Treść zawiera przekleństwa! Czytasz na własną odpowiedzialność!
***
Tydzień później...
Moja mama właśnie powiedziała, że chcę pojechać z Janem gdzieś do Grecji i zostawić mnie na cały miesiąc samego. Rozumiecie?! Bez nikogo, bo nikogo innego nie mam! To jest niezgodne z prawem. Nie powinno się zostawiać osoby nieletniej bez nadzoru opieki dorosłej na dłużej niż tydzień. A ona chce mnie zostawić na cały miesiąc!
- Och, przecież poradzisz sobie. To tylko miesiąc - odparła, pakując swoje rzeczy do walizki.
Byliśmy w jej pokoju, który znajdował się na piętrze, po przeciwnej stronie domu niż mój. Ściany pomalowane na krwistą czerwień zdecydowanie działały na moje zmysły. Łóżko, choć duże i zapewne wygodne, zaścielone było tylko w jakąś badziewną poszewkę w różowe kwiaty, które po części zostały zasłonięte przez czarną walizkę. Spojrzałem na przygarbione plecy mamy, okryte cienką koszulką ze względu na upał panujący na dworze. Był już osiemnasty czerwca, a wakacje zbliżały się wielkimi krokami. Jejku, jak ja się cieszyłem.
- Tylko miesiąc? - powtórzyłem jej ostatnie słowa, które jakby rozniosły się po pokoju.
Zamarła na chwilę, pewnie starając się poukładać myśli. Jak ona może mnie tak zostawić?! Za tydzień jest zakończenie roku szkolnego. Już wyobrażam sobie scenkę, gdy wszyscy rodzice gratulują swoim dzieciom, a ja szybko wychodzę ze szkoły, starając się w nikogo nie uderzyć ani nie rozpłakać. Raz tak było. Wpadłem na jakąś dziewczynę, bo miałem łzy w oczach przez moją matkę Okazało się, że nie może przyjść na zakończenie roku, ponieważ musi zostać w pracy. To był wielki cios w moje wówczas jedenastoletnie serduszko i jeszcze długo po tym miałem do niej uraz. Nie chciałem z nikim rozmawiać, a do tego, zdarzył się wypadek. Nie, nie jestem gotowy aby o tym mówić.
Mama odwróciła się do mnie z troską wypisaną na twarzy, choć wiedziałem, że pod tą maską kryje się egoizm. Chciała po prostu zostawić swój problem i się zabawić. Nie wiem co oni tam z Janem będą robić, ale nie sądzę, żeby grali w pokera... najwyżej rozbieranego.
- Kochanie - zaczęła cicho i ujęła mą zimną dłoń w swą ciepłą rękę - Dasz sobie radę. Muszę odpocząć. Od pracy, od obowiązków... - zaczęła wymachiwać delikatnie głową jakby wskazując poszczególne części pokoju.
Na przykład na obrazek, który namalowałem w wieku pięciu lat. Przedstawiał on mnie, mame i tate trzymających się za ręce, a także psa, którego zwykłem nazywać Reksiem. Wiem, niezbyt oryginalnie, ale miałem wtedy pięć lat! A obrazek nie był dziełem sztuki, więc nawet nie wiem, po co powiesiła go nad łóżkiem.
- Poradzisz sobie - zapewniła mnie i mocniej uścisnęła dłoń - Jestem tego pewna.
Uścisnęła mnie później ciepło, ale nie odwzajemniłem uścisku. Znów przekonałem się, że jestem nic niewartym zerem. Że w tym okrutnym świecie można liczyć już tylko na siebie. Że wszyscy, których kochasz tak naprawdę zostawią cię dla zwykłego wyjazdu do Grecji.
- Skoro musisz ode mnie odpocząć, nie nazywaj się moją matką. Jedź i nie wracaj - odparłem z wielkim bólem w sercu, gdy matka nadal mnie przytulała - Nie potrzebuję ciebie ani nikogo innego -dodałem na koniec, wyrwałem się z jej uścisku i popatrzyłem w jej zeszklone oczy.
Były pełne bólu. Tak jak moje przez te wszystkie lata, kiedy nie miała dla mnie czasu. Niech choć raz poczuje się tak jak ja. Chociaż raz. Puściłem się pędem do pokoju, a w oddali usłyszałem znajomy krzyk. Choć znajomy, choć tak bardzo upragniony, nie potrzebowałem go. Od tej pory nie potrzebowałem nikogo ani niczego.
Zatrzasnąłem za sobą drzwi, tak żeby usłyszała jak odizolowuje się od świata. Kiedy do moich uszu dobiegł przeraźliwy krzyk, nie wytrzymałem i zalałem się łzami. Robiłem to cicho, aby nie słyszała mojej porażki. Aby nikt nie usłyszał.
Siedziałem skulony w kącie pokoju i zastanawiałem się nad własnymi słowami: ,,Jedź i nie wracaj". Czy ja naprawdę tego chciałem? Chciałem już raz na zawsze zostać sam. Bez nikogo. Ale czy to byłoby takie dobre jak mi się zdawało? Z nikim nie mógłbym porozmawiać, z nikim ponarzekać. Myśli kłębiłyby mi się w głowie, nie dając spokoju, język wiecznie nie strzępiony straciłby na wartości. Nic nie byłoby takie same.
,,Nie nazywaj się moją matką". Według mnie, na miano matki trzeba zasłużyć. Czy jeżeli kobieta urodzi dziecko jest nazywana matką? Tak, ale tylko pod względem biologicznym. Tu chodzi o uczucia, jakie kobieta obdarowuje dziecko podczas jego dorastania. Widzi pierwsze kroczki swojego dziecka, słyszy pierwsze wypowiedziane słowa, a z czasem i czuję, że jej miłość jest odwzajemniona. Ale, co jeśli matka zostawia dziecko dla "ważniejszych" celów? Typu praca, odpoczynek? Czy wtedy, można ją z czystym sumieniem nazywać matką? Jak na mój chłopski rozum, nie.
,,Nie potrzebuje ciebie ani nikogo innego". Czy tak naprawdę jest? Każdy człowiek szuka w drugim jakieś zagubionej części siebie. Kogoś, kto będzie w stanie go pocieszyć, ale i również otrząsnąć nim porządnie by wziął się w garść. Dlatego są rodzice. Kiedy przyjaciel cię wystawi, tata pomoże. Gdy dziewczyna cię rzuci, mama pocieszy. Ojcowie i Matki są wieczną podporą, dla nas, młodych myślicieli, którzy mają wymyślać nowe wynalazki, aby wszystkim żyło się lepiej. Pomagają nam w każdym momencie naszego życia. Aż nie skończy się ich czas. Wtedy ich duszyczki idą do nieba, a ciała zostają tutaj, na ziemi, a dokładniej parę metrów pod nią.
Podniosłem głowę z kolan i rozglądnąłem się niewyraźnie po pomieszczeniu. Nic się nie zmieniło przez ten krótki tydzień, chociaż nie. Jedna rzecz się zmieniła. To chłopak, który jeszcze wczoraj siedział uśmiechnięty od ucha do ucha przy biurku i rozmawiał z najwspanialszą osobą na świecie, jaką jest Feliks Szubski. Żartował z nim, prowadził ciekawą konwersacje na temat budyniu i po prostu cieszył się życiem. Myślał, że już nigdy nie sięgnie po narzędzie zbrodni. Nawet nie wiedział jak bardzo się mylił.
Wstałem i chwiejąc się na nogach, podszedłem do drzwi. Cicho je otworzyłem i wyjrzałem zza nich, szukając osoby, którą tak bardzo kochałem i nienawidziłem jednocześnie. Myślałem, że nadal będzie się pakować, ale nie dostrzegałem żadnego ruchu z jej pokoju. Trochę niezapokojony wychyliłem się jeszcze bardziej i nerwowo potrząsnąłem głową na wszystkie strony. Nigdzie jej nie słyszałem ani nie widziałem. Wyszedłem z pokoju, uważając na każdy krok i podtrzymując się ściany. Z oczu nie leciały mi łzy, ale nadal miałem wrażenie, że na coś wpadnę. Nie myliłem się.
Wpadłem na swoją matkę, wychodzącą z łazienki. Kurwa... o tym nie pomyślałem, że może być w łazience. Zderzyłem się z nią i nieświadomie przytuliłem. Tak, kolejny nawyk z dzieciństwa. Mama odwzajemniła uścisk tylko może z piętnaście razy mocniej, a przy tym szeptała: ,,Spokojnie, nigdzie nie jadę. Zostanę z tobą". Chociaż tak bardzo tego pragnąłem, chociaż pragnąłem jej bliskości, nie mogłem odpowiedzieć jej nic innego jak tylko:
- Jedź, poradzę sobie. Jestem już dużym chłopcem.
Mama załkała cicho, a następnie pocałowała mnie w ucho. Uczucie ciepła rozniosło się po moim ciele i wtedy już wiedziałem, że postąpiłem słusznie. To, że inni są samolubni, to nie oznacza, że ja również muszę taki być.
***
Tydzień później...
Z objęć Morfeusza wyrwał mnie ukochany dźwięk budzika, prawdopodobnie ostatni w tym miesiącu. Najwyżej trzech.
- Wakacje - mruknąłem i szybko przetarłem oczy
Uśmiechnąłem się do telefonu, gdy wyłączałem budzik, a następnie wstałem z łóżka, przeciągając się i ziewnąłem. Podszedłem do szafy, w której przygotowany był mój strój na zakończenie roku i zabrałem go ze sobą do łazienki. Położyłem ubrania na krześle, które służyło tu do... siedzenia? Nie wiem po co tutaj było, ale ważne, że się przydawało. Odłożyłem tam swoje ubrania i wszedłem do kabiny.
Myłem się dokładnie, ciesząc z obrotów spraw jakie nastąpiły w ciągu tego tygodnia. Mama na razie zostawiła mi półtora tysiąca złotych i powiedziała, że resztę będzie przelewać bezpośrednio na moje konto bankowe. Zakład z Feliksem się kończył, co było dla mnie jednocześnie dobrą co złą nowiną, ponieważ ze względu na to, że wygrałem, muszę iść z nim na pizze na którą nie mam ochoty iść. Trudno, jakoś przeżyję, ale... nareszcie go spotkam. Zobaczę się z nim, będę mógł go uściskać... znaczy nie. Tego nie zrobię. I nie, nie dlatego, że ma dziewczynę. Właśnie jej nie ma. Zerwała z nim jakieś półtora tygodnia temu, czym zdawał się nie przejmować, choć wiedziałem, że w rzeczywistości chcę mu się krzyczeć i płakać. On do sprawy podszedł jak facet. Ja podszedłby jak baba. Nie, nie chcę obrazić tutaj płci pięknej. Po prostu płakałbym i użalał nad sobą. Feliks taki nie jest.
Wyszedłem z kabiny prysznicowej i od razu wstąpiłem na wagę. Ważyłem pięćdziesiąt trzy kilogramy, czyli o cztery kilogramy więcej niż sprzed około dwóch tygodni. Jak to jest możliwe? Przecież nic nie jadłem, obiadów nie miałem... Feliks. Znów on. Kiedy z nim rozmawiałem, podświadomie przynosiłem do pokoju różnego rodzaju jedzenie. Jabłka, wafle ryżowe... i to przez to zacząłem tyć. On to zrobił specjalnie! Uśmiechnąłem się na samą o nim, ale po chwili uśmiech zamienił się w smutny grymas. Przecież przytyłem. Jestem jeszcze grubszy niż byłem, a tym samym brzydszy. Ubrałem się w strój galowy, starając się być dobrej myśli i zszedłem na dół z wilgotnymi włosami.
Jakie to piękne uczucie, kiedy po kilku miesiącach dźwigania ciężkiego plecaka, można z czystym wyjść bez niego. Podszedłem do miski z owocami i automatycznie sięgnąłem po jabłko znajdujące się na górze innych owoców. Zatrzymałem rękę, gdy dzieliła ją pięć minimetrów od jedzenia. Patrzyłem na dłoń z zastanowieniem czy na pewno powinienem zjeść to jabłko. Po chwili zastanowienia, zabrałem nieśmiało rękę i pokręciłem głową z niedowierzaniem. Jak temu chłopakowi udało się mnie tak szybko zmienić? Już chciałem zacząć normalnie jeść przez niego! Odwróciłem się na pięcie i wróciłem po telefon znajdujący się w moim pokoju.
Sprawdziłem na nim godzinę. 7:10, więc za dziesięć minut powinienem wychodzić. Wziąłem jeszcze słuchawki, które były niezbędne mi do życia i pognałem na dół po schodach. Postanowiłem przed wyjściem zadzwonić do mamy, która wyjechała dwa dni temu. Wybrałem numer i zaczekałem na połączenie. Po dziesięciu minutach się doczekałem.
- Hej Michał! - przywitała się ze mną - Jak tam?
Uśmiechnąłem się na dźwięk głosu mojej mamy. Ostatni raz słyszałem go wczoraj popołudniu.
- Dobrze, właśnie wychodzę do szkoły - odpowiedziałem i zaczekałem na jej reakcję.
W cichy sposób chciałem przekazać, że nie będzie jej na zakończeniu roku, ale ona jak gdyby nigdy nic, zaczęła dalej strzępić język jak to jest cudownie w tej Grecji i w ogóle. Nie słuchałem jej, cały czas myślami byłem przy Feliksie... Czy ja muszę o nim myśleć 24 godziny na dobę?! To już się powoli robi męczące. Ubrałem buty, w międzyczasie potakując mamie i wyszedłem z domu, zamykając wcześniej drzwi. Jeszcze minutkę pogadałem przez telefon, a następnie posłużył mi on za odtwarzacz muzyki. Przez następne minuty szedłem na autobus, a za pół godziny już byłem w szkolnej klasie, na zakończeniu roku.
Mieliśmy tutaj się najpierw spotkać, wszystkich policzyć i dopiero wtedy pójść do sali gimnastycznej, gdzie pożegna nas osobiście Pani Dyrektor. Jaki zaszczyt, pomyślałem z goryczą. Usiadłem na swoim miejscu w kącie, starając się nie zwracać uwagi na pięknie wyglądające dziś dziewczyny w klasie i zacząłem obsesyjnie uderzać palcami o próg ławki. Jak ja już chcę perkusję.
- Hej - usłyszałem ciche przywitanie tuż za swoimi plecami
Odwróciłem się, co nie było zbyt dobrym pomysłem. Moją twarz dzieliło pięć minimetrów od brzucha Mileny, która stała aż tak blisko. Otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia i nerwowo zacząłem cofać ławkę, uderzając niechcący jakąś dziewczynę. Wybąkałem ciche przeprosiny, patrząc na Milenę, przez co cicho się zaśmiała z mojego roztargnienia. Sam leciutko się uśmiechnąłem, ale tak, aby tego nie widziała. Udało mi się to.
- Hej - prawie że wysapałem na powitanie - Ładnie wyglądasz
Rzeczywiście tak było. Swoje długie, blond włosy spięła w wysokiego koka, wypuszczając parę kosmyków na twarz, oczy podkreśliła kredką i czymś jeszcze (nie znam się, jestem tylko chłopakiem), a na policzki nałożyła różowy puder... A nie, jednak nie. Po prostu się zarumieniła od komplementu. Już miała coś powiedzieć, kiedy to nauczycielka wpadła z hukiem do sali i zaczęła rozstawiać wszystkich po kątach. Tak się złożyło, że naszą wychowawczynią była pani Jabłońska znana jako najsurowszy nauczyciel w tej szkole. Jednak dla swoich klas zawsze była miła. Najwidoczniej to tylko dziś ma zły humor... Milena szybko zajęła miejsce najbliżej mnie, a ja usiadłem na krześle, znów myśląc o niebieskich migdałach.
- Michał! - krzyknęła na mnie nauczycielka
Szybko potrząsnąłem głową i spojrzałem na wychowawczynie. Brązowe włosy związane w kitkę wyglądały stosunkowo groźnie ze szpiczastym nosem, a wiecznie przymrużone oczy dodawały jakieś +10 do ataku, ale też -5 do wzroku.
- C-co? - wyjąkałem
Nauczycielka zerknęła na mnie z łaską, a następnie się oddaliła.
- Gdzie jest twoja mama? - spytała dopiero przy biurku.
Po co jej to wiedzieć? To chyba prywatne sprawy...
-W Grecji, na wakacjach - odpowiedziałem bez większego zapału.
Popatrzyła na mnie niemrawo, a następnie odwróciła wzrok do Mileny.
- A twoi rodzice? - zapytała dziewczynę.
-W domu - odpowiedziała cicho, lekko się rumieniąc.
Z tego co zauważyłem, Milena jest "trochę" nieśmiała, choć ma tak tylko z kilkoma osobami. Muszę przyznać, że, kiedy rumieniec zagości na jej policzkach, wygląda tak niewinnie i słodko.
- A dlaczego nie w szkole? - dopytywała się dalej nauczycielka.
Milena znów zawstydzona spuściła głowę i cicho odpowiedziała.
- Nie wiem.
Dwa proste słowa, a jednak kryją się pod nimi ból i cierpienie. O Ból, hej. Dalej pani już się nikogo nie czepiała dlaczego nie ma jego rodziców na zakończeniu roku i mogliśmy przejść do sali gimnastycznej. Przez całą przemowę dyrektorki ziewnąłem tylko pięć razy z czego jestem bardzo zadowolony, bo zdarzało mi się kiedyś przysypiać. Robię postępy.
Po całym apelu, rozdawania nagród i różnego rodzaju bzdur, mieliśmy jeszcze raz iść do klas i pożegnać się z wychowawcami. Co za bezsens, ale to zrobiliśmy. Usiadłem na tym samym miejscu co wcześniej i zaczekałem aż nauczycielka zacznie rozmowę. Nie naczekałem się zbyt długo.
- Dobra... wiem, że większość z was ma mnie za kolejną wredną nauczycielkę, która tylko czepia się o byle co - po klasie przeszło kilka chichotów - Ale chciałabym podziękować wam za ten rok szkolny, bo naprawdę był udany! Nikogo nie wyrzucili... przez okno jak w tamtym roku... czyli bardzo dobrze. Nie przedłużając, bo wiem, że chcecie już wakacje, do zobaczenia w przyszłym i jednocześnie ostatnim roku szkolnym! - mówiąc ostatnie słowa, wszyscy zaczęli klaskać, a następnie wychodzić z klasy.
Wyszedłem jako jeden z pierwszych, rzucając jakimś szybkim uśmiechem w stronę nauczycielki. Odwzajemniła uśmiech i zaczęła rozmawiać z jakąś kujonką, która ubolewała, że zaczęły się wakacje. Przeszedłem żwawym krokiem przez pusty korytarz i już po chwili znajdowałem się przed szkołą. Wyciągnąłem słuchawki z kieszeni czarnych spodni, zanim nie usłyszałem jakiegoś krzyku za mną.
- Ej, Pedale!
Nie odwróciłem się, choć wiedziałem, że te słowa są skierowane w moją osobę. Po prostu szedłem dalej mijając budynki i słysząc nagłaśniające się bluzgi na mój temat. Na temat mojego ubioru, orientacji seksualnej... Pomijam fakt, że oni nic o mnie nie wiedzieli i wyzywali mnie na nieuzasadnionej podstawie. Idioci, przed nimi się nie uchronisz.
Wsiadłem do autobusu. Oni za mną. Było ich pięciu, z czego jedną osobę znam. Milena szła z tymi idiotami i śmiała się ze mnie. Podła, podstępna... Nie, nie będę jej obrażał. Nie jest warta moich myśli. Stanąłem przy jednej z żółtych rur i złapałem się jej, starając się jednocześnie uspokoić. Dlaczego za mną jadą? Co im to da? Nigdy nie zrozumiem tej mody ,,Wyżywania się na słabszych". Naprawdę, co im to da? Czują się wtedy lepiej czy co? Ehh... Wysiadłem na odpowiednim przystanku, omijając haka wystawionego przez jakiegoś grubego z grupy prześladowców.
- Kurwa, spryciarz jebany - usłyszałem za plecami i szedłem dalej.
Miałem ich powoli dosyć. Wyzywają mnie, śledzą... A do tego jeszcze Milena, która się z nimi śmieje! Szedłem dalej, coraz szybciej. Oni za mną. Gdy byłem już pod swoim domem, usłyszałem krzyk:
- Dobra, teraz możemy się już naprawdę zabawić!
Co oni chcą zrobić? Kurwa, boję się. Podbiegłem do drzwi i usłyszałem jak reszta grupy przeskakuje przez furtkę. Zacząłem nerwowo szukać kluczy w spodniach, modląc się jednocześnie do Boga o pomoc. Wątpię aby mnie wysłuchał. Gdy w końcu odnalazłem upragniony przedmiot, ktoś mnie uderzył w głowę. Nie powiem, mocno. Tak, że poleciałem na drzwi, a klucze wypadły mi z rąk.
Gości było dwóch. Ten gruby i jakiś chudy. Pierwszy pochylał się nade mną i trzymał za kołnierz od koszuli. Drugi stał z boku z zaciśniętą pięścią i dziwnym grymasie na twarzy.
- Chciałeś uciec, co? - zaczął szeptać mi do ucha gruby - Przed nami nie ma ucieczki.
Starałem się na niego nie zwymiotować, a chciałem to zrobić przez jego smród. Drugi gostek walnął mnie z całej siły w brzuch, a ja wygiąłem się wpół. Umrzeć. Ja chcę umrzeć, powtarzałem sobie w myślach. Jak się nie potnę, to ktoś mnie zabije. Gdy już się otrząsnąłem i coś widziałem, spostrzegłem Milenę. Jej łze, spływającą po policzku. Samotną łze. Nie będę się bronił. Jeśli chcą mnie pobić, niech to zrobią. Niech Milena widzi moje cierpienie i niech wie, że to przez nią.
- Teraz dostaniesz nauczkę, szczylu - słyszałem pomiędzy uderzeniami w brzuch
Leżałem na zimnych kafelkach przed swoim domem i patrzyłem w załzawione oczy Mileny. Krzyczała, ale to nic nie dawało. Nie widziałem nic poza jej twarzą, chociaż po paru sekundach zaczęła ona zanikać pod warstwami łez. Sam płakałem z bezsilności, która dość często mi towarzyszyła. Myślałem, że to koniec, że mnie zabiją. Ale nie. Do akcji wkroczyła Milena.
- Zostawcie go kurwa! Słyszycie! Wynocha stąd! - krzyczała i stanęła przede mną, odpychając moich napastników.
Podniosłem ledwo głowę z kafelków, aby przypatrzeć się całej sytuacji. Milena nadal krzyczała na tych dwóch gości, a kolejni dwaj już dawno uciekli. Patrzyłem na nich z dołu, próbując zrozumieć zachowanie Mileny. Najpierw się ze mnie śmieje, a teraz broni? Nie zrozumiem kobiet. Dlaczego tak się zachowała? Co ja jej takiego zrobiłem?
Cała rozwścieczona i we łzach podeszła po klucze znajdujące się pięć metrów dalej, a ja przez ten czas próbowałem wstać. Na darmo. Upadałem, kiedy miałem już wstawać.
- Chodź, pomogę ci - powiedziała zmartwiona dziewczyna i pomogła mi ustać na nogach.
Opierałem się o nią całym ciałem, choć najchętniej pobiegłbym do swojego pokoju, zostawiając ją tutaj samą. Ale nie, słaby Michał musi być słaby.
- Dzięki - podziękowałem i odsunąłem się od niej.
Zabrałem klucz i podparłem się drzwi, aby nie upaść, a Milena patrzyła na mnie z boku. W końcu, gdy mi się udało trafić w dziurkę od klucza, odezwała się.
- Michał, ja... przepraszam. Nie wiem co mnie poniosło, przepraszam. - tłumaczyła się - Wybaczysz mi?
Zerknąłem na nią ukradkiem. Czy ona mówiła to szczerze? Czy naprawdę żałuje swoich czynów?
- Milena... - zacząłem, ale mi przerwała.
- Wiem, zrobiłam źle... ale to był mój brat, a rodzina jest najważniejsza, prawda? - spytała przez łzy - Nie chcę Cię stracić, dopiero co zyskałam Twoje zaufanie.
Obróciłem się w jej kierunku. Wyglądała tak niewinnie. Łzy nadal ciekły jej po policzkach, oczy były napuchnięte od płaczu, a ona wyglądała pięknie. Musiałem jej wybaczyć.
- Wybaczam Ci - szepnąłem i złapałem ją delikatnie za rękę.
Spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła. Następnie przełknęła ślinę i przytuliła mnie, chyba najmocniej jak potrafiła. W pierwszej chwili chciałem się wyrwać, ale wiedziałem, że akurat ten przytulas jest ważniejszy od innych. W jakiś sposób pozwoliłem jej się do mnie zbliżyć, co chyba nie było dobrym pomysłem. Zobaczymy w przyszłości.
Gdy mnie puściła, nie odsunęła się. Jej twarz dzieliły milimetry od mojej twarzy i najwidoczniej jej się to podobało. Ale nie mi. Zamknęła oczy i zaczęła przybliżać się jeszcze bardziej. Już zamykałem oczy, kiedy sobie o kimś przypomniałem. O kimś, z kim się mam jutro spotkać. O kimś, kogo wolałbym od Mileny. Feliks. To jego chciałbym otaczać ramieniem na brzuchu. To jego chciałbym całować. Jestem gejem.
- Milena... Nie - odepchnąłem ją od siebie i popatrzyłem na nią zmieszany - Ja... nic do ciebie nie czuję. Przepraszam.
Milena tylko pokiwała głową i wyszła z mojej parceli, pozwalając mi wejść do domu i rozmyślać, co ja do cholery jasnej robię ze swoim życiem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam! Wiem, miałam dodać w czwartek, ale tak jakoś wyszło :P
Od teraz rozdziały będą pojawiać się w piątki! Może wtedy będę wrzucać na czas ;-;
Proszę wszystkich czytających o KOMENTOWANIE
Nie musisz mieć do tego nawet konta, a mi to daje ogromną motywację do pisania dalej.
Pozdrawiam ;) I właśnie zaczynam aminowanie na stronce: ,,Opowiadania :3" Polecam ;)
Oo dodałaś, ale się cieszę :)
OdpowiedzUsuńJa też chcem do Grecji! Nie tylko ze względu na bogów, ale I również architekturę!
Mam mieszane uczucia. .Bardzo pokićkane. .
Już się bałam, że jednak zrobisz z Michała hetero! Tak te dziewczyny mu się podobały I ciągle, ,Milena wygląda tak słooodko '' i w ogóle, ale niee! ;)
A mówiąc o Milenie. .No co za s* uka podła!
Że brat to od razu wszystko mu wolno!?
Och no co za babsko...Mówiłam już, że baby są okropne? XD
Hahaha co za samoocena, prawda?
Aj, Michałek sam w domu przez miesiąc, będzie się działo nie ma co xD
Kiedy będzie kolejny rozdział?
Pozdrawiam i weny życzę!
~Cholernie wnerwiająca, ciągle nienasycona czytelniczka, Rosie.
Ach Grecja, też bym chciała pojechać, ale cóż. Rozdział cudo,jak zwykle zresztą. Nie mogę doczekać się następnego.
OdpowiedzUsuńUff już myślałam że Michał będzie hetero!! Ale na szczęście nie i Zeusowi za to wielkie dzięki. Rozdział super.
OdpowiedzUsuńSuper! Pisz dalej,fajowa opowieść...?historia...opowiadanie...o mam!Rozdział.Fajowy rozdział i wszystkie inne =)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać następnego
Czekam