piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 9 - Czego się boisz?


   Za namową Feliksa, skusiłem się na dodatkową kanapkę z szynką i szklankę kakao. Mimo przeciwności, bardzo dobre połączenie, polecam! Następnie poszliśmy do salonu i zaczęliśmy oglądać jakiś durny serial o typowo amerykańskich nastolatkach z ,,poważnymi" problemami. Dotyczyły one głownie chłopaków oraz ubioru głównych bohaterek. Dialog po dialogu, ja coraz bardziej kręciłem głową i prychałem, zastanawiając się, kto wymyśle te durne sceny i rozmowy.

   ,,- Ale ja go kocham! - krzyknęła jedna
     - To umów się z nim - poradziła jej druga
     - A-ale... ja... się... boję! A jeśli mi odmówi?! - nadal rozpaczała."

     - Powieś się jak ci to zrobi... - mruknąłem.
   Feliks popatrzył na mnie z rozbawieniem, a następnie powrócił do oglądania tego gówna. Kolejny raz pokręciłem głową i oparłem się o kanapę. Odchyliłem się do tyłu i zamknąłem oczy, starając ,,wyłączyć" myślenie. Jednak, nie udało mi się to przez kolejny durny dialog.

   ,,- Jesteś gejem?! Lubisz... facetów?! Ble, to obrzydlistwo... - szepnęła
     - Jakbyś sama ich nie lubiła... - odparł jej słusznie chłopak"

   Uśmiechnąłem się lekko, gdy poczułem wzrok Feliksa. Otworzyłem oczy i popatrzyłem na niego szczęśliwy. On nagle, przytulił moje nogi, na co rozszerzyłem swe ślepia. Ta sytuacja dla kogoś z boku mogła wyglądać dwuznacznie, ale dla mnie, jednoznacznie. Nie oszukujmy się, Feliks wyglądał teraz jakby robił mi... yyy... dobrze?
     - Uduszę ci nogi! - nagle powiedział nieco głośniej i ścisnął tą część ciała.
   Zaśmiałem się cicho i położyłem swoją dłoń na jego obojczykach. Niech sobie ściska, pomyślałem rozbawiony. Przynajmniej mogę go poobmacywać w tym czasie.
     - Masz fajne nogi - stwierdził i się do nich najzwyczajniej przytulił - Są takie ciepłe... - mruknął.
   Przypominał mi kotka, którego nie miałem okazji mieć. Pogłaskałem go po głowie i zmierzwiłem jego włosy. Były takie miłe w dotyku... W końcu nie wytrzymałem i zacząłem ich dotykać obydwoma rękoma. Powoli, rozkoszując się ich miękkością. Westchnąłem cicho, a następnie popatrzyłem na Feliksa. Jako iż siedziałem i miałem zgięte kolana, nie mógł mnie on przytulić całego. Leżał więc twarzą do telewizora i gwarantuję, że się uśmiechał. Sam to zrobiłem i odezwałem się nieśmiało.
     - Co my robimy? - spytałem, lekko rozbawionym tonem.
   Feliks odwrócił głowę w moją stronę i popatrzył na mnie pytającym spojrzeniem. Ścisnąłem jego włosy i po raz kolejny pokręciłem swą czaszką. 
     - Chodzi mi o... To co teraz robimy. - ,,wyjaśniłem".
   Zaśmiał się cicho, a następnie odrzekł:
     - A co, nie podoba ci się? - zapytał z małym uśmieszkiem.
   Zarumieniłem się lekko z niezręczności tej sytuacji, a potem zaprzeczyłem głową.
     - Podoba mi się to. I to nawet bardzo. - przyznałem
   Podciągnął się na rękach do mojej klatki piersiowej i uścisnął mnie mocno. Przez chwilę nie mogłem złapać oddechu i jęknąłem cicho, ale udawałem, że to się nie wydarzyło. 
     - Nadal nic nie pamiętasz? - spytał z nadzieją, przysłuchując się biciu mego serca.
   Zamknąłem oczy na chwilkę, gdy wszystko do mnie dotarło. Wszystko z Tamtego. Moje pocięcie się, mój upadek, moje omdlenie... Wszystko powróciło do mej głowy, jakby za dotknięciem różdżki ,,przypominajki". Odchrząknąłem cicho i poprawiłem się nerwowo na kanapie. Już chciałem odsunąć się od Feliksa, zabrać jego głowę z mojego ciała i uciec. Jestem tchórzem.
   Odetchnąłem głęboko i postarałem się popatrzeć w, teraz już zmartwione, oczy Feliksa. Odwróciłem wzrok po niecałych trzech sekundach. Bałem się tego ciepła, które chciał mi przekazać. Bałem się, że będę kochał za mocno. Bałem się, że zostanę zostawiony. Bałem się, że nie będę umiał właściwie okazać miłości. Nie zrozumiem jej i będę tkwił w zauroczeniu całe życie. Nigdy nikogo prawdziwie nie pokocham. Łzy stanęły mi w oczach, ale szybko zamrugałem i odgoniłem je. Nie chcę już łez... Tyle ich spłynęło po moich policzkach... Ja już ich nie chcę.
   Zabrałem rękę z włosów chłopaka i wytarłem nią kolejną krople słonej wody. Zacisnąłem dłoń w pięść. Chciałem krzyczeć z bezradności, jednak moje gardło nie mogło wydać z siebie żadnych odgłosów. Chciałem płakać, ale nie mogłem sobie pozwolić na kolejną chwilę słabości. Chciałem uciec, ale moje ciało zostało przyciśnięte do kanapy przez Feliksa. Patrzył się na mnie z dołu i wyczekiwał szczerej odpowiedzi na zadane pytanie. Kolejny raz odetchnąłem głęboko i spróbowałem mu owej odpowiedzi udzielić:
     - Chy-chyba pamiętam... - zająknąłem się cicho. 
   Przybliżył się do mojej twarzy i kazał popatrzeć w swoje oczy. Miał władcze spojrzenie, wiedział czego chce.
     - To powiedz, a ja to potwierdzę lub temu zaprzeczę - nakazał
   Ton jego głosu dosadnie nawał do zrozumieniu, iż nie przyjmuje żadnego sprzeciwu. Nawilżyłem usta i zacząłem w myślach wszystko chronologicznie układać.
     - No więc... - zacząłem niepewnie, zarumieniony i onieśmielony - Po tym, jak uratowałeś mi życie, przytuliłeś mnie mocno. Płakałeś. - pokiwał głową i jeszcze się do mnie przybliżył - I... - zamknąłem oczy na chwilkę - pocałowałeś mnie,,, - kiwnął znów głową. Przełknąłem ślinę. - i powiedziałeś, że mnie kochasz - zakończyłem, a po moim policzku spłynęła kolejna samotna łza.
   Feliks wytarł ją i złapał mą twarz w dłonie.
     - Czego się boisz? - spytał
   Poruszałem głową na prawo i na lewo, nie znając odpowiedzi na to pytanie. Kurwa, czwarta łza.
     - Czemu boisz się miłości? - zapytał i potrząsnął mną lekko - Boisz się mnie?
   Zaprzeczyłem.
     - Boisz się mojego dotyku?
   Zaprzeczyłem znów.
     - Boisz się być szczęśliwym?
   Odetchnąłem jeszcze raz i spróbowałem schować twarz. Lecz Feliks trzymał mnie za nią i nie zamierzał puszczać.
     - Nie - wyszeptałem
     - Więc czego się boisz?! - spytał lekko zdezorientowany i wkurzony.
   Zamknąłem oczy i przełknąłem głośno ślinę.
     - Że cię stracę... - mruknąłem i kontynuowałem - że kiedy dokładnie mnie poznasz, stwierdzisz, że jestem beznadziejny... Że ze mną zerwiesz jeżeli zaczniemy chodzić... Że odejdziesz, bo nie wytrzymasz moich nastrojów... - kolejne łzy spływały mi po policzkach - Boję się, że cię stracę przez swoją głupotę.
   Feliks, zamiast mnie puścić i dać mi odejść, nie czyniąc więcej szkód, usiadł normalnie i przycisnął mnie do siebie. Głaskał moje plecy, dawał oznaki, iż jest tu ze mną i nie zostałem sam. Łkałem do jego koszulki, przytulałem się bo jego klatki piersiowej. Chciałem czuć otrzymane wsparcie i dostałem to. 
   Po minucie opanowałem się trochę i byłem gotów spojrzeć w oczy mojego najprawdziwszego przyjaciela. 
     - Michał, posłuchaj - zaczął powoli i wyraźnie - Nigdy cię nie opuszczę - zaprzeczyłem ruchem głowy - Ponieważ cię kocham. Osoby, które się kocha, się nie zostawia. Jesteś dla mnie wszystkim. Czy sądzisz, że gdybym nic do ciebie nie czuł, pocałowałbym cię? Sądzisz, że gdybym nic do ciebie nie czuł, nie siedziałbym tu teraz z tobą i cię nie przytulał? - zapytał retorycznie
   Zaprzeczyłem ruchem głowy, nie wiedząc do odpowiedzieć. Ta sprawa wydawała się jednocześnie tak oczywista i tak skomplikowana... 
     - Wiem, że się ze mną zgadzasz. Nic nie mów. - zachowałem milczenie, tak jak rozkazał. - Czy ty chcesz w ogóle tego związku? - zapytał.
   Zamknąłem mocno oczy, starając się powstrzymać łzy. Jak on mógł się mnie pytać o tak oczywistą sprawę?
     - Tak i to bardzo. - szepnąłem i wydałem z siebie zduszony szloch - Tylko boję się, że wtedy cię stracę.
   Pocałował mnie w czubek głowy i mocniej przytulił. Chcę uciekać, nienawidzę takich sytuacji. Chcę zniknąć, nienawidzę być dla kogoś ciężarem. 
     - Feliks? - spytałem cicho.
   Podniósł mnie lekko i pocałował w czoło. Moje kąciki ust lekko powędrowały ku górze, mimo obaw.
     - Czy to przeze mnie jesteś gejem? - zapytałem zmieszany. 
   Zaśmiał się cicho i schował moją głowę w swój obojczyk. Znów nabrałem ochoty na ucieczkę, ale powstrzymałem się i spróbowałem popatrzeć na tą całą sytuację optymistyczne. A w sumie, dało się na nią spojrzeć z drugiej strony? 
     - Nie, to nie przez ciebie. Tak naprawdę, to od dawna nim jestem. - wyznał - No dobra, w połowie. Można powiedzieć, że jestem biseksualistą.
   Pokiwałem głową i zamknąłem oczy. Chciałem mu zadać jeszcze kilka pytań i nie zamierzałem na to czekać ani chwili dłużej. 
     - Ty chcesz tego związku? Chcesz się użerać z moją osobą? - spytałem, ciekaw odpowiedzi. 
   Feliks zaśmiał się znów i mocniej mnie objął. Już myślałem, że nie usłyszał pytania i kiedy chciałem je powtórzyć, usłyszałem odpowiedź:
     - Jasne, że tak. Chciałem, od kiedy cię pierwszy raz pocałowałem i... - nie dokończył, gdyż coś mu przeszkodziło. 
   Tym czymś były moje usta. Pocałowałem go z takim impetem i szybkością, że biedak nie wiedział na czym się skupić. Jednocześnie nogami przyciągał mnie do siebie, rękami tarmosił moje włosy, a ustami... działał cuda. Oddawał pocałunki z dużą nawiązką, nie da się tej rozkoszy opisać słowami. Mój pierwszy pocałunek, a właściwie pocałunki, wydawały się być wyjątkowe i cudowne. Oderwaliśmy się od siebie po jakiejś minucie i spojrzeliśmy po sobie zakochani. Pocałunki, z tego co zauważyłem, mają to do siebie, że jak zaczniesz, nie chcesz skończyć. Są jak narkotyk, uzależniają najszybciej ze wszystkich dostępnych na świecie używek. Popatrzyłem na Feliksa z uśmiechem na twarzy i zwilżonymi ustami. Następnie zaśmiałem się cicho i usłyszałem pytanie z jego strony:
     - Podobało się? 
   Pokiwałem twierdząco głową i zagryzłem usta. Chciałem, pragnąłem więcej...
     - Wiesz, zawsze możemy to robić częściej... - zaproponował Feliks.
   Zerknąłem na niego jednoznacznie, a w następnej sekundzie leżałem pod nim. Pocałował mnie najpierw wkładając w to całą siłę, a następnie pocałunki stały się delikatne i słodkie. Każdym rozkoszowałem się, jakby mógł być moim ostatnim. Chciałem w nich przekazać moją miłość do chłopaka. Jęknąłem cicho, gdy jego kolano lekko dotknęło mojego krocza. Następnie uśmiechnąłem się, zarumieniony i spojrzałem na Feliksa. Tym razem to on zagryzł wargi, w tak seksowny sposób, iż chciałem się na niego rzucić i dosłownie zgwałcić. Musnąłem jego policzek ręką i położyłem głowę na podłokietnik. Mogłem w ten sposób widzieć jego twarz i zbytnio nie nadwyrężać karku. 
     - Michał... - zaczął namiętnie - Zostaniesz moim chłopakiem? 
   Zaczął całować mnie po szyi, sprawiając, iż jęczałem i kręciłem się z przyjemności. Jednocześnie nie mogłem się wydostać, gdyż dostatecznie mocno trzymał mnie pomiędzy nogami. Jedną ręką jeździł po moim brzuchu, a drugą podtrzymywał się. Miałem wrażenie, że robił mi malinkę, lecz nic nie mówiłem. Zamknięte oczy działały na moją wyobraźnię. Wyobraziłem sobie mnie i Feliksa robiących... bardziej uprawiających... seks. Przyznam, często miałem takie myśli, ale znikały tak szybko, jak się pojawiały. Tylko tym razem, myśli mogły stać się rzeczywistością... I ta świadomość właśnie przyprawiła mnie o drgawki. Zacząłem się trząść, Feliks pytał co się stało. Uwolniłem się z jego uścisku i usiadłem na kanapie. Wspomnienia zaczęły napływać do mej głowy. Nie, to nie może się dziać w takim momencie!
     - Co się dzieję? - zapytał Feliks, mocno mną potrząsając i ratując mnie od wspomnień.
   Momentalnie zacząłem skupiać całą uwagę na nim. Przytulił mnie, cały czas pytając co się właściwie stało. Kręciłem przecząco głową, jednak znałem odpowiedź. Nigdy się od tego nie uwolnię. To zawsze będzie mnie prześladować, nie pozwoli normalnie żyć. Wtopiłem się w Feliksa, a następnie postanowiłem wziąć się w garść. A przynajmniej spróbować. Odsunąłem się od niego kawałeczek i spojrzałem w jego karmelowe oczy. Były zmartwione. Pocałowałem jego prawe oczko, a później lewe, by nie czuło się odrzucone. Następnie powiedziałem:
     - Tak, chcę zostać twoim chłopakiem.
   Uśmiechnął się i po raz kolejny mnie przytulił. Odwzajemniłem uścisk i postarałem cieszyć się z jego bliskości, skorzystać z niej... Mogłem bezkarnie i bez podejrzeń go powąchać... Znów tak ładnie pachniał wanilią i cynamonem. Zaciągnąłem się nim i ostatni raz mocniej przytuliłem. Mamy jeszcze jedną rzecz do zrobienia. 
     - Dobra, puść mnie - nakazałem
   Niechętnie wykonał moje polecenie i teraz nasze twarze dzieliły kilka minimetrów. Pocałował mnie szybko i słuchał, co dalej mam do wyjaśnienia.
     - Musimy iść do sklepu, bo nasze zapasy się kończą. Pójdziemy za około... - sprawdziłem godzinę na telefonie. Była jedenasta - godzinę? - spytałem
   Pokiwał głową twierdząco i znów chciał mnie pocałować, lecz zasłoniłem mu usta dwoma palcami.
     - Nie rozpędzaj się tak. Idę po prysznic, niedługo wrócę. 
   Ruszyłem w kierunku piętra, do łazienki. Nie brałem żadnych rzeczy - ubiorę się w te co mam teraz na sobie. W sumie, czarne, luźniejsze spodnie oraz ciemnoniebieska koszulka z jakimś obrazkiem, nadają się do wyjścia do takiego miejsca publicznego, jakim jest najbliższy sklep. Wszedłem do łazienki i zakluczyłem za sobą drzwi. Rozebrałem się, podszedłem do lustra i zobaczyłem na swojej szyi, bardzo małą i niewidoczną malinkę. Zaśmiałem się pod nosem i ze zdecydowanie lepszym humorem, udałem się pod prysznic.
   Umyłem szybko głowę i w ciepłej wodzie, postanowiłem trochę pomyśleć. Nie byłem gotów tego zrobić z przeszłością, więc skupiłem się na przyszłości. Być może, nie zostanę samotny i ktoś będzie mi towarzyszył podczas mojego ,,zwariowanego emo życia". Uśmiechnąłem się lekko, zmyłem szampon z włosów i wyszedłem z kabiny prysznicowej. Wysuszyłem się w parę minut, zważyłem i poprawiłem włosy. Teraz, ważyłem pięćdziesiąt cztery kilogramy, czyli przytyłem kolejny kilogram. Trochę zasmuciłem się tą informacją, ale starałem sobie wytłumaczyć, iż dobrze się dzieję. Nie mogę być aż tak wychudzony, muszę z tym walczyć. Ubrałem się, umyłem jeszcze raz zęby, wysuszyłem włosy suszarką (tak, jestem facetem i czasem tego używam) i wyszedłem z pomieszczenia, kierując się do salonu.
   Feliks nadal oglądał ten głupi program, a ja znów usłyszałem jakiś durny dialog:

,, - Ty już mnie w ogóle nie kochasz! - oskarżył gej, drugiego chłopaka.
   - Ja?! To ty miziałeś się z Andżeliką!
 Spojrzał na niego dwuznacznie i szepnął:
   - Chciałem nam tylko trójkącik załatwić, nie obrażaj się..."

   Zaśmiałem się cicho, przez co mój chłopak mnie zauważył. Obrócił się w moją stronę i kąciki same podążyły mu do góry. Roztrzepałem mu włosy i zwróciłem jego głowę w kierunku telewizora. 
     - Oglądaj, oglądaj, wiele się nauczysz... - szepnąłem mu wprost do ucha.
   Przeskoczył przez kanapę i zaczął mnie gonić. Śmiejąc się i uciekając, myślałem nad moją karą, gdy mnie złapie. Wbiegłem na górę, w celu schowania się w łazience, ale Feliks był o wiele szybszy. Złapał mnie mocno za brzuch i zaczął łaskotać.
     - Na glebę, muszę pana przeszukać, panie złodzieju! - krzyknął i założył mi ręce za plecy.
   Zdyszany, zaśmiałem się i znosiłem jego obmacywanie każdej mojej części ciała. Cały czas siedział na mnie okrakiem, jedną ręką mnie trzymał, a drugą przeszukiwał moje ubrania. 
     - Narkotyki, narkotyki... Co ty tu trzymasz? - wiedziałem, że kiwa głową. - Cóż, za to należy się kara... - szepnął do mojego ucha.
   Następnie zaczął całować mój kark, przechodząc do mojej szyi. Zaczął mnie gryźć, dość napastliwie, ale spodobało mi się to. Jednocześnie był agresywny, lecz czułem, że tak naprawdę nic mi nie zrobi i mogę mu w pełni zaufać. Przewrócił mnie na plecy i zaczął całować namiętnie w usta. Zostawiał mnie, kiedy chciałem więcej i odsuwał się kawałek, sprawiając, iż czułem wielki niedosyt. Wtedy, uśmiechał się i dawał mi ,,nagrodę". Zaczął podgryzać moje policzki, potem zszedł do szyi... I wtedy, stało się. Kolejna malinka się tam pojawiła.
     - Uduszę cię... - powiedziałem zachrypniętym głosem.
   Zaśmiał się na moje słowa i zaczął znów czynić swoje. Jęczałem pod jego dotykiem, czułem się niewolnikiem jego miłości. Nie przeszkadzało mi to, wręcz odpowiadało. Nigdy nie chciałem dominować i nie musiałem. Raz po raz, pocałunki zaczęły być coraz mniej agresywne, a zaczęły być namiętne. Nie trzymał mnie tak mocno, pozwalał się ruszać. Zostawił me usta i zaczął skupiać się na szyi i początku klatki piersiowej... Jego druga ręka wędrowała w pobliżu brzucha i nie zamierzała chyba opuszczać swego terytorium. Nie chciałem tego mówić, ale musiałem. Po prostu, ta myśl cały czas zawracała mi głowę.
     - Feliks, nie na to pora. Trzeba iść do sklepu. - wyrwałem mu się i popatrzyłem na niego.
   Dyszał leciutko, jego usta były nawilżone od śliny, miał czerwone poliki. Spojrzał na mnie przekonująco, ale pokiwał głową. Wstaliśmy obydwaj i zabrawszy wszystkie rzeczy, wyszliśmy z domu, trzymając się za ręce. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem! Oto wyczekiwany rozdział przez Oliwię xD 
Piszę tą notkę na szybko, gdyż chcę go jak najszybciej wrzucić xD
Następny rozdział pojawi się... Macie napisane obok :3 Mam nadzieję, że ktoś to czyta, bo tam piszę najważniejsze informacje
To do napisania niedługo, komentujcie, krytykujcie i bierzcie udział w ankiecie <3 
To papaa :3 

środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 8 - Dobry, w złym tego słowa znaczeniu


   Wyciągnąłem dziennik i otworzyłem na ostatniej zapisanej stronie. Długopis miałem już w ręce, tylko musiałem pomyśleć nad tekstem. Tyle się dzisiaj wydarzyło... Moje zemdlenie, pogodzenie, wyznanie kłamstw, zabawa z Feliksem... Większość z tych rzeczy była dobra, dlaczego więc, byłem święcie przekonany, iż ten dzień zalicza się do złych? Może, z przyzwyczajenia, oceniałem każdy dzień jako gorszy i nie dałem sobie wmówić, że było inaczej? Albo po prostu ten dzień nie zadowalał mnie tak, jakbym chciał? Hmm... trzymałem długopis milimetry przed kartką papieru, nie mogąc się zdecydować, jaki ten dzień był. Po namyśle, napisałem: Dobry, w złym tego słowa znaczeniu. Ha, to jest w ogóle możliwe? Nie wiem, lecz to mój dziennik i będę pisał jak chcę. 
Po niecałych dziesięciu minutach od zaczęcia pisania, skończyłem, całkiem z siebie zadowolony. 

Oto, co napisałem: 

,,Ten dzień, był... inny od wszystkich. Zazwyczaj, dni spędzam samotnie, rozczulam się nad sobą, i nawet, kiedy pisałem/gadałem z Feliksem, i tak w mojej głowie tkwiły słowa: Śmierć, samobójstwo i ból. Czułem się nierozumiany, nieakceptowany... lecz może teraz, to się zmieni? Czy jedna osoba, będzie w stanie zmienić moje nastawienie do świata? Tego nie wiem... chyba nikt nie wie. Może, przejdę do sedna, a mianowicie do dzisiejszego dnia. Najpierw Milena mnie wkurzyła i zawiodła, to się pociąłem... Napisałem do Feliksa i on przyjechał i mnie uratował od śmierci... Cały czas drąży ten temat, a ja nic nie pamiętam... później, kiedy się obudziłem, on właśnie przyjechał z Mileną i zaczęło się wyjawianie prawdy... następnie rozmowa i czas spędzony z Feliksem... a teraz siedzenie samotnie, o dwudziestej trzeciej trzydzieści, z dziennikiem na wychudzonych nogach. To wszystko wydarzyło się w ciągu dwudziestu czterech godzin. Można by o tym nakręcić serial... Ale nie ważne. Te wydarzenia sprawiły, że nie jestem już taki pewien, czy jestem takim totalnym beztalenciem, za które się uważam. Może jednak mam szanse w tym świecie i jako jeden z nielicznych osób nadwrażliwych, uda mi się przeżyć i co najważniejsze CIESZYĆ z życia? Teraz, pisząc to, po moim policzku spływa łza. Łza szczęścia, uwalniania przeze mnie bardzo rzadko. Częściej są to łzy bólu i rozpaczy.  
Wiem, że nie powinienem, ale muszę sobie coś postanowić. Nie Feliksowi, nie Milenie, a sobie.  
NIGDY, ALE TO PRZE NIGDY SIĘ NIE PODDAM I RUSZĘ TĄ DUPE! Skończysz z cięciem się, wierzę w ciebie." 
Szczęśliwy, ale też mokry od łez, poszedłem spać.  

*** 

   Obudził mnie cichy głos, mojego przyjaciela, mówiący: ,,Wstawaj, śniadanie na stole". Otworzyłem oczy i zobaczyłem go. Feliks kucał przy łóżku i patrzył się na mnie, jasnobrązowymi tęczówkami.  Zamknąłem znów ślepia i mruknąłem coś w stylu: ,,Jeszcze chwilkę", lecz on, nie przyjmował sprzeciwu. Zabrał mi kołdrę i zaczął łaskotać. Śmiałem się wniebogłosy, gdy zaczął to robić w moim najwrażliwszym miejscu, a mianowicie na brzuchu. Starałem się go jakoś odtrącić, ale średnio mi to wychodziło. W końcu, skapitulowałem i krzyknąłem: 
     - Poddaje się! 
   Chwila, czy ja właśnie złamałem zasadę, którą napisałem wczoraj? Jaki człowiek może być pochopny w podejmowaniu działań. Myślę, że nie o takie poddawanie mi chodziło i ponownie zacząłem się śmiać.  
     - Więc chodź na śniadanie, chudzinko. A, i dzisiaj idziemy pobiegać - oznajmił mi uchachany Feliks.  
   Otworzyłem szerzej oczy i popatrzyłem na niego przerażony. Sparaliżowany usiadłem na łóżku i poprawiłem koszulkę, która się podwinęła. 
     - Nie... - szepnąłem w stronę chłopaka. 
   On za to roześmiał się wesoło i chwycił mnie za rękę, prowadząc do kuchni. Jego ręka była taka ciepła, taka miła w dotyku, że nie chciałem jej puszczać. Dotyk Feliksa, jako jeden z nielicznych nie sprawiał mi bólu, tylko dawał radość i uczucie bezpieczeństwa. Zasiadłem przy stole i z niechęcią, puściłem jego dłoń. 
     - Co przygotowałeś? - spytałem i spróbowałem jakoś ułożyć swoje włosy. 
     - Jajecznicę z boczkiem, a do tego sok pomarańczowy. - odpowiedział i położył wymienione rzeczy na stole. 
   Popatrzyłem na zapewne pyszny posiłek i od razu pomyślałem o tym, ile przytyję, gdy to zjem. Nie myśl o tym, nakazałem sam sobie, ale automatycznie znów pomyślałem o sobie jak o chłopaku ze sporą nadwagą. Nie zjem tego. 
     - Nie chce mi się jeść. - skłamałem. 
Feliks popatrzył na mnie ze współczuciem, lecz po chwili jego wzrok zmienił się na karcący. 
     - Nie kłam. Masz to zjeść. - nakazał. 
   Popatrzyłem na niego z dołu, z uczuciem bezradności. Następnie po prostu wstałem od stołu, ignorując Feliksa i poszedłem do pokoju. Szybko ubrałem jakąś koszulkę wraz ze spodniami, zabrałem telefon, słuchawki i pieniądze. Po zabraniu wszystkich niezbędnych rzeczy, zszedłem znów na dół z beznamiętnym wyrazem twarzy i wyszedłem z domu. Tak po prostu. Zignorowałem ukłucie głodu w żołądku i skręciłem w lewo; odwrotny kierunek do tego, którym szedłem do szkoły. 
   Założyłem słuchawki i postanowiłem choć raz pomyśleć o sobie, a nie tylko o innych. Przecież, to ja zdecyduję, czy będę na tym świecie czy nie, prawda? Więc dlaczego mam się do kogoś podporządkowywać? Do kogoś, kto najprawdopodobniej prędzej czy później mnie zostawi, zapomni o mnie... Matka o mnie zapomniała... Feliks i Milena o mnie zapomną... Mój ojciec już dawno też... Wszyscy, na których mi zależy bądź zależało. 
   Postanowiłem, że pójdę do parku i tam właśnie się udałem. Usiadłem na ławce, odchyliłem głowę do góry i złapałem się za oczy. Nadal były zaspane, ale zapewne też dawały uczucie bezradności. Zmieniłem swoją pozycję i oparłem ręce o kolana i na nich położyłem głowę. Obserwowałem z zaciekawieniem ptaki, latające między drzewami. One były wolne. Ja nie. 
Dlaczego, ludzie, jako najbardziej rozwinięty gatunek wszechczasu, muszą się do kogoś podporządkowywać? Niektórzy do Boga, do rządu, do rodziców, nauczycieli... Jakim prawem? Rozumiem, jeszcze to z nauczycielem, ale do innych? Rodzice rozkazują nam co mamy robić i o jakiej godzinie dnia. Przynajmniej u niektórych tak jest. Bóg nakazuje nam dla przykładu: Dzień święty święcić, czcić ojca swego i matkę swoją i tak dalej. Kim on jest, by nam to nakazywać?  
Ehh... nie mam siły myśleć, najchętniej bym sobie po prostu pospał. Ale nie, Feliks musiał mnie obudzić o... (sprawdziłem godzinę) ósmej. Wcześniej się nie dało?, spytałem sam siebie. Oparłem się plecami o ławkę i wyciągnąłem słuchawki. Od razu dotarł do mnie śpiew ptaków i szum porannego wiatru. Otworzyłem szerzej oczy z zaciekawienia i przyjrzałem się małemu osobnikowi, wspinającego się po drzewie z zawrotną prędkością. Wiewiórka. Jedno z najbardziej ruchliwych zwierząt, występujących w zwykłych parkach. Uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem obserwować drzewa. 
   Wiem, nie można by o mnie powiedzieć, że znam się na tych wszystkich gatunkach i rodzajach drzew, ale pooglądać zawsze można. Przynajmniej ładnie wyglądają i dają nam tlen, a to chyba dobrze. Znów, myśląc o swoich zasobach wiedzy chemicznych zaśmiałem się cicho i potrząsnąłem głową. Świat przez krótką chwilę wydawał się piękniejszy, bardziej harmonijny i poukładany. Nikogo nie było prócz mnie i natury i to było najpiękniejsze. Jednak, gdzieś w zakątkach umysłu, brakowało mi czegoś, a bardziej kogoś. Kogoś, kto dla mnie przyjechał, kto mnie uratował i kto mnie polubił, takim jakim jestem. A ja dla niego byłem podły. Zganiłem się w myślach i zamknąłem oczy. 
Widziałem uśmiechniętego Feliksa, patrzącego na mnie rozbawionym wzrokiem. Słodkie dołeczki również widniały na jego twarzy. Oczy czarowały mnie i pozwalały podążyć ku krainie fantazji i szczęścia. Tam, gdzie są kucyki i jednorożce. Wszystko zrobione jest z cukru, a zamiast kanałów jest gorąca, pyszna czekolada... 
     - Przepraszam bardzo? - z zamyślenia wybrał mnie melodyjny, kobiecy głos. 
   Otworzyłem oczy i popatrzyłem na Panią stojącą z córeczką pod rączkę. Kobieta, odziana w rozpięty, szary płaszcz, białą koszulą pod spodem oraz w czarną spódnice z butami na niskiej koturnie, przyglądała mi się zmieszana. Dziecko, wyglądało na podekscytowane dzisiejszym dniem, aczkolwiek miało cienie pod oczami. Zapewne zostało obudzone, aby pójść w spokoju do przedszkola.  
      - Tak? - spytałem zmieszany. 
   Kobieta poprawiła wypadające włosy z koka, a następnie zaczęła mi się tłumaczyć. 
     - Czy mógłbyś... - zrobiła krótką przerwę - zaprowadzić moje dziecko do przedszkola? Bardzo się śpieszę, mam spotkanie za dwadzieścia minut, a jeszcze muszę dojechać do pracy. 
   Spojrzałem na kobietę z podziwem w oczach, a następnie pokiwałem twierdząco głową. Uśmiechnęła się nieśmiało do mnie i zaczęła tłumaczyć córce, że to ja zaprowadzę ją do przedszkola. Pomyślałem chwilę, czy nie wypadałoby powiadomić o moim miejscu pobytu Feliksa, ale uznałem to za zbędne. Pewnie i tak mnie nie szuka, tylko siedzi spokojnie w domu i ogląda telewizję. 
     - Dobrze, tu masz mój numer telefonu w razie jakichkolwiek powikłań - podała mi kartkę z ów numerem. - Budynek jest na ulicy Jabłońskiej 12, rozpoznasz go po kolorowym płocie oraz poprzyklejanych zwierzątkach na okna. Zresztą, Michalina w razie czego cię zaprowadzi, prawda? - spytała się dziecka. 
   Dziewczynka z uśmiechem pokiwała głową i puściła rączkę mamy. Podeszła do mnie i przytuliła moje nogi. Zmieszany, ale z uniesionymi kącikami ust, spojrzałem na jej mamę, która nam pomachała i poszła w swoim kierunku. Następnie, zerknąłem na Michalinę, gotową na nowy dzień w tym przerażającym świecie. 
     - To co? - spytałem retorycznie. - Czas iść do przedszkola! - oznajmiłem i złapałem dziewczynkę za rączkę.  
   Zaczęliśmy rozmawiać o mało istotnych rzeczach i na tym się skupiliśmy. Nie chciałem rozmawiać z dzieckiem o poważnych sprawach, gdyż przecież nic by nie zrozumiało. Dobrze, że ona więcej gadała, ponieważ miałem czas na przemyślenia. Pomyślałem o matce, która już przez dłuższy czas do mnie nie zadzwoniła, jakby zapomniała o moim istnieniu. Cóż, normalka, pomyślałem i ruszyłem dalej, trzymając Michalinę za rączkę. Tak ogólnie, to fajne ma imię.  
     - A dlaczego nosisz bandankę? - spytała nagle. 
   Momentalnie uśmiech zniknął z mojej twarzy i zastąpił go swego rodzaju smutek. Nie popatrzyłem dziewczynce w oczy, tylko chłodno odpowiedziałem: 
     - Bo lubię - I ruszyliśmy dalej. 
   Michalina nadal dopytywała się, dlaczego tak lubuję bandanki oraz ubóstwiam czarny kolor. Starałem się ją zbyć, wymyślając jakąś wymówkę na poczekaniu. Na razie działało, a to było najważniejsze. Ciągle, gdzieś w głębi umysłu myślałem o Feliksie. Ciekawiło mnie to, czy wyszedł mnie poszukać. Dziewczynka nadal pytała się o jakieś nieistotne sprawy, a ja zazwyczaj odpowiadałem mruknięciem, ewentualnie, powiedziałem: ,,Ok". Zgadywałem, że Feliks wyszedł pod dom i nie odchodził od niego zbyt daleko, ponieważ nie znał jeszcze tego miasta. Gdyby po mnie wyszedł, mógł by nie wrócić. Jasne, mógłby użyć Google Maps czy coś takiego, ale komu by się chciało z tym męczyć? Lepiej zaczekać, aż bachor wróci do domu, pomyślałem sceptycznie nastawiony do całej sytuacji.
     - Gdzie jest Twoja mamusia? - spytała ciekawsko Michalina.
   Na mojej twarzy można było dostrzec sztuczny uśmiech. 
     - Pojechała na wakacje do Grecji. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - Jestem już na tyle dorosły, by zostawać sam w domu.
   Dziewczynka otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia. 
     - Naprawdę jesteś sam w domu? Jak to jest? - zaczęła się dopytywać.
   Pomyślałem chwilę nad odpowiedzią na to pytanie. Właśnie, jak ja się czuję będąc ,,sam" w domu?
     - Nie jest za ciekawie. Jesteś sama, niby możesz robić co chcesz, ale... Tak naprawdę, co zrobisz? - spytałem retorycznie, na co Michalina wzruszyła ramionami - Nikt cię nie budzi, nikt nie zrobi ci śniadania... Ta cisza też jest czasem wkurzająca. Jak dla mnie, jest po prostu nudno.
   Pokiwała głową, starając się najwidoczniej przeanalizować moje słowa. Ja przez ten czas rozejrzałem się po otoczeniu, by stwierdzić, iż przedszkole znajdowało się tylko zakręt od nas. 
     - A nie możesz zaprosić przyjaciół na jakąś imprezę? - zaproponowała.
   Prychnąłem cicho i pokręciłem głową. Ha. Ja. Zaprosić. Przyjaciół? To nieprawdopodobne.
     - Nie mam przyjaciół. - wyznałem.
   Michalina popatrzyła na mnie z ukosa, ze zdziwieniem. To jest aż takie dziwne, że jestem typem samotnika? 
     - To smutne - przyznała po czasie.
   Tym razem to ja na nią zerknąłem, zdezorientowany. 
     - Co jest smutne? - spytałem.
     - Nie masz przyjaciół. To smutne. - powtórzyła
     - Dlaczego? - zapytałem sekundę po otrzymanej odpowiedzi.
   Dziewczynka westchnęła, najwyraźniej poirytowana moją niewiedzą. No serio, nawet dziewczynka jest ode mnie mądrzejsza?
     - Nie masz się komu wygadać, z kim się pobawić... Nikt się o ciebie wtedy nie troszczy, ty się nie martwisz o nikogo. Nudne życie, tak w skrócie. - wyjaśniła
   Nie zdążyłem jej odpowiedzieć, ponieważ już dotarliśmy do przedszkola. Pożegnałem się z nią i wyjaśniłem całą zaistniałą sytuację pani przedszkolance. Ona, z uśmiechem na ustach pokiwała głową i powiedziała, żebym się nie martwił. Zadzwoniłem jeszcze do matki dziecka, by poinformować ją o tym, iż dziecko jest bezpieczne w przedszkolu. Rozmawiałem z nią, idąc do domu i szykując się na rozmowę z Feliksem. Zakończyłem rozmowę w parku, a dalej podążyłem pogrążony w myślach.


***
   
   Podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Przemyślałem całą sprawę i postanowiłem przeprosić Feliksa za moje nieodpowiednie zachowanie. Wszedłem do domu, zdjąłem buty i poszedłem w stronę kuchni. Nie było go tam. Poszedłem do salonu. Nie było go tam. Poszedłem do pokoju. Kurwa, ni było go tam. 
     - FELIKS! - krzyknąłem wkurzony.
   Zacząłem biegać po domu w poszukiwaniu jakichkolwiek rzeczy Feliksa, albo samego chłopaka. Widziałem jego rzeczy, co oznacza, że wróci tutaj. Wziąłem telefon i zadzwoniłem do niego. Usiadłem na tapczanie i z bijącym sercem oczekiwałem na rozpoczęcie połączenia. Po dopiero czwartym sygnale, usłyszałem jego głos w słuchawce.
     - Gdzie ty jesteś?! - wykrzyczałem i oparłem się o oparcie.
   Odetchnąłem kilka razy nerwowo i szybko, oczekując odpowiedzi.
     - To chyba ja powinienem zadać tobie to pytanie! - odwrócił kota ogonem - Chodzę i cię szukam już jakąś godzinę!
   Prychnąłem cicho i znów odetchnąłem.
     - Jestem w domu, czekam na ciebie. Za ile będziesz? - spytałem.
     - Jakieś pięć, dziesięć minut biegiem. Uduszę, jak cie zobaczę. - powiedział już bardziej żartobliwie.
   Zaśmiałem się cicho.
     - Że mnie? - zapytałem bezbronnie
     - Tak, ciebie. - odparł w biegu.
   Pożegnałem się z nim, a następnie opadłem na kanapie. Uśmiechnąłem się i cicho zaśmiałem. Czy ja nie mogę mieć normalnego dnia? Chociaż... w sumie tak jest zabawniej. Jednak chyba nie mam tak nudnego życia, jak sądziła Michalina. Usiadłem i schowałem twarz w dłonie. Potargałem sobie włosy i „ułożyłem" je. Wyglądałem strasznie, ale nic na to nie poradzę. A nawet, miałem to gdzieś. Wstałem i poszedłem do kuchni, po coś do zjedzenia. Miałem tak dobry nastrój, że aż nie zastanawiałem się nad konsekwencją swoich czynów. Zjadłem całe jabłko i popiłem to sokiem pomarańczowym. Ale owocowo.
   Zaczekałem chwilę na Feliksa, przed wejściem, z uśmiechem na ustach. Chciałem go miło przywitać, chociaż wiedziałem, że nie ważne co zrobię, to i tak mnie udusi. Zaczekałem jakieś trzy minuty, zanim drzwi otworzyły się. Feliks, ubrany w to samo co rano, był zdyszany i oddychał ciężko. Dostrzegłem krople potu na jego czole, ręce zaciśnięte były w pięści, a na ustach gościł piękny uśmiech.
     - Ja pierdolę... - wydyszał i zamknął drzwi - Uduszę cię! 
   Podszedł do mnie i zaczął łaskotać. Skuliłem się przed nim i próbowałem unikać tych śmiercionośnych obrażeń, lecz nie udawało mi się to. Śmiałem się wniebogłosy, brzuch powoli zaczynał mnie boleć. 
     - Kurwa... Michał - odparł Feliks już bardziej poważnie. Jego łaskotki zmieniły się w mocny uścisk. - Tak się o ciebie martwiłem - przyznał.
   Czułem się taki mały i bezpieczny w jego ramionach. Jako, iż był ode mnie wyższy o głowę, jego podbródek dotykał mojego czubka włosów. Staliśmy w tej pozie jakieś dwie minuty, kiedy znów się nie odezwał:
     - Nigdy mi tak nie uciekaj, dobrze? - Pokiwałem głową i jeszcze bardziej się w niego wtuliłem. - Tyle cię szukałem, nawet dzwoniłem... Obiecujesz? 
     - Tak, obiecuję. Tylko się wkurzyłem, wiecznie wszyscy mnie o czegoś zmuszają... - wyznałem
     - Posłuchaj. - puścił mnie i spojrzał mi w oczy - Wszyscy tak robią, ponieważ się o ciebie troszczą. Albo tak samo jak ja albo mniej. - zaśmiał się - A teraz, chodź coś zjeść.
     - Ale ja już jadłem. - objaśniłem.
     - Trudno. Zjesz jeszcze raz.
   Uśmiechnąłem się i razem poszliśmy kolejny raz na posiłek.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ave ave tutaj Patrycja! Nareszcie wróciłam! Kto się cieszy? Mam nadzieję, że ktoś :3 Następny rozdział nie mam pojęcia, kiedy się pojawi, ale mam nadzieję, że niedługo :3 Liczę na komentarze z waszej strony oraz na udział w ankiecie :3 
Zapraszam was na moje dwa blogi :3
Bezdusznicy
Percico
Do napisania niedługo :3 Paaa :3