wtorek, 14 czerwca 2016

Rozdział 20 – Urodziny

   Zdmuchnąłem piętnaście świeczek i zaśmiałem się głośno. Moje marzenie było oczywiste dla wielu ludzi, ale taki już byłem. Przewidywalny.

   Milena zaczęła kroić tort, a inni ludzie śmiali się i życzyli mi wszystkiego najlepszego. Milena zaprosiła kilka osób z naszej klasy oraz swoich znajomych, by mogli mnie po prostu poznać i bym ja nawiązał jakieś znajomości. Był już dwudziesty trzeci sierpnia i wypadałoby się z kimś zaprzyjaźnić przed pójściem do szkoły. Naprawdę, nie spodziewałem się, że tyle osób ze szkoły może być tak miłych oraz dobrodusznych. No i śmiesznych.

   Cały dzień spędziłem na śmianiu się z żartów, nie miałem chwili na zły humor bądź złe myśli. Moja mama wszystkie ze mnie wypędziła, Milena także bardzo się starała. Miałem przy sobie osoby, które naprawdę o mnie dbały, jedna była dalej, ale co jakiś czas dawała mi o sobie znać. Listy z serduszkami, które znikąd znajdowały się w mojej skrzynce pocztowej – zaznaczam, że nie miały znaczka, bo po co – dawały mi nadzieję i siłę. Po prostu czułem się silny.

   Zjadłem kawałek tortu z uśmiechem i smakiem, popijałem go jakimś szampanem dla dzieci. Miałem koszulkę na krótki rękaw, a czułem się najbardziej wolny od innych ludzi.

   Potem Milena zaproponowała, żebyśmy popływali trochę w basenie. Ja się nie zgodziłem, nie miałem nawet stroju kąpielowego, to był głupi pomysł. Wszyscy byli jednak innego zdania. Podnieśli mnie i wrzucili do tego basenu, a ja oprócz złości na nich, poczułem się jeszcze bardziej szczęśliwy. Chwilkę popływałem w ubraniach, a do mnie dołączyło jeszcze kilka osób, a potem wyszedłem cały przemoczony na trawę. Położyłem się kawałek dalej, żeby nikt mnie nie zdeptał. Zamknąłem oczy i po prostu odpłynąłem.

   Wszystko było tak dobrze. Nie idealnie, brakowało jednej z ważniejszych osób. Dawałem radę, każdy dzień był dla mnie wyjątkowy. Codziennie wychodziłem ze znajomymi, dzięki temu potrafiłem już nawiązywać jakieś kontakty. Wyrzuciłem żyletki, a ciągłe rozmowy z mamą bardzo mi pomogły. Milena starała się, jak tylko mogła, widziałem to. Wszyscy mi pomagali.

   Wszystko szło w tak dobrym kierunku. Moje życie nabierało barw, a ja sam czułem się coraz lepiej. Byłem wolny, tak się właśnie czułem.

   Nie miałem czasu na smutki, one nie były mi potrzebne. Szczęście i radość wypierały monotonność, aż w końcu usunęły ją z mojego życia. Wspomnienia były tylko wspomnieniami, a nie rzeczywistością. Potrafiłem odróżniać te dwie rzeczy i dzięki temu czułem się silniejszy. Byłem silniejszy.

     – Znowu się tak szeroko uśmiechasz. – Milena usiadła obok mnie. – Nie chcę nic sugerować, ale to dzięki mnie masz tę świetną imprezę, więc wypadałoby chociaż podziękować. – Zaśmiałem się.

   Tak, Milena była świetną osobą do rozmów.

     – Dziękuję. – Przytuliłem ją. – Naprawdę, jesteś niezwykła – dodałem.

   Milena wstała z ziemi i rozprostowała się.

     – Wiem. – Zaczęła biec w tylko sobie znanym kierunku.

   Chciałem ruszyć za nią, ale dokładnie w tym momencie ktoś wysłał mi wiadomość. Wyciągnąłem telefon i na widok znajomego numeru uśmiechnąłem się szeroko. Przeczytałem treść wiadomości i uśmiechnąłem się szeroko. Postanowiłem, że odpowiem na nią później, na razie pobiegłem za Mileną i dobrze się bawiłem.

„Jestem z ciebie tak cholernie dumny. Zawsze byłem. Nie martw się, jeszcze się spotkamy. Obiecuję"

~~~~~~~~~~~~~~~~~
Został już tylko epilog. Potem koniec, finito, basta. Mam nadzieję, że was nie zawiodę. Tak btw. ten rozdział mi się usunął w połowie i musiałam pisać go drugi raz, więc przepraszam, jakby był po prostu chujowy .-.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz