niedziela, 15 lutego 2015

Prolog


   Dźwięczny odgłos budzika rozniósł się po moim małym pokoju. Niechętnie otworzyłem oczy i niemal natychmiast je zamknąłem. Przez moje małe okno wpadało niemiłosiernie jasne światło, które akurat trafiło prosto w me zaspane ślepia. Ale cóż, nie ma co się dziwić. Jest już przecież początek czerwca, czyli wielkimi krokami zbliża się koniec roku szkolnego.
   Z trochę poprawionym humorem, znów otworzyłem oczy. Zasłoniłem je ręką i jęknąłem cicho. Już ostatni miesiąc - pomyślałem. Lekko przymrużyłem oczy i dałem im chwilę na przystosowanie się do światła. Nieznośny budzik nadal wydawał z siebie chorobliwie głośne dźwięki. Jednym ciągnącym się ruchem wyłączyłem to dzieło szatana i powróciłem do tak zwanego „nic nie robienia".
   Wiedziałem, że niedługo przyjdzie moja mama, aby sprawdzić czy przypadkiem nie zaspałem do szkoły bądź symuluje chorobę. Już próbowałem ją oszukać, ale nie tak łatwo to zrobić z wykwalifikowaną pielęgniarką z dziesięcioletnim stażem. Jednak była jedna rzecz, której ukrywanie opanowałem do perfekcji. A jest to samo-okaleczanie.
   Niestety, zmagam się z tym nałogiem już ponad pół roku. Ukrywam blizny na lewej dłoni i przedramieniu przed wszystkimi. Z początku, robiłem to z bólu psychicznego. Mojej mamie nie układało się w pracy co odbijało się również na naszych relacjach. Później tata ją zostawił, mówiąc, że znalazł sobie inną. Moja rodzicielka nie radziła już sobie z problemami i powoli traciła poczucie własnej wartości. Zaczęła uskarżać się na swoje zgrabne ciało, przez co, wpadła w początkowy stan anoreksji. Całe szczęście, że poznała kogoś takiego jak Jan.
   Pomógł jej wrócić do zdrowia i sprawić, aby uśmiech choć raz dziennie pojawił się na jej twarzy. To jest prawdziwa miłość do której moja mama się nie przyznaję. Może kiedyś się na niego zdecyduje. Tak jak ja zdecyduję się na to, aby skończyć z tym głupim nałogiem.
   Ciąłem się praktycznie raz na tydzień. Czasami zdarzało mi się nie robić tego przez miesiąc, co uznawałem za wygraną walkę z nałogiem. A czasem potrafiłem ciąć się codziennie i uświadamiać sobie, że jestem zerem. Że jestem nikim. Że jestem najgorszym co spotkało ten wszechświat. Te myśli towarzyszyły mi codziennie. Również w tej dłużącej się chwili.
   Otworzyłem oczy na dobre i przeciągnąłem się, solidnie przy tym ziewając. Nie spałem zbyt dobrze, z resztą, tak jak zawsze. Po krótkiej chwili patrzenia się w biały sufit, usiadłem na łóżku. Od razu schowałem twarz w dłonie i przecierałem oczy. Jak trudno jest wstawać z łóżka w poniedziałki, pomyślałem z goryczą i wyciągnąłem rękę po telefon, który służył mi również jako narzędzie tortur (czytaj: budzik). Była dopiero szósta pięćdziesiąt, więc na spokojnie zdążę do szkoły. Jak zwykle dzisiaj miałem siedem lekcji, z czego dwie ostatnie to był w-f. Chyba najbardziej nie lubię tego przedmiotu.
   Odłożyłem telefon na ciemnobrązową szafkę nocną stojącą tuż obok mojego łóżka. Ostatni raz przetarłem twarz i wstałem. Automatycznie kolejny raz się rozciągnąłem, czując przy tym przyjemne mrowienie w okolicy pleców. Zrobiłem kilka nierównych kroków w stronę szafy i wyjąłem z niej swoje najzwyklejsze ubranie, czyli długą czarna koszulę i ciemnoniebieskie jeansy. Ubiór był mi w sumie obojętny. I tak nie mam przyjaciół. Chociaż może, jedna osoba odstawała od wszystkich i zaakceptowała mnie takim, jakim jestem. A nie, jednak nie. Moje życie nie ma żadnych plusów. 
   Jestem gruby, brzydki i na dodatek z problemami psychicznymi. Nie dziwię się, że nikt nie chce się ze mną zadawać. Po szkolnym obiedzie, który muszę zjeść, zawsze idę do toalety zwrócić dopiero spożyty posiłek. Ważę pięćdziesiąt kilogramów, a nadal czuję się grubo. Wiem, że mam anoreksję i bulimie, lecz nigdy się do tego nie przyznam.
   Ruszyłem w stronę łazienki, trzymając swój ubiór na rękach. Wszedłem do dużego, pomalowanego na niebiesko pomieszczenia. W prawym kącie stała kabina prysznicowa, a obok niej mała pralka. Cała lewa ściana była przykryta przez lustra, przez co pokój wydawał się jeszcze większy. Odstęp pomiędzy lustrami został wykorzystany na wmontowanie tam szafeczek. W każdej ów szafeczce znajdowało się zupełnie co innego.
   Szafka stojąca najbliżej wejścia służyła za schowek różnego rodzaju szamponów, żelów pod prysznic i mydeł. W następnej znajdowały się kosmetyki mojej mamy. A w ostatniej, wiszącej najbliżej prysznica, była apteczka, szczoteczki i pasty do zębów i patyczki higieniczne. Oczywiście, pod lustrami znajdowały się trzy umywalki.
   Wystrój dopełniły różne dodatki, takie jak muszelki na ścianach, a także inne morskie zawieszki, kilka małych, oprawionych zdjęć z mojego dzieciństwa i mały, jasnoniebieski perski dywan. Do toalety trzeba było pójść do sąsiedniego pomieszczenia. 
   Wziąłem szybki prysznic i wszedłem na wagę. Ważyłem teraz czterdzieści dziewięć kilogramów przy wzroście metr siedemdziesiąt osiem. Nadal za dużo - pomyślałem z goryczą i zszedłem z tego piekielnego urządzenia, które już na samą myśl, napawało mnie strachem. Spojrzałem w lustro. Moje czarne włosy były lekko wilgotne, ale nie przejąłem się tym. Jasnobrązowe oczy nadal wyglądały na zaspane, pomimo tego, że wziąłem prysznic. Odstające kości policzkowe, bledsza cera, a także cienka linia warg się nie zmieniły.
   Ubrałem się i zawinąłem lewą rękę w swego rodzaju bandankę. Wybrałem się jeszcze w podróż do małej łazienki zanim usłyszałem krzyki z dołu.
     - Michał, śniadanie! - zawołała mnie moja mama.
   Wróciłem się do pokoju, zabrałem telefon i czarne słuchawki, zarzuciłem plecak na lewę ramię z zszedłem na dół po krętych, dębowych i wąskich schodach.

2 komentarze:

  1. Dobra, nie chce mi się rozpisywać bo pisałam już tam ;)
    Myślałaś o tym by dać zdjęcia ważniejszych bohaterów?
    ~Rosie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, myślałam na tym pomysłem i chyba go zrealizuje :333
      Pod następnym postem ( który będzie w czwartek ) będziesz mogła się rozpisać :)))
      Pozdrawiam :)

      Usuń