Stoję na dachu budynku. Wiem to, mimo że mam zamknięte oczy. Czuję powiew wiatru na swej twarzy. Całe moje ubranie powiewa na wietrze. Jest mi zimno, mimo to, stoję na krawędzi, pogrążony w głębokim smutku.
Moja matka umarła. W wypadku samochodowym.
Samotna łza spływa po mym policzku.
Mój ojciec wrócił. Piekło zaczęło się od nowa, tym razem jednak jest gorętsze i boleśniejsze.
Dołącza do niej druga łza.
Feliks odszedł. Jego była dziewczyna zaproponowała mu powrót do związku. Zgodził się.
Dołącza do nich pięć łez.
Milena odwróciła się ode mnie. Okazało się, że udawała moją przyjaciółkę, aby zdobyć Feliksa.
Dołącza do nich potok łez.
Wszyscy odeszli.
Czas i na mnie.
Stoję na skraju budynku i szykuję się na wykonanie ostatecznego kroku.
Odliczam spokojnie od dziesięciu w dół.
Skaczę już przy pięciu.
Wtedy, nie czuję już nic.
Nareszcie.
Moja matka umarła. W wypadku samochodowym.
Samotna łza spływa po mym policzku.
Mój ojciec wrócił. Piekło zaczęło się od nowa, tym razem jednak jest gorętsze i boleśniejsze.
Dołącza do niej druga łza.
Feliks odszedł. Jego była dziewczyna zaproponowała mu powrót do związku. Zgodził się.
Dołącza do nich pięć łez.
Milena odwróciła się ode mnie. Okazało się, że udawała moją przyjaciółkę, aby zdobyć Feliksa.
Dołącza do nich potok łez.
Wszyscy odeszli.
Czas i na mnie.
Stoję na skraju budynku i szykuję się na wykonanie ostatecznego kroku.
Odliczam spokojnie od dziesięciu w dół.
Skaczę już przy pięciu.
Wtedy, nie czuję już nic.
Nareszcie.
Obudziłem się cały zlany potem. Feliks leżał tuż obok mnie, smacznie spał. Na szczęście, nie obejmował mnie, tylko odwrócony był w stronę ściany. Otarłem swoją twarz i sprawdziłem godzinę na telefonie. Pięć minut po północy. Spałem z sześć godzin. Cicho wymknąłem się spod kołdry, by pójść do toalety. Było mi niedobrze. Zrobiłem kilka kroków, co chwile odwracając się i sprawdzając, czy Feliks się nie obudził. Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło. Policzki miałem mokre, lecz nie od potu. Od łez. Płakałem cicho, wyćwiczyłem to.
Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do toalety. Zamknąłem za sobą drzwi najciszej jak potrafię i wszedłem do kolejnego pomieszczenia. Zapaliłem światło, a ono uderzyło wprost w moje zaspane ślepia. Z początku zmrużyłem oczy, dopiero później w pełni je otworzyłem. Podszedłem do umywalki i oparłem na niej ręce, spuszczając głowę w dół. Wyplułem wymiociny z ust, kiedy poczułem, że zbliża się kolejna porcja. Szybko podbiegłem to toalety i otworzywszy klapę, zwymiotowałem do niej. Nie musiałem nawet wkładać palców do gardła, co było dla mnie nowością. Zwymiotowałem resztkami jedzenia i żółcią. Kiedy skończyłem, wziąłem papier wiszący z boku i otarłem usta.
Ohydny smak znów w nich zagościł. Od tego znów zachciało mi się rzygać. A skoro chcę mi się to robić z własnej woli, to dlaczego mam tego nie robić? Dwa palce trafiły do mojego gardła, a kolejne porcja żółci znalazła się w kiblu. Po naprawdę skończonej robocie, wziąłem kolejne kawałki papieru i użyłem ich. Następnie wyrzuciłem śmieci do tego samego miejsca co wymiociny i wcisnąłem spłuczkę. Wszystko zniknęło, dopiero za drugim razem. Zamknąłem klapę i na chwiejnych nogach podszedłem znów do umywalki.
Popatrzyłem na siebie w lustrze. Z kącika ust spływała mi żółta ciecz, więc szybko ją starłem i wtarłem w jedną ze ścian umywalki. Nieważne, że była okrągła. Moje włosy były roztrzepane, jednak w ładny sposób. Kolorowe pasemka odstawały od reszty włosów i wyróżniały się. Szkoda, że tylko to jakoś ładnie wyglądało. Oczy, jak za dawnych czasów, podkrążone i dość mocno zakrwawione. Usta brudne od wymiocin pomieszanych ze śliną. Cała skóra na twarzy spocona, zresztą jak reszta ciała. Splunąłem do umywalki i postanowiłem chociaż szybko się przemyć.
Ruszyłem do pokoju po piżamę (bo zasnąłem oczywiście w ubraniach), uważając oczywiście by nie obudzić swego gościa. Wziąłem potrzebne rzeczy i w dość szybkim tempie ponownie znalazłem się w łazience. Zamknąłem drzwi, rozebrałem się i wszedłem pod prysznic.
Oczywiście zimną wodą przemyłem swe rozgrzane ciało. Umyłem się dokładnie, bo od potu zapewne śmierdziałem na kilometr. Obiecałem również sobie, że porządnie umyje zęby, a na razie tylko przepłukiwałem jamę ustną wodą. Wyszedłem spod prysznica parę minut później, wziąłem szybko ręcznik i wytarłem się. Korzystając jeszcze z okazji, postanowiłem się zważyć. Pięćdziesiąt dwa kilogramy. Jest! Schudłem dwa kilogramy! Opłacało się porządnie zwymiotować! Nawet z lekkim uśmiechem zszedłem z niej i ubrałem czarne bokserki i do tego luźną, przewiewną koszulkę. Umyłem zęby, jak to sobie obiecałem, a następnie zabrałem swoje stare rzeczy, koszulkę, gacie i skarpetki dałem do kosza, a spodnie zaniosłem do pokoju. Delikatnie włożyłem je do szafy, uważając by nie strącić kupki innych ubrań. Zamknąłem szafę i popatrzyłem na łóżko.
Feliks obrócił się w drugą stronę i ręką, jakby mnie szukał. Leciutko uśmiechnąłem się pod nosem i, wcześniej zamykając drzwi, podszedłem do łóżka i wślizgnąłem się pod kołdrę. Feliks od razu wyczuł moją obecność; przytulił mnie mocno i wyskamlał jakieś niezrozumiałe słowa. Również go przytuliłem i postarałem się zasnąć. Czując ciepło Feliksa na plecach oraz nie odczuwając już w takim stopniu samotności, to powinno się udać. Zamknąłem oczy i po dłuższym rozmyślaniu, odpłynąłem.
Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do toalety. Zamknąłem za sobą drzwi najciszej jak potrafię i wszedłem do kolejnego pomieszczenia. Zapaliłem światło, a ono uderzyło wprost w moje zaspane ślepia. Z początku zmrużyłem oczy, dopiero później w pełni je otworzyłem. Podszedłem do umywalki i oparłem na niej ręce, spuszczając głowę w dół. Wyplułem wymiociny z ust, kiedy poczułem, że zbliża się kolejna porcja. Szybko podbiegłem to toalety i otworzywszy klapę, zwymiotowałem do niej. Nie musiałem nawet wkładać palców do gardła, co było dla mnie nowością. Zwymiotowałem resztkami jedzenia i żółcią. Kiedy skończyłem, wziąłem papier wiszący z boku i otarłem usta.
Ohydny smak znów w nich zagościł. Od tego znów zachciało mi się rzygać. A skoro chcę mi się to robić z własnej woli, to dlaczego mam tego nie robić? Dwa palce trafiły do mojego gardła, a kolejne porcja żółci znalazła się w kiblu. Po naprawdę skończonej robocie, wziąłem kolejne kawałki papieru i użyłem ich. Następnie wyrzuciłem śmieci do tego samego miejsca co wymiociny i wcisnąłem spłuczkę. Wszystko zniknęło, dopiero za drugim razem. Zamknąłem klapę i na chwiejnych nogach podszedłem znów do umywalki.
Popatrzyłem na siebie w lustrze. Z kącika ust spływała mi żółta ciecz, więc szybko ją starłem i wtarłem w jedną ze ścian umywalki. Nieważne, że była okrągła. Moje włosy były roztrzepane, jednak w ładny sposób. Kolorowe pasemka odstawały od reszty włosów i wyróżniały się. Szkoda, że tylko to jakoś ładnie wyglądało. Oczy, jak za dawnych czasów, podkrążone i dość mocno zakrwawione. Usta brudne od wymiocin pomieszanych ze śliną. Cała skóra na twarzy spocona, zresztą jak reszta ciała. Splunąłem do umywalki i postanowiłem chociaż szybko się przemyć.
Ruszyłem do pokoju po piżamę (bo zasnąłem oczywiście w ubraniach), uważając oczywiście by nie obudzić swego gościa. Wziąłem potrzebne rzeczy i w dość szybkim tempie ponownie znalazłem się w łazience. Zamknąłem drzwi, rozebrałem się i wszedłem pod prysznic.
Oczywiście zimną wodą przemyłem swe rozgrzane ciało. Umyłem się dokładnie, bo od potu zapewne śmierdziałem na kilometr. Obiecałem również sobie, że porządnie umyje zęby, a na razie tylko przepłukiwałem jamę ustną wodą. Wyszedłem spod prysznica parę minut później, wziąłem szybko ręcznik i wytarłem się. Korzystając jeszcze z okazji, postanowiłem się zważyć. Pięćdziesiąt dwa kilogramy. Jest! Schudłem dwa kilogramy! Opłacało się porządnie zwymiotować! Nawet z lekkim uśmiechem zszedłem z niej i ubrałem czarne bokserki i do tego luźną, przewiewną koszulkę. Umyłem zęby, jak to sobie obiecałem, a następnie zabrałem swoje stare rzeczy, koszulkę, gacie i skarpetki dałem do kosza, a spodnie zaniosłem do pokoju. Delikatnie włożyłem je do szafy, uważając by nie strącić kupki innych ubrań. Zamknąłem szafę i popatrzyłem na łóżko.
Feliks obrócił się w drugą stronę i ręką, jakby mnie szukał. Leciutko uśmiechnąłem się pod nosem i, wcześniej zamykając drzwi, podszedłem do łóżka i wślizgnąłem się pod kołdrę. Feliks od razu wyczuł moją obecność; przytulił mnie mocno i wyskamlał jakieś niezrozumiałe słowa. Również go przytuliłem i postarałem się zasnąć. Czując ciepło Feliksa na plecach oraz nie odczuwając już w takim stopniu samotności, to powinno się udać. Zamknąłem oczy i po dłuższym rozmyślaniu, odpłynąłem.
***
Otworzyłem oczy z własnej woli. Tym razem jednak Feliks mnie nie obudził. Może zobaczył w jakim byłem stanie i mnie zostawił, bym sobie odespał? A nie, jednak nie. Po prostu sam się jeszcze nie obudził. Odwróciłem się w jego stronę i popatrzyłem w te piękne, aczkolwiek zamknięte oczy. Jego klatka piersiowa unosiła się i upadała równomiernie. Wyciągnąłem rękę spod kołdry i kciukiem przejechałem po jego policzku. Był taki ciepły i mięciutki. Czemu ludzie kiedy śpią mają takie duże policzki? Ja takie mam cały czas. Ogólnie mam dziwne policzki. Są takie troszkę większe niż u normalnych ludzi (ale naprawdę, tylko odrobinę), a kości policzkowe i tak są widoczne w jednym miejscu. Ehh... to dziwne. Przejechałem palcem jeszcze raz po policzku Feliksa, modląc się w duchu, żeby się przypadkiem nie obudził. Następnie przybliżyłem się jeszcze trochę do niego. Czułem jego oddech na swojej twarzy. Zamknąłem oczy i spróbowałem się odprężyć.
Cały czas myślałem o tym co zrobiłem parę godzin temu. Cóż, przynajmniej schudłem, próbowałem się pocieszyć, ale wyjątkowo ten argument mi nie pomagał. Po prostu czułem się źle ze świadomością, że... zawiodłem? Miałem przytyć, a nie chudnąć. Westchnąłem ciężko, próbując się uspokoić. Serce mnie bolało. Przecież powinienem być przyzwyczajony do kłamstwa! Poza tym, jeszcze nie skłamałem. Dopóki Feliks się nie obudzi i nie spyta się, co robiłem w nocy, to nie skłamię. Tak, to dobre wytłumaczenie. Trochę się uspokoiłem i zacząłem normalnie oddychać. Jakie było moje zdziwienie, kiedy poczułem na swoim czole czyjeś usta. Otworzyłem oczy i spojrzałem w górę. Feliks mnie całował, a następnie odsunął się lekko i uśmiechnął.
- Jak się spało? - zapytał ochrypniętym głosem.
Nie wiem czemu, ale uśmiechnąłem się lekko i po krótkim zastanowieniu odparłem:
- Raz się obudziłem, ale tak, to idealnie
Przecież nie mogłem powiedzieć, że zwymiotowałem. Chociaż, w sumie to mogłem. Tylko jeszcze zapytałby się od czego i zacząłby się martwić... A tego nie chciałem. Uśmiechnął się do mnie i przyciągnął do siebie. Mocno mnie przytulił, a następnie położył na siebie. Od razu zacząłem się cicho śmiać. Ułożyłem się wygodnie na swoim gorącym (naprawdę i w przenośni) chłopaku, kładąc głowę na jego obojczyku, nogi mając wzdłuż jego ciała, lewą ręką go przytulając, a prawą trzymając pod jego ramieniem. Pocałowałem go w szyję i tam pozostała moja głowa. Usłyszałem jego cichy śmiech, a następnie pytanie:
- Wiesz może, która godzina?
Pokręciłem głową przecząco, ale dla pewności szepnąłem mu także Nie. Wtedy sięgnął po telefon leżący na szafce nocnej i sprawdził ją. Udało mi się dostrzec kątem oka godzinę. Była dopiero dziewiąta szesnaście. Feliks odłożył telefon i kolejny raz przytulił mnie mocno. Znów poczucie, że jestem malutki w porównaniu do niego powróciło. Skuliłem się i starałem wtopić w swojego chłopaka. Wyczuł to i pocałował mnie w czoło.
- Jesteś taki malutki i chudziutki... - szepnął bardziej do siebie niż do mnie. - Taki bezbronny i słodki... Powiedz mi, jak tamci chłopacy mogli zrobić ci krzywdę?
Najpierw nie wiedziałem o co mu chodzi. Lecz po ułożeniu w swojej głowie wydarzeń chronologicznie, olśniło mnie. Genialnie.
- Nie mam pojęcia, nic im nie zrobiłem... - zacząłem się tłumaczyć, sam nie wiem czemu. - Ehh... nie chciałem, żeby to tak wyszło. Naprawdę.
Kolejny całus w czoło uspokoił mnie trochę. Odetchnąłem głęboko uświadamiając sam siebie, że nie jestem na żadnym przesłuchaniu, ani nic podobnego.
- Spokojnie, nie tłumacz się. - powiedział opanowanym głosem - Chodzi mi o to, jak oni mogli... Przecież... - nie mógł najwidoczniej znaleźć odpowiedniego słowa, tylko mamrotał coś pod nosem. - Po prostu uważam, że to nie w porządku, krzywdzić takie biedne osoby. Udusiłbym na miejscu.
Uśmiechnąłem się na to stwierdzenie. Niby wtedy Feliks popełniłby zbrodnię, ale to byłoby takie bohaterskie z jego strony. Tym razem to ja objąłem go mocniej. Uznałem wtedy, że Feliks jest bardzo wygodny i jak przyjemny dla uszu jest jego głos. Taki opanowany i spokojny. Przymrużyłem oczy, starając się nie zasnąć.
- Śpij sobie - szepnął. - Słyszałem, jak wychodziłeś do toalety, a wcześniej strasznie się kręciłeś. Zasłużyłeś na sen.
Mimo że nie chciałem zasypiać, powieki ciążyły mi niemiłosiernie. Nieświadomie zamknąłem oczy, mój oddech zwolnił. Ostatnie co poczułem, to usta Feliksa na moim czole.
Wziąłem tackę z jedzeniem i położyłem ją na biurku, nie chciałem niczego przewrócić. Spojrzałem na Michała z trochę bliższej odległości. On nie wiedział, co mówi. Usiadłem na skraju łóżka i patrzyłem się mu przez długi czas w oczy. Kilka razy mruknął coś w stylu, żebym stąd szedł, ale nie posłuchałem się go. Za wszelką cenę chciałem dowiedzieć się dlaczego się pociął, płacze i każe mi się wynosić.
Chcą się tych wszystkich rzeczy dowiedzieć, siedziałem jakieś piętnaście minut wpatrując się w oczy Michała. Płakał coraz mniej, uspokajał się. Powoli stawał się zmęczony, adrenalina ustępowała.
- Pomóż mi. - usłyszałem cichutki szept.
Spojrzałem jeszcze raz na piętnastolatka i kolejny raz popatrzyłem w jego oczy. Zmęczone, opuchnięte. Powoli przybliżyłem się do swojej miłości i delikatnie go objąłem.
- Proszę, pomóż mi... - błagał znów chłopak.
Czując bezradność, zacząłem głaskać Michała po głowie. Zazwyczaj go o uspokajało. Usadowiłem się obok chłopaka i otuliłem go ramieniem.
- Co się stało? - spytałem. - Dlaczego kazałeś mi się wynosić?
Brązowooki przełknął głośno ślinę i wyciągnął ku mnie nadgarstek. Zatkało mnie. Michał przez ten czas zdążył sobie zrobić dziesięć nacięć, na szczęście każde po zewnętrznej stronie dłoni. Krew leciała nadal, ręka była cała czerwona. Zamknąłem oczy i zrobiłem coś, co ukoiło nerwy i moje i Michała. Pocałowałem te skaleczenia.
Każdą z osobna, delikatnie, by nie sprawić chłopakowi tym bólu. W ustach miałem metaliczny posmak, lecz nie obchodziło mnie to. Gdy skończyłem, popatrzyłem zeszklonymi oczami na chłopaka. Znów płakał.
- Przepraszam... - wyszeptał. - Ja... wydarzenia z przeszłości mnie przytłaczają.
Pokiwałem głową, nic nie rozumiejąc. Jakie wydarzenia z przeszłości?! Coś mu robili, rodzice go bili? Nie, to niemożliwe. Kradł, tak jak ja? Nie, też odpada. To co?!
- Jakie wydarzenia? - zapytałem niepewnie.
Każdymi słowami mogłem go teraz zranić, więc musiałem bardzo uważać.
- Ja... - widziałem, jak próbował przełamać w sobie tę barierę i mi powiedzieć. Ale nie mógł. - nie jestem jeszcze gotowy o tym mówić.
Pokiwałem głową, lekko zawiedziony. Nie ufał mi? Może coś źle zrobiłem?
- Dobrze. Myślisz, że kiedyś będziesz w stanie mi powiedzieć? Nie ufasz mi? - zasypałem go pytaniami.
Michał popatrzył na mnie z nadzieją. Widziałem ją.
- Ufam. Sam w sobie muszę najpierw to poukładać w głowie. Tak bardzo Cię przepraszam... - ostatnie zdanie wyszeptał.
Przytuliłem go lekko i pocałowałem w czubek głowy.
- Nie jestem zły. Bardziej zawiedziony, że naleśniki, które dla ciebie zrobiłem, pozostały nietknięte... - uśmiechnąłem się.
Michał niespodziewanie odwrócił się do mnie, i mocno przytulił. Następnie upadł na plecy i pociągnął mnie za sobą. Przytulał mnie przez ten cały czas, teraz też wtulał się we mnie, jakby przepraszając za swe wcześniejsze zachowanie.
- Nie chciałem mówić ci tych wszystkich rzeczy... - szepnął mi wprost do ucha. - Po prostu...
Uciszyłem go pocałunkiem.
- Nie tłumacz mi się. Co było, minęło, jasne? Liczy się tu i teraz.
Jaka wielka była ma radość, gdy zobaczyłem wielki uśmiech na jego twarzy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem! Rozdział ten pisałam w odstępach kilkudniowych, lecz końcówką zaskoczyłam samą siebie. Nagle wpadł mi taki pomysł do głowy, który nie zmienia aż tyle w fabule, a na dodatek ją polepsza!
Ogólnie, jestem zadowolona z rozdziału :3 I znowuż perspektywa Feliksa *-* Ogólnie rozdział sobie liczy około 2850 słów :3 Pasuje długość?
Przypominam, że możecie zagłosować w ankiecie, jak bardzo wam się podoba/nie podoba mój blog
Jak widzicie, mam również szablon! Jestem z niego bardzo zadowolona, na chwilę obecną nie mam zamiaru go zmieniać
Dobra, to chyba tyle ;)
Zapraszam do komentowania! Baaj :3
Cały czas myślałem o tym co zrobiłem parę godzin temu. Cóż, przynajmniej schudłem, próbowałem się pocieszyć, ale wyjątkowo ten argument mi nie pomagał. Po prostu czułem się źle ze świadomością, że... zawiodłem? Miałem przytyć, a nie chudnąć. Westchnąłem ciężko, próbując się uspokoić. Serce mnie bolało. Przecież powinienem być przyzwyczajony do kłamstwa! Poza tym, jeszcze nie skłamałem. Dopóki Feliks się nie obudzi i nie spyta się, co robiłem w nocy, to nie skłamię. Tak, to dobre wytłumaczenie. Trochę się uspokoiłem i zacząłem normalnie oddychać. Jakie było moje zdziwienie, kiedy poczułem na swoim czole czyjeś usta. Otworzyłem oczy i spojrzałem w górę. Feliks mnie całował, a następnie odsunął się lekko i uśmiechnął.
- Jak się spało? - zapytał ochrypniętym głosem.
Nie wiem czemu, ale uśmiechnąłem się lekko i po krótkim zastanowieniu odparłem:
- Raz się obudziłem, ale tak, to idealnie
Przecież nie mogłem powiedzieć, że zwymiotowałem. Chociaż, w sumie to mogłem. Tylko jeszcze zapytałby się od czego i zacząłby się martwić... A tego nie chciałem. Uśmiechnął się do mnie i przyciągnął do siebie. Mocno mnie przytulił, a następnie położył na siebie. Od razu zacząłem się cicho śmiać. Ułożyłem się wygodnie na swoim gorącym (naprawdę i w przenośni) chłopaku, kładąc głowę na jego obojczyku, nogi mając wzdłuż jego ciała, lewą ręką go przytulając, a prawą trzymając pod jego ramieniem. Pocałowałem go w szyję i tam pozostała moja głowa. Usłyszałem jego cichy śmiech, a następnie pytanie:
- Wiesz może, która godzina?
Pokręciłem głową przecząco, ale dla pewności szepnąłem mu także Nie. Wtedy sięgnął po telefon leżący na szafce nocnej i sprawdził ją. Udało mi się dostrzec kątem oka godzinę. Była dopiero dziewiąta szesnaście. Feliks odłożył telefon i kolejny raz przytulił mnie mocno. Znów poczucie, że jestem malutki w porównaniu do niego powróciło. Skuliłem się i starałem wtopić w swojego chłopaka. Wyczuł to i pocałował mnie w czoło.
- Jesteś taki malutki i chudziutki... - szepnął bardziej do siebie niż do mnie. - Taki bezbronny i słodki... Powiedz mi, jak tamci chłopacy mogli zrobić ci krzywdę?
Najpierw nie wiedziałem o co mu chodzi. Lecz po ułożeniu w swojej głowie wydarzeń chronologicznie, olśniło mnie. Genialnie.
- Nie mam pojęcia, nic im nie zrobiłem... - zacząłem się tłumaczyć, sam nie wiem czemu. - Ehh... nie chciałem, żeby to tak wyszło. Naprawdę.
Kolejny całus w czoło uspokoił mnie trochę. Odetchnąłem głęboko uświadamiając sam siebie, że nie jestem na żadnym przesłuchaniu, ani nic podobnego.
- Spokojnie, nie tłumacz się. - powiedział opanowanym głosem - Chodzi mi o to, jak oni mogli... Przecież... - nie mógł najwidoczniej znaleźć odpowiedniego słowa, tylko mamrotał coś pod nosem. - Po prostu uważam, że to nie w porządku, krzywdzić takie biedne osoby. Udusiłbym na miejscu.
Uśmiechnąłem się na to stwierdzenie. Niby wtedy Feliks popełniłby zbrodnię, ale to byłoby takie bohaterskie z jego strony. Tym razem to ja objąłem go mocniej. Uznałem wtedy, że Feliks jest bardzo wygodny i jak przyjemny dla uszu jest jego głos. Taki opanowany i spokojny. Przymrużyłem oczy, starając się nie zasnąć.
- Śpij sobie - szepnął. - Słyszałem, jak wychodziłeś do toalety, a wcześniej strasznie się kręciłeś. Zasłużyłeś na sen.
Mimo że nie chciałem zasypiać, powieki ciążyły mi niemiłosiernie. Nieświadomie zamknąłem oczy, mój oddech zwolnił. Ostatnie co poczułem, to usta Feliksa na moim czole.
Feliks
Gdy Michał zasnął, postanowiłem zadzwonić do mojej matki. W sumie, zanim się spakowałem i wyjeżdżałem z domu z Mileną, wypytywała się gdzie jadę, kiedy wrócę i takie tam. Delikatnie odłożyłem Michała na łóżko, przykryłem go i odgarnąłem, teraz już kolorowe, włosy. Wyglądał w nich idealnie, ale szczerze mówiąc nie spodziewałem się po nim takiego szalonego zachowania. Myślałem, że co najwyżej podetnie końcówki włosów, ale żeby je przefarbować... zaskoczył mnie totalnie. Uśmiechnąłem się do swojego śpiącego chłopaka i zabrawszy telefon z szafki nocnej, podążyłem do łazienki. Nie zaskoczył mnie fakt, że spałem w ubraniach (tak betewu zdarzało mi się to bardzo często). Najzwyczajniej w świecie je zdjąłem i postanowiłem się umyć. Moje włosy powoli robiły się przetłuszczone, a nienawidziłem, kiedy takie były. Pomyślałem, że zadzwonię do rodzicielki po kąpieli. Wszedłem do kabiny i odkręcając gorącą wodę, pozbyłem się myśli o wszystkim.
Automatycznie wykonywałem wszystkie czynności. Umyć głowę, zmyć pianę i jeszcze raz. Podczas tego, myć resztę ciała i wszystko spłukać. Jakieś dwadzieścia minut później, wyszedłem spod prysznica. Wziąłem czysty ręcznik z szafki i owinąłem go sobie wokół bioder. Następnie, popatrzyłem na siebie w lustrze.
Włosy teraz opadały mi na oczy, co było strasznie wkurzające. Odgarnąłem je do tyłu, by dokładnie przyjrzeć się zwierciadłom duszy. Karmelowe, duże oczy przykryte pod średnią długością czarnych rzęs. Usta, wąskie, lecz takie mi się jak najbardziej podobały. Żadnych piegów, średniej wielkości nos. To właśnie byłem ja - niby zwykły chłopak, ale dla jednej bezbronnej osóbki cały świat. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jestem dla Michała wszystkim... Niby matka się nim zajmuje, ale tak naprawdę nie widzi najistotniejszego... To też wina tego, że ze sobą nie rozmawiają i on się jej boi wyznać prawdę. To straszne. Wytarłem resztę ciała i założyłem bokserki.
Ja sam nie miałem idealnego dzieciństwa. Mój tata umarł, kiedy miałem jakieś pięć lat. Nadal pamiętam jego twarz, jego głos... On mówi do mnie, w snach. Najgorszych koszmarach. Zawsze jest przy mnie. Wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się w stronę kuchni.
Nie mając nic do roboty, w wieku trzynastu lat zacząłem kraść. Najpierw były to słodycze w sklepiku osiedlowym, później dopiero zacząłem interesować się cenniejszymi rzeczami. Najdroższym przedmiotem, jakim wyniosłem ze sklepu był pierścionek. Nie jakiś najdroższy, lecz zawsze wartościowszym do batonika. Miałem wtedy piętnaście lat, tyle co Michał. A na tym się nie skończyło.
Umówiłem się raz z kolegami po szkole, by okraść jubilera. Chciałem ukraść naszyjnik, warty tysiąc pięćset złotych. Niestety, nie udało mi się to. Sprzedawca w ostatniej chwili zobaczył, jak końcówka naszyjnika wystaje z kieszeni mojego płaszczu i natychmiastowo zadzwonił na policję. Nie zdały się tu tłumaczenia, że jestem tylko dzieckiem, bardzo przepraszam i tym podobne. Zabrali mnie i moich dwóch znajomych na komisariat i przesłuchali. Przyznałem się do winy, bo cóż innego miałem zrobić? Przeprosiłem i obiecałem, że nic takiego się już nie powtórzy. Jako iż byłem nieletni, uczyłem się dobrze i nie robiłem wrażenia typowego rozrabiaki, dali mi tylko karę grzywny w wysokości połowy, ile kosztował ten naszyjnik (który oczywiście został zwrócony sprzedawcy z przeprosinami). Przez kilka miesięcy nie dostawałem kieszonkowego, ale nie odebrałem to jako sygnał, że matka mnie nienawidzi i najchętniej wyrzuciłaby mnie z domu.
Od tamtego czasu rozmawialiśmy codziennie, raz dłużej, raz krócej. Wyszło nam to na dobre. Krótko po tym incydencie zacząłem rozdawać ulotki, żeby i szybciej spłacić dług, i nie być w stu procentach zdany na mamę. Chciałem być niezależny i teraz to mam. Ale nie jestem sam. Mam jedną z wspanialszych osób na świecie i nie zamierzam zmarnować szansy, która została mi ofiarowana. Wziąłem potrzebne rzeczy z lodówki i postanowiłem zrobić dla Michała śniadanie. Żeby mi chłopak nie schudł, choć to niemożliwe w stosunku do tego, ile je. Tylko, w nocy po coś wstawał, chyba nie czuł się najlepiej. Może jest chory?
Ta myśl zaczęła krążyć w mojej głowie, podczas smażenia naleśników. Dodałem wcześniej do masy odrobinę wody gazowanej tak, jak uczyła mnie mama. Naleśniki były wtedy pulchniejsze i o wiele smaczniejsze. Przygotowywałem je jakieś dziesięć minut, wziąłem bitą śmietanę, którą specjalnie wczoraj kupiłem w sklepie, a także przy naleśnikach poukładałem borówki i malinki. Ten śpioch powinien się ucieszyć. Wziąłem drewnianą tackę, by mógł zjeść w łóżku, postawiłem na nią talerz z jedzeniem i sok jabłkowy. W ostatniej chwili przypomniałem sobie również o chusteczkach, więc się po nie cofnąłem i zabrałem co potrzebne. Czy ja go rozpieszczam? Może troszeczkę...
Wszedłem do pokoju i gdy zobaczyłem, że Michał siedzi na łóżku, trochę mi ulżyło. Nie musiałem go budzić, a zawsze tak słodko wyglądał jak spał i mi go było szkoda.
- Witaj śpioszku. - przywitałem się i uśmiechnąłem do swego chłopaka.
Roztrzepał sobie fryzurę i mruknął jakieś ciche powitanie. Wyglądał źle, jakby chorował. Postanowiłem, że go o to zapytam później.
- Zjedz, musisz nabrać siły. - nakazałem i postawiłem przy nim jedzenie.
Pokiwał głową, wyraźnie mnie lekceważył. Chciałem dowiedzieć się o co chodzi, dopiero później zostawić go w spokoju.
- Źle się czujesz? - spytałem.
Dopiero teraz zauważyłem na jego policzkach łzy. Westchnąłem przerażony, ale kiedy tylko troszkę się do niego przybliżyłem, odtrącił mnie szybko, piszcząc przy tym.
- Michał? - zapytałem zaniepokojony.
Mój rozmówca spojrzał na mnie mokrymi oczami i szepnął tylko dwa słowa:
- Wynoś się.
Byłem w szoku. Chłopak, którego kochałem, którego kilkadziesiąt minut temu całowałem i przytulałem, kazał mi się wynosić. Łza spłynęła po moim policzku.
- A-ale... - wyjąkałem.
- Idź stąd! Nie chcę cię tu! - wykrzyczał mi Michał prosto w twarz. - Nie obchodzisz mnie!
Bolało. Z każdym słowem coraz bardziej. Ale ostatnie zdanie mnie rozwaliło psychicznie. Nie mając co zrobić, już chciałem się wycofać. Gdy dostrzegłem kolejny, niepokojący sygnał. Nadgarstek chłopaka. We krwi.
To mną wstrząsnęło. Tudzież orzeźwiło moje zmysły.
- Nie! Nigdy nie odejdę, rozumiesz?! - krzyknąłem wściekły.
Chłopak popatrzył na mnie zrozpaczony, nie wiedział co ma zrobić. Chował swój zakrwawiony nadgarstek za plecami i myślał, że tego nie zobaczę.
- Odejdź! Teraz, idź stąd! - nadal krzyczał.Automatycznie wykonywałem wszystkie czynności. Umyć głowę, zmyć pianę i jeszcze raz. Podczas tego, myć resztę ciała i wszystko spłukać. Jakieś dwadzieścia minut później, wyszedłem spod prysznica. Wziąłem czysty ręcznik z szafki i owinąłem go sobie wokół bioder. Następnie, popatrzyłem na siebie w lustrze.
Włosy teraz opadały mi na oczy, co było strasznie wkurzające. Odgarnąłem je do tyłu, by dokładnie przyjrzeć się zwierciadłom duszy. Karmelowe, duże oczy przykryte pod średnią długością czarnych rzęs. Usta, wąskie, lecz takie mi się jak najbardziej podobały. Żadnych piegów, średniej wielkości nos. To właśnie byłem ja - niby zwykły chłopak, ale dla jednej bezbronnej osóbki cały świat. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jestem dla Michała wszystkim... Niby matka się nim zajmuje, ale tak naprawdę nie widzi najistotniejszego... To też wina tego, że ze sobą nie rozmawiają i on się jej boi wyznać prawdę. To straszne. Wytarłem resztę ciała i założyłem bokserki.
Ja sam nie miałem idealnego dzieciństwa. Mój tata umarł, kiedy miałem jakieś pięć lat. Nadal pamiętam jego twarz, jego głos... On mówi do mnie, w snach. Najgorszych koszmarach. Zawsze jest przy mnie. Wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się w stronę kuchni.
Nie mając nic do roboty, w wieku trzynastu lat zacząłem kraść. Najpierw były to słodycze w sklepiku osiedlowym, później dopiero zacząłem interesować się cenniejszymi rzeczami. Najdroższym przedmiotem, jakim wyniosłem ze sklepu był pierścionek. Nie jakiś najdroższy, lecz zawsze wartościowszym do batonika. Miałem wtedy piętnaście lat, tyle co Michał. A na tym się nie skończyło.
Umówiłem się raz z kolegami po szkole, by okraść jubilera. Chciałem ukraść naszyjnik, warty tysiąc pięćset złotych. Niestety, nie udało mi się to. Sprzedawca w ostatniej chwili zobaczył, jak końcówka naszyjnika wystaje z kieszeni mojego płaszczu i natychmiastowo zadzwonił na policję. Nie zdały się tu tłumaczenia, że jestem tylko dzieckiem, bardzo przepraszam i tym podobne. Zabrali mnie i moich dwóch znajomych na komisariat i przesłuchali. Przyznałem się do winy, bo cóż innego miałem zrobić? Przeprosiłem i obiecałem, że nic takiego się już nie powtórzy. Jako iż byłem nieletni, uczyłem się dobrze i nie robiłem wrażenia typowego rozrabiaki, dali mi tylko karę grzywny w wysokości połowy, ile kosztował ten naszyjnik (który oczywiście został zwrócony sprzedawcy z przeprosinami). Przez kilka miesięcy nie dostawałem kieszonkowego, ale nie odebrałem to jako sygnał, że matka mnie nienawidzi i najchętniej wyrzuciłaby mnie z domu.
Od tamtego czasu rozmawialiśmy codziennie, raz dłużej, raz krócej. Wyszło nam to na dobre. Krótko po tym incydencie zacząłem rozdawać ulotki, żeby i szybciej spłacić dług, i nie być w stu procentach zdany na mamę. Chciałem być niezależny i teraz to mam. Ale nie jestem sam. Mam jedną z wspanialszych osób na świecie i nie zamierzam zmarnować szansy, która została mi ofiarowana. Wziąłem potrzebne rzeczy z lodówki i postanowiłem zrobić dla Michała śniadanie. Żeby mi chłopak nie schudł, choć to niemożliwe w stosunku do tego, ile je. Tylko, w nocy po coś wstawał, chyba nie czuł się najlepiej. Może jest chory?
Ta myśl zaczęła krążyć w mojej głowie, podczas smażenia naleśników. Dodałem wcześniej do masy odrobinę wody gazowanej tak, jak uczyła mnie mama. Naleśniki były wtedy pulchniejsze i o wiele smaczniejsze. Przygotowywałem je jakieś dziesięć minut, wziąłem bitą śmietanę, którą specjalnie wczoraj kupiłem w sklepie, a także przy naleśnikach poukładałem borówki i malinki. Ten śpioch powinien się ucieszyć. Wziąłem drewnianą tackę, by mógł zjeść w łóżku, postawiłem na nią talerz z jedzeniem i sok jabłkowy. W ostatniej chwili przypomniałem sobie również o chusteczkach, więc się po nie cofnąłem i zabrałem co potrzebne. Czy ja go rozpieszczam? Może troszeczkę...
Wszedłem do pokoju i gdy zobaczyłem, że Michał siedzi na łóżku, trochę mi ulżyło. Nie musiałem go budzić, a zawsze tak słodko wyglądał jak spał i mi go było szkoda.
- Witaj śpioszku. - przywitałem się i uśmiechnąłem do swego chłopaka.
Roztrzepał sobie fryzurę i mruknął jakieś ciche powitanie. Wyglądał źle, jakby chorował. Postanowiłem, że go o to zapytam później.
- Zjedz, musisz nabrać siły. - nakazałem i postawiłem przy nim jedzenie.
Pokiwał głową, wyraźnie mnie lekceważył. Chciałem dowiedzieć się o co chodzi, dopiero później zostawić go w spokoju.
- Źle się czujesz? - spytałem.
Dopiero teraz zauważyłem na jego policzkach łzy. Westchnąłem przerażony, ale kiedy tylko troszkę się do niego przybliżyłem, odtrącił mnie szybko, piszcząc przy tym.
- Michał? - zapytałem zaniepokojony.
Mój rozmówca spojrzał na mnie mokrymi oczami i szepnął tylko dwa słowa:
- Wynoś się.
Byłem w szoku. Chłopak, którego kochałem, którego kilkadziesiąt minut temu całowałem i przytulałem, kazał mi się wynosić. Łza spłynęła po moim policzku.
- A-ale... - wyjąkałem.
- Idź stąd! Nie chcę cię tu! - wykrzyczał mi Michał prosto w twarz. - Nie obchodzisz mnie!
Bolało. Z każdym słowem coraz bardziej. Ale ostatnie zdanie mnie rozwaliło psychicznie. Nie mając co zrobić, już chciałem się wycofać. Gdy dostrzegłem kolejny, niepokojący sygnał. Nadgarstek chłopaka. We krwi.
To mną wstrząsnęło. Tudzież orzeźwiło moje zmysły.
- Nie! Nigdy nie odejdę, rozumiesz?! - krzyknąłem wściekły.
Chłopak popatrzył na mnie zrozpaczony, nie wiedział co ma zrobić. Chował swój zakrwawiony nadgarstek za plecami i myślał, że tego nie zobaczę.
Wziąłem tackę z jedzeniem i położyłem ją na biurku, nie chciałem niczego przewrócić. Spojrzałem na Michała z trochę bliższej odległości. On nie wiedział, co mówi. Usiadłem na skraju łóżka i patrzyłem się mu przez długi czas w oczy. Kilka razy mruknął coś w stylu, żebym stąd szedł, ale nie posłuchałem się go. Za wszelką cenę chciałem dowiedzieć się dlaczego się pociął, płacze i każe mi się wynosić.
Chcą się tych wszystkich rzeczy dowiedzieć, siedziałem jakieś piętnaście minut wpatrując się w oczy Michała. Płakał coraz mniej, uspokajał się. Powoli stawał się zmęczony, adrenalina ustępowała.
- Pomóż mi. - usłyszałem cichutki szept.
Spojrzałem jeszcze raz na piętnastolatka i kolejny raz popatrzyłem w jego oczy. Zmęczone, opuchnięte. Powoli przybliżyłem się do swojej miłości i delikatnie go objąłem.
- Proszę, pomóż mi... - błagał znów chłopak.
Czując bezradność, zacząłem głaskać Michała po głowie. Zazwyczaj go o uspokajało. Usadowiłem się obok chłopaka i otuliłem go ramieniem.
- Co się stało? - spytałem. - Dlaczego kazałeś mi się wynosić?
Brązowooki przełknął głośno ślinę i wyciągnął ku mnie nadgarstek. Zatkało mnie. Michał przez ten czas zdążył sobie zrobić dziesięć nacięć, na szczęście każde po zewnętrznej stronie dłoni. Krew leciała nadal, ręka była cała czerwona. Zamknąłem oczy i zrobiłem coś, co ukoiło nerwy i moje i Michała. Pocałowałem te skaleczenia.
Każdą z osobna, delikatnie, by nie sprawić chłopakowi tym bólu. W ustach miałem metaliczny posmak, lecz nie obchodziło mnie to. Gdy skończyłem, popatrzyłem zeszklonymi oczami na chłopaka. Znów płakał.
- Przepraszam... - wyszeptał. - Ja... wydarzenia z przeszłości mnie przytłaczają.
Pokiwałem głową, nic nie rozumiejąc. Jakie wydarzenia z przeszłości?! Coś mu robili, rodzice go bili? Nie, to niemożliwe. Kradł, tak jak ja? Nie, też odpada. To co?!
- Jakie wydarzenia? - zapytałem niepewnie.
Każdymi słowami mogłem go teraz zranić, więc musiałem bardzo uważać.
- Ja... - widziałem, jak próbował przełamać w sobie tę barierę i mi powiedzieć. Ale nie mógł. - nie jestem jeszcze gotowy o tym mówić.
Pokiwałem głową, lekko zawiedziony. Nie ufał mi? Może coś źle zrobiłem?
- Dobrze. Myślisz, że kiedyś będziesz w stanie mi powiedzieć? Nie ufasz mi? - zasypałem go pytaniami.
Michał popatrzył na mnie z nadzieją. Widziałem ją.
- Ufam. Sam w sobie muszę najpierw to poukładać w głowie. Tak bardzo Cię przepraszam... - ostatnie zdanie wyszeptał.
Przytuliłem go lekko i pocałowałem w czubek głowy.
- Nie jestem zły. Bardziej zawiedziony, że naleśniki, które dla ciebie zrobiłem, pozostały nietknięte... - uśmiechnąłem się.
Michał niespodziewanie odwrócił się do mnie, i mocno przytulił. Następnie upadł na plecy i pociągnął mnie za sobą. Przytulał mnie przez ten cały czas, teraz też wtulał się we mnie, jakby przepraszając za swe wcześniejsze zachowanie.
- Nie chciałem mówić ci tych wszystkich rzeczy... - szepnął mi wprost do ucha. - Po prostu...
Uciszyłem go pocałunkiem.
- Nie tłumacz mi się. Co było, minęło, jasne? Liczy się tu i teraz.
Jaka wielka była ma radość, gdy zobaczyłem wielki uśmiech na jego twarzy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem! Rozdział ten pisałam w odstępach kilkudniowych, lecz końcówką zaskoczyłam samą siebie. Nagle wpadł mi taki pomysł do głowy, który nie zmienia aż tyle w fabule, a na dodatek ją polepsza!
Ogólnie, jestem zadowolona z rozdziału :3 I znowuż perspektywa Feliksa *-* Ogólnie rozdział sobie liczy około 2850 słów :3 Pasuje długość?
Przypominam, że możecie zagłosować w ankiecie, jak bardzo wam się podoba/nie podoba mój blog
Jak widzicie, mam również szablon! Jestem z niego bardzo zadowolona, na chwilę obecną nie mam zamiaru go zmieniać
Dobra, to chyba tyle ;)
Zapraszam do komentowania! Baaj :3