czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 10 - Nowa, kolorowa fryzura


   Minęliśmy właśnie jakąś starszą panią, która patrzyła się na nas, jak na jakieś dziwadło. Feliks, widząc moje speszenie, chciał do niej podejść i coś jej powiedzieć, jednak udało mi się go utrzymać w miejscu. Westchnąłem cicho i ścisnąłem mocniej jego rękę.
     - Sam mi mówiłeś, żebym nie zwracał na to uwagi, to sam też tego nie rób. - przypomniałem.
   Feliks popatrzył na mnie lekko zdziwiony, ale z uśmiechem na twarzy.
     - Nareszcie... - zrobił krótką przerwę. - Uczeń przerósł mistrza.
   Zaśmiałem się cicho. Chłopak pocałował mnie w skroń, kiedy znów przechodziliśmy obok jakiejś pary. Tak naprawdę, było mi strasznie niezręcznie całować się tak na ulicy. Zdawałem sobie doskonale sprawę z tego, iż wszyscy się na nas gapią, a udawałem, że mam to gdzieś, żeby nie martwić Feliksa, który już i tak był przeze mnie zamartwiały. Uśmiechnąłem się sztucznie i szliśmy dalej, w ciszy. Była przyjemna. Czasem potrzebowałem chwili wytchnienia, wyciszenia. Byłem typem samotnika i nie można stać się nagle towarzyskim chłopakiem. Spuściłem głowę wręcz automatycznie i zacząłem patrzeć się na swoje trampki.
     - Co się stało? - zapytał nagle Feliks.
   Potrząsnąłem lekko głową, chcąc dać mu do zrozumienia, że nic. On, jak to on, nie dał za wygraną.
     - Proszę, powiedz. - nalegał.
   Aż się uśmiechnąłem pod nosem i, tak naprawdę, wbrew sobie stanąłem na palcach i pocałowałem go, mówiąc przy tym „Cmok!", aby i na jego twarzy pojawił się uśmiech. Udało mi się. Zaśmiał się cicho i otoczył mnie ramieniem.. Przyznaję, było to o wiele bardziej wygodne niż trzymanie za rękę tego wielkoluda.
   Rozejrzałem się dookoła, by z ulgą stwierdzić, że nie widzę nikogo znajomego.
     - Ej, patrz! - Feliks nagle pokazał ręką na salon fryzjerski. - Fryzjer! Chodź, w końcu obetniemy te Twoje przydługie kłaki.
   Nie skomentowałem tego, jak nazwał moje włosy, gdyż od razu pociągnął mnie w stronę budynku. Nie protestowałem, w sumie to przydałaby mi się wizyta u fryzjera.
     - Dzień dobry. - przywitaliśmy się z załogą fryzjerską.
   Trójka dorosłych uśmiechnęła się do nas, a najstarsza pani, która siedziała przy biurku zapytała się, czego potrzebujemy. Feliks wyjaśnił wszystko i spytał się, czy by mnie teraz nie przyjęła. Pani pokiwała twierdząco głową, gdy mówiła, że akurat mają wolny czas i z chęcią mnie przyjmą. Popatrzyłem piorunującym wzrokiem na Feliksa za to, w co mnie wkopał, ale podążyłem za panią fryzjerką na koniec pokoju i usiadłem na fotelu, a za mną była myjka fryzjerska. Pani od razu zaczęła myć moje włosy, tylko sobie podśpiewując, a ja wymyślałem tortury, które będę stosował dzisiaj na Feliksie.
   Jednak, moje myśli przekierowały się standardowo na posiłki. Ile to ja dzisiaj zjadłem? Jabłko, kanapkę z szynką, szklankę kakao i szklankę soku pomarańczowego. Zdecydowanie za dużo. Boże, jaki ja jestem głupi... Muszę się pozbyć tego jedzenia. Jedynym wyjściem było zwymiotowanie go, ale to nie czas ani miejsce na to. Wieczorem. Wtedy, kiedy Feliks będzie już spał. Pewnie jeszcze przed spaniem będzie mnie zmuszał, bym znowu coś zjadł, więc zrobię to z uśmiechem, a następnie zwymiotuje. Tak, to genialny pomysł.
   Według poleceń młodej kobiety usiadłem na zwykłym fotelu, przed lusterkiem. Patrzyłem na siebie z dziwnym dystansem, jakby spotkał jakiegoś obcego człowieka. Nie przypominałem siebie. Cienie pod powiekami troszkę się zmniejszyły, oczy, o dziwno, jeszcze pociemniały, umyte włosy były ułożone do góry zamiast na dół, szczęka nabrała trochę „tłuszczu" i przestała wyglądać jak kości owinięte skórą.
     - To jaką fryzurę robimy? - zapytała uprzejmie fryzjerka.
   Przypomniałem sobie o mojej wymarzonej fryzurze, ale najpierw musiałem się ją o to zapytać.
     - Macie państwo kolorowe farby do włosów?
   Uśmiechnęła się i pokiwała głową. Widziałem ją w odbiciu czystego lustra.
     - Tak, mamy kolory: niebieski, zielony, żółty, czerwony i ciemny fiolet. - odpowiedziała licząc na palcach.
   Pokiwałem twierdząco głową. Skoro Feliks chcę mieć mnie w nowej fryzurze, to tak będzie. Omówiłem z panią, jaką dokładnie chcę fryzurę, jakie kolory ma do tego obrać i wtedy przywołałem Feliksa ruchem ręki.
     - O co chodzi? - spytał zdziwiony.
   Uśmiechnąłem się, by dodać mu otuchy.
     - Możesz pójść i sam zrobić zakupy? Trochę tu posiedzę, a nie chcę, żebyś się nudził. - wyjaśniłem.
   Odpowiedział coś w stylu: „Okey, tylko uważaj na siebie". Nie wiem, co mi się może przydarzyć niebezpiecznego u fryzjera, ale zatwierdziłem jego słowa i jeszcze przez chwilę patrzyłem jak odchodzi. Później uśmiechnąłem się do lustra, gdy zobaczyłem, jak fryzjerka niesie wybrane przeze mnie farby.
   - No to do dzieła! - zaczęła podekscytowana.

Jakieś dwadzieścia minut później 

     - Naprawdę pani woli mieć w domu węża zamiast zwykłego pieska? - spytałem z niedowierzaniem.
   Pokiwała twierdząco głową, siedząc obok mnie. Przed chwilą nałożyła farbę na moje co dopiero obcięte włosy, więc jeszcze z 40 minut sobie poczekamy.
     - To jest aż tak dziwne? Cóż, w sumie to zawsze byłam dziwnym dzieckiem. Lubiłam komary, nienawidziłam motylków... - zaczęła wymieniać.
   Oczy mi się rozszerzyły na wieść, że lubi komary. Pani (Anna, jak się później okazało) okazała się bardzo przyjazną i miłą osobą, i wręcz od razu zaczęła ze mną dyskutować o najróżniejszych sprawach. Z początku byłem bardzo zawstydzony, ale już się przyzwyczaiłem. Naprawdę dobrze mi się z nią rozmawiało. Była otwarta na nowe tematy, czasem używała sarkazmu i wiedziała, kiedy i ja go używam i miała bardzo ciekawe życie o którym mi opowiadała.
     - Myślałem, że nie ma takiego kogoś na świecie, kto lubiłby komary. - przyznałem z uśmiechem.
   Odwzajemniła go i nawet cicho się zaśmiała.
     - Tak, jak już mówiłam. Byłam dziwnym dzieckiem. I teraz jestem równie dziwną trzydziestolatką... - nie dokończyła, bo natychmiast jej przerwałem.
     - Ma pani trzydzieści lat?! Wygląda pani na najwyżej dwadzieścia pięć. - kolejny raz uśmiechnęła się szczerze.
     - Może i trudno w to uwierzyć, ale tak mam zapisane w dowodzie. I dziękuję za komplement, młody człowieku. - sprawdziła godzinę. - Masz jeszcze 35 minut trzymać te farby na głowie. Chcesz jakąś książkę? - spytała uprzejmie.
     - Poproszę. - odpowiedziałem najmilszym tonem na jaki tylko było mnie stać.
   Dostałem do ręki pierwszą część z serii Zwiadowcy. Hmm, tytuł zachęca do czytania. Zatopiłem się w cudownym świecie fantasy na ponad pół godziny, kiedy to wrócił Feliks, bez zakupów.
     - Gdzie zgubiłeś reklamówki z jedzeniem? - spytałem podejrzliwie.
     - A w domu. Zdążyłem do niego pójść. I tu masz klucze. - podał mi zgubę - Następnym razem bardziej ich pilnuj. - ostrzegł.
   Popatrzyłem się zmieszany na klucze, ale wziąłem je i schowałem do kieszeni. Feliks patrzył na mnie z rozbawieniem, ale także stoickim spokojem na twarzy. Zdziwiło mnie to. Zawsze tryskała od niego energiczność, radość, a teraz dominował spokój. Coś tu jest nie tak.
     - Coś się stało? Ktoś zadzwonił? - spytałem, widząc, że kurczowo trzyma telefon w ręce.
   Kiwnął głową na znak potwierdzenia i opuścił głowę. Zobaczyłem wtedy na jego karku jakiś dziwny symbol. Wyglądał jak... Gepard? Muszę się go o to niedługo zapytać.
     - Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - obiecałem. - Ale teraz muszę zmyć to z włosów i zobaczyć Twoją minę.
   Natychmiast podniósł głowę i uśmiechnął się szeroko. Najwidoczniej fryzura mu się spodobała, ale jak będzie z kolorami? Usiadłem przy myjce i zaczekałem aż Anna zmyje farbę w włosów. Trwało to kilka minut, a później wróciłem na stare miejsce. Zerknąłem na Feliksa, który patrzył na mnie z rozdziawioną buzią i nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Zaśmiałem się lekko, a następnie przypatrywałem brązowowłosej Ani, jak suszy moje włosy.
   Po kilku minutach, skończyła. Nałożyła także troszkę żelu na włosy, by utrzymały się w tej pozycji, a później puściła mnie wolno. Stanąłem i dopiero wtedy zacząłem intensywnie przypatrywać się fryzurze. Grzywka w prawo, uniesiona do góry. A na niej trzy pasemka: fioletowe, niebieskie i zielone. Na środku głowy była dokładnie ta sama kombinacja, tylko, że kolory były bardziej ze sobą zmieszane, a dominował niebieski. Uśmiechnąłem się szczerze. Pomogłem Feliksowi wstać i dopiero wtedy podszedłem do kasy.
   Podziękowałem, zapłaciłem należytą sumę pieniędzy i wyszedłem, żegnając się z panią Anią i innymi. Dopiero przed salonem fryzjerskim Feliks obudził się i skomentował mój fryz:
      - Jak ty zajebiście wyglądasz! - krzyknął, nie zwracając uwagę na innych ludzi. - Ja chciałem, żebyś tylko włosy podciął, a ty sobie kolory dodajesz...
   Zaśmiałem się z jego reakcji i złapałem go za rękę, podążając w stronę domu.
     - No, a co? - spytałem ironicznie. - Poszedłem na całość.
   Pocałował mnie w czoło i już w ciszy wróciliśmy do domu. Tym razem, jeszcze przed otworzeniem furtki, sprawdziłem czy klucze na pewno znajdują się w kieszeni spodni i wyciągnąłem je. Podszedłem do drzwi, otworzyłem je i zobaczyłem z tuzin reklamówek z jedzeniem.
     - Widzę, że się zadomowiłeś! - skomentowałem jego zachowanie. - Po co nam tyle jedzenia?
   Zdjąłem buty i zacząłem wynosić reklamówki do kuchni.
     - Mnie się nie wysyła na zakupy samego... Nie zapominaj o tym!
   Niemrawo się uśmiechnąłem i odłożyłem reklamówki na stole. Przejrzałem zawartość każdej z nich, by z ulgą stwierdzić, że większość z tych rzeczy to jakieś płatki kukurydziane, mleko, chleby, a z produktów przemysłowych to płyn do mycia podłóg, płyn do mycia okien, kilka gąbek, ścierek i innych rzeczy pomagających w sprzątaniu. Jednak dobrze, że wysłałem go tam samego, przeszło mi przez myśl. Mi by nawet nie przyszło do głowy kupić połowy z tych potrzebnych rzeczy!
   Wypakowałem wszystko i powkładałem do odpowiednich szafek. Nagle wszystkie zostały zapełnione.
     - Feliks? - zacząłem i widząc zainteresowanie z jego strony, ciągnąłem dalej. - Skoro kupiłeś te wszystkie środki czyszczące, to może byśmy umyli okna?
   Pokiwał twierdząco głową i rzucił mi ten swój uśmiech à la największy przystojniacha w mieście. Odwróciłem się od niego, kryjąc rumieniec. Odłożyłem na półkę ostatni produkt spożywczy i zamknąłem szafkę. Ochłonąwszy trochę, stanąłem twarzą w brodę z Feliksem. Troszkę się zniżyłem i złożyłem na jego szyi delikatny pocałunek. On to chyba inaczej zinterpretował.
   Nagle, przycisnął mnie do ściany i zaczął namiętnie całować. Odrzuciłem myśli o przeszłości i poddałem się pocałunkom. Jego uścisk był za mocny, przywoływał okrutne wspomnienia. Nie mając wyjścia, ugryzłem go lekko w wargę, by pozwolił mi przemówić.
     - Proszę, nie trzymaj mnie tak mocno. - wysapałem.
   Jego uścisk zelżał. Powrócił do całowania, nagle zmieniał tempo, otwierał szerzej usta... To wszystko sprawiało, że głupiałem. Byłem początkujący w całowaniu i to było dla mnie za trudne. On, chyba zauważając mój brak orientacji, zwolnił trochę, pozwolił mi się oswoić z jego ustami. Pocałował mnie ostatni raz i odsunął głowę na trzy minimetry.
     - Kocham Cię. - wyszeptał.
   Nie słyszałem tego z ust nikogo mi bliskiego od bardzo dawna. Nie wiem czemu, moje oczy się zaszkliły. Feliks, zauważywszy to, pocałował obydwa najdelikatniej, jak tylko potrafił. Rozpłynąłem się pod jego dotykiem i chcąc być jak najbliżej niego, przytuliłem go. Musiałem stanąć na palcach, co uczyniłem i wtedy Feliks mnie podniósł. Położył na, teraz już pustym, stole i gładził moje plecy. Byłem przyciśnięty do jego klatki piersiowej i jedną ręką jeździłem w tych okolicach palcem. Wydawało mi się, że przy Feliksie, jest jakiś mniejszy. Kiedy go przytulałem, czułem się chroniony przed całym złem. Ziewnąłem nawet cicho. Przy nim, kiedy stawał się taki czuły i delikatny, zachciewało mi się spać.
   Zamknąłem oczy i czując jego dotyk na swych plecach, prawie przysnąłem. W ostatniej chwili jednak zdałem sobie sprawę, że trzeba jeszcze tyle rzeczy zrobić w domu. Odsunąłem się niechętnie od niego i spojrzałem w jego oczy. Widać było, że on także nie ma ochoty na sprzątanie. Ale cóż, obowiązek to obowiązek, a ja nie robiłem wielkich porządków, od kiedy moja mama wyjechała.
     - Chodź, umyjemy okna, odkurzymy i dopiero wtedy będziemy mieć chwilę dla siebie, okey? - spytałem, choć nie uznawałem innej odpowiedzi niż „Tak”.
  Pokiwał twierdząco głową i po pocałowawszy mnie w czoło, zdjął mnie ze stołu i położył na ziemi. Rozciągnąłem się sam nie wiem czemu i wziąłem płyn do mycia okien razem z dużą ilością ręczników kuchennych. Ruszyłem w stronę tarasu, a za mną podążył Feliks, trzymając kosz na śmieci w ręce. Wiedzieliśmy, że po skończonej pracy nie będzie nam się chciało zanosić tych wszystkich papierów do kuchni więc wzięliśmy go ze sobą.
   Zaczęliśmy pracować, jeden na zewnątrz, drugi w środku domu. Szło nam sprawnie, dopóki Feliks nie zaczął całować szyby i nie prosił mnie ruchem ręki, bym się przyłączył. Z uśmiechem na twarzy wykonałem jego polecenie i zacząłem całować szybę. Najpierw miałem otwarte oczy, by sprawdzić, czy po prostu nie chce się ze mnie pośmiać i zobaczyć, jak robię coś tak głupiego, a później, mając pewność, że tak nie jest, zamknąłem oczy i oddałem się „pocałunkowi”. Odsunąłem się od szyby pierwszy i podziwiałem to, z jaką łatwością zdradza mnie z kawałkiem szkła. Następnie otworzył oczy i pokazał mi język. Uśmiechnąłem się leciutko i skończyłem swoją pracę.
   Oczywiście, musiałem wytrzeć ślinę, którą sam na tę szybę naniosłem. Potem wyrzuciłem zużyte papiery i otworzyłem te oszklone drzwi, oddzielające mnie od Feliksa i wpuściłem go do środka.
     - Fajnie całujesz szybę. - stwierdziłem.
   Zaśmiał się i dał mi kuksańca w bok. Wziął z powrotem kosza, lecz wcześniej wrzucił do niego wszystkie papiery, jakie zużył. Ups, musiał je wcześniej cały czas trzymać, bo zamknąłem niepotrzebnie drzwi od tarasu. Spuściłem leciutko głowę, jakby bojąc się, że na mnie nakrzyczy i ruszyliśmy do kolejnych okien. Każdy stanął przy innym z nich i najpierw czyścił je wewnątrz domu, a później otwierał i mył z drugiej strony. Tak zleciało nam całe popołudnie.

*** 

     - Skończyłem. - oznajmiłem i wyrzuciłem kolejne papiery.
   Jak ja nienawidzę tego, że w moim domu jest tyle okien. Po skończonej robocie poczułem ukłucie w żołądku, które na razie postanowiłem zignorować. Z własnej woli nie będę jadł. Dopiero, kiedy Feliks spyta się mnie czy jestem głodny.
     - Ja również. - ogłosił Feliks i także wrzucił zużyty papier.
   Westchnąłem ciężko i złapałem się za boki. Niby taka prosta czynność to mycie okien, a potrafi naprawdę zmęczyć. Feliks standardowo wziął zapełniony kosz i zszedł na dół, by odłożyć go na miejsce. Ja natomiast chciałem zająć się... swoim pokojem. Utrzymywałem w nim porządek godny piętnastolatka, ale ostatnio bardzo tam nabałaganiłem. Zacząłem szybko sprzątać, wrzucać nieposkładane ubrania na łóżko, by później je z niego przenieść do kosza na pranie, znajdującego się w łazience. Jakieś niepotrzebne papierki włożyłem do ostatniej szuflady (Tia, tam trzymam wszystkie śmieci, które „kiedyś może się przydadzą), a jakieś prawdziwe śmieci ułożyłem w jedno miejsce na biurku. Za chwilę będę musiał je wynieść. Już miałem to zrobić, kiedy dostrzegłem jakąś na wpół zamkniętą kartkę, znajdującą się przy monitorze komputera.
   Nawet nie próbowałem okiełznać swojej ciekawości - po prostu wziąłem ją i przeczytałem. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie, kiedy to pisałem. To było wtedy, kiedy Feliks powiedział, że widzi we mnie najlepszego przyjaciela.

„Jeej! Jak ja się cieszę... Chłopak, który mi się... no podoba, przyznał, że mógłbym być jego najlepszym przyjacielem! A może, to naprawdę się stanie i spotkamy się kiedyś? Będziemy się dogadywać, poznam jego sekrety... O boże, gadam jak baba xD Ale cóż, chciałbym się z nim spotkać, poznać go osobiście... Może kiedyś marzenia staną się prawdą” 

   I stały się. Wrzuciłem tę kartkę to ostatniej szuflady i zabrałem śmieci znajdujące się obok końca biurka. Minąłem się na schodach z Feliksem, który jak zahipnotyzowany szedł w stronę jakiegoś pokoju. Wyrzuciłem śmieci i postanowiłem umyć ręce. Oczywiście, zimną wodą. Na dworze było tak gorąco... Mimo godziny piętnastej słońce nadal świeciło i dawało to „przyjemne” uczucie ciepła. Nienawidziłem go. Jestem zimnolubnym człowiekiem i słońcu mówię precz.
   Po umyciu rąk, naturalnie wtarłem wodę w spodnie i ruszyłem na górę. Właśnie miałem wejść do łazienki, kiedy usłyszałem stamtąd Feliksa. Odsunąłem się trochę, chcący już odejść, ale zostałem i wbrew swojej woli, zacząłem podsłuchiwać rozmowę.
     - Zostaw mnie wreszcie w spokoju! - niemal krzyknął Feliks. - Nie dość, że napastowałaś mnie w sklepie, to jeszcze musisz dzwonić?!
   Z kim on do jasnej cholery rozmawia? Kto go napastował w sklepie? Te dwa pytania nie dawały mi spokoju.
     -  Nie wiesz, gdzie aktualnie mieszkam. I nawet nie próbuj się dowiedzieć. - ostrzegł poważnym tonem, Feliks. - A teraz, ładnie się rozłączysz i zostawisz mnie i moją matkę w spokoju!
   Odsunąłem się krok w tył, ponieważ wiedziałem, że zaraz wyjdzie z łazienki. Szybko cofnąłem się do swojego pokoju i równie szybko schowałem dziennik do swojego bezpiecznego miejsca. Nie wiem czemu, ręce zaczęły mi się lekko trząść, a oddech przyśpieszył. Adrenalina? Tak naprawdę nigdy nikogo nie podsłuchiwałem, ani nawet nie próbowałem. Tak, to chyba od tego. Ładnie ułożyłem kołdrę na swoim dwuosobowym łóżku i poprawiłem poduszki. Teraz cały pokój wyglądał w miarę dobrze. Pochwaliłem się za tak szybkie sprzątnięcie i usiadłem na czystym łóżku.
     - Hej, co robisz? - spytał Feliks, wchodząc do pokoju.
   Uśmiechnąłem się do niego niemrawo i przetarłem oczy.
     - Nic, właściwie. Posprzątałem i to tyle. - wyjaśniłem najkrócej, jak potrafiłem.
   Usiadł obok mnie i opatulił ramieniem. Wtuliłem się w niego automatycznie, nie czując już przypływu adrenaliny. Za to, poczułem się naprawdę śpiący i znów ziewnąłem.
     - Chodź, połóż się. - postanowił Feliks i położył mnie na łóżku.
   Przytulałem go na brzuchu, a moje głowa leżała na wysokości jego ramion. Położyłem głowę na jego obojczyku i mocniej objąłem. Pocałował mnie w czoło, czochrając jednocześnie włosy. Także mnie obejmował, dzięki czułem się bezpiecznie. Szepnąłem do niego dwa słowa, które on mi dzisiaj powiedział i odpłynąłem w krainę Morfeusza.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam was po dłuższej przerwie! Przepraszam za tak naganną nieobecność, jednak nie chciałam udostępniać wam gówna, którym był wcześniej napisany przeze mnie rozdział. Dziękuję za 42 rozdziały w ankiecie i ponad 7000 wyświetleń! ^o^
Mam jeszcze pytanie: Czy wolicie, żeby wszystko było napisane tą czcionką, czy wcześniejszą? Odpowiedzi w komentarzach. 
Dobra, nie przedłużam już. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał.
Do napisania! 


(To fryzura, którą ma Michał ^o^ Mój ulubiony aktor: Logan Lerman <3)

sobota, 18 lipca 2015

Wytlumaczenie

Ehh... wypadałoby się chociaż wytłumaczyć, co?

   Okey, zacznę od początku. Napisałam z 20 stron Michasia. Miałam zacząć to przepisywać na komputer, kiedy stwierdziłam, iż wszystkie wydarzenia tam napisane są nierealne i akcja potoczyła się za szybko. Po prostu nie mogłam tego opublikować. Mam w głowie inaczej poukładany ciąg wydarzeń niż to, co napisałam. Wyrzuciłam tamte strony i muszę zacząć pisać cały rozdział od nowa.
   Przynajmniej teraz zastosuję się do porad od innych osób :3 (Mówię o tobie Anonimie! Proszę nadaj sobie jakąś nazwę, bym wiedziała, jak się do ciebie zwracać :)) Spokojnie, Michaś tak szybko nie będzie jadł - Ile to ja mam w głowie wieczorów, kiedy on będzie te wszystkie zjedzone posiłki wymiotował :)
   Z Feliksem też będzie miał kilka kłótni, po których prawdopodobnie ucieknie z domu na jakiś czas. Z matką również nie będzie mu się układać najlepiej. Jedynie z Mileną będzie mógł się normalnie dogadać.
   Dobra, to chyba tyle, co chciałam przekazać.
   Do napisania niedługo. Nie opuszczę tego bloga, dopóki nie skończę opowiadania.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
I jego drugiej części.

czwartek, 2 lipca 2015

Wazne!

Jednak, mimo najszczerszych chęci, nie wrzucę wam rozdziału, gdyż nie mam internetu ;--; Teraz używam swojego, ale za to płacę
Przepraszam i pozdrawiam!
Do napisania trzynastego lipca! :3