania się, dajesz mi swój adres i osobiście dopilnuję, byś tego nie robił przez następny miesiąc. A jeśli wytrzymasz, spotykamy się w pizzeri i zamawiamy olbrzymią pizze. - odpowiedział zadowolony z siebie.
   Ja natomiast popatrzyłem na niego niepewnie. Co? Przecież nie zjem wielkiej pizzy!
     - Możemy zmienić drugą część? - spytałem spod przymrużonych oczu.
   Feliks zaśmiał się cicho. 
     - Nie. Jak wyleczymy samookaleczanie, zabieramy się za anoreksje. - wyjaśnił już bardziej poważnie.
   Zrobiłem skwaszoną minę, ale po przemyśleniu całej sprawy, podjąłem decyzję.
     - Zgadzam się.
   ,,Uścisnęliśmy" sobie dłonie, a ja czułem jak moje policzki nabierają różowawej barwy przez osobę, którą naprawdę polubiłem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jest rozdział 3!!! NARESZCIE!
Przepraszam, za braki rozdziału... Naprawdę, bardzo przepraszam i obiecuję poprawę ;-; W tym tygodniu mam rekolekcje więc i więcej czasu na pisanie :DDD Postaram się wrzucić rozdział w czwartek :333
Dobra, pozdrawiam wszystkich czytających i zachęcam do KOMENTOWANIA :3
Ps. Za wszelkie błędy przepraszam ;-; Rozdział pisany o 3 w nocy xD

środa, 4 marca 2015

LBA!!!


A więc, zostałam nominowana przez Łucję z bloga Srebro księżyca. Dzięki za nominacje :DDD
Chodzi w tym o to, że odpowiada i wymyśla się 11 pytań i nominuje tyle samo osób ( Taa, jasne, że mi się to uda xD )

Zaczynamy!:

1. Psy czy Koty?
Pieski ;)

2. Ulubiony zespół?
Imagine Dragons :3

3. Gdybyś miała grać na jakimś instrumencie, który byś wybrała?
Perkusja <3

4. Szczęśliwa liczba?
3 :DDD
5. Pepsi czy Cola?
Pepsi B)

6. Oglądasz Violette xD?
Nie, może obejrzałam kilka odcinków z 3 sezonu xDDD

7. Ulubiony Jutjuber?
AJGOR IGNACY <3 ABSTRACHUJE <3 NIEKRYTY KRYTYK <3

8. Twoja pasja?
Jak na razie to chyba pisanie ^^

9. Jakiego języka obcego chciałabyś się nauczyć?
Angielski na sto pro, może francuski i hiszpański :3

10. Największe marzenie?
Wydać książkę <3

11. Czy oglądałaś 50 twarzy Grey'a, jeśli tak podobało ci się?
Oglądałam urywki i czułam się jakbym oglądała opowieść o psychopacie znęcającym się nad niewinną dziewczyną o.O

A ja nominuję:
...
...
........
...........
Nominowałam już osoby na tym blogu:
Nikogo więcej nie znam ;________;
Pytania również na tamtym blogu!

Dziękuję za uwagę, komentarze mile widziane ;)
Ps. Rozdział jutro ( czwartek ) na 80%

niedziela, 1 marca 2015

ZARAZ SIĘ WKURZE!!!


Wiem, że nie powinnam o to pytać, ale...
KTÓRY CHŁOPAK NAJBARDZIEJ NADAJE SIĘ NA MICHAŁA?
Jestem zdesperowana, szukam różnych chłopaków, którzy według mnie pasują do głównego bohatera tego opowiadania i nie mogę się zdecydować!
Dlatego daje wam wybór.
Czy wolicie żeby Michał wyglądał tak jak na początku czyli:














Czy:
















A może w uśmiechniętej wersji tak:

















A może... dacie własne propozycje?
Podobają mi się wszystkie 3 zdjęcia i naprawdę nie mogę się zdecydować -.- Ale nie obraże się za kolejne propozycje...
Dobra, wiedzcie, że to od was zależy wygląd Michała i wybierzcie mądrze!
Zniecierpliwiona Patrycja dziękuję za wszelką pomoc