niedziela, 27 września 2015

Rozdział 12 - Odpoczynek

Dedykuję ten rozdział FluffyBocchan za naprawdę miły komentarz, motywujący mnie do pisania!


   Sam nie wiem, co zdarzyło się przed chwilą. Nie panowałem nad sobą, swoimi słowami. Przyśnił mi się on, w najgorszej możliwej postaci. Uderzył mnie, a ja upadłem bezwładnie na ziemię. Nie, nie mogę o tym myśleć. To tylko przeszłość. Która będzie się ciągnąć za Tobą w nieskończoność, powiedział głos w mojej głowie. Zamknąłem mocno oczy i zjadłem naleśnika zrobionego przez Feliksa. Nie miałem ochoty ani siły powstrzymywać się przed zjedzeniem go. Zwłaszcza, że osoba gotująca, siedziała tuż obok mnie.
     - Smakuje ci? - zapytał Feliks z małym uśmieszkiem.
   Próbowałem się odwdzięczyć tym samym, ale chyba mi nie wyszło. Miałem dzisiaj zły nastrój, spowodowany głupim snem i wymiotowaniem o północy do kibla. Przełknąłem już z nieco mniejszym apetytem ostatni kawałek naleśnika i odłożyłem na biurko pusty talerz.
     - Dziękuję - powiedziałem, siląc się na uśmiech.
   Musiałem to z siebie wyrzucić. Tylko jak? To nie było takie proste. Ale... czułem, że nie wytrzymam ani chwili dłużej.
     - Feliks? - spytałem, a kiedy zauważyłem zainteresowanie z jego strony, kontynuowałem. - Bo... muszę ci coś powiedzieć.
   Kiedy nabierałem powietrza, by w końcu to z siebie wyrzucić, zadzwonił jego telefon. Feliks szybko złapał mnie za ramię i powiedział, że zaraz wróci. Zrezygnowany upadłem na łóżko, czekając aż skończy rozmowę. Akurat teraz ktoś musiał do niego zadzwonić?, pytałem sam siebie. Przez ten czas rozmyślałem nad czym, czy powiedzenie Feliksowi o mojej przeszłości będzie dobrym pomysłem. Z jednej strony pozbyłbym się tego uczucia ciężkości na sercu, ale z drugiej, Feliks mógłby przestać mnie kochać i się ze mną zadawać. Mógłby poczuć do mnie obrzydzenie. Zamknąłem oczy i odetchnąłem głęboko.
   Nie, on by mnie nie zostawił. On nie jest taki. Nie poszedł, kiedy mu kazałem i byłem w stanie krytycznym, to nie powinien odejść po usłyszeniu prawdy. Nadal nie potrafiłem się uspokoić. Spróbowałem policzyć w myślach do dziesięciu i się rozluźnić. Przy dwójce wparował Feliks.
     - Przepraszam, mama dzwoniła. Muszę szybko jechać do domu. Możesz mi to powiedzieć później, wieczorem? - zapytał szybko.
   Dopiero po kilku sekundach jego słowa do mnie dotarły. Pokiwałem energicznie głową, myśląc, że tak w sumie jest lepiej. Muszę to sobie poukładać w głowie.
     - Dobrze, to jadę. - Podszedł do mnie i uniósł mój podbródek. Pocałował mnie namiętnie, a jego miękkie usta zdecydowanie za krótko były w bliższym kontakcie z moimi. Nieusatysfakcjonowany, pociągnąłem go delikatnie za koszulę i pocałowałem delikatnie na pożegnanie. - Do zobaczenia wieczorem.
   Odprowadziłem Feliksa pod drzwi, a później je zamknąłem. Na dworze było z trzydzieści stopni, więc można by rozłożyć basen i sobie trochę popływać... Tak, to mi dobrze zrobi. Jednak, wcześniej musiałem umyć zęby. Mam lekkiego bzika na tym punkcie. Wróciłem się do pokoju i ubrałem bokserki do pływania oraz przewiewną, czarną koszulkę. Nie będę chodził bez koszulki. Za bardzo się wstydzę, nawet gdy jestem sam. Zabrałem telefon wraz ze słuchawkami i poszedłem do łazienki.
   Załatwiłem swe potrzeby, a także, zgodnie z planem, umyłem zęby. Uśmiechnąłem się lekko do lustra, kiedy zobaczyłem swoje kolorowe włosy w lustrze. Dobrze się ułożyły, choć nie rewelacyjnie. Chwile je ustawiłem, a zaraz potem przemyłem twarz w zimnej wodzie i wytarłem się białym ręcznikiem. Niedługo trzeba będzie zrobić pranie.
   Zszedłem po schodach, nucąc jakąś piosenkę pod nosem. Prawdopodobnie The Ready Set - Carry Me Home. Nie miałem tej piosenki na telefonie, lecz zawsze mogłem ją sobie wpisać na YouTubie i wypędzić ją z głowy. Otworzyłem drzwi od tarasu i uderzył mnie gorąc, panujący w Kołobrzegu. Zdecydowanie za ciepło, jak dla mnie. Osobiście wolałem zimę, ale raz na jakiś czas przyda się dawka słońca. Podobno od witaminy, którą ono daje, człowiek jest szczęśliwszy i ogólnie się lepiej czuje. Cóż, sprawdzę to.
   Ruszyłem w kierunku komórki w której schowany był basen. Musiałem go napompować, a do tego nalać wody... Westchnąłem ciężko. Wolnym krokiem podszedłem do komórki, otworzyłem ją (na szczęście nie była zamknięta na klucz) i kaszlnąłem. Trochę kurzu się tu nazbierało. Poszukałem wzrokiem pudełka, w którym powinien być basen i po chwili go znalazłem. Na szczęście był niedaleko od wejścia i dosięgnąłem go stojąc przy drzwiach. Wyciągnąłem pudełko, uważając by niczego nie przewrócić, a następnie szybko odsunąłem się ze znajdą i odłożyłem ją koło wejścia. Jeszcze pompka i można zamykać.
   Wziąłem z brzegu pompkę i zamknąłem komórkę. Wziąłem w drugą rękę jeszcze pudło z basenem i ruszyłem na środek ogródka. Zacząłem wszystko rozpakowywać, całkowicie oddając się tej czynności. Nie myślałem o niczym ważnym, chciałem choć na chwilę zapomnieć o otaczającym mnie świecie.
   Rozłożyłem basen i użyłem pompki do basenu. Na szczęście była elektryczna i sama pompowała. Przez ten czas postanowiłem pójść po ręcznik do łazienki, a także ustawić krzesło niedaleko basenu. Kiedy znalazłem się na schodach, przypomniałem sobie o kremie z filtrem. W łazience zabrałem go i wcześniej wspomniane ręczniki, zszedłem na dół, przypominając sobie o czymś zimnym do picia. Miałem nadzieję, że Feliks kupił jakiś sok czy coś w tym stylu. Odłożyłem ręczniki i inne rzeczy, które trzymałem w ręce i spostrzegłem, że basen jest mniej więcej w połowie napompowany. Lekko zmęczony poszedłem jeszcze po te nieszczęsne picie, i położyłem je na krześle. Chwila, miałem gdzieś przenośną, chłodzącą lodówkę.
     - Ile ja jeszcze będę chodził... - mruknąłem do siebie. - Trzeba było jednak pobiegać wtedy z Feliksem.
   Poszedłem, po raz kolejny do komórki, by przypomnieć sobie, że lodówkę mam w domu, w składziku. Niech to szlag! Westchnąłem z rezygnacją i zamknąłem drzwiczki od komórki. Wszedłem do domu, dostrzegając wcześniej, że za chwilę basen będzie napompowany. Pobiegłem do składzika, wziąłem co moje i zapełniłem mini lodówkę lodem. Potruchtałem z nią na zewnątrz i włożyłem tam jeden sok oraz dwie puszki Pepsi. Usiadłem na krześle i zaczekałem chwilę, aż basen zostanie napompowany. Przez te czynności, z pozoru nudne i nieciekawe, mogłem uwolnić się od dręczących mnie myśli o przeszłości.
   Wziąłem słuchawki i telefon i wybrałem piosenkę Starset - My Demons. Z niektórymi piosenkami miałem tak, że odczuwałem wrażenie, iż są napisane z myślą o mnie. Tak właśnie było z tą melodią. Nuciłem ją pod nosem podczas wykonywania kolejnych czynności.
   Gdy wszystko było zakończone, stanąłem, podtrzymując się za boki i obejrzałem efekty swojej pracy. Basen, napompowany, napełniony zimną wodą, zachęcał do rzucenia się w niego i zanurzeniu się po czubek głowy. Lodówka obok, do której później włożyłem dodatkowo jeszcze jeden sok i jedną puszkę napoju, pewnie bardzo się przyda. Już teraz popijałem zimny sok. Ręczniki będą mi pewnie służyły tylko do wycierania rąk, choć może raz się zanurzę cały. Posmarowałem się kremem do opalania, jak grzeczny chłopiec i przyniosłem sobie okulary przeciwsłoneczne. 
   Uśmiechnięty od ucha do ucha ruszyłem w kierunku basenu. Najpierw sprawdziłem temperaturę wody. Zimna, aczkolwiek nie lodowata. Bez względnego przeciągania stanąłem na malutkich schodkach i wszedłem do basenu.
   Przeszły mnie dreszcze w pierwszej chwili. Z racji, iż basen miał 1,4 metra wysokości, nie musiałem trzymać się krawędzi basenu. Najgorzej było z zanurzeniem brzucha oraz części intymnych. Wtedy dopiero miałem dreszcze... 
   Gdy przyzwyczaiłem się do zimna, postanowiłem się cały zanurzyć. Wziąłem głęboki oddech, zatkałem nos palcami i zanurkowałem. Wytrzymałem jakieś pięć sekund. Wynurzyłem się i odetchnąłem głęboko. Otarłem twarz i odgarnąłem z niej kolorowe włosy. Uśmiechnąłem się ponownie. Zakochałem się w nich.
   Położyłem się na plecach i utrzymywałem się na wodzie. Oddychałem głęboko, uśmiechałem się. Byłem szczęśliwy. 
   Zaśmiałem się cicho ze szczęścia. Byłem także wolny, czułem się... wyzwolony. Czułem, że mogę zrobić wszystko co chcę. Ponownie się zanurzyłem, ale tylko po to, żeby dotknąć stopami dna. Otrzepałem się jak pies i kolejny raz się zaśmiałem.
   Po kilku minutach zabawy wyszedłem z basenu i otarłem się ręcznikiem. Koszulka leżała na trawie, obok kremu do opalania. Jedyne, czego teraz potrzebowałem, był materac. Specjalnie wcześniej go napompowałem. Położyłem go na tafli wody i przysnąłem do basenu krzesło, na którym był ręcznik, lodówka, książka oraz telefon ze słuchawkami. Najpierw wszedłem do wody, położyłem się na materacu i dopiero wtedy wytarłem ręce u zabrałem książkę. Zrelaksowałem się przy świetnej lekturze i kompletnie zapomniałem o problemach.

***

   Jakieś półtorej godziny później, skończyłem czytać książkę. Odłożyłem ją na krzesło i postanowiłem posłuchać muzyki. Wziąłem telefon, słuchawki i, uważając by nic nie wpadło do wody, założyłem je i odpłynąłem. Rozejrzałem się na boki, czy nikogo nie ma i zacząłem cicho śpiewać. Dawno tego nie robiłem.
   Przypomniało mi to moje pierwsze spotkanie z Feliksem w grze... To było już jakiś miesiąc temu. Kto by pomyślał, że teraz on będzie ze mną ,,mieszka” i będzie moim... Chłopakiem. To się wydawało zbyt piękne, żeby było prawdziwe. A jednak. Igor i inne osoby, które spotkałem w internecie dawały mi poczucie szczęścia na kilka dobrych godzin... W jakiś sposób, zaopiekowali się mną. Wtedy, kiedy potrzebowałem pomocy - natrafiłem na nich.
   Od razu przypomniał mi się temat z polskiego - ,,Przypadek czy przeznaczenie?”. Uśmiechnąłem się. Przecież są wakacje, nie powinienem myśleć o szkole! Wracając do tematu gry i Feliksa, muszę kiedyś spotkać się z Igorem i innymi. W końcu, to nie takie trudne. Wyśpiewałem ostatnie słowo mojej ulubionej piosenki i westchnąłem. 
   Jakoś tak pusto jest bez Feliksa. Nie, że za nim przerażająco tęsknię, lecz jednak dało się odczuć otaczającą pustkę. Mi ona, na całe szczęście, nie przeszkadzała.
   Lubiłem posiedzieć cały dzień w samotności. Kiedyś nie miałem innego wyboru. Albo samotność albo obecność matki. A we wczesnych latach również i ojca. Jednak, wcześnie przekonałem się, iż jego obecność mi nie służy.
   Musiałem jeszcze zastanowić się, czy w końcu powiedzieć Feliksowi o swojej przeszłości... Wiem, jestem jak baba. Muszę wszystko przemyśleć sto razy, zanim podejmę decyzję. Niekoniecznie właściwą. 
   Przełączyłem na piosenkę Hozier'a przy której mogłem spokojnie pomyśleć. Myśl o ojcu przyprawiała mnie o dreszcze. Gdybym miał się z nim teraz przykładowo spotkać... Nie. Otrząsnąłem się z koszmaru i wróciłem do czasu teraźniejszego. 
   W sumie, Feliks mógłby poczuć do mnie wielkie obrzydzenie po opowiedzeniu mu tego wstydliwego faktu z mojego życia. Mógłby ze mną zerwać. Albo trzymać się na dystans. Zależy.
   W najlepszym wypadku, wręcz wyidealizowanym, przytuliłby mnie i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Marzenia...
   Prychnąłem na tą myśl. To by było takie świetne i idealne... Chyba można sobie pomarzyć, prawda? Z frustrowaniem, wywróciłem oczami. Sprawdziłem godzinę. Pięć minut po czternastej. A Feliks powiedział, że wróci wieczorem. Tylko dokładnie o której? Zastanowiłem się nad tym.
   Po krótkiej chwili postanowiłem zadzwonić do Feliksa i dokładnie go o to zapytać.
   Wziąłem telefon i wybrałem jego numer z kontaktów. Kliknąłem zieloną słuchawkę i zaczekałem na rozpoczęcie połączenia. Już po jednym sygnale usłyszałem jego wesoły głos a słuchawce:
     - Hej kochanie!
   Mimowolnie się uśmiechnąłem.
     - Cześć! - przywitałem się - O której dokładnie wrócisz?
   Usłyszałem mlaskanie Feliksa (chyba robił to specjalnie, żeby mnie wkurzyć... On jest taki kochany!) i zapytał się osoby obok o to samo.
     - Gdzieś tak około dziewiętnastej. O osiemnastej wyjeżdżam ze Szczecina, to w godzinę się wyrobię.
   Pokiwałem z wolna głową. Jednak mam jeszcze dużo czasu.
     - Dzięki. Do zobaczenia za kilka godzin! Nie przepracuj się tam za bardzo... - szepnąłem.
   A on oczywiście musiał to usłyszeć.
     - Spokojnie, znajdę siły na ciebie. - Mógłbym się założyć, że w tym momencie puściłby do mnie oczko. - Zaraz wracam do pracy, ale mam jeszcze jedno pytanie. Co kochanie sam robisz? Dobrze się czujesz?
   Kolejny uśmiech pojawił się na mej twarzy. Czemu ton jego głosu umie to u mnie spowodować? Miłość jest dziwna... Ale fantastyczna zarazem.
     - Pływam w basenie. Za gorąco mi było - odpowiedziałem i usłyszałem w tej samej chwili pomrukiwanie i jęczenie Feliksa.
     - Dlaczego akurat wtedy, kiedy mnie przy tobie nie ma?! - zaśmiałem się - Masz tak zostać, dopóki nie przyjadę - zarządził.
   Prychnąłem głośno, żeby to usłyszał.
     - Wracaj już lepiej do pracy. Ja chyba poczytam kolejną książkę.
      - Dobrze, kujonie. Do zobaczenia wieczorem.
   Pożegnałem się z nim i, zgodnie z tym co powiedziałem, poszedłem do domu po następną część mojej ulubionej serii.

***

   W połowie lektury, zorientowałem się, że powinienem wcześniej nałożyć krem z filtrem! Jaki ja jestem głupi! Pewnie teraz jestem czerwony na twarzy... Dopiero przed chwilą zaczęły mnie piec ramiona. Szybko odłożyłem książkę na krzesło i wskoczyłem do wody. Momentalnie poczułem się o niebo lepiej. Zimna woda potrafi zdziałać cuda.
   Wynurzyłem się i szybko wyszedłem z basenu. Lekkie dreszcze przeszły przez me ciało. Szok termiczny. Wziąłem ręcznik i wytarłem się dokładnie. Szybko założyłem koszulkę, rozglądając się wcześniej, czy nikt mnie nie obserwuje. Postanowiłem, że dość słońca jak na dziś. Wcale nie poczułem się lepiej.
   Zabrałem wszystkie rzeczy, łącznie z lodówką (pustą, swoją drogą). Basen zostawiłem nieruszony, pewnie niedługo znów się przyda. 
   Kiedy odłożyłem zabrane rzeczy na miejsce, poszedłem do łazienki i wysmarowałem twarz kremem łagodzącym. Wiecie, Nivea i te sprawy. Poczułem się lepiej. Tylko dlaczego musiałem mieć aż tak czerwone poliki?! Już wyobraziłem sobie minę Feliksa, kiedy mnie zobaczy... Będzie rozbawiony, to pewne. Ewentualnie zatroskany.
   Cóż, dowiem się za... Godzinę. Czyli Feliks już wyjechał od mamy i powinien być w drodze. Uśmiechnąłem się. Cieszyłem się, że niedługo go zobaczę.
   Moje szczęście przerwało burczenie w brzuchu. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że zjadłem dzisiaj tylko śniadanie. Zszedłem na dół, do kuchni i otworzyłem lodówkę. Po krótkim zastanowieniu, postanowiłem przyrządzić bułkę w jajku. Wiem, ambitne. 
   Wyciągnąłem dwa jajka, dwie bułki, kilka plasterków szynki i miskę. Wykonałem wszystkie kolejne czynności nucąc jakąś melodię w międzyczasie. Oczywiście, kiedy przekładałem bułkę z patelni na talerz, moje danie było tylko lekko usmażone. Takie, jakie lubiłem. 
   Wyłączyłem kuchenkę i włożyłem patelnie i miskę po jajkach do zmywarki. Wziąłem swój posiłek i usiadłem przy stole. Zacząłem jeść.
   W trakcie przeżuwania jedzenia doszedłem do wniosku, że Feliks najlepiej wygląda w ,,pedalskich” kolorach ubrań. Najlepiej jest mu też w nieułożonych włosach. Ciekawe, jak bardzo jest umięśniony...
   O czym ja myślę?! Nigdy nie myślałem... Dobra, starałem się nie myśleć o nim w taki sposób... Czy on też myślał w taki sposób o mnie? Zarumieniłam się. Dobrze, że nikt tego nie widział. 
   Przecież wielokrotnie wysyłał mi sygnały, że... Zrobiłby to ze mną. Siedział na mnie, głaskał po gołych plecach i przy pasie bokserek się zatrzymywał albo leciutko pod nie wkładał palce. Przyparł mnie do ściany i zaczął całować. Dużo przykładów. 
   Przeszły mnie lekkie ciarki, że miałbym z nim uprawiać seks. Mój pierwszy raz z tak cudowną osobą jak on? Marzenie...
   Tylko mój ojciec, a raczej wydarzenia z nim związane, mi przeszkadza. Ten strach, że Feliks będzie dla mnie ostry, zrobi to kiedy nie będę chciał. Za każdym razem, gdy czuję, że Feliks chce to ze mną zrobić, zaczynam się panicznie bać o chcę uciekać jak najdalej.
     - Dlaczego zniszczyłeś mi życie? - spytałem przez łzy sam siebie.
   Odłożyłem pusty talerz po jedzeniu go zmywarki, a zauważając, że jest ona już prawie pełna, uruchomiłem ją, wcześniej wkładając w odpowiednie miejsce kostkę do zmywarki. Otarłem szybko łzy i sprawdziłem godzinę. Za pół godziny ma zjawić się Feliks. 
   Nadal z mokrymi oczami poszedłem do pokoju i wyciągnąłem pamiętnik. Agr, nie lubiłem tego określenia. Wolałem nazwę ,,dziennik”, choć on nim nie był. 
   Otworzyłem pamiętnik na ostatniej, zapisanej stronie i wziąłem do ręki długopis. Po chwili zastanowienia, zacząłem pisać.

***

   Dwadzieścia minut później odłożyłem dziennik i sprawdziłem godzinę. Jeszcze dziesięć minut do przyjazdu Feliksa, a ja mam mokre poliki i zapewne czerwone oczy. Powlokłem się do łazienki, żeby sprawdzić, jak fatalnie wyglądam. 
    Zaczerwienione, mokre policzki. Zapłakane, smutne oczy. Usta zaciśnięte w wąską linię. Szybko przemyłem twarz lodowatą wodą i próbowałem się opanować. Co chwila z moich ust wydobywał się cichy jęk rozpaczy. Chciałem krzyczeć. Ale wiedziałem, że wtedy rozkleję się na dobre i nic mi nie pomoże.
   Zresztą, muszę być silny. Dla Feliksa. Zacząłem oddychać równomiernie, pozwalałem na te jęki. Wziąłem papier i wysmarkałem nos. Teraz mogłem normalnie oddychać.
   Głowę miałem spuszczoną w kierunku umywalki. Powoli się uspokajałem, nie płakałem już. W tej chwili byłem tylko u kresu napadu depresji. Wziąłem głęboki oddech i uniosłem głowę. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze.
   Oczy lekko zaczerwienione, ale to zaraz powinno zniknąć. Poparzone policzki nadal miały barwę słodkich malin. Usta były w takim samym kolorze, leciutko rozwarte, bym mógł nabrać więcej powietrza. Kolejny raz przemyłem twarz zimną wodą. wytarłem się ręcznikiem i zamknąłem na chwilę oczy. Zaraz Feliks przyjedzie.
   Poprawiłem włosy mokrą dłonią i wróciłem do pokoju. Nie miałem co ze sobą zrobić. Leżałem na łóżku, patrząc się głupio w ekran telefonu. Widziałem, jak minuty upływają, a każda z nich wydawała się trwać wieczność.
   Gdy wybiła godzina dziewiętnasta, zaczęła narastać u mnie ekscytacja, kiedy Feliks wróci. Wiedziałem, że pewnie spóźni się z pięć minut, przecież nie przyjedzie punktualnie... Dlatego możecie wyobrazić sobie moje zdziwienie, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi.
   Szybko zbiegłem ze schodów, przeskakując po kilka szczebli i otworzyłem mieszkanie. To, co zobaczyłem, było... niesamowite. Feliks, lekko się uśmiechał, a w rękach dzierżył bukiet czerwonokrwistych róż. Uśmiech od razu pojawił się na mej twarzy, kiedy zobaczyłem, że Feliks trzyma czekoladki w kształcie serca, tuż pod bukietem. W tej chwili naprawdę poczułem się jak typowy uke! To niesprawiedliwe, choć... Bardzo miło było dostać taki prezent.
     - Hej kochanie - powiedział i zbliżył się do mnie. - To dla ciebie, w ramach rekompensaty, że musiałeś spędzić cały dzień sam.
   Uśmiech nie zniknął z mej twarzy ani na moment. Wziąłem swoje prezenty i odłożyłem je na stolik. Zaraz potem mocno przytuliłem Feliksa i złożyłem na jego ustach namiętny pocałunek.
     - Wiesz, że bardzo cię kocham? - spytałem retorycznie.
   Chłopak zaśmiał się i pocałował mnie w czubek głowy.
     - Wiem. Trudno tego nie zauważyć.
   Wzmocniłem uścisk i popatrzyłem w oczy Feliksa. Szczęśliwe. Tych oczu przez cały dzień mi brakowało.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam was po strasznie długiej przerwie. Ponad miesiąc temu ukazał się rozdział 11, a ten jest dodawany tak późno. Sama nie wiem dlaczego. Raz nie mogłam się zabrać, a raz brakowało czasu. Przepraszam.
Mam nadzieję, że wam się ten rozdział choć troszkę spodobał :3 I ten miły akcent na końcu również :D
Pozdrawiam, zachęcam do komentarzy i brania udziału w ankiecie :3
Jeszcze raz pozdrowionka! :D