środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 8 - Dobry, w złym tego słowa znaczeniu


   Wyciągnąłem dziennik i otworzyłem na ostatniej zapisanej stronie. Długopis miałem już w ręce, tylko musiałem pomyśleć nad tekstem. Tyle się dzisiaj wydarzyło... Moje zemdlenie, pogodzenie, wyznanie kłamstw, zabawa z Feliksem... Większość z tych rzeczy była dobra, dlaczego więc, byłem święcie przekonany, iż ten dzień zalicza się do złych? Może, z przyzwyczajenia, oceniałem każdy dzień jako gorszy i nie dałem sobie wmówić, że było inaczej? Albo po prostu ten dzień nie zadowalał mnie tak, jakbym chciał? Hmm... trzymałem długopis milimetry przed kartką papieru, nie mogąc się zdecydować, jaki ten dzień był. Po namyśle, napisałem: Dobry, w złym tego słowa znaczeniu. Ha, to jest w ogóle możliwe? Nie wiem, lecz to mój dziennik i będę pisał jak chcę. 
Po niecałych dziesięciu minutach od zaczęcia pisania, skończyłem, całkiem z siebie zadowolony. 

Oto, co napisałem: 

,,Ten dzień, był... inny od wszystkich. Zazwyczaj, dni spędzam samotnie, rozczulam się nad sobą, i nawet, kiedy pisałem/gadałem z Feliksem, i tak w mojej głowie tkwiły słowa: Śmierć, samobójstwo i ból. Czułem się nierozumiany, nieakceptowany... lecz może teraz, to się zmieni? Czy jedna osoba, będzie w stanie zmienić moje nastawienie do świata? Tego nie wiem... chyba nikt nie wie. Może, przejdę do sedna, a mianowicie do dzisiejszego dnia. Najpierw Milena mnie wkurzyła i zawiodła, to się pociąłem... Napisałem do Feliksa i on przyjechał i mnie uratował od śmierci... Cały czas drąży ten temat, a ja nic nie pamiętam... później, kiedy się obudziłem, on właśnie przyjechał z Mileną i zaczęło się wyjawianie prawdy... następnie rozmowa i czas spędzony z Feliksem... a teraz siedzenie samotnie, o dwudziestej trzeciej trzydzieści, z dziennikiem na wychudzonych nogach. To wszystko wydarzyło się w ciągu dwudziestu czterech godzin. Można by o tym nakręcić serial... Ale nie ważne. Te wydarzenia sprawiły, że nie jestem już taki pewien, czy jestem takim totalnym beztalenciem, za które się uważam. Może jednak mam szanse w tym świecie i jako jeden z nielicznych osób nadwrażliwych, uda mi się przeżyć i co najważniejsze CIESZYĆ z życia? Teraz, pisząc to, po moim policzku spływa łza. Łza szczęścia, uwalniania przeze mnie bardzo rzadko. Częściej są to łzy bólu i rozpaczy.  
Wiem, że nie powinienem, ale muszę sobie coś postanowić. Nie Feliksowi, nie Milenie, a sobie.  
NIGDY, ALE TO PRZE NIGDY SIĘ NIE PODDAM I RUSZĘ TĄ DUPE! Skończysz z cięciem się, wierzę w ciebie." 
Szczęśliwy, ale też mokry od łez, poszedłem spać.  

*** 

   Obudził mnie cichy głos, mojego przyjaciela, mówiący: ,,Wstawaj, śniadanie na stole". Otworzyłem oczy i zobaczyłem go. Feliks kucał przy łóżku i patrzył się na mnie, jasnobrązowymi tęczówkami.  Zamknąłem znów ślepia i mruknąłem coś w stylu: ,,Jeszcze chwilkę", lecz on, nie przyjmował sprzeciwu. Zabrał mi kołdrę i zaczął łaskotać. Śmiałem się wniebogłosy, gdy zaczął to robić w moim najwrażliwszym miejscu, a mianowicie na brzuchu. Starałem się go jakoś odtrącić, ale średnio mi to wychodziło. W końcu, skapitulowałem i krzyknąłem: 
     - Poddaje się! 
   Chwila, czy ja właśnie złamałem zasadę, którą napisałem wczoraj? Jaki człowiek może być pochopny w podejmowaniu działań. Myślę, że nie o takie poddawanie mi chodziło i ponownie zacząłem się śmiać.  
     - Więc chodź na śniadanie, chudzinko. A, i dzisiaj idziemy pobiegać - oznajmił mi uchachany Feliks.  
   Otworzyłem szerzej oczy i popatrzyłem na niego przerażony. Sparaliżowany usiadłem na łóżku i poprawiłem koszulkę, która się podwinęła. 
     - Nie... - szepnąłem w stronę chłopaka. 
   On za to roześmiał się wesoło i chwycił mnie za rękę, prowadząc do kuchni. Jego ręka była taka ciepła, taka miła w dotyku, że nie chciałem jej puszczać. Dotyk Feliksa, jako jeden z nielicznych nie sprawiał mi bólu, tylko dawał radość i uczucie bezpieczeństwa. Zasiadłem przy stole i z niechęcią, puściłem jego dłoń. 
     - Co przygotowałeś? - spytałem i spróbowałem jakoś ułożyć swoje włosy. 
     - Jajecznicę z boczkiem, a do tego sok pomarańczowy. - odpowiedział i położył wymienione rzeczy na stole. 
   Popatrzyłem na zapewne pyszny posiłek i od razu pomyślałem o tym, ile przytyję, gdy to zjem. Nie myśl o tym, nakazałem sam sobie, ale automatycznie znów pomyślałem o sobie jak o chłopaku ze sporą nadwagą. Nie zjem tego. 
     - Nie chce mi się jeść. - skłamałem. 
Feliks popatrzył na mnie ze współczuciem, lecz po chwili jego wzrok zmienił się na karcący. 
     - Nie kłam. Masz to zjeść. - nakazał. 
   Popatrzyłem na niego z dołu, z uczuciem bezradności. Następnie po prostu wstałem od stołu, ignorując Feliksa i poszedłem do pokoju. Szybko ubrałem jakąś koszulkę wraz ze spodniami, zabrałem telefon, słuchawki i pieniądze. Po zabraniu wszystkich niezbędnych rzeczy, zszedłem znów na dół z beznamiętnym wyrazem twarzy i wyszedłem z domu. Tak po prostu. Zignorowałem ukłucie głodu w żołądku i skręciłem w lewo; odwrotny kierunek do tego, którym szedłem do szkoły. 
   Założyłem słuchawki i postanowiłem choć raz pomyśleć o sobie, a nie tylko o innych. Przecież, to ja zdecyduję, czy będę na tym świecie czy nie, prawda? Więc dlaczego mam się do kogoś podporządkowywać? Do kogoś, kto najprawdopodobniej prędzej czy później mnie zostawi, zapomni o mnie... Matka o mnie zapomniała... Feliks i Milena o mnie zapomną... Mój ojciec już dawno też... Wszyscy, na których mi zależy bądź zależało. 
   Postanowiłem, że pójdę do parku i tam właśnie się udałem. Usiadłem na ławce, odchyliłem głowę do góry i złapałem się za oczy. Nadal były zaspane, ale zapewne też dawały uczucie bezradności. Zmieniłem swoją pozycję i oparłem ręce o kolana i na nich położyłem głowę. Obserwowałem z zaciekawieniem ptaki, latające między drzewami. One były wolne. Ja nie. 
Dlaczego, ludzie, jako najbardziej rozwinięty gatunek wszechczasu, muszą się do kogoś podporządkowywać? Niektórzy do Boga, do rządu, do rodziców, nauczycieli... Jakim prawem? Rozumiem, jeszcze to z nauczycielem, ale do innych? Rodzice rozkazują nam co mamy robić i o jakiej godzinie dnia. Przynajmniej u niektórych tak jest. Bóg nakazuje nam dla przykładu: Dzień święty święcić, czcić ojca swego i matkę swoją i tak dalej. Kim on jest, by nam to nakazywać?  
Ehh... nie mam siły myśleć, najchętniej bym sobie po prostu pospał. Ale nie, Feliks musiał mnie obudzić o... (sprawdziłem godzinę) ósmej. Wcześniej się nie dało?, spytałem sam siebie. Oparłem się plecami o ławkę i wyciągnąłem słuchawki. Od razu dotarł do mnie śpiew ptaków i szum porannego wiatru. Otworzyłem szerzej oczy z zaciekawienia i przyjrzałem się małemu osobnikowi, wspinającego się po drzewie z zawrotną prędkością. Wiewiórka. Jedno z najbardziej ruchliwych zwierząt, występujących w zwykłych parkach. Uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem obserwować drzewa. 
   Wiem, nie można by o mnie powiedzieć, że znam się na tych wszystkich gatunkach i rodzajach drzew, ale pooglądać zawsze można. Przynajmniej ładnie wyglądają i dają nam tlen, a to chyba dobrze. Znów, myśląc o swoich zasobach wiedzy chemicznych zaśmiałem się cicho i potrząsnąłem głową. Świat przez krótką chwilę wydawał się piękniejszy, bardziej harmonijny i poukładany. Nikogo nie było prócz mnie i natury i to było najpiękniejsze. Jednak, gdzieś w zakątkach umysłu, brakowało mi czegoś, a bardziej kogoś. Kogoś, kto dla mnie przyjechał, kto mnie uratował i kto mnie polubił, takim jakim jestem. A ja dla niego byłem podły. Zganiłem się w myślach i zamknąłem oczy. 
Widziałem uśmiechniętego Feliksa, patrzącego na mnie rozbawionym wzrokiem. Słodkie dołeczki również widniały na jego twarzy. Oczy czarowały mnie i pozwalały podążyć ku krainie fantazji i szczęścia. Tam, gdzie są kucyki i jednorożce. Wszystko zrobione jest z cukru, a zamiast kanałów jest gorąca, pyszna czekolada... 
     - Przepraszam bardzo? - z zamyślenia wybrał mnie melodyjny, kobiecy głos. 
   Otworzyłem oczy i popatrzyłem na Panią stojącą z córeczką pod rączkę. Kobieta, odziana w rozpięty, szary płaszcz, białą koszulą pod spodem oraz w czarną spódnice z butami na niskiej koturnie, przyglądała mi się zmieszana. Dziecko, wyglądało na podekscytowane dzisiejszym dniem, aczkolwiek miało cienie pod oczami. Zapewne zostało obudzone, aby pójść w spokoju do przedszkola.  
      - Tak? - spytałem zmieszany. 
   Kobieta poprawiła wypadające włosy z koka, a następnie zaczęła mi się tłumaczyć. 
     - Czy mógłbyś... - zrobiła krótką przerwę - zaprowadzić moje dziecko do przedszkola? Bardzo się śpieszę, mam spotkanie za dwadzieścia minut, a jeszcze muszę dojechać do pracy. 
   Spojrzałem na kobietę z podziwem w oczach, a następnie pokiwałem twierdząco głową. Uśmiechnęła się nieśmiało do mnie i zaczęła tłumaczyć córce, że to ja zaprowadzę ją do przedszkola. Pomyślałem chwilę, czy nie wypadałoby powiadomić o moim miejscu pobytu Feliksa, ale uznałem to za zbędne. Pewnie i tak mnie nie szuka, tylko siedzi spokojnie w domu i ogląda telewizję. 
     - Dobrze, tu masz mój numer telefonu w razie jakichkolwiek powikłań - podała mi kartkę z ów numerem. - Budynek jest na ulicy Jabłońskiej 12, rozpoznasz go po kolorowym płocie oraz poprzyklejanych zwierzątkach na okna. Zresztą, Michalina w razie czego cię zaprowadzi, prawda? - spytała się dziecka. 
   Dziewczynka z uśmiechem pokiwała głową i puściła rączkę mamy. Podeszła do mnie i przytuliła moje nogi. Zmieszany, ale z uniesionymi kącikami ust, spojrzałem na jej mamę, która nam pomachała i poszła w swoim kierunku. Następnie, zerknąłem na Michalinę, gotową na nowy dzień w tym przerażającym świecie. 
     - To co? - spytałem retorycznie. - Czas iść do przedszkola! - oznajmiłem i złapałem dziewczynkę za rączkę.  
   Zaczęliśmy rozmawiać o mało istotnych rzeczach i na tym się skupiliśmy. Nie chciałem rozmawiać z dzieckiem o poważnych sprawach, gdyż przecież nic by nie zrozumiało. Dobrze, że ona więcej gadała, ponieważ miałem czas na przemyślenia. Pomyślałem o matce, która już przez dłuższy czas do mnie nie zadzwoniła, jakby zapomniała o moim istnieniu. Cóż, normalka, pomyślałem i ruszyłem dalej, trzymając Michalinę za rączkę. Tak ogólnie, to fajne ma imię.  
     - A dlaczego nosisz bandankę? - spytała nagle. 
   Momentalnie uśmiech zniknął z mojej twarzy i zastąpił go swego rodzaju smutek. Nie popatrzyłem dziewczynce w oczy, tylko chłodno odpowiedziałem: 
     - Bo lubię - I ruszyliśmy dalej. 
   Michalina nadal dopytywała się, dlaczego tak lubuję bandanki oraz ubóstwiam czarny kolor. Starałem się ją zbyć, wymyślając jakąś wymówkę na poczekaniu. Na razie działało, a to było najważniejsze. Ciągle, gdzieś w głębi umysłu myślałem o Feliksie. Ciekawiło mnie to, czy wyszedł mnie poszukać. Dziewczynka nadal pytała się o jakieś nieistotne sprawy, a ja zazwyczaj odpowiadałem mruknięciem, ewentualnie, powiedziałem: ,,Ok". Zgadywałem, że Feliks wyszedł pod dom i nie odchodził od niego zbyt daleko, ponieważ nie znał jeszcze tego miasta. Gdyby po mnie wyszedł, mógł by nie wrócić. Jasne, mógłby użyć Google Maps czy coś takiego, ale komu by się chciało z tym męczyć? Lepiej zaczekać, aż bachor wróci do domu, pomyślałem sceptycznie nastawiony do całej sytuacji.
     - Gdzie jest Twoja mamusia? - spytała ciekawsko Michalina.
   Na mojej twarzy można było dostrzec sztuczny uśmiech. 
     - Pojechała na wakacje do Grecji. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - Jestem już na tyle dorosły, by zostawać sam w domu.
   Dziewczynka otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia. 
     - Naprawdę jesteś sam w domu? Jak to jest? - zaczęła się dopytywać.
   Pomyślałem chwilę nad odpowiedzią na to pytanie. Właśnie, jak ja się czuję będąc ,,sam" w domu?
     - Nie jest za ciekawie. Jesteś sama, niby możesz robić co chcesz, ale... Tak naprawdę, co zrobisz? - spytałem retorycznie, na co Michalina wzruszyła ramionami - Nikt cię nie budzi, nikt nie zrobi ci śniadania... Ta cisza też jest czasem wkurzająca. Jak dla mnie, jest po prostu nudno.
   Pokiwała głową, starając się najwidoczniej przeanalizować moje słowa. Ja przez ten czas rozejrzałem się po otoczeniu, by stwierdzić, iż przedszkole znajdowało się tylko zakręt od nas. 
     - A nie możesz zaprosić przyjaciół na jakąś imprezę? - zaproponowała.
   Prychnąłem cicho i pokręciłem głową. Ha. Ja. Zaprosić. Przyjaciół? To nieprawdopodobne.
     - Nie mam przyjaciół. - wyznałem.
   Michalina popatrzyła na mnie z ukosa, ze zdziwieniem. To jest aż takie dziwne, że jestem typem samotnika? 
     - To smutne - przyznała po czasie.
   Tym razem to ja na nią zerknąłem, zdezorientowany. 
     - Co jest smutne? - spytałem.
     - Nie masz przyjaciół. To smutne. - powtórzyła
     - Dlaczego? - zapytałem sekundę po otrzymanej odpowiedzi.
   Dziewczynka westchnęła, najwyraźniej poirytowana moją niewiedzą. No serio, nawet dziewczynka jest ode mnie mądrzejsza?
     - Nie masz się komu wygadać, z kim się pobawić... Nikt się o ciebie wtedy nie troszczy, ty się nie martwisz o nikogo. Nudne życie, tak w skrócie. - wyjaśniła
   Nie zdążyłem jej odpowiedzieć, ponieważ już dotarliśmy do przedszkola. Pożegnałem się z nią i wyjaśniłem całą zaistniałą sytuację pani przedszkolance. Ona, z uśmiechem na ustach pokiwała głową i powiedziała, żebym się nie martwił. Zadzwoniłem jeszcze do matki dziecka, by poinformować ją o tym, iż dziecko jest bezpieczne w przedszkolu. Rozmawiałem z nią, idąc do domu i szykując się na rozmowę z Feliksem. Zakończyłem rozmowę w parku, a dalej podążyłem pogrążony w myślach.


***
   
   Podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Przemyślałem całą sprawę i postanowiłem przeprosić Feliksa za moje nieodpowiednie zachowanie. Wszedłem do domu, zdjąłem buty i poszedłem w stronę kuchni. Nie było go tam. Poszedłem do salonu. Nie było go tam. Poszedłem do pokoju. Kurwa, ni było go tam. 
     - FELIKS! - krzyknąłem wkurzony.
   Zacząłem biegać po domu w poszukiwaniu jakichkolwiek rzeczy Feliksa, albo samego chłopaka. Widziałem jego rzeczy, co oznacza, że wróci tutaj. Wziąłem telefon i zadzwoniłem do niego. Usiadłem na tapczanie i z bijącym sercem oczekiwałem na rozpoczęcie połączenia. Po dopiero czwartym sygnale, usłyszałem jego głos w słuchawce.
     - Gdzie ty jesteś?! - wykrzyczałem i oparłem się o oparcie.
   Odetchnąłem kilka razy nerwowo i szybko, oczekując odpowiedzi.
     - To chyba ja powinienem zadać tobie to pytanie! - odwrócił kota ogonem - Chodzę i cię szukam już jakąś godzinę!
   Prychnąłem cicho i znów odetchnąłem.
     - Jestem w domu, czekam na ciebie. Za ile będziesz? - spytałem.
     - Jakieś pięć, dziesięć minut biegiem. Uduszę, jak cie zobaczę. - powiedział już bardziej żartobliwie.
   Zaśmiałem się cicho.
     - Że mnie? - zapytałem bezbronnie
     - Tak, ciebie. - odparł w biegu.
   Pożegnałem się z nim, a następnie opadłem na kanapie. Uśmiechnąłem się i cicho zaśmiałem. Czy ja nie mogę mieć normalnego dnia? Chociaż... w sumie tak jest zabawniej. Jednak chyba nie mam tak nudnego życia, jak sądziła Michalina. Usiadłem i schowałem twarz w dłonie. Potargałem sobie włosy i „ułożyłem" je. Wyglądałem strasznie, ale nic na to nie poradzę. A nawet, miałem to gdzieś. Wstałem i poszedłem do kuchni, po coś do zjedzenia. Miałem tak dobry nastrój, że aż nie zastanawiałem się nad konsekwencją swoich czynów. Zjadłem całe jabłko i popiłem to sokiem pomarańczowym. Ale owocowo.
   Zaczekałem chwilę na Feliksa, przed wejściem, z uśmiechem na ustach. Chciałem go miło przywitać, chociaż wiedziałem, że nie ważne co zrobię, to i tak mnie udusi. Zaczekałem jakieś trzy minuty, zanim drzwi otworzyły się. Feliks, ubrany w to samo co rano, był zdyszany i oddychał ciężko. Dostrzegłem krople potu na jego czole, ręce zaciśnięte były w pięści, a na ustach gościł piękny uśmiech.
     - Ja pierdolę... - wydyszał i zamknął drzwi - Uduszę cię! 
   Podszedł do mnie i zaczął łaskotać. Skuliłem się przed nim i próbowałem unikać tych śmiercionośnych obrażeń, lecz nie udawało mi się to. Śmiałem się wniebogłosy, brzuch powoli zaczynał mnie boleć. 
     - Kurwa... Michał - odparł Feliks już bardziej poważnie. Jego łaskotki zmieniły się w mocny uścisk. - Tak się o ciebie martwiłem - przyznał.
   Czułem się taki mały i bezpieczny w jego ramionach. Jako, iż był ode mnie wyższy o głowę, jego podbródek dotykał mojego czubka włosów. Staliśmy w tej pozie jakieś dwie minuty, kiedy znów się nie odezwał:
     - Nigdy mi tak nie uciekaj, dobrze? - Pokiwałem głową i jeszcze bardziej się w niego wtuliłem. - Tyle cię szukałem, nawet dzwoniłem... Obiecujesz? 
     - Tak, obiecuję. Tylko się wkurzyłem, wiecznie wszyscy mnie o czegoś zmuszają... - wyznałem
     - Posłuchaj. - puścił mnie i spojrzał mi w oczy - Wszyscy tak robią, ponieważ się o ciebie troszczą. Albo tak samo jak ja albo mniej. - zaśmiał się - A teraz, chodź coś zjeść.
     - Ale ja już jadłem. - objaśniłem.
     - Trudno. Zjesz jeszcze raz.
   Uśmiechnąłem się i razem poszliśmy kolejny raz na posiłek.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ave ave tutaj Patrycja! Nareszcie wróciłam! Kto się cieszy? Mam nadzieję, że ktoś :3 Następny rozdział nie mam pojęcia, kiedy się pojawi, ale mam nadzieję, że niedługo :3 Liczę na komentarze z waszej strony oraz na udział w ankiecie :3 
Zapraszam was na moje dwa blogi :3
Bezdusznicy
Percico
Do napisania niedługo :3 Paaa :3

4 komentarze:

  1. Po pierwsze - Czemu tak dłuuugo, po drugie - świetne jak zawsze, więc jakoś ci wybaczam niemiłosiernie długi czas oczekiwania na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ło ty chuju

















    Taki krótki
























    Zajebię cię


















    Poderżnę ci gardło w nocy















    Nikt, nigdy nie dowie się, że to ja















    Znajdą cię z wyciętym otwartym okiem na ramieniu
















    Z połamanymi nogami

















    I rękoma











    Ze skręconym karkiem
















    Wyprutymi flakami


















    I pewnie coś jeszcze po drodze wymyślę.

    ------------------------------------------------------------------

    A teraz czas na bardziej optymistyczną część tego otóż komentarza.
    Gdyż iż ponieważ albowiem rozdział mi się podobał, kara nie będzie aż tak surowa. Będziesz musiała tylko poczekać trochę dłużej na jakikolwiek rozdział na moich blogach. :3










    No ja też cię kocham. ^o^

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak już zauważyli moi poprzednicy,
    Długo się czekało, bardzo długo.
    Co do rozdziału,
    Jak zawsze cudowny,
    Takie romantyczne :')

    Następny rozdział ma być wcześniej >,<

    Wierna fanka,
    Ash

    OdpowiedzUsuń