niedziela, 26 kwietnia 2015

Nowy wyglad bloga + Inne :3


Ekhem, ekhem... no heeeej :D

Mam nowy szablon na blogu :3 Zrobiony przez flaw., za co bardzo jej dziękuję :3 Polecam również jej bloga - Nierealny deszcz różności


A teraz, do konkretów, bo nie będę tutaj pisać o tym. Mam dwie sprawy do obgadania, a oto pierwsza z nich.

1. W ankiecie wzięło udział 22 osoby. Wow, jak dla mnie dużo xD Z czego 2 osoby zagłosowały na ,,Weź to usuń, śmiesz to blogiem nazwać?!", 1 osoba na ,,Dobry, ale mogłoby być lepiej", a aż 19 osób na ,,Świetny:*". Kocham was! <3 Jeżeli ktoś jeszcze nie zagłosował - polecam to zrobić. Jak ktoś ma obrzydzenie do komentowania, to niech chociaż zagłosuję :/ A jak już do komentarzy wracamy... Z tych 22 głosów, komentuję może z 5/6 osób? To troszkę mało, a patrząc na statystyki bloga, spodziewałam się więcej. Więc zapraszam do KOMENTOWANIA. Jak już o statystykach mowa... Na tą chwilę jest ich 3302. Jestem dumna ^-^ i mam nadzieję, że będzie ich więcej :D Ale cóż, porównując do liczby komentarzy i ankiety, to wszystko wydaję się takie sztuczne, bezsensowne... Może nie wiecie, ale parę razy chciałam usunąć bloga. Dochodziłam do wniosku, że to wszystko jest bezsensu i nikt tego nie czyta. Możecie mi udowodnić, że się mylę albo pogodzić z możliwością usunięcia bloga.


2. Zaczęłam pisać nowe opowiadanie. Tematyka bardziej... hmm... nie fantasy, bo nie ma tam istot nadprzyrodzonych. Nie wiem, jak to określić. Może po prostu dam wam do przeczytania historię powstania tamtego miejsca. OD RAZU MÓWIĘ, ŻE ONA BY SIĘ NIE POJAWIŁA W OPOWIADANIU! To taka "ściąga" dla mnie i dzięki niej łatwiej mi sobie wyobrazić wszystko wyobrazić. Po raz drugi zapraszam do KOMENTOWANIA.

A oto historia...

Głośny dźwięk dzwonów kościelnych rozchodził się echem po całym mieście Emotionless. Dorośli wstawali z cichym pomrukiem niezadowolenia, młodzież ociągała się i leżała jeszcze parę minut, a najmłodsi spali jak zabici, nie słysząc budzików. Do dziesiątego roku życia jeszcze nie będą ich słyszeć. A później, zostaną zaciągnięci do laboratorium, gdzie ogromne maszyny zabiorą im wszystko, co dotychczas posiadają najcenniejszego. Plotki głoszą, że zabieg nic nie boli i jest w stu procentach bezpieczny. Lecz dzieci, jak to dzieci, boją się tego co tam ich spotka, bo przecież jest to  dla nich coś nowego. W sumie, zabieranie uczuć oraz emocji było chyba dla wszystkich nowością.
Dokładnie trzysta lat temu, gdy to ludzkość zaczęła używać przydatnego narządu zwanego teraz mózgiem, na pewien pomysł wpadł przeciętnie wyglądający nastolatek. Był to pomysł bardzo odważny, wymagający wielu lat pracy oraz całkowitego skupienia. Że los chciał naszego bohatera obdarzyć nieprzeciętnie wysokim ilorazem inteligencji, udało mu się zrealizować plan w ciągu następnych, kilku miesięcy. Ludzie czekali na dzień ujawnienia planu z wielką niecierpliwością. Nawet nie wiedzieli, jak będą sobie wypominać to uczucie.
  Dumny z siebie młody dorosły, wszedł na scenę, gdzie czekała na niego machina ,,Adescudoffer" oraz dwóch pomocników wraz z ochotnikiem. Rośli i pewnie niezbyt mądrzy słudzy chłopaka, pilnowali aby nikt z tłumu nie przedostał się na scenę. Młody chłopczyk, z bujną blond czupryną stał sobie spokojnie obok maszyny, nic nie podejrzewając. Jego matka pewnie gdzieś stała na widowni i przyjmowała pochwały. Pan Duffer podszedł do maszyny i rozpoczęło się tłumaczenie, jak to wszystko jest zbudowane i będzie działać. Chłopak o trafnym imieniu Amor, zaczął powoli cofać się przerażony myślą, że już za chwilę straci wszystkie uczucia. Jednak ochroniarze przytrzymali go na scenie i posadzili w fotelu, mocno przywiązując jego kończyny do podłokietników oraz nóg krzesła.
Duffer podszedł bliżej do niego i wcisnął jeden, niewielki, czerwony guziczek. Jakże mała rzecz, zadecydowała o losie chłopaka. Zaczął się wyrywać, bronić, lecz nie miał najmniejszych szans. Matka równie przerażona co syn, próbowała się do niego dostać, ale ochroniarze zatrzymali ją z łatwością. Gdy machina się rozkręciła i rozgrzała, dopiero wtedy zaczęła pokazywać do czego została stworzona. W szyję Amor'a została wbita igła, która przeniosła silną substancję nazwaną przez Pana Duffer'a ,,Obduriatio". Krew popłynęła z szyi chłopca, a wraz z nią, zaczęło z niego schodzić życie. Jednak, wszystko było dokładnie zaplanowane. Zawartość strzykawki została zmieniona na ,,Liberandum" i rana powoli zaczynała się sklepiać. Na nieszczęście chłopaka, zabieg ten powtórzyli jeszcze raz, z drugiej strony szyi. Pewnie nie zapomniał tego bólu do końca swoich dni.
Po około pięciu minutach katorg, obie strzykawki zostały schowane w specjalne do tego miejsce wbudowane w maszynie. Ledwo żywy chłopak zaczął oddychać głęboko i płakać.
- Spokojnie - przemówił wtedy cicho Pan Duffer - Jeszcze dziesięć sekund i nie będziesz czuł kompletnie nic.
Chłopakowi rozszerzyły się źrenice i popatrzył na Duffer'a błagalnym wzrokiem. Wtedy on rzekł:
- No dobrze. Będziesz czuł tylko zmęczenie oraz pragnienie i głód. Reszta zależy już od miesiąca. - rzucił jakby na odchodne. - Wszyscy dostaną tabele, na których wszystko będzie dokładnie wyjaśnione. A teraz, do widzenia. - odszedł.
Amor został uwolniony, a machina zabrana. Od tamtej pory chłopak nic nie czuł, a jego matka starała mu się wytłumaczyć co to jest miłość i ją przekazać. Duff opanował miasto Emotionless, a zaraz potem sąsiednie miasta. Oszczędził dorosłych, ale zarządził, że wszystkie dzieci, kiedy skończą dziesięć lat, mają zostać poddane działaniu maszynie. Wszystkie dzieje w tym mieście zostały zapisane w książce o nazwie takiej jak miasto. 
  Lata mijały, a ludzie przyzwyczajali się do otaczającej ich sytuacji. Coraz więcej osób nie wiedziało co to jest miłość czy nienawiść. Nikt nic nie czuł. Ale jedna młoda mama chciała to zmienić. Była nieprzeciętnie inteligenta oraz odważna. Chciała uchronić swoją córeczkę przed całkowitą znieczulicą i udało jej się to. Gdy nadeszły dziesiąte urodziny dziecka i czekała ona z nią w poczekalni, na swoją kolej do machiny ,,Adescudoffer", wysłała ostatniego SMS'a do służki, znajdującej się w laboratorium obok. Kiedy weszła do gabinetu, dostała dwa zastrzyki w szyję, zamiast jej córeczki. Córka płakała, więc mogłoby się zdawać, że to ona jest poddawana działaniu maszyny. Wszystko poszło zgodnie z plenem, a matka z córką nauczyły się dostosować do bezdusznych ludzi. 
Córka odważnej matki, przekazała uczucia swojemu dziecku, jednak nie były one tak silne, ze względu na to, że ojciec był poddany znieczulicy. Więc, z pokolenia na pokolenie, dzieci coraz mniej odczuwały emocje, jednak, odczuwały. A to było najważniejsze. 
Pewnie matka ucieszyłaby się, gdyby wiedziała, jak zamierza postąpić jej praprapraprapraprawnuk...

Jak się podobało? Skomentuj :3

środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 6 - Poważna rozmowa


Dedykuję ten rozdział flaw. oraz Kalinie Horren... bla, bla xD


     Obudziłem się sam w swoim łóżku. Hmm, tylko ciekawe kto mnie tu przeniósł. Boląca głowa nie pozwoliła mi na racjonalne myślenie, a także na przypomnienie sobie czegokolwiek z dzisiejszego dnia. Leżałem więc bezczynnie i nadaremno próbowałem sobie coś przypomnieć. Dopiero, kiedy otworzyłem oczy, wszystko zrozumiałem. Na lewej ręce widziałem kilka kresek zrobionych scyzorykiem. Otworzyłem szerzej zaspane ślepia i wziąłem do ręki telefon, znajdujący się po mojej prawej stronie. Spojrzałem na swoje odbicie w ekranie i, tak jak myślałem, przy nosie była zeschnięta krew.
     - Czyli... - myślałem na głos - Ktoś musiał mnie pobić, a ja przez tego kogoś się pociąłem. A skoro się pociąłem, to znaczy, że zapewne napisałem do Feliksa... - zacząłem przypominać sobie urywki wydarzeń - I miałem otworzyć drzwi, ale mi się nie udało... I Feliks mnie znalazł i uratował i to on musiał mnie tutaj przynieść. Tylko jedno pytanie. Gdzie on teraz jest?
    No właśnie. Tego nie wiedziałem i najwidoczniej nie miałem się dowiedzieć. Cóż... nie będę sobie teraz zawracał tym głowy. Ważne, że żyję, a sprawę z Feliksem rozwiąże później. Usiadłem i od razu przyłożyłem głowę do wychudzonych kolan. Matko, jak boli. Czułem się tak, jakbym miał kaca, po ostrej imprezie. Po chwili wstałem i podparłem się o stolik nocny aby nie upaść. Gdy odzyskałem równowagę, ruszyłem w stronę łazienki.
    Machinalnie spojrzałem w lustro i aż się przeraziłem. Wyglądałem jak trup. Moje włosy rozczochrane na wszystkie strony, odsłaniały przychude policzki, a także podbite oko. Usta miałem dziwnie wydęte, a także sinawe. Oczy wyglądały jakbym pomalował je czarną kredką, a nos był umazany w wyschniętej krwi. Po prostu ciacho...
    Zdjąłem piżamę i wszedłem pod prysznic. Zimna woda jak zwykle uspokoiła mnie trochę i pozwoliła na zapomnienie o całym wszechświecie. Dopiero kiedy wyszedłem z kabiny, zacząłem myśleć. Gdzie jest Feliks?, myślałem układając włosy. Co się stało?, przeszło mi przez myśl, gdy ubierałem koszulkę. Czy ja umarłem?, odtrąciłem od siebie tą myśl, kiedy tylko pojawiła się w mojej głowie. Nie, to jest irracjonalne. Nie mogłem umrzeć. Prychnąłem cicho i powróciłem do przyglądania się sobie w lustrze.
    Nos już nie był zakrwawiony, kolor skóry powrócił do normy, włosy lekko wilgotne zostały ułożone, a oczy nie były aż tak podkreślone.
     - Od razu lepiej - lekko uśmiechnąłem się do siebie w lustrze i wyszedłem z pomieszczenia.
    Cofnąłem się do sypialni aby zabrać swój telefon. Przy okazji wziąłem jeszcze słuchawki. Ale czegoś mi brakowało... A no tak! Zapomniałem o spodniach. Zaśmiałem się ze swojej głupoty i podszedłem do szafki, aby zabrać potrzebną rzecz. Wziąłem pierwsze lepsze spodnie i pogrzebałem chwilę w kieszeniach. Wyczułem coś i zakląłem cicho pod nosem. To była kartka. Nie ze ściągą, jak mogłoby się zdawać, ale to była kartka, którą miała dostać moja mama.
Przez około trzy tygodnie leżała w kieszeni moich spodni. Wyciągnąłem ją i przeczytałem wszystko od nowa. Treść tekstu się oczywiście nie zmieniła.
     - Boże... jakim ja jestem idiotą... - mruknąłem i szybkim tempem zszedłem do kuchni.
    Ruszyłem do szuflad i otworzyłem drugą od góry. Było tam coś, co pozwoliłoby mi na szybkie pozbycie się znaleziska. Zapałki. Położyłem kartkę papieru na blat, a dwoma rękami wyciągnąłem zapałkę i otarłem nią o bok pudełeczka. Zapaliłem ogień i przyłożyłem go do rogu papieru. W ciągu najbliższych sekund kartka podpaliła się, a ja mogłem zgasić zapałkę. Teraz wystarczy modlić się, aby ogień nie zgasnął, pomyślałem i z uwagą zacząłem przyglądać się swojemu dziełu.
    Ktoś, kto nie znałby całej historii, mógłby posądzić mnie o piromanie. Fakt faktem, lubiłem bawić się ogniem, ale nie aż tak. Zawsze ekscytował mnie widok płomieni... Wolnych i pięknie wyglądających... Mogących zniszczyć praktycznie wszystko na swej drodze... Mających jednego przeciwnika - Wodę. W moim przypadku tym jedynym wrogiem jest świat.
    Gdy już się otrząsnąłem, zabrałem nadpaloną kartkę i gdy już miałem ją wyrzucić do śmieci, aby mieć pewność, że nikt jej nie znajdzie, zadzwonił dzwonek do drzwi. Przekląłem głośno i z grymasem niezadowolenia podszedłem do drzwi, wcześniej odkładając kartkę na blat. Poprawiłem koszulkę i z gracją nacisnąłem na klamkę, dostrzegając piękną blondynkę oraz przystojnego bruneta. Wyglądali na szczęśliwych, ale jednocześnie przejętych. Kurczę, boję się tej rozmowy...


Wcześniej, oczami Feliksa 


     Spałem sobie spokojnie, obok Michała, kiedy to wybudził mnie dzwonek do drzwi. Mozolnie wstałem z łóżka i przykryłem śpiącego chłopaka. Kusiło mnie aby go pocałować, ale nie pozwoliłem sobie na to. Musze udawać, że nie jestem gejem. Że go nie kocham. Tak będzie lepiej dla nas obojga. Nie chciałem wykorzystywać tego, że jeszcze godzinę temu był niemyślący i nie panował nad sobą. Chciałem zdobyć go w uczciwy sposób. I chyba już mam plan jak to zrobić.
    Zszedłem szybko po schodach, poprawiając przy tym rozczochrane włosy. U mnie to norma, nie da się ich ułożyć. Przekręciłem klucz w zamku i czekałem na powitanie ze strony gościa. A była to blondwłosa dziewczyna z wielkimi, piwnymi oczami, które bacznie mi się przyglądały. Widać było, że dziewczyna wie po co przyszła i najwidoczniej nie podoba jej się to co tu znalazła.
     - Emm... przepraszam, jest Michał? - spytała nieśmiało i złapała się za prawy nadgarstek, najwidoczniej powstrzymując od uderzenia mnie w twarz.
     - Jest, ale można powiedzieć, że jest niedolny do rozmowy - zacząłem, a widząc niezrozumienie wypisane na jej twarzy szybko dodałem - Dobra, chyba go znasz, więc powiem prosto z mostu, pociął się.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy i patrzyła na mnie błagalnie. Kręciła głową na prawo i lewo, pewnie odtrącając złe myśli.
     - Nie... powiedz, że to nie moja wina, błagam! - szepnęła i uścisnęła mnie niespodziewanie.
    Jak na prawdziwego dżentelmena przystało, objąłem ją ramieniem i wyszeptałem ciche przeprosiny. W sumie, sam czułem się winny za tą całą sytuację, ale wiedziałem, że to właśnie ta dziewczyna bardziej cierpi. Nie oszukujmy się - jest spora różnicy w rozumowaniu pomiędzy mężczyznami i kobietami. Facet zwyczajowo mniej się przejmuję, umie dosłownie o niczym nie myśleć. A kobieta ma odwrotnie. Myśli o tysięcy rzeczach naraz, nie umie się położyć i nic nie robić (oczywiście, są wyjątki). Piwnooka w tej chwili może myśleć o czymś, co mogłoby się stać, gdyby czegoś tam nie zrobiła. A ja rozmyślam na temat kobiet i mężczyzn. Brawa dla mnie.
     - Jak on się czuje? - zapytała nagle
Pokręciłem lekko głową, co zapewne wyczuła.
     - Nie wiem, śpi. - odparłem zgodnie z prawdą - Posłuchaj, prędko się nie obudzi, a ja mam dość ważną sprawę do załatwienia. Chyba, że... pojedziesz ze mną? - spytałem
Dziewczyna odsunęła się ode mnie i popatrzyła na mnie niepewnie. Myślałem, że odmówi, bo kto normalny pojechałby z jakimś obcym w nieznane. A ona tylko się uśmiechnęła i wyciągnęła ku mnie rękę.
     - Milena jestem. Już tak łatwo się ode mnie nie uwolnisz. - zaśmiałem się i uścisnąłem jej rękę.
     - Feliks. Ahh... dlaczego tak dziewczyny na mnie lecą? - zadrwiłem
    Dostałem to czego chciałem, czyli śmiech Mileny. Gdy to robiła, w policzkach robiły jej się słodkie dołeczki, które pasowały do równie słodkiego śmiechu. Przeciągnąłem się i poszedłem na górę po buty. Michał spał jak zabity, tylko oczywiście zrzucił z siebie całą kołdrę i odsłonił swą nagą pierś. Poprawiłem przykrycie z bólem w sercu, że ten słodki chłopak nigdy nie będzie mój. Już nigdy nie będę mógł go pocałować czy spać obok niego. Będę mógł tylko patrzeć, jak on, z każdym dniem czuję się coraz lepiej i jest coraz bardziej szczęśliwszy. Tym razem nie wytrzymałem i pocałowałem śpiącego chłopaka w czoło.
     - Kocham cię - usłyszałem cichy szept i w tym momencie Michał obrócił się na bok.
Wytarmosiłem jego włosy i niechętnym, powolnym krokiem, wyszedłem z pomieszczenia. Zamknąłem drzwi i popędziłem na dół. Milena stała w drzwiach i bacznie przyglądała się miejscu w którym jeszcze godzinę temu leżał Michał.
     - Co jest? - spytałem zaniepokojony i stanąłem obok niej.
    Otrząsnęła się i pokręciła głową. Trudno, jak nie chcę mówić, to nie. Ja jej nie będę zmuszał. Skierowałem się do samochodu, zostawiając Michała śpiącego, przy otwartych drzwiach. Chyba nic mu się nie stanie. Milena szła za mną, bacznie obserwując otoczenie. O co jej chodzi? Przecież nie wyskoczy jej tu żaden psychopata z piłą mechaniczną i nie rzuci się na nią z rządzą mordu. Chyba. Wyciągnąłem kluczyki do samochodu i nacisnąłem przycisk. Moje auto wydało głośne ,,Pik", co oznaczało, że jest otwarte. Wsiadłem na miejsce kierowcy i odpaliłem silnik. Przez ten czas razem z Mileną zapieliśmy pasy i głośno odetchnęliśmy. Zapowiada się długa i fascynująca rozmowa.
     - Jak długo znasz Michała? - zacząłem i nacisnąłem pedał gazu.
Zakręciłem w lewo; miałem zamiar pojechać tą samą drogą, co przyjechałem.
     - Nie wiem. Będzie gdzieś tak z dwa lata. Znamy się właściwie od pierwszej gimnazjum, a zaczęliśmy rozmawiać dopiero na początku drugiej - wyjaśniła.
Pokiwałem z wolna głową i posłuchałem się GPS'a, który kazał mi zakręcać w prawo.
     - A ty? - spytała nagle
     - Coś koło dwa tygodnie. - odparłem wymijająco
   Nie miałem ochoty rozmawiać o tym jak długo się znamy. Chociaż, to ja zacząłem temat, to powinienem się go podjąć.
     - Nie sądzisz, że to trochę krótko? - zdawała się być negatywnie nastawiona.
   Aż mnie korciło, aby prychnąć lekceważąco, ale zamiast tego normalnie odpowiedziałem:
     - Nie. Jeśli rozmawiasz z kimś dwa tygodnie, praktycznie bez przerwy i jeszcze do siebie piszecie, to chyba nie jest aż tak źle. A zresztą, czuję się, jakbym go znał całe życie - dodałem na koniec i nieco się rozluźniłem.
   Spokojnie, ona nie zna twojej przeszłości, pomyślałem na odprężenie. Nie wie co robiłeś. Nikt nie wie.
     - W sumie, masz w tym trochę racji - przyznała - Chociaż ja i tak jestem zwolenniczką poznawania kogoś osobiście, a nie przez internet.
   Uśmiechnąłem się lekko.
     - Czyli, masz tak zwane babcine podejście.
   Zaśmiała się cicho, a mnie ogarnęło miłe uczucie ciepła w żołądku. Uwielbiałem doprowadzać innych ludzi do śmiechu.
     - Można tak powiedzieć - ostatni raz się zaśmiała, a ja poczułem na sobie jej spojrzenie - A co ty w ogóle robiłeś u Michała?
   I mam dylemat. Skłamać, powiedzieć prawdę czy trochę ją naciągnąć. Wybrałem trzecią opcję.
     - Miał małe problemy i wręcz błagał mnie o pomoc. Nie mogłem zrobić nic innego jak przyjechać i kiedy tylko go zobaczyłem, zamarłem. Leżał w korytarzu, nieprzytomny. Nie oddychał. Ja myślałem, że on... - zaczęło mnie piec pod powiekami, ale nie pozwoliłem sobie na płacz - Wykonałem sztuczne oddychanie i takim oto sposobem Michał jest z nami. Był tak zmęczony, że położyłem go do łóżka, a sam zająłem się swoimi sprawami - dokończyłem.
   Zatrzymałem się na czerwonym świetle i popatrzyłem na nią. Miała szeroko otwarte oczy, ale jednak widziałem wypisaną na jej twarzy niepewność. Tylko, co ją spowodowało?
     - Kłamiesz. - powiedziała stanowczym tonem - Albo nie mówisz całej prawdy. Nie zaprzeczaj. Wiem, kiedy ludzie kłamią.
   Teraz to mi powiększyły się gałki oczne. Skąd ona o tym wiedziała?! Z tego co wiem, to nie umiała czytać w myślach.
     - Dobra, masz mnie. - skapitulowałem i wyjaśniłem CAŁĄ sprawę.
   Znaczy, pominąłem pocałunek i wyznanie miłości oczywiście. Nie musiała znać WSZYSTKICH szczegółów. Gdy skończyłem, popatrzyła na mnie zdziwiona, ale też z... wdzięcznością? Nie umiem tego określić.
     - Dzięki tobie, Michał zaczął się uśmiechać w szkole - uśmiechnęła się na myśl o nim - Dałeś mu nadzieję i bądź z siebie dumny. Nawet nie wiesz, jak on się zmienił przez te dwa tygodnie.
   Kąciki ust same powędrowały ku górze na te słowa. Znów poczułem miłe uczucie ciepła w środku ciała oraz cieszyłem się, że mogłem komuś pomóc.
     - Dziękuję - poczułem jak moje policzki robią się czerwone.
     - Nie ma za co, ale jeszcze pozostaje sprawa Michała. Trzeba z nim porozmawiać. - postanowiła.
   Podobała mi się jej ta władczość.
     - Jasne. Tylko pojedziemy po rzeczy do mojego domu i możemy jechać z nim porozmawiać. A będziemy u mnie za około dziesięć minut. - wyjaśniłem
   Reszta drogi minęła nam na rozmawianiu o tym, co będziemy chcieli zrobić z Michałem.


Teraz, oczami Michała 


     - Wchodźcie - nakazałem swoim przyjaciołom.
   Posłuchali się mnie i trochę zdziwieni, weszli do środka. Ściągnęli buty i zaczęli iść w stronę salonu.
     - Mamy ważną sprawę do omówienia - wyjaśniła z grubsza Milena.
    Mówiłem. Mam przechlapane. Tylko, co się właściwie stało?! Znaczy, wiem, pociąłem się, zemdlałem, Feliks mi pomógł i... no właśnie. Nie znam szczegółów. Trzeba być takim idiotą jak ja, żeby nie pamiętać tak ważnego wydarzenia w swoim życiu. Ruszyłem niechętnie w stronę pokoju głównego, ze wzrokiem wpatrzonym w czubki palców u stóp. Usiadłem na fotelu, znajdującego się naprzeciw kanapy na której siedzieli Feliks i Milena. Dobrze, że pomiędzy nami był stół, inaczej pomyślałbym, że obydwoje zaraz się na mnie rzucą i zeżrą żywcem.
     - Więc, może od początku... pamiętasz coś? - zapytał Feliks.
   Zaprzeczyłem głową. Nie miałem ochoty z nimi rozmawiać. Chcę tylko spokoju.
     - Nic, kompletnie? - dopytywał się.
   Podniosłem głowę i chwilę popatrzyłem w jego pełne nadziei oczy. Nie chciałem jej niszczyć, ale nie miałem wyboru. Kolejny raz zaprzeczyłem ruchem głowy i powróciłem do przyglądania się podłodze.
     - Michał, my ci chcemy tylko pomóc... - zapewniała Milena.
     - Nie... - po raz pierwszy się odezwałem - Nikt nie chce mi pomóc. Tak naprawdę, nie chcecie mieć mnie na sumieniu.
   Milena wymieniła z Feliksem kilka zdań, a następnie odpowiedziała:
     - Dlaczego tak sądzisz? Nie rozumiesz, że martwimy się o ciebie. Michał! Spójrz mi w oczy - nakazała, a ja ją posłuchałem - Jesteś jedną z najważniejszych osób w naszym życiu i nie chcemy cię stracić! Nie po to Feliks uratował ci życie, żebyś spędził je w samotności i żalu. - spojrzałem znacząco na Feliksa.
     - Pomożemy ci. Tylko daj sobie pomóc. - przekonywał mnie
     - Nie wiecie jak to jest, kiedy ze strony innych otrzymuję się tylko pogardę. Nikt mnie tak naprawdę, nigdy nie wysłuchał, nie pomógł... Nikt nie próbował tego nawet robić. Myślał, że wszystko jest w porządku. Ale tak nie było. Dobijałem się i sam sobie ubliżałem. Nie pozwoliłem się nikomu do siebie zbliżyć, bo bałem się odrzucenia, które towarzyszy mi całe życie. A teraz? - spytałem retorycznie i przełknąłem spływającą łzę - Mam wam zaufać? Ja nawet nie wiem czy potrafię. Tyle razy zawiodłem się na ludziach, że czasem mam wrażenie, że ja nie potrafię kochać, lubić... Jakby stracił możliwość bycia szczęśliwym. - wyznałem i zacząłem głośniej szlochać. Muszę się komuś wygadać. - Kiedy człowiek straci nadzieję, bardzo trudno ją odzyskać. Ale... spróbuję. Chcę choć raz poczuć się kimś wartościowym i choć raz mieć dla kogo żyć. Tylko, błagam... pomóżcie mi.
    Schowałem twarz w dłonie i zaczekałem na ich reakcje. Obydwoje wstali i bez wahania podnieśli mnie z krzesła i przytulili. Płakałem na ramieniu Feliksa, podczas gdy Milena przytulała mnie od strony pleców i tarmosiła za włosy. Jak cudownie było czuć zapach Feliksa. Pachniał jak połączenie miodu oraz herbatników. Staliśmy w tej pozie jakieś pięć minut, dopóki się nie uspokoiłem. Przestałem płakać, serce biło mi w równym tempie oraz czułem się jakoś tak dziwnie lepiej. Czułem się, jakbym nie miał już zmartwień, a świat zniósł mą krytykę z godnością.
     - Która godzina? - spytałem nagle i wyszedłem z objęć ich obojga.
   Feliks wyciągnął telefon z kieszeni i odpowiedział na moje pytanie.
     - Dochodzi szesnasta.
   Pokiwałem wolno głową i znów usiadłem na fotelu. Oni również zajęli swoje poprzednie miejsca i wyczekiwali, aż się na nich spojrzę. Gdy już to zrobiłem, Milena jako pierwsza się odezwała.
     - Jak długo się tniesz? - spytała.
   Zmarszczyłem czoło. Będę jej się teraz z tego spowiadał?
     - Będzie jakieś siedem miesięcy - odpowiedziałem wymijająco.
     - Jak długo jeszcze zamierzasz to robić? - pytała dalej.
     - Nie wiem. Zależy - odparłem obojętnym tonem.
   Nagle telefon Mileny zadzwonił, a ona wstała od stołu. Czekaliśmy na nią z Feliksem jakieś trzy minuty, zanim nie przyszła i spojrzała na nas smutno.
     - Mam trening konny za pół godziny. Muszę się zbierać, a ty - wskazała palcem na Feliksa - masz go pocieszyć. Papa - pomachała nam ręką na pożegnanie i wyszła, zakładając wcześniej buty.
   Spojrzałem zdziwiony na Feliksa, a on tylko uśmiechnął się do mnie.
     - Chodź, muszę cię jeszcze przepytać mój więźniu. I nie zapominaj, że nie pozbędziesz się mnie przez miesiąc - wstał z kanapy i rozciągnął się.
   Patrzyłem na niego z uśmiechem na twarzy. Ten miesiąc zapowiada się całkiem nieźle.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nareszcie, rozdział 6 :D Mam nadzieję, że był choć trochę ciekawy... Opinie możecie zostawić w komentarzach :D Pozdrawiam, jeszcze raz zapraszam do komentowania ;) Do zobaczenia niedługo!

#2 Cos takiego hmm, no nie wiem ;-;


Wytykasz sobie, że jesteś najgorsza
Przezywasz samą siebie od dziwek i suk, jakby to były twoje przezwiska z podwórka
Wiesz, że na niego nie zasługujesz
Nie zasługujesz na miłość, którą daję ci Twój chłopak
Twoja była najlepsza przyjaciółka wykorzystuję twą słabość
Aby cię zniszczyć
Dobić i sprawić, abyś poczuła się jeszcze gorzej niż teraz
Po twoim ramieniu spływa strużka krwi, która pojawiła się tu przez 
Ciebie
Krzyczysz, ale nie otrzymasz pomocy
Bo kto zechciałby ci pomóc?
Anioł stróż?
Demon?
Bóg?
Tym razem musisz sobie poradzić sama
Ale wiesz, że nie dasz rady
Nie masz tak mocnej siły woli, aby przestać płakać
Jesteś słaba
Wytykali ci to od początku, a teraz to sobie uświadomiłaś
Upadasz z powrotem na ziemie i się poddajesz
Nie masz siły walczyć o lepsze jutro, skoro wiesz, że takie ono nie będzie
Jeżeli Twój chłopak by cię kochał - przyszedłby
Ale on tylko, nieuświadomiony leży i rozmyśla właśnie o Tobie...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny wierszyk, taki smutnawy, ale moim zdaniem dający do myślenia. A przede wszystkim dwie ostatnie linijki trzeba by było dokładnie zinterpretować. Rozdział piszę i być może pojawi się już w weekend ;) Pozdrawiam wszystkich i zapraszam do KOMENTOWANIA

piątek, 17 kwietnia 2015

Cos takiego, hmm, no nie wiem ;-;


Zakończona przyjaźń


Cały świat w jednej sekundzie zwala ci się na głowę. 
 Myślisz o tysięcy rzeczach na raz. 
 Niektóre z nich są dobre, niektóre koszmarne, ale przeważają te pierwsze. 
 Więc dlaczego ty myślisz o tych drugich? 
 Myślisz o samych złych rzeczach, które dobijają cię i uniemożliwiają wstanie i pójście dalej. 
 Nie możesz się ruszyć i toniesz we wspomnieniach. 
 Wszystkie łzy gromadzą się wokół ciebie i zaczynają cię dusić. 
 Dusisz się własnym smutkiem i żalem. 
 Wierzgasz nogami i rękami, ale to nic nie pomaga. 
 Dobre wspomnienia próbują pokonać złe, ale tylko pogarszają sprawę. 
 Złe wciągają je w swoją otchłań i czynią się większe. 
 Coraz głośniej szlochasz i jednocześnie się podtapiasz. 
 Modlisz się o pomoc, lecz wiesz, że jej nie otrzymasz. 
 Nie zasługujesz na nią. 
 Byłaś podła, zarozumiała i wredna, więc zasłużyłaś na takie traktowanie. 
 Nie dość, że sama sobie sprawiałaś ból, teraz jeszcze i ona. 
 Twoja (była) najlepsza przyjaciółka... właśnie ona cię dobiła. 
 Zakończyłyście przyjaźń po nie całym roku jej trwaniu. 
 Niektórzy pewnie myślą, że był to najpiękniejszy rok w twoim życiu. 
 Ale to nieprawda.  
To był najgorszy rok. 
 Najwięcej wściekłości.
 Najwięcej zawodzeń. 
 Najwięcej bólu. 
 Najwięcej łez. 

~~~~~~~~~~~~~~~
Coś jak wierszyk, opowiadający o zniszczonej przyjaźni :)
Napisałam go za sprawą znajomej, a zdarzyło się to zaraz po zakończeniu przyjaźni :)
Proszę o opinie i dziękuję, że jesteście ^-^

środa, 8 kwietnia 2015

Krotka historyjka #5


Przedstawienie sytuacji: Dziewczyna podkochiwała się w starszym chłopaku, jej przyjaciółka mu o tym powiedziała i dziewczyna przechodzi załamanie. Ale teraz jest dobre zakończenie
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nielubiana, niekochana, ale zawsze ta sama dziewczyna. Siedziała teraz w swoim pokoju, czując się bezpiecznie w zamkniętym pomieszczeniu. Rodziców nie było, żadnego zwierzaka nie posiadała, więc mogła sobie pozwolić na cokolwiek, a jednak siedziała do góry nogami na łóżku i rozmyślała o NIM. Ten, który zostawił ją na pastwę losu i pozwolił by jej małe serduszko rozpadło się w drobny mak. Dziewczyna płakała z tęsknoty, ale nic jej nie pomagało. Nic chciała się ciąć - wiedziała, że nic tym nie zdziała. Kiedyś próbowała to zrobić, ale w następnej chwili pomyślała o rodzicach, których nie zostawi. Byli jedynymi ludźmi których tak szczerze kochała i nie chciała aby cierpieli po jej śmierci. Siedziała więc do góry nogami na łóżku i rozmyślała nad poprawą swojego życia. Jej najlepsza przyjaciółka, zostawiła ją w tym samym czasie co jej miłość. Można więc pomyśleć, że to wszystko było z góry zaplanowane, a te dwie osoby specjalnie chciały ją dobić obściskując się na ławce przed jej blokiem. A z resztą, nie ważne. Żyje się dalej. Jak to mówią, czas leczy rany, a dziewczyna czasu miała naprawdę dużo. To chyba oczywiste, że większość związków kończy się zerwaniem. Przecież, dopiero poznajemy świat i uczymy się kochać. Dzięki temu niedoszłemu związkowi, dziewczyna jest bogatsza w doświadczenie i będzie wiedziała, kiedy naprawdę się zakocha. Ten chłopak najwidoczniej do niej nie pasował.
- Przecież jest siedem bilionów osób na świecie, a ja płaczę przez tą jedną? To głupie - mruknęła do siebie dziewczyna i uśmiechnęła się lekko.
Wstała z łóżka i podeszła do okna. Był piękny zachód słońca, a ona nie chciała go przegapić. Obiecała sobie, że już nie będzie płakać przez jakiegokolwiek chłopaka. Chwilę patrzyła na zachodzące słońce, które wyglądało zbyt pięknie, by oderwać od niego wzrok. Wyciągnęła słuchawki z uszu, wsłuchując się w ... cisze? Da się wsłuchiwać w ciszę? Przecież zawsze coś się dzieję, zawsze słychać jakieś dźwięki. A jednak,teraz było zupełnie cicho, a dziewczyna napawała się tym spokojem. Później, wzięła książkę i zagłębiła się w lekturę. Był piątek, więc miała sporo czasu. Śmiała się raz za razem z głupich wpadek bohaterów, czując, jak jest jej coraz lepiej na sercu. Nie można przejmować się nieudanymi związkami. Przecież, nie raz jeszcze dziewczyna zostanie rzucona lub sama kogoś rzuci. Tylko dlaczego ten chłopak zerwał z nią w tak brutalny sposób? Pewnie zabrakło mu odwagi, by powiedzieć  dziewczynie, że nic z tego nie będzie. Jest zwykłym tchórzem jak ich mało. Nie warto sobie nim zawracać głowy.
Dziewczyna jeszcze poczytała, powchodziła na Facebooki i inny tego typu aplikacje i zasnęła mając nadzieję na lepsze jutro


*********
15 lat później

- Kochanie, śniadanie na stole - obudził ją, melodyjny głos męża.
Kobieta wstała, przeciągając się przy tym leniwie. Jaka ja głupia byłam za tamtych czasów!, pomyślała. Kilka lat temu poznała swojego obecnego męża i już ma z nim jedno dziecko. Ma dopiero roczek. Ucieszyła się, kiedy zobaczyła twarz swojego ukochanego. Zawsze witał ją w miły sposób; troszczył się o nią i dawał jej wszystko co najlepsze; przynosił kwiaty; mówił, że jest piękna. Wszystkie te rzeczy, których potrzebowała. Najlepsza była świadomość, że mąż należał tylko i wyłącznie do niej. Mogła tarmosić jego włosy i patrzeć w przecudne oczy. Podziwiać jego ciało, wiedząc, że tylko ona to robi. Była najszczęśliwszą kobietą na świecie, a sama obecność jej męża, wprawiała ją w miły nastrój. Cieszyła się, że znalazła miłość swojego życia i wiedziała, że gdyby po pierwszym rozstaniu z chłopakiem załamałaby się, nigdy do teraźniejszego związku by nie doszło. Uśmiechnęła się ciepło do męża, a następnie pocałowała go na powitanie w usta. Tak, to ten jedyny, pomyślała, gdy facet przytulił ją delikatnie i zaczął masować obolałe plecy. Kochała go bez względu na wszystko i nic tego nie zmieni.

Rozdział 5 - Wybaczam ci, ale...


     Wszedłem do domu, z zakrwawionym nosem, cały poobijany, zniesmaczony całą tą sytuacją, zły na Milenę, zły na siebie, zły na wszechświat. Czy ja nie mogę chociaż raz wrócić normalnie do domu, zjeść normalny posiłek, pograć sobie normalnie na komputerze, normalnie się pośmiać i ogólnie być NORMALNY? Nie, nie mogę. Muszę się ciąć, muszę się sobie nie podobać, muszę być inny. Upadłem, zmęczony na krzesło i starałem się uspokoić oddech i łzy, które jak zdążyłem dopiero zauważyć wypływały z moich oczu.  
     - Ja chcę być tylko normalny... - szepnąłem sam do siebie, a następnie schowałem twarz w dłonie i zacząłem głośno płakać. 
    Nie obchodziło mnie to, czy ktoś mnie usłyszy, choć to było niemożliwe, ale już nie raz się zdarzało, że ktoś mnie podsłuchiwał i później miał ze mnie "beke".Nie obchodziło mnie to, że w tej chwili Milena jest pewnie zszokowana całym rozwojem sytuacji i może tak jak ja płaczę z bezsilności. Ale ona jest silna. Ona sobie poradzi. A ja? Jestem słabym leszczem niepotrafiącym obronić się przed jakimiś głupimi chłopakami. Smutek przerodził się w złość. Właśnie! Dlaczego to ja jestem słaby i nie potrafię niczego w życiu osiągnąć? Dlaczego to właśnie ja muszę być tym najsłabszym ogniwem? Czy mogę to zmienić? A raczej, czy tego naprawdę pragnę. Bycie najsilniejszym, najmądrzejszym i ogólnie najlepszym we wszystkim ma swoje konsekwencje. 
    Kiedy jesteś słaby, nikt niczego od ciebie nie oczekuje. Jak czegoś nie zrobisz, nie zdziwi go to i uzna za normalną kolej rzeczy. A gdy najmądrzejszy kujon w klasie, nie przyniesie, dajmy na to projektu, to od razu się zaczyna: ,,Jak mogłeś o tym zapomnieć?!" i tak dalej, i tak dalej. Albo, gdy klasowy sportowiec przegra jakiś turniej, wszyscy zaczynają na niego krzyczeć: ,,Ale jak to się stało?!" , ,,Przez Ciebie przegraliśmy!". Tak, bo to jego wina. Przecież on CHCIAŁ wygrać, ale po prostu mu nie wyszło i trzeba się z tym pogodzić, a nie jeszcze za przeroszeniem drzeć ryja i go dobijać. On nie chciał przegrywać specjalnie! Zostawcie go już w spokoju! On jeszcze przez co najmniej miesiąc będzie sobie wypominać, że jego klasa przegrała właśnie przez NIEGO. Ahh... zamyśliłem się. Nie lubię takiego zachowania i zawsze broniłem osoby, które były uważane za sportowców i raz na ruski rok zdarzyło im się przegrać. Dlatego mnie nie zaczepiają.  
    Wstałem z krzesła i niemrawym krokiem poszedłem do kuchni, kopiąc nogę od stołu w nadmiarze złości. Głupi, głupi debil, powtarzałem w myślach i zacisnąłem ręce. Podszedłem do szuflad w poszukiwaniu noża. Wiem, przegram zakład, ale... Znalazłem nóż. Dość ostry, krótki i chyba do krojenia warzyw.  
     - Idealnie - szepnąłem i popatrzyłem na swoje odbicie. 
    Wyglądałem strasznie. Twarz cała zakrwawiona, oczy spuchnięte... I jak ja mam się spotkać z Feliksem? Westchnąłem głęboko i powolnym ruchem odłożyłem nóż na blat. Nie... nie zrobię tego nożem. Mam coś innego... scyzoryk. W jednej chwili odwróciłem się i zacząłem iść w kierunku swojego pokoju. Scyzoryk schowany był pod łóżkiem - nigdy wcześniej nie był mi do niczego potrzebny. Miałem żyletkę, ale teraz, chciałem zrobić głębszą ranę. Znalazłem się przy łóżku dziesięć sekund później i schylałem w poszukiwaniu scyzoryka. Gdy tylko go wypatrzyłem, wziąłem go i usiadłem wygodnie na łóżku. Zdjąłem koszulę i spodnie, aby ich nie ubrudzić, a następnie ubrałem piżamowe spodnie. Koszulki nie potrzebowałem w tym momencie. Wziąłem scyzoryk w dłoń i zacząłem wymieniać wszystkie swoje wady. A było ich sporo. 
  1. Głupi - pierwsze nacięcie 
  2. Brzydki - drugie nacięcie 
  3. Gruby - trzecie nacięcie 
  4. Leniwy - czwarte nacięcie 
  5. Strachliwy - piąte nacięcie 
   I tak doszło do 10 nacięć. Każde coraz głębsze, powodujące większy ból. Ale nagle, przypomniałem sobie o umowie zawartej z Feliksem: ,,Jeśli nie wytrzymasz dwóch tygodni bez okaleczania się, dajesz mi swój adres i osobiście dopilnuję, byś tego nie robił przez następny miesiąc. A jeśli wytrzymasz, spotykamy się w pizzeri i zamawiamy olbrzymią pizze.". Przegrałem. Jeżeli powiem Feliksowi, on u mnie zamieszka. Zrobi to. Przez te dwa tygodnie zdążyłem go na tyle dobrze poznać, by móc to stwierdzić. A jeśli go okłamię, to będę żył z poczuciem winy do końca życia. Taki mam charakter. Co wybrać, co wybrać... Prawda czy kłamstwo? Nie, ja muszę powiedzieć prawdę. Nie skłamie, robiłem to nie raz i zawsze źle się to kończyło. Wstałem i znów się zachwiałem. Kurwa... jestem debilem. Osłabiony, z zakrwawionym nosem, pociąłem się. Dobiłem leżącego, a w tym wypadku samego siebie.  
    Podszedłem parę kroków do komputera, którego od razu włączyłem. Miałem wrażenie, że zaraz zemdleję. Coraz mniej widziałem. Mój oddech spowalniał. Robiłem się senny. Ale wybudził mnie dźwięk Windowsa. Wpisałem hasło i zaczekałem chwilę. Usiadłem, bo nie mogłem już ustać na nogach. Gdy tylko zobaczyłem, że wszystko się załadowało, wszedłem na ,,Faceinface", a także samego Facebook'a. Z Feliksem podaliśmy go sobie już jakiś tydzień temu. Sprawdziłem kartę - Na ,,Faceinface" go nie było. Sprawdziłem Facebooka - Przy jego imieniu świeciła się zielona kropka. Kliknąłem w nią. Napisałem: 

M: Przegrałem. Mój adres: Kołobrzeg, Ul. Mickiewicza 53. Przepraszam. 

Nie musiałem długo czekać, aby odczytać: 

F: Mam do ciebie niecałą godzinę drogi. Niedługo będę. Jak mocno się pociąłeś? 
M: Za mocno. Pewnie zaraz zemdleję. 
F: Otwórz drzwi, to będę mógł ci jakoś pomóc. Już jestem w aucie. Trzymaj się. 

    Wstałem mozolnie z krzesła i zacząłem kierować się w stronę drzwi wyjściowych. Uda mi się, powtarzałem w myślach, kiedy podszedłem do schodów. Miałem zamknięte oczy, bo nawet jeśli by były otwarte, nic bym nie widział. Nogi uginały się pod moim ciężarem, a ja miałem wrażanie, że umieram. Nie wiedziałem czy mam się cieszyć czy smucić z tego powodu. Przecież to chciałem zrobić, prawda? Nie. Nikt nie chcę się zabić. Niedoszły samobójca nie okalecza się, bo chcę zakończyć swoje życie. On chce (a raczej potrzebuje) zrozumienia, troski i odrobiny miłości. Ja też jej pragnę, dlatego musi mi się udać. Muszę otworzyć te drzwi, aby  Feliks mnie znalazł i... I co? I właśnie wtedy osunąłem się na podłogę, tuż przy zamkniętych drzwiach wejściowych.

Feliks 


     - Kurwa! - krzyknąłem i gwałtownie wbiłem stopę w hamulec. 
    Jakiś debil zajechał mi drogę. Zatrąbiłem kilka razy i spojrzałem na zegarek, znajdujący się na mojej prawej ręce. Dochodziła czternasta, a Michał napisał mi wiadomość o trzynastej dwadzieścia. Zerknąłem na GPS, aby upewnić się, że zostało mi piętnaście minut drogi. Uspokój się, pewnie nic mu się nie stało, wmawiałem sobie i oparłem głowę o siedzenie. Stałem właśnie w gigantycznym korku, który miał się zaraz skończyć; mam wjechać w prawą ulice, czyli tam, gdzie nikt nie jeździ. Mam nadzieję, że Michałowi nic się nie stało. Nie wybaczyłbym sobie tego. Przecież, już było tak dobrze... Nie ciął się przez dwa tygodnie! Dzięki mnie. Muszę go dokładnie wypytać co się stało, że zrobił tak durną rzecz. Ale najpierw, muszę do niego dojechać. 
    Gdy tylko skręciłem w prawo, korek zniknął, a przede mną nikt nie jechał. Przyśpieszyłem więc do 80 km/h, choć było to niezgodne z prawem, ale dzięki temu dojechałem do domu Michała w ciągu siedmiu minut. Skąd poznałem, że to jego dom? Miał charakterystyczny pomarańczowy dach, który widać było z kilometra. Zwolniłem i zaparkowałem auto i dosłownie wyskoczyłem z niego. Niech te drzwi będą otwarte, błagałem w myślach, kiedy przeskakiwałem przez furtkę. Podbiegłem do wejścia i nerwowo zacząłem naciskać klamkę. Zamknięte. 
     - Niech to szlag trafi! - mruknąłem do siebie i odwróciłem się. 
    Przetarłem ręką czoło i pozostawiłem ją w tej pozycji, aby uchronić swoje oczy przed słońcem. Jak mogę się dostać do środka? Nagle mnie olśniło. Okno. Tył domu. Od razu puściłem się pędem na drugi koniec mieszkania i zacząłem wypatrywać uchylonego okna. Znalazłem. Było na wysokości mojej klatki piersiowej, więc bez problemu udałoby mi się podciągnąć. Ale, najpierw trzeba to okno otworzyć całkowicie. Spróbowałem i, tak jak zresztą myślałem, brakowało mi kilu minimetrów aby dotknąć klamki znajdującej się po wewnętrznej stronie mieszkania. Muszę znaleźć jakąś skrzyknę, kamień czy coś w tym stylu. Rozejrzałem się nerwowo za którymś z tych przedmiotów, lecz niczego takiego nie dostrzegłem. Gdy nagle, zobaczyłem puste pudełko po butach, leżące przy drzwiach. Nie było duże, ale powinno mi wystarczyć. Podbiegłem do niego i jednym ruchem je wziąłem i położyłem pod oknem. Stanąłem na nim jedną stopą i spróbowałem teraz dosięgnąć klamki. Udało mi się. Nie wierzę, puste pudełko po butach pomogło mi się dostać do Michała. Od teraz kocham pudełka. 
    Podskoczyłem lekko i podciągnąłem się i usiadłem na parapecie. Jakim cudem to pudełko się nie zapadło pod moim ciężarem? Wyciągnąłem stopę najniżej jak potrafiłem i jednym ruchem zdjąłem pokrywkę od pudełka. W środku był... kamień. Zaśmiałem się cicho. Co w pudełku po butach robi kamień?! Nie ważne, od teraz kocham również kamienie. Przerzuciłem nogi do wnętrza domu i stanąłem na jasnych panelach. Zamknąłem okno, aby nikt inny przez nie nie wszedł. 
    Znajdowałem się, w bodajże salonie, a sądziłem tak, bo znajdował się tutaj telewizor, kanapa dwuosobowa i fotel. Gdy popatrzyłem w lewo, widziałem przez wyrwę kuchnie i kawałek holu. Poszedłem w tamtą stronę, rozglądając się wokoło. Na ścianach wisiały obrazy martwej natury, przy telewizorze dostrzegłem zdjęcie w ramce, a na stole leżały pieniądze. Zagwizdałem cicho. Niezła sumka. Kurwa. Zganiłem się w myślach. Przyszedłem tutaj dla Michała, nie dla pieniędzy. Przeszłość jest za mną. Ona nie powróci. Wygrałem już te bitwę. 
     - Michał! - krzyknąłem, choć i tak nie liczyłem na odpowiedź.  
    Przecież on najprawdopodobniej leży w łóżku, zakrwawiony i nieprzytomny, więc co to da, że wykrzyczę jego imię? Ehh... nie czas na rozkminy, Feliks. Ruszyłem do holu i obróciłem się w prawą stronę, czyli tam gdzie powinny znajdować się drzwi frontowe. Natychmiast krzyknąłem szybką wiązankę przekleństw, kiedy zobaczyłem nieprzytomnego Michała. Podbiegłem do niego, krzycząc aby się obudził. Myślałem, że jest już za późno. Że go straciłem. Że straciłem tą małą osóbkę, której wszyscy nienawidzili, a ja ją uwielbiałem. Że już nigdy nie dowiem się, jaki ma głos na żywo. Że nie dowiem się jak pachnie. Nie dowiem się jak zareaguje na moją obecność. Nie dowiem się, czy odwzajemnia moje uczucia. Tak, kurwa, kochałem go! Kochałem i nadal kocham! I co, mam już mu tego nigdy nie powiedzieć?! Nie... on MUSI żyć. 
    Położyłem go na plecy i sprawdziłem czy oddycha. Nie dawał znaku życia. Łzy zaczęły napływać mi do oczu, ale wiedziałem, że nie mogę się poddać. Uklęknąłem i pochyliłem się nad Michałem. Jak to było? 30 uściśnięć w klatkę piersiową i 2 wydechy powietrza do płuc. Zacząłem. Starałem się to robić dość mocno, ale nie na tyle, żeby połamać mu żebra. Nie męczyłem się przy tym prawie w ogóle, tylko rozpraszające mogły być łzy napływające mi do oczu. Nie bądź beksą, nie płacz, powtarzałem w myślach, gdy zrobiłem już 20 uścisków. Po trzydziestym odchyliłem głowę Michała do tyłu i nabrałem powietrza. Następnie wdmuchnąłem mu je do ust, wcześniej oczywiście zatykając jego nos. Z całej swojej woli starałem się go nie pocałować, ale nie wiem, czy mi się udało.  
    Powtórzyłem wszystkie czynności dwa razy i zacząłem tracić nadzieję. Mogłem zadzwonić po karetkę, to wszystko moja wina, obarczałem się. Łzy spływały mi po policzkach, a i czasem spadały na gołą klatkę piersiową Michała. O kurczę... on ma nagi tors. Dopiero teraz się zorientowałem. Chcąc nie chcąc zerknąłem na jego wychudzony brzuch. Ja pierdzielę... zaczynam go karmić. On przez ten miesiąc ma przytyć przynajmniej dziesięć kilogramów. Musimy także wybrać się na plażę, aby trochę nabrał opalenizny. Mamy czas.  
    Po kolejnej serii, zrezygnowany zatopiłem twarz w dłoniach i zacząłem głośno płakać. Krzyczałem niezrozumiałe wyrazy i obwiniałem się o jego śmierć. Dlaczego tak długo zwlekałem?! On mógł żyć! To ja go zabiłem!  
     - To wszystko moja wina! Przepraszam! - krzyknąłem. 
    Nigdy go nie utuczę. Nigdy nie wybierzemy się na plażę. Nigdy nie będziemy mieć czasu. Z powrotem schowałem twarz w dłonie i ryczałem. Płakałem jak nigdy. Było mi tak smutno, źle, potwornie, że nie da się tego opisać. Straciłem osobę, na której najbardziej mi zależało. Życie dalej nie ma sensu. Może powinienem pójść za przykładem Michała i też się zabić? Nie, muszę żyć dalej. Dla niego. 
     - Spokojnie, jeszcze nie umarłem - usłyszałem cichy szept. 
Uniosłem zdezorientowany głowę i popatrzyłem na chłopaka. Miał przymknięte oczy, a także wpół otwarte usta, których kąciki unosiły się leciutko ku górze. Zaśmiałem się rozpaczliwie i przyciągnąłem do siebie Michała. Nawet nie wyrażał sprzeciwu, ale wyczułem jakieś drgawki z jego strony. 
     - Nigdy mnie tak nie strasz. Błagam. - wyszeptałem i przytuliłem go do swojej klatki piersiowej. 
Głowę położył przy mojej pasze i zamknął oczy. Był cały zimny, a to pewnie sprawa chłodnych kafelek. Kurczę, o tym też nie pomyślałem.  
     - Nie mam zamiaru. Fajne przywitanie, prawda? - spytał sarkastycznie. 
   Pocałowałem go w czubek głowy i mocniej przytuliłem. 
     - Dzięki tobie znienawidziłem niespodzianki oraz pokochałem pudełka i kamienie. Nie pytaj. Opowiem kiedy indziej. - powiedziałem i zacząłem nosem grzebać w jego włosach. - Pokaż, gdzie się pociąłeś. 
   Niechętnie odsunął się kawałeczek ode mnie i pokazał mi lewą rękę. 
     - Przepraszam - wyszeptał, gdy ja badawczo przyglądałem się kreską przy nadgarstku. 
   Nic nie odpowiedziałem, tylko pocałowałem go w te rany. Następnie z powrotem otoczyłem go swoimi ramionami i wtedy wyszeptałem: 
     - Wybaczam ci, ale obiecaj, że nie zrobisz już tego nigdy więcej. Ja... Tak się o Ciebie martwiłem. - wyznałem i znów pocałowałem go w głowę. - A, i od jutra zaczynasz jeść 
   Chyba pogodził się z tą informacją, bo nic już nie powiedział, tylko wygodniej ułożył się na moim ciele. Głowę uniósł ku górze i patrzył na mnie sennym wzrokiem. 
     - Dziękuję. Spróbuję jeść tylko i wyłącznie dla Ciebie. Jesteś mi najbliższą osobą i... - zawahał się przez chwilę - Bardzo mi na Tobie zależy.  
   Zdecydowałem się na odważniejszy krok i pocałowałem go w czoło. Później w oczko. Później w nosek. Przybliżyłem swoje wargi do jego ust, a tuż przy nich powiedziałem: 
     - Kocham Cię - a następnie pocałowałem Michała. 
Najpierw lekko, bo chciałem zobaczyć czy odwzajemni pocałunek. Gdy tak się stało, zacząłem go pogłębiać. Michał zaczął coraz bardziej się angażować, a ja nie pozostawałem dłużny. Walczyliśmy o dominację, którą wygrałem, gdy Michał opadł na moje ramię i mocno przytulił mnie jedną ręką.  
     - Feliks? - spytał 
   Mruknąłem cicho i zachęciłem do dalszej konwersacji. 
     - Dziękuje ci za to, że jesteś. Proszę cię o to, abyś został. Przepraszam cię za to, jaki jestem. 
     - Niezły poeta z ciebie - mruknąłem - Jasne, że zostanę, a taki jaki jesteś, podobasz mi się najbardziej. 
   Ziewnął cicho, a ja powtórzyłem jego ruch. Kurczę, to jest takie zaraźliwe! 
     - Chodź, idziemy spać - mruknąłem i dźwignąłem się na nogi, jednocześnie trzymając Michała na rękach. 
   Jaki on leciutki, przeszło mi przez myśl. Wszedłem na schody i z drobnymi poradami, doszedłem do jego pokoju. Nie jest aż tak źle. Jest brudno, fakt, ale nie ma zbyt dużego syfu. Położyłem Michała na łóżku i gdy miałem go puścić, zostałem wciągnięty do łóżka. 
     - Nie zostawiaj mnie, błagam. Znowu będę miał koszmary - wyszeptał i się przesunął. 
   Położyłem się koło niego i mocno objąłem go w klatce piersiowej. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jejejejej :D W końcu jest! Przepraszam za długość ;-;-;-;-;-; Ale chyba dużo dzieje się w tym rozdziale :D
Wygląd bloga znowu się zmienił :D Tia... Piszcie jak wam się podoba
A i przepraszam za dłuższą przerwę ;-;
Nie ważne pozdrawiam wszystkich!
Papapa

wtorek, 7 kwietnia 2015

Krotka historyjka #4


Przedstawienie sytuacji: Dziewczyna podkochiwała się w starszym chłopaku, jej przyjaciółka mu o tym powiedziała i dziewczyna przechodzi załamanie.
~Tak jak w poprzednich postach
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
     Siedziała samotnie na parapecie opuszczonego mieszkania, przysłuchując się poszczególnemu tekstowi piosenki. Był tak piękny, wyrażał jej uczucia względem pewnego chłopaka, którego tak bardzo kochała i nienawidziła zarazem. Jak on mógł mnie zostawić?!, myślała dziewczyna spoglądając na zupełnie czarne niebo. Nie widać było żadnych gwiazd, tylko księżyc kształtem przypominający rogalika. Nagle dziewczyna poczuła kłucie głodu w żołądku, które zignorowała. Nie miała ochoty jeść. Nie miała ochoty się uśmiechnąć. Nie miała ochoty żyć. Drgała raz za razem z zimna, ale także ze względu na podniesiony głos wokalistki. To teraz była jej jedyna ucieczka od rzeczywistości - muzyka. Szukała w niej wsparcia i zawsze je dostawała, nie to co od tej najlepszej przyjaciółki... poleciała do jej chłopaka nagadać mu, że ona się w nim zakochała. Cóż, była to prawda, ale dziewczyna chciała mu sama o tym powiedzieć w swoim czasie. Niestety nie dane jej było ujrzeć następnego światła dziennego. Chciała popełnić samobójstwo. Nie, może lepsze określenie to "Postanowiła". Za życia cięła się kilka razy, ale teraz chciała pójść krok do przodu. Zabójstwo miało dla niej ogromne znaczenie. W końcu nie będzie problemem dla swoich rodziców, nie będzie nikogo, nawet nieświadomie, obgadywać, a także w nikim się nie zakocha. Nikt nie wyrządzi jej już krzywdy, a na tym jej najbardziej zależało. Chłopak w którym nieszczęśliwie się zakochała, zostawił ją z dnia na dzień. Nie odpisywał na wiadomości ani nie odbierał telefonu. Ogólnie zerwał z nią wszelki kontakt i najwidoczniej się z tego cieszył. Pewnie migdali się teraz z jakąś dziewczyną na boku, która jest mu zupełnie nie ważna i nazajutrz ją zostawi. Dziewczyna zaczęła płakać pozwalając łzą swobodnie spływać po jej policzkach. Jej najlepsza przyjaciółka zamiast być w tej chwili z nią, próbować odwieść ją od samobójstwa, zapewne była na jakieś imprezie i robiła nie wiadomo co z chłopakami starszymi od siebie. Ohyda. Brązowowłosa wytarła uciążliwą łzę, która nie chciała spłynąć po wilgotnym policzku i znów spojrzała na dół wysokiego na dziewięć pięter budynku. Samochody były zaparkowane, ludzi nie było, więc pomocy od nikogo również nie otrzyma, nawet żaden bezdomny pies nie czaił się w polu. Nie było żadnej żywej duszy oprócz jednej, tej nieszczęśliwej, która aż prosiła się o pomoc i troskę z zewnątrz. Jednak, nikt nie wyciągnie do niej pomocnej dłoni. Dziewczyna starała się być dla wszystkich miła i pomocna; dawała spisywać zadania domowe; pożyczała pieniądze; pocieszała inne zranione duszyczki, a teraz? Została sama.
     Dziewczyna niemrawo wstała otrzepując przy tym tyłek ze zbędnego kurzu. Odłożyła słuchawki na bok; to będzie jedyna pamiątka jaką za sobą zostawi. Sprawdziła jednak godzinę. 03:03.

     - Idealna pora na umieranie - szepnęła i odłożyła elektroniczne urządzenie.

    Zrobiła niepewny krok w przód, czując coraz to szybciej bijące serce w klatce piersiowej. Miała wrażenie, że zaraz z niej wyskoczy, ale nie zatrzymała się. Stanęła połową stopy za parapetem, który przytrzymywał ją przy życiu. Zerknęła jeszcze raz na dół i ze strachu kolejne łzy spłynęły po jej twarzy. Zacisnęła mocno pięści i drugą stopą wykonała taki sam ruch co pierwszą. Wzięła głęboki oddech i szepcząc ciche ,,Przepraszam", skoczyła. Czuła się jak ptak wylatujący właśnie z ciasno zamkniętej klatki. Nie żałowała tego co zrobiła, za to jej najbliżsi, żałowali.
I to bardzo.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Krotka historyjka #3


Przedstawienie sytuacji: Dziewczyna podkochiwała się w starszym chłopaku, jej przyjaciółka mu o tym powiedziała i dziewczyna przechodzi załamanie.
~Tak jak w poprzednich postach
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
     Słońce ogrzewało jej nagie ramiona. Pogoda sprzyjająca była wyjazdowi nad morze, jednak dziewczyna miała inne rzeczy na głowie. W rękach trzymała jedyny przedmiot na którym jej teraz zależało. Nie ważna była matka czekająca z obiadem czy schorowany ojciec. Ważny był dla niej chłopak, który tak perfidnie ją potraktował. Pomimo swojego młodego wieku, wiedziała, że zasługuje na prawdziwą miłość. Nie na chłopaka, który najpierw będzie się nią interesował, pozwoli jej się do siebie zbliżyć, a zaraz potem porzucić ją niczym śmiecia. Dziewczyna wiedziała, że nie zasłużyła sobie na takie traktowanie, lecz ciągle obwiniała się za nagłe zaprzestanie kontaktu przez chłopaka starszego o aż trzy lata. Jej nie robiło to różnicy - kochała go bez względu na wiek, ale chłopak był chyba odmiennego zdania. Jeszcze jej przyjaciółka... podła żmija, która teraz prawdopodobnie całowała niedoszłą miłość jej życia, triumfująco się uśmiechając. Na samą myśl, dziewczynie zachciało się płakać. Wcześniej udało jej się powściągnąć swoje uczucia, jednak teraz nie wytrzymała tego psychicznie. Ręce położyła na ziemi, przybierając pozycję jakby się przed kimś kłaniała. Znajdowała się przy torach, a jedyny dźwięk jaki do niej docierał, było ciche ćwierkanie ptaków tuż obok niej. Jakiś mały wróbelek usiadł przez chwilę dziewczynie na ramionach, a ta przestraszona, natychmiast zaczęła się wierzgać i odstraszyła niczemu winne zwierzątko. Rozejrzała się po dobrze jej znanej okolicy. Oprócz torów były tutaj także drzewa, krzewy, a nawet spostrzegła kwitnącą, piękną, czerwoną różę. Popatrzyła na nią chwilę, gdy zdała sobie sprawę, że taką samą dostała od swojego niedoszłego chłopaka na walentynki. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach z podwójną siłą, a piach i brud jaki znajdował się w pobliżu torów, zdołał prześlizgnąć się do jej wilgotnych oczu. Ptaszek obserwował dziewczynę z daleka i kiedy stwierdził, że nic mu nie zagraża, zaczął powoli się do niej zbliżać kręcąc główką raz za razem. Pewnie wyglądał wtedy przeuroczo, lecz dziewczyna była zatracona we własnym smutku by choćby na niego zerknąć. Wróbelek, z powrotem usiadł dziewczynie na ramionach i zaczął grzebać małym dzióbkiem w jej rozpuszczonych włosach. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i specjalnie nie zmieniła pozycji, aby nie spłoszyć ptaszka. Może jednak ktoś na tym świecie jeszcze ma uczucia - przeszło jej przez myśl. Nagle, ptak odleciał z głośnym trzepotaniem skrzydeł pozostawiając dziewczynę roztrzęsioną. Podniosła głowę i od razu zrozumiała czego ptaszek się przestraszył. Z daleka widziała pociąg, zbliżający się do niej z zawrotną prędkością.

     - Czas się pożegnać - szepnęła i stanęła na torach.

    Wiedziała, że pociąg nie zdoła się zatrzymać aby nic jej nie zrobić. Usiadła na ciepłych torach, nadal trzymając żyletkę w ręce. Wycięła sobie na szybko imię chłopaka i swojej byłej najlepszej przyjaciółki i położyła się na torach. Pragnęła, by przyjaciółka wytłumaczyła jej dlaczego poszła do chłopaka, który tak bardzo namieszał w jej życiu uczuciowym. Ale nigdy się tego nie dowie. Pociąg, zgodnie z tym co przewidywała dziewczyna, nie zdążył się zatrzymać. Po dziewczynie zostały tylko wspomnienia i zmiażdżone kości. Chwilę przed tym, jak pociąg miał zabić dziewczynę, przeszło jej przez myśl: ,,To chyba był zły pomysł".
Lecz czasu nikt nie potrafi cofnąć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ta historia osobiście podoba mi się najbardziej. Według mnie, najlepiej tutaj opisałam sytuacje i uczucia. A wy jak sądzicie? I jeszcze jedno, jak podoba wam się nowy wygląd bloga? 
Ps. On może jeszcze ulec drobnym poprawkom
Zapraszam do KOMENTOWANIA

niedziela, 5 kwietnia 2015

Krotka historyjka #2


Przedstawienie sytuacji: Dziewczyna podkochiwała się w starszym chłopaku, jej przyjaciółka mu o tym powiedziała i dziewczyna przechodzi załamanie.
~Czyli tak jak w poprzedniej Krótkiej historyjce
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

     Czy już zawszę będę widzieć twarz tego dupka przez zeszklone oczy?! Może teraz całuję się z moją byłą przyjaciółką w najlepsze, a ja siedzę na ławeczce w parku i płaczę. Z bezsilności. Ze smutku. Staram się powściągnąć swoje emocje, lecz na nic zdają się moje próby. Cały czas czuję jak to kolejna słona łza spływa po moim policzku. W sercu mam pustkę, która rozprzestrzenia się po całym moim ciele czyniąc ze mnie łatwą ofiarę miłości. Chłopak trzy lata starszy ode mnie, nagle zaczął mnie ignorować. Odrzucił mnie. Pomimo tego, że starałam się być dla niego tą jedyną, on i tak wybrał inną. Dlaczego? Bo... jestem młodsza? Czy to oznacza, że ja nie mam prawa się zakochać? Czy to oznacza, że jestem gówniarą i nic nie wiem o życiu? Chyba jednak tak. Siedzę na ławce, a moim jedynym przyjacielem jest MP3 schowana w mojej kieszeni. Słucham jak zawsze smutnych piosenek, które jeszcze bardziej mnie dołują i zniechęcają do życia. Łapię się za głowę i choć staram uchronić moją głowę od spadającego deszczu, nie udaje mi się to. Mój makijaż cały się rozmazuje, czyniąc mnie jeszcze brzydszą niż zazwyczaj jestem. Poprawiam wypadające z moich uszu słuchawki i opieram się o mokre oparcie, pozwalając deszczowi oczyścić mój rozum z wszelkich rozmyśleń. Jednak, on nie pomaga. Nic nie pomaga poskładać złamanego serca. Nie wiem czy jestem w stanie jeszcze komukolwiek zaufać. W ten sam dzień stracić niedoszłego chłopaka i najlepszą przyjaciółkę. Chyba nie ma nic gorszego dla nastolatki w moim wieku. Łkam cicho i staram się wszystkie zdarzenia poukładać w myślach. Chłopak, w którym się kochałam, z dnia na dzień przestał się do mnie odzywać. Nie odpisywał na wiadomości. Zachowywał się tak, jakby mnie nie znał. Nawet, kiedy spotkałam go przypadkiem na ulicy, nie spojrzał na mnie. Przestałam go obchodzić, a ja nawet nie wiem dlaczego. Przecież nie zrobiłam nic złego! Dwa dni po tym, moja przyjaciółka, która miała przyjść do mnie na nocowanie, nagle odwołała umówione spotkanie. Zdziwiona, pytałam co się stało. Nic nie odpowiedziała, tylko krzyknęła do słuchawki : ,,ZOSTAW MNIE W SPOKOJU!" i się rozłączyła, zostawiając mnie w całkowitym osłupieniu. Najpierw, myślałam, że ma po prostu zły dzień, ale kiedy zobaczyłam ICH razem. Tu. Na ławce w parku, na której siedzę. Wszystko zrozumiałam.
    Wyciągam z kieszeni żyletkę, którą ostatnio włożyłam do kurtki przypadkiem. Najwidoczniej, słusznie. Nie ma to jak umrzeć w deszczu. Cała krew spływa z twojego ciała i czyni cię czystym. Odwijam moją jedyną przyjaciółkę i zdejmuję lewą rękawiczkę. Waham się przez chwilę, czy zakończyć swój żywot. Chyba każdy samobójca tak robi. Moja mama i tata są po rozwodzie. Przyjaciół już nie mam. Nawet pieprzonej rybki nie mam, której by na mnie choć trochę zależało! Słona łza spłynęła na miejsce, gdzie chciałam zatopić żyletkę. Włożyłam ową żyletkę w krople i zaczęłam się nią bawić.

     - Cóż, miej choć trochę radości. Zaraz będziesz czuć tylko ból - szepnęłam do siebie i mocno zamknęłam oczy.

Przejechałam po skórze raz, a efektywnie. Poczułam kojący ból, rozchodzący się po całym ciele z zawrotną prędkością.

     - Już nikt mnie nigdy nie skrzywdzi - moje ostatnie słowa rozniosły się po pustym parku.

sobota, 4 kwietnia 2015

Krotka historyjka #1


Przedstawienie sytuacji: Dziewczyna podkochiwała się w starszym chłopaku, jej przyjaciółka mu o tym powiedziała i dziewczyna przechodzi załamanie. Większość postów będzie na razie o tej tematyce, ponieważ pisałam je dla koleżanki i mam je zapisane na laptopie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
     Co zrobić, kiedy cały świat się zawala? Kiedy twój wymarzony chłopak i najlepsza przyjaciółka zostawiają cię na pastwę losu, a ty nie możesz nic na to poradzić? Cóż wtedy zrobić? Siedzieć, płakać i użalać się nad swoim nieszczęściem czy biec i walczyć o wymarzony spokój? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi. Każdy człowiek pragnie odnaleźć w drugiej osobie samego siebie. Chce móc cieszyć się szczęściem z tą jedyną osobą, którą kocha ponad życie i wiedzieć, że może powierzyć jej wszystkie swoje sekrety i tajemnice. Ale co się stanie, kiedy osoba, której ufasz, nagle cię odrzuci? Z dnia na dzień przestanie się do ciebie odzywać. Przestanie do ciebie odpisywać na wiadomości. Przestaniesz ją obchodzić. Co wtedy ma zrobić jeszcze niedoświadczona czternastolatka, która nieszczęśliwie się zakochała? Starała się być najlepszą przyjaciółką pod słońcem, choć po cichu liczyła na coś więcej. A nagle, chłopak, w którym się zakochała, odrzucił ją. Nie odpowiadał na wiadomości. Zerwał z nią wszelki kontakt. Załamana dziewczyna siedziała w domu i słuchając smutnych piosenek, myślała o nim. O jego uśmiechu, który był przeznaczony wyłącznie dla niej. O jego ustach, których pragnęła by znalazły się blisko jej warg. O jego idealnej sylwetce, której zazdrościli mu wszyscy. Zrozpaczona nastolatka szukała oparcia u przyjaciółki, a ta bezczelnie ją wystawiła. Wszyscy ją zostawili dla własnych celów. Siedziała przy oknie i patrzyła z góry na wszystkie te kochające się pary. Nie mogła znieść myśli, że teraz jakaś inna dziewczyna stoi u boku jej wymarzonego chłopaka. Ze słuchawkami na uszach, starała się zapomnieć o otaczającym ją świecie, lecz nadal przed oczyma widniała twarz ukochanego. Nie wiedziała co ma zrobić. Była zbyt zrozpaczona by myśleć racjonalnie. Zamknęła drzwi od swojego dużego pokoju, starając zachowywać się jak najciszej aby mama jej nie usłyszała. Oparła się o ścianę, aby nie stracić równowagi. Cała się trzęsła ze strachu. Po minucie, kiedy udało jej się opanować oddech, podeszła do biurka na którym widniały liściki miłosne od jej niedoszłego chłopaka i jednym ruchem strąciła je stamtąd. Miała dość myśli o nim. Popatrzyła jeszcze raz na biurko. Leżało na nim jeszcze wspólne zdjęcie jej i przyjaciółki. Łzy spłynęły jej ciurkiem na policzek, kiedy podniosła ramkę od zdjęcia. Spojrzała na nie raz jeszcze, przyglądając się szczegółom. Na tej fotografii była taka szczęśliwa. Uśmiechnięta od ucha do ucha ze szczęśliwym spojrzeniem. Jej była najlepsza przyjaciółka miała taki sam szczęśliwy wyraz twarzy. To zdjęcie powinno napawać radością, a przekazywało tylko nieokiełznany smutek. Dziewczyna wytarła nowe łzy z policzka i z całej siły rzuciła portretem do kosza.

     - Już... dość - wyszeptała do samej siebie.

    Brutalnie otworzyła szufladę w której leżała jej zaznajomiona przyjaciółka. Nie spotkały się już od pół roku, a dziewczyna teraz koniecznie potrzebowała jej wsparcia. Wyciągnęła ją drżącą dłonią i odwinęła z cienkiej folii. Nadal była ostra, pomimo przeleżanego czasu. Dziewczyna z żyletką w dłoni podeszła do okna. Tak bardzo chciała oderwać się od otaczającego ją brutalnego świata. Popatrzyła ostatni raz na parę zakochanych obściskujących się w najlepsze na ławce w parku. Załkała cicho i przyłożyła żyletkę do lewej dłoni. Ułożyła się w miarę wygodnie i przemyślała wszystko dokładnie. Naprawdę, nie potrafiła znaleźć żadnych plusów dotychczasowego życia. Miała po prostu dość. Słuchawki nadal tkwiły w jej uszach i rozbrzmiewały smutną balladę. W końcu, zdecydowała się. Wykonała jeden, pełny bólu, smutku i żalu ruch. Krzyknęła cicho z bólu, jednak nadal drążyła sobie w skórze żyletką. Po pięciu sekundach wyciągnęła ją i postanowiła zakończyć swój żywot. Kolejnym ruchem, przecięła główną żyłę, sprawiając tym samym sobie kolejny ból. Krzyknęła. Już nigdy nie zobaczy swojej byłej najlepszej przyjaciółki, na której tak bardzo jej zależało. Nigdy nie usłyszy głosu szepczącego jej ,,Kocham Cię" z ust chłopaka. Już nigdy niczego nie usłyszy ani nie poczuje.
Opadła jej ręka, a wraz z nią życie dziewczyny.

czwartek, 2 kwietnia 2015

Przepraszam!


Przepraszam :ccc


Wiem, że niektórych to nie interesuję, dlaczego nie ma rozdziału, ale chciałam całą sprawę wyjaśnić. A więc tak... Szykujcie się do czytania problemów czternastolatki, która, według większości, o życiu nie wie nic i co najwyżej bajki na Disney Channel może pooglądać.

Miałam problemy z rodziną. Ze względu na to, że moi rodzice rozwiedli się 4 lata temu, mieszkam tylko z mamą, co jest czasem ( za przeproszeniem ) upierdliwe. Wiecie, dwie kobiety w domu, z czego jedna podczas okresu dorastania, to nie jest najlepszy pomysł... Ale da się wytrzymać. Chociaż, ostatnio mi się to nie udało. Skończyło się na pociętej ręce ( tak, pocięłam się ) i groźbach, że zamieszkam u taty. Ale już jest okey, choć niedawno pocięłam się po raz drugi, ale nie zamierzam tego więcej robić.

Szkoła. Głupia, bezsensowna szkoła. Mama powiedziała, że jak będę miała czerwony pasek na świadectwie, to kupi mi perkusję sama, a jeśli nie, to mam jej dołożyć 1000 złotych. Muszę zacząć zbierać i się uczyć. 

Brak weny. Aktualnie jestem w związku i czasem trudno jest mi napisać jakieś smutne wydarzenie. Mam już kawałek rozdziału, ale sądzę, że jest beznadziejny i napiszę cały rozdział od nowa. 

Brak czasu. Szkoła, nauka, weekend, szkoła, nauka, weekend. A w weekendy spotkania z przyjaciółmi. Brakuje mi czasu, ale postaram się wszystkie rozdziały nadrobić.

Chciałam jeszcze się zapytać, co sądzicie o tym, żebym dodawała krótkie przemyślenia na temat uczuć, zachowań i tym podobnych? Czasem sobie coś takiego napiszę, a na bloga to dodać, to żaden problem.

Dobra, proszę o odpowiedz na pytanie i pozdrawiam ;)