środa, 13 stycznia 2016

Rozdział 15 - Impreza?

   Niewiele się zastanawiając, podszedłem do Jakuba. W szkole miał status śmieszka, takiego błazna klasowego. Jednakże nie wyśmiewał się chyba z nikogo, nie chciał mieć z nikim na pieńku. Był wysokim chłopakiem z brązowymi włosami i niebieskimi oczami. Ubierał się luźno, na tak zwanego „skejta”. Nie mógłbym powiedzieć na niego złego słowa, nigdy mnie nie zaczepił, a nawet raz pomógł.
     – Hej, Michał! – przywitał się miło i przybił ze mną piątkę.
   Wymamrotałem ciche przywitanie i zaczekałem na Feliksa. On również przywitał się z Jakubem, uścisnęli sobie dłonie i wymienili uśmiechami. Chyba nie muszę mówić, kogo uśmiech był słodszy...
     – Chciałem ci... was zaprosić na imprezę! Organizowana przeze mnie i mojego brata, który kończy osiemnaście lat i kazał zaprosić wszystkich. – Podkreślił ostatnie słowo. – Wpadniecie?
   Zerknąłem na Feliksa, który uśmiechał się. Przeszedł mi przez myśl plan, by go zadowolić.
     – Jasne – odpowiedziałem.
   Jakub i Feliks popatrzyli na mnie lekko zszokowani, a ten pierwszy podał mi kolorową ulotkę. Uśmiechnąłem się do nich szeroko i pokiwałem głową w podzięce.
     – Impreza zaczyna się o dwudziestej pierwszej. Do zobaczenia! Ja lecę ogarniać didżeja. – Mrugnął do mnie. – Jeszcze raz do zobaczenia!
   Pomachaliśmy mu z Feliksem na pożegnanie. Cały czas stałem z uśmiechem na twarzy, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że po raz pierwszy pójdę na imprezę.
     – Mam być zazdrosny? – spytał Feliks z uniesioną brwią.
   Zaśmiałem się i dałem mu kuksańca w bok.
     – Nie, nie musisz. Wiesz przecież, że kocham tylko ciebie. Chodź, biegniemy dalej!
   Nie wierzyłem, że wypowiedziałem te słowa. Nie wierzyłem, że chciało mi się biegać i skakać z radości. Nie sądziłem, że potrafię tak szybko biegać. Nie sądziłem też, że Feliks będzie miał problemy z dogonieniem mnie.
     – Zwolnij, bo się zmęczysz – ostrzegł.
   Przysłowiowo machnąłem na to ręką. Zacząłem biec jeszcze szybciej. Chciałem wyładować nadmiar energii i szczęścia w ten sposób. Byłem wolny. Jakby wszystkie problemy, które niosłem na plecach, jak wór, wysypały się z niego. Chciałem jak najdłużej cieszyć się szczęściem. Biegłem, dzierżąc w prawej dłoni ulotkę z nazwą i miejscem klubu. Byłem szczęśliwy.
   Dobiegłem do swojego domu, a chciałem jeszcze biec. Nieważne, że mogłem wypluć swoje płuca. Chciałem biec. Wybiegać się, tak, jak za dzieciaka. Włożyłem ulotkę pod kamień znajdujący się przed moim domem i pobiegłem w stronę Feliksa. Nie widziałem go na horyzoncie, ale wiedziałem, jaką trasą będzie biegł. Zanim zdążyłem pomyśleć, co robię, moje nogi uderzały o chodnik w równym, szybkim tempie. Pokochałem to. Pokochałem bieganie.

*** 

   Usiadłem wraz z Feliksem na ziemi, przed moim domem. Obydwoje nie mieliśmy siły, żeby przejść przez furtkę i położyć się na łóżku. Miłym, wygodnym łóżku...
      – No chodź... poleżymy sobie, jakoś uda nam się dostać do łóżka – mruknął Feliks.
   Teraz już wiem, że bieganie jak niewyżyte dziecko przez cały park nie było dobrym pomysłem. Pokiwałem leciutko głową i wziąłem ulotkę, którą wcześniej zostawiłem pod domem i wstałem. Bolały mnie całe nogi, płuca oraz gardło, ale warto było. Miałem w duchu cichą nadzieję, że niedługo znów pójdę biegać z Feliksem.
     – Kiedy pobiegniemy znowu? Chyba to polubiłem – przyznałem.
   Feliks leciutko uśmiechnięty, nawet nie miał siły się zaśmiać. Wyciągnąłem klucze z kieszeni i otworzyłem drzwi. Kiedy tylko przez nie przeszedłem, usiadłem na szafce na buty i oparłem się o ścianę. Boże, jak dobrze.
    Szybko zdjąłem buty i zacząłem kierować się w kierunku łóżka.
     – Powtórka za dwa dni! – krzyknąłem do Feliksa, wchodząc po schodach.
   Gdy tylko przekroczyłem próg swojego pokoju, rzuciłem się na łóżko i przytuliłem do poduszki. Wszystko było przyjemnie zimne. Chciałem zasnąć i obudzić się pełny sił, ale coś mi nie pasowało. Brak Feliksa. Zaczekałem parę minut na swojego chłopaka i przytuliłem się do niego.
     – Chyba się od Ciebie uzależniłem – stwierdziłem. 
   Feliks poczochrał mnie po głowie i zaśmiał się cicho. Wtuliłem się w niego jeszcze bardziej i na chwilę zapomniałem o całym świecie. Następnie zapadłem w głęboki sen. 

   Coś za mną stoi, coś za mną stoi. Chcę jak najszybciej uciec z miejsca wypadku, ale boję się odwrócić. Ktoś tam jest. Nie wiem, czy to jego ojciec czy brat, po prostu ktoś.Nie mając co ze sobą zrobić, zaczynam biec. Wymijam innych ludzi z gracją, jednakże nie mogę się skupić. Boję się. Tak cholernie się boję.
Nagle sceneria się zmienia. Stoję nad grobem i próbuję wyczytać imię i nazwisko zmarłego. Wszystkie literki mi się mieszają, ale wyczytuję: Sławomir Rosiński. Zabiera mi wdech w piersiach. Nagle z grobu wyskakuje czarna zjawa. Patrzy mi prosto w oczy, choć swoich nie posiada. Mówi:
To twoja wina.
Kolejnym razem widzę kogoś na szpitalnym łóżku. To facet, tego jestem pewny. Mam wrażenie, jakbym go skądś znał, ale nie wiem skąd. Do moich uszu trafia jego krzyk przerażenia. Duszą go. Chcę mu pomóc. Uderzam w szybę i krzyczę, by go puścili. Nie wiem, kto go dusi, ale chcę mu pomóc. Muszę. Czuję, że muszę, ale nic udaje mi się. Umiera, wiem to. Samotna łza spływa po moim policzku.

   Szybko otwieram oczy i rozglądam się nerwowo. Feliks leży za mną, prawdopodobnie śpi. Upewniłem się, sprawdzając mu puls. Odetchnąłem głęboko, gdy go wyczułem. Postanowiłem wstać i coś zjeść. Zmęczenie ustąpiło miejsca energii i dzięki temu miałem siłę leciutko się do siebie uśmiechnąć. Byłem pozytywnie nastawiony na dzisiejszy dzień, mimo tego durnego snu o śmierci. Skąd on w ogóle się wziął?
   Gdy znalazłem się w kuchni, sprawdziłem godzinę i postanowiłem zrobić sobie jajecznicę. Standardowo. Było wpół do dziesiątej, więc to najwyższy czas, by zacząć coś robić. Zrobiłem sobie jedzenie, nucąc piosenki zespołu 5 Second Of Summer. Lubiłem ich, tak po prostu. Wiedziałem, że ich głównymi słuchaczami są dziewczyny, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. A jako gej, miałem na co popatrzeć. Zaśmiałem się na tę myśl.
   Przypomniała mi się sytuacja z Jakubem. Feliks nie musiał być o niego zazdrosny, broń Boże! Może i Jakub był przystojny, ale zdecydowanie nie w moim typie. W zasadzie, to tylko Feliks był w moim typie. Tia… to w zupełności normalne. Zdawałem sobie sprawę, że mój związek z Feliksem może zbyt długo nie przetrwać; jesteśmy młodzi, zmieniamy się, ale nadal miałem tę głupią nadzieję, że to on będzie miłością mojego życia.
   I oczywiście musiałem o tym rozmyślać nakładając jajecznicę na talerz.
   Zjadłem cały posiłek bardzo szybko, byłem głodny po biegu. Nie mając właściwie co ze sobą zrobić, wziąłem ulotkę z klubem, którą dostałem od Jakuba i sprawdziłem, gdzie wybiorę się tego wieczoru z chłopakiem.
   Po dokładnym przeczytaniu tekstu stwierdziłem, że ten klub może być całkiem niezły. Nigdy jeszcze nie byłem w takim miejscu, nigdy nie uczestniczyłem w żadnej imprezie (poza kilkoma urodzinowymi). Było to dla mnie dość ciekawe doświadczenie i chciałem się na nie jak najlepiej przygotować.
   Klub wyglądał na zadbany na zdjęciu oraz przestronny. Widziałem wielu tańczących ludzi, dużo światełek, a nawet parę czy tam mgłę. Wszyscy byli ubrani imprezowo, to znaczy, dziewczyny miały sukienki, a chłopacy jakieś ładne koszule czy coś w tym stylu. Ale wracając do konkretów.
   To miejsce znajdowało się w środku miasta, mogłem się do niego dostać autobusem w jakieś czterdzieści minut. Ciekawe, czy Feliks weźmie auto. On ma osiemnaście lat i może sobie pozwolić na alkohol, a wtedy branie auta byłoby głupim pomysłem.
   Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że różnica wieku pomiędzy mną a Feliksem jest dość spora. Trzy lata? Prawie piętnastoletni chłopak i osiemnastoletni? Dziwne, raczej rzadko spotykane. Odrzuciłem tę myśl. Po co mam zawracać sobie głowę takimi błahostkami?
   Odłożyłem ulotkę na stół i postanowiłem, że wezmę szybki prysznic i umyję włosy. Musiały być idealnie ułożone, jeśli mam się dzisiaj dobrze bawić. Szybko wszedłem na piętro i ruszyłem w kierunku łazienki.
   Jakieś dwadzieścia minut później wyszedłem z kabiny i przejrzałem się w lustrze. Uśmiechnięty chłopak z kolorowymi włosami. Jak słodko. Nie musiałem długo czekać, by usłyszeć pukanie do drzwi. Naprawdę? Drugi dzień z rzędu wejdzie mi do łazienki?
   Otworzyłem mu z uśmiechem na ustach i powróciłem do układania włosów.
     – Widzę, że trening ci dobrze zrobił – zagadnął Feliks.
   Uśmiechnąłem się. To była prawda.
     – Też tak myślę. – Poprawiłem ręcznik owinięty wokół bioder.
   Chwila. Nie miałem na sobie koszulki, co oznacza, że… Mój tors był odkryty. W jednej chwili poczułem się nagi i spróbowałem się zasłonić rękami. Feliks widząc moje paradowanie, podszedł do mnie z uśmiechem.
     – Daj mi się napatrzeć. Kiedy sam się kąpałeś, nie miałem okazji. Poza tym, to bardzo miły widok, szczególnie dla mnie – szepnął do mojego ucha.
   Rumieniec od razu pojawił się na mojej twarzy. Dziwnie się czułem stojąc przed Feliksem półnagi.
     – Przyjechałeś wtedy za późno. Wiecznie czekać nie będę.
   Tak jak myślałem, uśmiechnął się. Pocałował mnie w policzek i wrócił do obserwowania mnie. Poszedłem do pokoju po ubrania i ubrałem się w pokoju, by Feliks mnie nie zauważył. Wszedłem z powrotem do łazienki, by dokończyć układanie włosów.
     – Halo, chciałem zobaczyć, jak się ubierasz! – powiedział obwiniającym tonem.
   Zaśmiałem się i zerknąłem na niego.
   – Nic z tego – zaakcentowałem każde słowo, a także pozwoliłem, by mógł zobaczyć mój język.
   Widziałem, jak patrzy na moje usta. Nie wiem, co sobie wyobrażał, ale to było podniecające... Chciałem zobaczyć czy coś zrobi, więc kolejny raz zacząłem mówić w taki sposób:
     – Było przyjechać wcześniej.
   Uśmiechnął się i znów do mnie podszedł. Pocałował mnie w usta, najpierw delikatnie, a z każdą chwilą coraz namiętniej. Jego ręce były na moich plecach i poruszały się po nich. Byłem tak blisko niego, czułem go. Kochałem to uczucie i kochałem go. Wsunął swój język do moich ust, tańczyliśmy nimi. Czułem się bosko, czując Feliksa tak blisko siebie.
   Ale każda chwila musi się kiedyś skończyć. Stykałem się z Feliksem nosami, patrzyliśmy na siebie, nawet nie musieliśmy nic mówić; rozumieliśmy się bez słów. Bez żadnego większego pretekstu, przytuliłem mojego chłopaka, a uczucie bezpieczeństwa stało się jeszcze bardziej odczuwalne.
   Gładziłem palcem jego plecy, jeździłem nim po całej ich powierzchni. Odprężało to zarówno mnie i Feliksa. Po około minucie, puściłem go. Musiałem dokończyć układanie włosów.
     – No serio? – oburzył się Feliks. – Tylko po to mnie puściłeś?
     – Nie ma tak dobrze – stwierdziłem – skarbie.
   Specjalnie podkreśliłem ostatnie słowo. Kiedy już wystarczająca ułożyłem swoje włosy, wyszedłem z łazienki. Ten czop się nawet nie ubrał! Kazałem mu iść do pokoju się ubrać, a sam zszedłem na dół, by w spokoju pooglądać telewizję.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ludzie, przepraszam was (po raz milionowy ;-;) że rozdział jest tak późno!
Za namową mojej przyjaciółki, wstawiam tu krótki rozdział ;-; Ma tylko 1600 słów
Niedługo, ale to naprawdę niedługo pojawi się rozdział 16. A 15 stycznia pojawi się nowy szablon na blogu ^^
Pozdrawiam i piszcie, czy chcielibyście, żeby następny rozdział był dłuższy w ramach rekompensaty :) 
Jeszcze raz pozdrawiam i przepraszam!


3 komentarze:

  1. Trochę krótko ale mam nadzieje że szybko wstawisz kolejny rozdział bo tekst bardzo mi sie podoba i ogólnie opowiadanie super.^^
    Tak jak zawsze życze weeeeny i jeszcze więcej weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeej~~~ w końcu '-' Już myślałam, że chcesz nas porzucić bez słowa :C A tu proszę :) miłe zaskoczenie w postaci naprawdę dobrego rozdziału, nawet nie przeszkadza mi, że jest krótszy :F
    Mam nadzieję, że nowa notka pojawi się szybkoo ._.
    Weny przede wszystkim ci życzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy rozdział??

    OdpowiedzUsuń