niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział 14 - Sprawa względnie załatwiona

   Następnego dnia po... tym całym zdarzeniu z Feliksem, rozmawialiśmy, a także funkcjonowaliśmy normalnie, co było dla mnie dużym zdziwieniem. Zawsze myślałem, że u ludzi po pierwszym razie zachodzi jakaś zmiana, zaczynają na siebie patrzeć inaczej. Z Feliksem jednak nic się nie zmieniło, nadal mnie przytulał, nadal całował, patrzył na mnie, jak na najważniejszą osobę na świecie. Robiłem to samo, choć gdzieś w głębi myśli miałem na uwadze to, że osoba, którą kocham, zrobiła mi dobrze ustami po wyznaniu, jakie trzymałem w sobie od lat.  
   Był wieczór, godzina dziewiętnasta. Postanowiłem pójść się umyć, ponieważ nie zdążyłem tego zrobić rano przez osobę, która teraz tępo wpatrywała się w telewizor. Oznajmiłem Feliksowi, co zamierzam zrobić i ruszyłem na górę, do łazienki. Szybko zdjąłem z siebie ubrania oraz stanąłem na wadze. Pięćdziesiąt dwa kilogramy czystego tłuszczu.  
   Zszedłem z narzędzia tortur i bez zbędnych ceregieli, wszedłem pod prysznic. Odkręciłem ciepłą wodę i zamyśliłem się o pięknym świecie. Po prostu. 
   Jak idealny byłby świat, gdyby ludzie się nawzajem szanowali? Gdyby mówili „przepraszam”, „dziękuję” oraz „proszę”? Czasem wydaję mi się, że ludzie mówią te wszystkie słowa z „automatu”, nawet nie znając ich znaczenia. Często przepraszamy ludzi za byle co, na przykład za to, że na nich przez przypadek wpadliśmy na ulicy. Równie często nie umiemy przeprosić, przyznać się do winy i poprawić swoje postępowanie, tylko udajemy, że nic się nie stało. Przecież słowa nie ranią, nie krzywdzą ludzi, prawda?  
   Wiele osób przez kilka jebanych słów potrafiło sobie odebrać życie. Ludzie i tak sądzą, że słowami nie da się zranić ani krzywdzić innego człowieka. Mam wrażenie, jakbym żył wśród pustych ludzi. Spotkałem w swoim życiu tyle dobrych osób, na przykład Milena czy Feliks, ale także tle złych, typu brat Mileny. Skąd właściwie pojawił się taki podział w mojej głowie? Na dobrych i złych. To chyba będzie temat na kolejną rozkminę, panie Michale, zażartowałem w myślach. 
   Wyszedłem spod prysznica i owinąłem się ręcznikiem. Miałem ochotę jak najszybciej znaleźć się w łóżku wraz z Feliksem, ponieważ jutro mieliśmy iść biegać z rana i chciałem się wyspać. Szybko wytarłem twarz oraz resztę ciała i poszedłem do pokoju po piżamę. Pominę fakt, że drgałem cały czas z zimna i praktycznie biegłem do swojego pokoju, co pewnie wyglądało komicznie z perspektywy trzeciej osoby.  
   Zabrałem szybko piżamę i popędziłem do ciepłej łazienki. Przebrałem się, ułożyłem włosy oraz popatrzyłem chwilę na swoje odbicie w lustrze. Kiedy człowiek zaczyna tak na siebie patrzeć, po pewnym czasie czuje się niekomfortowo i dziwnie. Tak było i w moim przypadku. Im dłużej wpatrywałem się w swoje oczy, tym większy czułem dyskomfort. Jakbym zaglądał w głąb swojej duszy. Nie rozumiałem, jak Feliks mógł patrzeć wprost w me oczy i odczuwać z tego powodu szczęście. Było to dla mnie niezrozumiałe.
   Jednakże z drugiej strony, ja miałem tak z nim. Potrafiłem patrzeć w karmelowe oczy Feliksa godzinami i nie czuć tego, co teraz. Jakie to wszystko jest dziwne, pomyślałem. Dla odmiany, uśmiechnąłem się do lustra. Szczerze, bo pomyślałem o Feliksie. Stwierdziłem, że wyglądam... słodko? Uroczo? Coś takiego. Zaśmiałem się.
   Nagle usłyszałem pukanie do drzwi łazienki. Chyba to oczywiste, że zapukał Feliks. Powiedziałem, żeby wszedł, podczas gdy poprawiałem włosy i koszulkę do spania.
     – Są idealne, nie musisz ich poprawiać – powiedział z uśmiechem.
   Popatrzyłem na niego z leciutkim uśmiechem i opuściłem ręce.
     – No skoro tak mówisz... to to musi być prawda, co nie? – spytałem z nutką sarkazmu w głosie.
   Prawda była taka, że dla Feliksa zawsze wyglądałem jak Bóg, nieważne, czy w danej chwili spałem, jadłem, biegałem czy się myłem (w tej sytuacji jeszcze mnie nie spotkał). Popatrzyłem na niego z przechyloną głową.
     – Tym razem naprawdę wyglądasz pięknie. Masz słodką, za dużą koszulkę w groszki oraz spodnie, których w gruncie rzeczy nie powinieneś mieć. – Wyczułem podtekst i zaczerwieniłem się lekko. – Ogólnie wyglądasz jak ciasteczko.
   Zmarszczyłem brwi i spojrzałem po sobie. Serio? Ciasteczko?
     – Bardziej jak falafel – odpowiedziałem i prychnąłem.
   Feliks spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu. Nie wiem co sobie o mnie pomyślał, ale na pewno coś z łaskotaniem albo przytuleniem mnie. On praktycznie cały czas o tym myślał, tak mi się przynajmniej zdawało.
     – Ale słodki falafel – mruknął optymistycznie.
   Uśmiechnąłem się szeroko i spuściłem głowę ze śmiechu. Tak przyzwyczaiłem się do tych tekstów Feliksa, że nawet takie coś mnie śmieszy. Podszedłem do swojego chłopaka i popatrzyłem na niego dumnie.
     – Dziękuję – wyszepnąłem wprost w jego usta.
   Uśmiechnął się leciutko i zepsuł moją fryzurę. Zacząłem się cofać, jednak on cały czas na mnie napierał. W końcu odpuściłem i z udawanym stoickim spokojem przypatrywałem się, jak niszczy moje minuty pracy.
     – Teraz wyglądasz jeszcze piękniej – wyszeptał do mojego ucha.
   Zamknąłem oczy i dokładnie wsłuchałem się w jego głos. Był leciutko zachrypnięty, jakby Feliks dopiero wybudził się z drzemki. Może rzeczywiście tak było, co nie zmienia faktu, że był seksowny i podniecający. Feliks przyparł mnie delikatnie do ściany, jakby to było jego zamiarem od początku.
     – Dzięki. A tak się napracowałem... – westchnąłem z udawanym smutkiem.
   Feliks trzymał jedną ręką moją twarz i drugą trzymał w okolicach prawego biodra. Opierałem się całym ciężarem ciała o ścianę i patrzyłem na Feliksa spod przymrużonych oczu.
     – Chodź spać. Jesteś zmęczony, widzę te wory pod oczami. – Dotknął ich nosem. – Wstajemy jutro o szóstej trzydzieści, więc warto byłoby się wyspać, nie sądzisz?
   Stykaliśmy się nosami, jeździł palcem po moim policzku. Starałem się mieć otwarte oczy, jednak zamknięcie ich dawało pole do popisu innym zmysłom. Na przykład dotyku.
     – Sądzę. Tylko jak mam spać, kiedy mój wyidealizowany chłopak przyparł mnie do ściany? – Odbiłem piłeczkę.
   Feliks pocałował mnie delikatnie w usta i jeszcze bardziej się do mnie przybliżył. Ręką nadal trzymał moją twarz i przybliżał ją do siebie. Złapałem Feliksa za szyję i również go przybliżyłem. Byłem pewniejszy od ostatniego zbliżenia z Feliksem. Wiedziałem, co może zrobić. Wiedziałem, co mogę zrobić.
   Ale także wiedziałem, kiedy skończyć.
     – Chodźmy spać, kotku. – Ostatnie słowo specjalnie zaakcentowałem. – Sam przyznałeś, że jestem bardzo zmęczony.
   Feliks nawet nie napierał. Chyba sam nie miał ochoty na jakieś igraszki czy coś w tym stylu. Poszliśmy do mojego pokoju, gdzie czekało na nas pościelone łóżko. Uśmiechnąłem się do Feliksa. Miło, że posprzątał i pościelił.
   Podłączyłem telefon do ładowania. Zbliżała się dwudziesta druga, więc była to dość wczesna pora, jak na wakacje. Roztrzepałem jeszcze bardziej swoje włosy i odwróciłem się. Czekał na mnie miły widok pleców Feliksa, który aktualnie przebierał się w piżamę. Starałem się na niego nie patrzyć zbyt intensywnie, bo wiedziałem, jak mój przyjaciel może zareagować. Oczywiście chodziło mi o tego przyjaciela... z niższych sfer.
   Położyłem się na łóżku i okryłem do połowy kołdrą. Jedną nogę miałem wyciągniętą, trzymałem nią kołdrę między obiema kończynami. Tak było mi dość wygodnie, choć brakowało osoby obok. Za bardzo przyzwyczaiłem się do Feliksa. Do jego obecności. Odrzuciłem od siebie tę myśl. Wolałem nie zawracać sobie głowy takimi rzeczami.
   Feliks położył się obok i od razu odwrócił mnie w swoim kierunku. Przytuliłem go i „zabrałem” mu jego nogę. Mówiąc prościej, użyłem go jako żywej kołdry. Ułożyłem się wygodnie i popatrzyłem na Feliksa. Uśmiechał się szeroko mimo zmęczenia.
     – Czemu się uśmiechasz? Jesteś bardzo wygodny.
   Wziął moją dłoń i ją pocałował. Takie małe gesty zazwyczaj wywoływały u mnie rumieniec na twarzy, tak jak teraz. Przybliżyłem się do niego jeszcze bardziej i zamknąłem oczy.
     – Dobranoc, kolorku. Kocham cię. – Usłyszałem nad swoją głową.
     – Dobranoc, szalony muzykancie. Też cię kocham, mokrych snów.
   Minęła chwila ciszy.
     – Chwila... jakich?! – Oburzył się Feliks.
   Zaśmiałem się.
     – Mokrych. I tylko ze mną.
     Ostatnim, co usłyszałem zanim zasnąłem, były słodkie słówka skierowane do mnie przez najbardziej zboczonego chłopaka w dziejach ludzkości.

***

   Obudził mnie dźwięk budzika dzwoniącego tuż przy moim uchu. Kto go tam zostawił? Kto chciał mojego zgonu?
   Wyłączyłem go szybko i rozejrzałem się po pomieszczeniu. W łóżku nikt inny prócz mnie nie leżał, co wydawało mi się dziwne. Jednak ubrania Feliksa nadal były zawieszone o oparcie do krzesła. Żeby rozwiać wątpliwości, sprawdziłem godzinę. Szósta trzydzieści dwa.
   Przetarłem oczy i odblokowałem ekran ponownie, nieraz zdarzało mi się pomylić godziny. Jednak nawet po wykonaniu tych czynności, godzina nie uległa zmianie.
   Postanowiłem wstać i rozejrzeć się po całym mieszkaniu. Przeczekałem bóle głowy, które towarzyszyły mi za każdym razem, gdy siadałem z pozycji leżącej i stanąłem na zimnej podłodze. Powoli, ale cicho podszedłem do łazienki, w nadziei, że Feliks właśnie tam spędza poranek. Nie myliłem się, aczkolwiek nie robił tam tego, co robi się w łazience.
     – Kiedy dasz mi spokój? – Usłyszałem wściekły głos Feliksa. – Nigdy do ciebie nie przyjadę, zapomnij.
   Przybliżyłem się do drzwi i czekałem na dalszy rozwój wydarzeń. Przez myśl przeszło mi, że Feliks nie pierwszy raz prowadzi jakieś dziwne rozmowy, z dala ode mnie, jakby coś ukrywał.
     – Tylko spróbuj go skrzywdzić, a pożałujesz. – Groźba wypowiedziana przez zamknięte zęby brzmiała najgorzej. – Nie zepsujesz niczego. Nie można tego popsuć.
   W głębi duszy wiedziałem, że ta rozmowa dotyczy mnie. Jednocześnie zaś chciałem, żebym to nie ja był najważniejszy w tej dyskusji. Nie chciałem nowych problemów. Ani nowych kłótni.
     – Nigdy się nie spotkamy. Nara. – Odłożył z hukiem telefon na kawałek drewna obok umywalki.
   Nie wiedziałem zbytnio, co miałem zrobić w takiej sytuacji. Czy do niego wejść i go pocieszyć, czy może wrócić do łóżka i udawać, że nic się nie stało? Wybrałem pierwszą opcję. Dość uciekania przed problemami, Michał. Stawisz im czoło i zwyciężysz, to sobie powtarzałem.
     – Feliks? – mruknąłem cicho przez drzwi.
   Chciałem wejść do niego tylko wtedy, gdy mi na to pozwoli.
     – Michał? Tak wcześnie wstałeś? – zapytał i przybliżył się do drzwi, jednak ich nie otworzył.
     – Tak. – Spuściłem delikatnie głowę i przybliżyłem się jeszcze.
   Dotknąłem framugę drzwi wyobrażając sobie, że łapię dłoń Feliksa, aby dodać mu otuchy.
     – Słyszałeś... wszystko? – spytał niepewnym głosem.
   Pokiwałem głową, choć wiedziałem, że tego nie zobaczy.
     – Tak. Wszystko.
   Feliks westchnął ciężko i położył rękę na klamce. Odsunąłem się kawałek, by drzwi mnie nie uderzyły, a następnie zaczekałem.
     – Przepraszam. – Usłyszałem, gdy tylko zobaczyłem Feliksa.
   Pokiwałem kolejny raz głową i podszedłem do niego. Złapałem jego dłonie, spojrzałem mu w oczy. Były takie zagubione i przestraszone. Nie chciałem, żeby tak było. Ale jedyne co mogłem zrobić, to powiedzieć:
     – Wszystko będzie dobrze.
   Może i są to trzy banalne słowa, ale nieraz potrafią podnieść na duchu. Stanąłem na palcach i pocałowałem Feliksa w policzek. Następnie kolejny raz spojrzałem w jego oczy. Zobaczyłem poprawę.
     – Chcesz o tym porozmawiać? – zapytałem.
   Feliks pokiwał twierdząco głową, co było miłym zaskoczeniem. Kto wie, może uda nam się rozwiązać problem szybciej, niż się pojawił?
    Zeszliśmy na dół, do kuchni, zrobić sobie śniadanie i porozmawiać.
     – To ciężki temat – zaczął niemrawo Feliks. – Na pewno chcesz być w to zamieszany?
     – Chyba już jestem – odpowiedziałem. – Chcę wiedzieć, na czym stoimy. Poza tym, jeżeli masz problem, powinienem o tym wiedzieć. Taka przynajmniej wydaję mi się idea związku.
   Feliks mimo okoliczności uśmiechnął się i pocałował mnie w nosek. Nie pytajcie, jak bardzo musiał się przy tym schylić i wygiąć.
     – Dobra, ta sprawa ciągnie się od kiedy zerwałem z dziewczyną. Pamiętasz? – Wolałem nie przypominać sobie tamtych czasów, więc szybko pokiwałem głową. – Ta dziewczyna mnie tak jakby szantażuje. Wydzwania codziennie. Spotkałem ją nawet w sklepie, kiedy ty byłeś u fryzjera.
     – Wie, gdzie mieszkamy? – przerwałem.
     – Nie. Na szczęście zna tylko mój numer i stary adres.
   Odetchnąłem z ulgą. Nie chciałem mieć problemów z jakąś psychopatką dobijającą się moich drzwi.
     – Może powinieneś zadzwonić na policję? – zaproponowałem nieśmiało.
   Feliks natychmiast zaprzeczył głową i zaczął coś mruczeć, że nie może tego zrobić.
     – To cięższa sprawa niż się wydaje. Zerwałem z nią przez to, że... – zamknął oczy i usiadł. – Brała i najprawdopodobniej bierze narkotyki.
   Oczy mi się rozszerzyły, oparłem się o blat. Ja pierdole.
     – Od jak dawna? – zdołałem taką odpowiedź z siebie wykrzesać.
     – Jakieś pół roku. Tolerowałem to, ale w pewnym momencie to zaczęło nad nią władać. Wtedy zerwałem. – Zrobił chwilę przerwy. – Nie możemy zadzwonić na policję, zabiorą ją do więzienia.
     – A może to i dobrze? – rzuciłem.
   Popatrzyłem w oczy chłopaka. Zarówno on, jak i ja, nie wiedział co zrobić. Mi jednak wydawała się sprawa oczywista.
     – Może zrobimy tak. Jeżeli nadal będzie się naprzykrzać, ale nic nam nie zrobi, to zignorujesz ją. Jak odpuści, wygrana nasza. Ale jak choćby raz najdzie na nas w jakimkolwiek miejscu, od razu dzwonię na policję.
   Dałem Feliksowi chwilę, by zastanowił się, czy taki układ mu pasuje. Nie chciałem, abyśmy żyli w ciągłym strachu, czy przyjdzie do nas psychopatka, czy może jej się odwidziało.
     – Dobra. To dobry plan.
   Odetchnąłem z ulgą i podszedłem do Feliksa. Nachyliłem się nad nim i oprawiłem jego włosy.
     – Nie mogę pozwolić, by kolejna bliska mi osoba cierpiała, rozumiesz? – powiedziałem z niekrytym już bólem. – To, co zrobiłem Tobie, Milenie, Matce, wystarczy. Nie chcę skrzywdzić cię jeszcze bardziej.
   Feliks wyraźnie chciał zaprzeczyć, dla niego byłem zagubionym nastolatkiem, a nie krzywdzącym wszystkich chłopakiem.
     – Nie zaprzeczaj. Wiem, co zrobiłem źle, jak bardzo zraniłem ważne osoby w moim życiu. Nie po to kończę z nałogiem, by pojawił się kolejny problem. Rozwiążemy go razem, będziemy wspierać się razem, naprawimy to. Proszę.
   Mój chłopak pokiwał głową i wstał. Przytulił mnie mocno, zaczął szeptać do ucha podziękowania. Ja natomiast zastanawiałem się, co właśnie powiedziałem. Fakt, cieszyłem się z takiego rozwoju sytuacji, ale nie sądziłem, że powiem to z taką pewnością w głosie. Przybiłem sobie mentalną piątkę i otuliłem Feliksa.
     – Kocham cię, kolorku. – Usłyszałem.
   Zaśmiałem się cichutko i pocałowałem Feliksa w szyję. Następnie brązowooki złapał moją twarz w obydwie dłonie i mocno pocałował. Nie mogłem utrzymać się w pozycji stojącej i kiedy myślałem, że upadnę, Feliks puścił moją twarz i przerzucił się na nogi. Nadal mnie całując, podrzucił mnie i wyszło na to, że trzymałem się udami jego bioder.
   Chciało mi się śmiać, ale skupiłem się na kontynuowaniu pocałunku. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, obydwoje zaczęliśmy się głośno śmiać. Feliks trzymał mnie w okolicy tyłka i oblizywał wargi w przerwie od śmiania.
     – Puść mnie, zaraz cię zmiażdżę – ostrzegłem żartobliwie.
   Feliks jeszcze mnie do siebie przybliżył. Ten niewyżyty zboczeniec jest coraz bardziej podniecony, przeszło mi przez myśl.
     – Nie. Mi taka pozycja pasuje, a tobie?
   Zaśmiałem się histerycznie i starałem ukryć rumieniec. Głupie podteksty.
     – Mi również. Bardzo wygodna, mogę sobie usiąść, ale obawiam się, że ty odczuwasz dyskomfort. – Zrobiłem smutną minkę.
     – Ja? – Prychnął. – Mi jest bardzo wygodnie, zawsze mogę cię podnieść lub upuścić w razie potrzeby. Poza tym, miło mi się służy jako krzesło.
   Próbowałem zakryć uśmieszek, który skradał się na moją twarz przez całą jego wypowiedź. Rozluźniłem nogi i stanąłem na nich, stając się znów niższy od Feliksa.
     – A było tak fajnie... – mruknął.
   Dałem mu kuksańca w bok i zaśmiałem się. Wziąłem przygotowaną wcześniej jajecznicę oraz kanapki i położyłem obydwie rzeczy na stole. Feliks natomiast położył przy talerzach herbatkę.
   Zjedliśmy szybko w trymiga, rozmawiając przy tym o bezsensownych rzeczach. Dowiedziałem się z tej rozmowy, że Feliks jak był mały, uwielbiał latać za pszczołami, a potem uciekać do domu i patrzeć jak one się wkurzają. Taa... on zdecydowanie nie był (ani nie jest) normalnym dzieckiem.
   Potem poszliśmy załatwić sprawy łazienkowe, ubraniowe i Bóg wie jakie jeszcze. Po jakichś dwudziestu minutach byliśmy gotowi do wyjścia.
   Bieg nie wydawał mi się miłym przeżyciem. Jednak, z Feliksem, chyba dam radę przebiegnąć parę kilometrów, nie dysząc jak zbity pies. Rozpoczęliśmy wolnym truchtem, najpierw rozgrzewka. Wspólnie zadecydowaliśmy, że pobiegniemy tak do najbliższego parku, tam zrobimy krótką przerwę i ruszymy dalej.
   Jak wymyśliliśmy, tak zrobiliśmy.
   Usiadłem na ławce, już lekko zmęczony. Odległość jaką przebiegłem, może nie była zbyt duża, ale mi już dawała w kość.
     – Musimy dalej biec? Jestem ciamajdą, jeżeli chodzi o bieganie – wysapałem.
     – Musimy. Właśnie chodzi o to, żebyś przestał być ciamajdą.
   Wypiłem połowę butelki wody jednym łykiem i wstałem. Z jednej strony tak bardzo nie chciałem biegać, lecz z drugiej, nie chciałem zawieść Feliksa. Spiąłem się, popatrzyłem pewnie przed siebie i zacząłem trucht.
   Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy zauważyłem Jakuba machającego do mnie, możecie domyślić się sami.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam wszystkich bardzo serdecznie, po tej zdecydowanie za długiej przerwie!
Baaardzo chciałam was przeprosić. Tak długie przerwy mi się nie zdarzały jeszcze :// 
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał :)) 
Bardzo miło mi się go pisało po takiej przerwie. Mam głowę pełną pomysłów. 
Chciałabym, spróbuję, napisać kolejny rozdział jeszcze przed świętami w ramach rekompensaty :3
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie, zachęcam do komentowania oraz brania udziału w ankietach <3 
Kooocham Was <3 

niedziela, 25 października 2015

Rozdział 13 - Prawda

   Włożywszy kwiaty do wazonu, uśmiechnąłem się na ich widok. Pięknie się prezentowały na tle beżowych ścian. Feliks siedział w salonie i krzyczał, że przecież miałem siedzieć na basenie bez koszulki...
     - Dlaczego?! - zapytał zrozpaczony - Miałeś na mnie zaczekać!
   Zaśmiałem się cicho, idąc w kierunku pomieszczenia, w którym siedział Feliks. Przez ten cały czas próbowałem zakryć włosami czerwone od słońca, policzki. Słabo mi to wychodziło, lecz Feliks nadal nie skomentował mojego wyglądu, więc chyba jeszcze tego nie zauważył. Albo udaje, że nie zauważył. Jeden pies.
     - Za późno przyszedłeś - oznajmiłem poważnym tonem.
   Oczywiście był on udawany, co Feliks wyczuł dopiero po kilku sekundach. Uśmiechnął się do mnie i złapał za rękę, przyciągając do siebie. Usiadłem obok niego na kanapie i popatrzyłem w jego cudne oczy. Jasny brąz - jeden z najlepszych kolorów na świecie. Delikatnie przybliżyłem swą twarz do Feliksa i popatrzyłem na jego usta. Troszkę speszony, niedouczony wręcz, pocałowałem go.
   Najpierw delikatne cmoknięcie, Feliks nie miał nawet jak odwzajemnić tego pocałunku. Następnie rozszerzyłem szerzej usta i złapałem jego dolną wargę, wpijając się w nią. Feliks złapał mnie za tył głowy i przyciągnął do siebie leciutko. Pozwolił mi działać, nie próbował dominować.
   Zamknąłem oczy, starałem się wczuć. Pocałowałem go po raz kolejny, tym razem lepiej. Mój język aż rwał się, by zasmakować mego chłopaka, a ja usilnie próbowałem go powstrzymać. Całowałem już któryś raz z kolei, czułem rosnące podniecenie. Po raz pierwszy tak bardzo zapragnąłem Feliksa. Chciałem by był jak najbliżej mnie, chciałem go poczuć. Przewróciłem go i położyłem pomiędzy jego nogami. 
   Pocałowałem go w policzek, następnie w brodę. Patrzyłem na niego spod przymrużonych oczu, on jednak miał swoje ślepia zamknięte. Zszedłem niżej, do szyi i delikatnie pocałowałem go w pobliżu jego lewej kości policzkowej. On odchylił głowę, dzięki czemu miałem większe pole do popisu. Zacząłem nałogowo całować całą jego szyję, przy uchu zatrzymałem się na chwilę. Zrobił dziubek, kiedy ugryzłem jego małżowinę. Uśmiechnąłem się, gdy zajeżdżałem w dół by ostatni raz pocałować jego szyję. 
   Ułożyłem się wygodnie na jego klatce piersiowej, zadowolony z tego co zrobiłem. Jedną ręką trzymałem kawałek koszulki Feliksa, a drugą obejmowałem go, by przypadkiem mi nie uciekł. Wtuliłem się w niego, czując się taki malutki. Powoli przyzwyczajałem się do tego uczucia, jednak za każdym razem wywoływało na mojej twarzy uśmiech. Tym razem nie było inaczej, uśmiechałem się szeroko jak głupi, zwłaszcza wtedy, gdy poczułem, jak Feliks zaczyna delikatnie głaskać mnie po plecach. To było takie przyjemne uczucie.
     - Kocham Cię, wiesz? - nagle powiedział Feliks. 
   Podniosłem głowę i uśmiechnąłem się do niego. 
     - Wiem to doskonale - przyznałem. - Co ty takiego robiłeś u swojej mamy? 
   Jego ręka nadal błądziła po moich plecach i delikatnie mnie łaskotała i uspokajała zarazem.
     - Pomagałem jej sprzątać w garażu. Mieliśmy sporo pudeł do przeniesienia oraz rozpakowania - mówił to wszystko znużony. - Naoglądałem się swoich zdjęć z dzieciństwa. Muszę przyznać iż byłem... rozkosznym dzieckiem - zaśmiał się, a ja wraz z nim. 
     - Ja niedługo będę musiał dać znać mamie, że żyję. - Te słowa przychodziły mi przez gardło zdecydowanie za łatwo. - Już od kilka dni nie mam z nią kontaktu - wyznałem.
   Feliks podniósł głowę i pocałował mnie w czoło. 
     - Nie martw się, na pewno nic jej nie jest. - Zignorowałem to uczucie mówiące, że nie interesują mnie zbytnio losy mojej matki. - A właśnie, chyba miałeś mi coś rano powiedzieć, nieprawdaż? To też związane z twoją mamą? 
   Zaprzeczyłem kilkoma ruchami głowy i podniosłem się na rękach. Chciałem usiąść, lecz Feliks uparcie złapał mnie za plecy i przyciągnął do siebie. Chyba nie zostało mi inne wyjście, jak powiedzenie mu całej prawdy o mojej przeszłości. 
     - Feliks... - szepnąłem - ... bo to poważna sprawa.
   Natychmiast lekko mnie podniósł i oparł się o podłokietnik kanapy, by móc przez cały czas patrzeć mi w oczy. Jego wzrok mówił jedno - albo mu powiem po dobroci albo sam wyciągnie ze mnie prawdę. Osobiście wolałbym pierwszy sposób.
     - Sam nie wiem od czego zacząć... - zawahałem się i spuściłem głowę. - Boję się, że po tym, co zaraz usłyszysz mnie znienawidzisz, wrócisz do swojego domu i zapomnisz o mnie.
   Feliks podniósł mą głowę czubkiem palca i popatrzył na mnie znacząco. Przełknąłem głośno ślinę i wziąłem głęboki oddech. Nie mogłem się poddać, byłem już tak blisko wyjawienia prawdy.
     - Jak sam zdążyłeś zauważyć, czasem... Uciekam przed tobą. Boję się twojego dotyku. - Pokiwał z zamyśleniem głową. - To nie twoja wina, wręcz przeciwnie, ty mnie... „naprawiłeś”. - Zrobiłem cudzysłów z palców. - Ale chodzi o to, że kiedyś ktoś zrobił mi krzywdę...
   Feliks wybałuszył oczy i czekał na dalsze wyjaśnienia. Ja kolejny raz przełknąłem gęstą ślinę i zebrałem w sobie całą odwagę, jaka mi pozostała.
     - Kiedy miałem jakieś sześć lat, może pięć, mój tata zaczął się mną interesować... Codziennie, od poniedziałku do piątku, przychodził do mojego pokoju o osiemnastej. Mniejsza o szczegóły, ważniejsze jest zdecydowanie to, co robił... - Zaczęło mnie piec pod powiekami, jednak nie mogłem teraz płakać. - Najpierw zaczął mnie niewinnie dotykać, myślałem, że po prostu chce mi okazać większe zainteresowanie... Później to przerodziło się w dotyk bólu, jak to trafnie kiedyś nazwałem... - Nie odrywałem wzroku od podłogi, mówiąc to wszystko. - Mówiąc bardziej sensownie, molestował mnie.
   Zaczekałem jakąś minutę, zanim się uspokoję. Feliks nie powiedział ani słowa, po prostu trzymał mnie za rękę i czekał, aż dotrwam do końca. Wiedział, że to dla mnie trudne... Zresztą, dla niego zapewne też. Przecież właśnie dowiedział się, że jego chłopak był molestowany!
     - Raz chciał zrobić coś gorszego, chciał mnie... zgwałcić. Jednak matka wtedy weszła do domu i nie miał czasu. - Westchnąłem ciężko. - Później nawet nie próbował. Feliks, chciałem ci to powiedzieć od dłuższego czasu... Kiedy przywarłeś mnie tak mocno do ściany, poczułem się, jakbyś chciał mi zrobić coś złego. Przepraszam... - wyszeptałem.
   Chłopak patrzył na mnie smutnym wzrokiem i przegryzł wargę. Widział, jak płaczę, jak załamuję się psychicznie... A tylko patrzył na mnie swoimi karmelowymi oczami. Miałem ochotę się w niego wtulić, jednak mocno trzymał moją rękę, jakby dając mi znak, żebym się do niego nie zbliżał.
     - Gdzie mieszka twój ojciec? - zapytał z zaciśniętymi zębami.
   Rozszerzyłem zaczerwienione oczy i popatrzyłem na niego przerażony myślą, co on chce zrobić.
     - Nie mam pojęcia. Feliks, proszę, nic mu nie rób - błagałem.
   Feliks zacisnął wolną dłoń w pięść i uderzył powietrze. Przeklął i powstrzymywał się, żeby nie rozwalić czegoś w moim domu. Chciał mnie puścić i zostawić samego na sofie, jednak mocno go przytrzymałem. Kazałem mu spojrzeć w swoje zapłakane oczy.
     - Przytul mnie - poprosiłem.
   Chłopak opamiętał się lekko. Rozkraczył się przede mną – co swoją drogą wyglądało dość dziwnie – i pociągnął w swoją stronę. Przytuliłem jego klatkę piersiową i popłakiwałem. Czułem, że z każdą sekundą, uścisk Feliksa słabnie, adrenalina z niego uchodzi. Chęć mordu mojego ojca przemieniła się w potrzebę opiekowania się mną, co wydawało się lepszą opcją. Leżałem na Feliksie jakieś pięć minut, póki on się nie odezwał.
     - Przepraszam, że tak zareagowałem. Po prostu... - Podniósł mnie lekko i patrzył mi prosto w oczy. - Nie rozumiem tego, jak można skrzywdzić taką wspaniałą osobę, jak ty.
   Złapał mnie delikatnie za policzek i przejechał po nim opuszkami palców. Moje nadal zaszklone oczy wpatrywały się w niego z czystą miłością. Czułem te ciepło bijące od niego, czułem jego miłość. Powoli przybliżyłem się do jego twarzy i pocałowałem go w usta. Feliks mocniej złapał mój policzek i bardziej przyciągnął mnie do siebie. Pocałunki zaczęły się pogłębiać, ich ilość znacznie wzrosła. Doszło do tego, iż zaczęliśmy całować się z języczkiem. Nasze języki nie walczyły, tworzyły piękny taniec. W tej chwili nie dość, że czułem miłość bijącą od Feliksa, to czułem także jego smak.
   Tak, to wszystko jest co najmniej dziwne dla osoby patrzącej z boku. Dwójka młodych ludzi całujących się na kanapie, z czego cała sytuacja wygląda dwuznacznie. Dla mnie była ona zupełnie normalna, lecz zarazem wyjątkowa. Moja miłość zaopiekowała się mną, gdy byłem w koszmarnym stanie i pomogła mi.
   Po wszystkich pocałunkach, oparłem głowę na czole Feliksa i musnąłem jego nos. Uśmiechnął się delikatnie, jedną dłonią nadal trzymał mój policzek i najzwyczajniej w świecie go obmacywał. Ehh, faceci...
     - Dziękuję, że mnie nie odrzuciłeś - szepnąłem.
   Feliks po raz kolejny złożył pocałunek na mych ustach. Był on w miarę krótki, jednakże bardzo słodki. Miałem wrażenie, iż moje czerwone od słońca policzki, stają się jeszcze bardziej widoczne. Może to dlatego Feliks je taj dotykał?
     - Nie potrafiłbym tego zrobić - odparł, a następnie uśmiechnął się szeroko. - Słodko wyglądasz z tymi czerwonymi policzkami, wiesz?
   Zaśmiałem się cicho i pocałowałem go delikatnie w czoło. Uśmiechnięty popatrzyłem w jego rozbawione oczy i powiedziałem:
     - Próbowałem to jakoś zakryć... To od słońca, jestem takim gałganem, że zapomniałem posmarować twarz kremem z filtrem - wyznałem.
   Chłopak zaśmiał się i mocniej mnie przytulił. Agr, powróciło do mnie to zarazem piękne i wkurzające uczucie, że jestem taki malutki w porównaniu do swojego chłopaka.
     - Teraz wyglądasz jeszcze bardziej uroczo - zaśmiał się. - Lepiej ci na duchu?
   Zdziwiło mnie to, choć w rzeczywistości było ono bardzo przewidywalne.
     - Tak. Bałem się, że mnie zostawisz, a skoro tego nie zrobiłeś... Chyba nie mam się czego obawiać.
     - Jak mogłeś pomyśleć, że cię zostawię? - zapytał natychmiast. - To nie była twoja wina, tylko twojego ojca. Kurwa, zajebałbym go... - ostatnie zdanie wyszeptał bardziej do siebie.
   Zerknąłem na niego, ale w tej chwili on zrobił to samo. Wymienialiśmy się naszymi spojrzeniami jakieś dwie minuty, dopóty nie spuściłem wzroku. Obniżyłem się troszeczkę i położyłem na jego obojczyku. Pocałowałem delikatnie jego szyję i zaczekałem, aż coś powie.
     - Kiedy ostatni raz miałeś kontakt z ojcem?
   Pomyślałem chwilę nad odpowiedzią.
     - Kiedy miałem siedem lat, rozwiódł się on z mamą. Później widziałem go raz, w wieku ośmiu lat. Czyli około siedmiu lat temu - myślałem na głos.
   Feliks pokiwał głową i mocniej mnie przytulił. Starałem się w niego wtulić jak najmocniej, by jak najbardziej czuć się bezpieczny. To takie wspaniałe uczucie.
     - Dość dawno - skomentował Feliks. - Dzwonił do ciebie czasem? Przeprosił?
   Wzdrygnąłem się na tę myśl.
     - Nie chcę mieć z nim żadnego kontaktu. Nienawidzę go.
   Ta wiadomość dostatecznie uświadomiła Feliksa o tym, żeby nie drążył tematu.
     - Co było to było - rzuciłem jakby od niechcenia. - Chciałbym o tym zapomnieć, więc proszę, zmieńmy temat. Na przykład, co robiłeś u matki?
   Feliks zaskomlał cicho, sam nie wiem z jakiego powodu. Może żeby mnie wkurzyć?
     - Nosiłem pudła, rozmawialiśmy. Ogólnie miło spędziliśmy czas. A ty? Coś robiłeś oprócz smażenia swojego ciałka? - Zaśmiał się.
   Uderzyłem go delikatnie w klatkę piersiową, na co kolejny raz się zaśmiał.
     - Przeczytałem książkę, posłuchałem muzyki, odpocząłem. Jak dobrze, że cię nie było, bo leżałem bez koszulki... - Specjalnie o tym przypomniałem.
   Momentalnie Feliks usiadł i zrównał nasze twarze. Ja klękałem, natomiast on był nadal rozkraczony i trzymał mnie nogami w szczelnym uścisku.
     - Nie wkurwiaj mnie, dobrze? - zacytował klasyka.
   Zaśmiałem się i złapałem jego kolana. Dzieliła nas mała przestrzeń, ale odpowiadało mi to. Jak na razie wszystko szło po dobrej myśli.
     - Będę. Jak się kąpałem w samych bokserkach... Jak myślisz, to był fajny widok? - spytałem retorycznie i patrzyłem się w jakiś punkt za oknem. - Kurde, a spędziłem tak cały dzień. Mogłeś przyjechać, fajnie by było.
   Feliks zacisnął zęby i patrzył na mnie wkurzony. Jak ja kochałem go irytować! Wtedy wydawał się taki bezbronny. Zerknąłem na niego i zaśmiałem się.
     - Co, kochanie? - zapytałem, kontynuując zabawę. - Przecież moje ciało nie jest takie fajne... Nie przesadzajmy.
   Mój chłopak patrzył na mnie z chęcią mordu. Ja natomiast uśmiechałem się i co jakiś czas przybliżałem i oddalałem od niego, jakby chcąc sprawdzić, czy wszystko jest z nim w porządku.
     - Skarbie? - odezwał się wreszcie. - Jeśli nie przestaniesz, to przysięgam, rzucę się na ciebie, dosłownie zerwę tę koszulkę i nie będzie już tak zabawnie. Chcesz tego?
   Pocałowałem go i postanowiłem sprawdzić, czy jego słowa się sprawdzą.
     - Dlaczego miałbym przestać? Po prostu szkoda, że nie mogłeś tego zobaczyć. Jak zdejmuję koszulkę i chodzę bez niej po domu...
   Przekroczyłem granicę. Feliks wstał i wziął mnie na ręce, jak księżniczkę. Krzyczałem przez śmiech, żeby mnie puścił, jednak on mnie nie słuchał. Ani trochę nie żałowałem swoich słów ani czynów. Kiedy dotarliśmy do mojego pokoju, położył mnie na niepościelone łóżko i zaczął namiętnie całować. Miałem go pomiędzy swoimi nogami, przyciskałem do siebie. Feliks po paru chwilach spełnił swoje słowa.
   Włożył ręce pod moją koszulkę, a następnie ją zdjął. Popatrzył na mnie przez sekundę, która zdawała się trwać wieki. Myślałem, że spalę się ze wstydu, jednak nie odczuwałem niczego, prócz lekkiego dyskomfortu i podniecenia.
   Feliks zszedł troszkę niżej i zaczął całować moją szyję. Odchyliłem głowę, dając mu większe pole do popisu. Ręką albo jeździł po moim ciele albo łapał mnie dość mocno i przybliżał do siebie. W pewnym momencie przestał, usiadł i zdjął swoją koszulkę. Patrzyłem się na niego z wielkimi oczami.
   Nie sądziłem, że Feliks może mieć sześciopak... W sensie, może nie był jakoś specjalnie wyrzeźbiony, jednak było na co popatrzeć. Jeszcze jego opalenizna, roztrzepane włosy... To wszystko sprawiło, iż poczułem się jeszcze bardziej podniecony. Feliks, widząc to, uśmiechnął się i zawisnął nade mną.
     - Ufasz mi? - zapytał nagle.
   Odpowiedziałbym normalnie na to pytanie, gdyby nie fakt, iż w tym momencie zaczął całować moją klatkę piersiową. Miałem wielką ochotę zamknąć oczy i poddać się rozkoszy, jaką mi dawał.
     - Tak - wypowiedziałem, gdy się lekko uspokoiłem.
   Feliks powrócił do mojej szyi, a dokładniej do ucha. Pocałował mnie za nim, a następnie delikatnie ugryzł mój płatek uszny. Jęknąłem cichutko, starając się by tego nie usłyszał.
   Chłopak zjechał znów w dół, kierując się do sutków. Wziął do ust jednego z nich, a drugiego zaczął obracać w jednej ręce. Mój oddech przyśpieszył, zacząłem oddychać nierównomiernie. Feliks doskonale wiedział, co należy zrobić, by sprawić mi największą przyjemność. Dla mnie, młodego, niedoświadczonego chłopaka, wszystko wydawało się być za idealne, by było prawdziwe.
   W następnych momentach odpuścił sobie klatkę piersiową i zjechał do brzucha. Zapewne było widać moje żebra, które zostały dokładnie wycałowane przez Feliksa. Czułem, jak moje przyrodzenie stoi, nie wiedziałem, jak długo jeszcze wytrzymam.
   Feliks niespodziewanie, zamiast zjechać do bokserek, zatrzymał się na brzuchu i przyssał do niego. Dosłownie. Zaczął robić mi malinkę! Na mojej skórze one utrzymują się dość długo, Feliks także sporo czasu spędził na robieniu jej. Kiedy skończył, popatrzył na mnie z dołu z uśmiechem i powiedział męskim głosem:
     - Teraz jesteś mój.
   Przełknąłem ślinę i postarałem się uśmiechnąć. Feliks ostatni raz pocałował mój brzuch, a następnie zaczął odpinać guzik od spodni i rozpinać rozporek. Zdjął je do kolan, a następnie pozbył się także bokserek.

+18! 


   Wziął delikatnie mojego wyolbrzymianego członka do ręki. Zaczął nim spokojnie ruszać od góry do dołu, wprawiając mnie w stan rozkoszy. Nie myślałem o niczym innym, jak o przyjemność. Która, swoją drogą, powiększyła się jeszcze bardziej, gdy Feliks wziął moje przyrodzenie do ust. 
   Jęknąłem przeciągle. Feliks powoli zaczął ruszać głową w górę i w dół, nawet nie patrzyłem się w jego kierunku. Głowę miałem skierowaną na sufit, zamknięte oczy. Nie wyobrażałem sobie niczego, po prostu czułem. Czułem, jak Feliks coraz to bardziej przyśpiesza, jak stara się, by nic mi nie zrobić. Jego zęby momentami drażniły mojego członka, lecz później wynagradzał mi to. Nie wiem, ile czasu spędziłem w błogiej rozkoszy. 
   Po jakimś czasie Feliks jeszcze przyśpieszył. Czułem, że jeszcze trochę, a nie wytrzymam. Nie znałem zamiarów Feliksa, choć łatwo można było się domyślić najoczywistszą rzecz – chciał, bym doszedł, kiedy będzie miał go w ustach. 
   Nie do końca podobał mi się ten plan, jednak nie miałem nic do powiedzenia. Jęczałem co chwila i trzymałem się mocno pościeli, by choć trochę przedłużyć czas, w którym Feliks stara się mnie doprowadzić do orgazmu. 
   Jednakże Feliks nie próżnował. Z niewyobrażalną szybkością robił mi tego pierdolonego loda, jakby od tego zależało jego życie. Po kilkunastu sekundach, doszedłem. 
   Sperma została, o dziwo, w całości połknięta przez Feliksa. Opadłem, zmęczony na łóżko i zacząłem głęboko oddychać, by się w jakiś sposób uspokoić. 

Koniec +18 


   Feliks przez ten czas całował mnie po brzuchu oraz klatce, piersiowej, dopóki nie dotarł do szyi.
     - Nawet nie chcesz wiedzieć, jak długo chciałem to zrobić - wyszeptał wprost do mego ucha.
   Uśmiechnąłem się zmęczony i zerknąłem na swojego chłopaka. Nie ma co, zboczeniec.
   Jednak, zboczeniec, którego kochałem najbardziej na świecie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam wszystkich bardzo serdecznie! 
Że co? Scena seksów? Ale jak to? XD 
Miałam taką ochotę to napisać, a taka idealna scena się trafiła... No może, to nie są seksy, jednak coś więcej, niż przytulanie i całowanie :3 
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Chciałabym w tym miejscu pozdrowić FlyffyBocchan, która dość długo i niecierpliwie czekała na ten rozdział :D Pozdrawiam jeszcze raz!
Chcę również napomknąć, iż publikuję to opowiadanie również na wattpadzie ;) Nazwa ta sama, na razie pojawiło się tam bodajże 10 rozdziałów :D 
Przepraszam za taki okres przerwy, ale miałam małe problemy oraz blokadę :P Stwierdzam, iż niedziela to najlepszy dzień do pisania Michasia! 
Zachęcam do komentowania, brania udziału w ankietach i obserwowania mnie na Google+ :3 
Pozdrawiam wszystkich! <3 

niedziela, 27 września 2015

Rozdział 12 - Odpoczynek

Dedykuję ten rozdział FluffyBocchan za naprawdę miły komentarz, motywujący mnie do pisania!


   Sam nie wiem, co zdarzyło się przed chwilą. Nie panowałem nad sobą, swoimi słowami. Przyśnił mi się on, w najgorszej możliwej postaci. Uderzył mnie, a ja upadłem bezwładnie na ziemię. Nie, nie mogę o tym myśleć. To tylko przeszłość. Która będzie się ciągnąć za Tobą w nieskończoność, powiedział głos w mojej głowie. Zamknąłem mocno oczy i zjadłem naleśnika zrobionego przez Feliksa. Nie miałem ochoty ani siły powstrzymywać się przed zjedzeniem go. Zwłaszcza, że osoba gotująca, siedziała tuż obok mnie.
     - Smakuje ci? - zapytał Feliks z małym uśmieszkiem.
   Próbowałem się odwdzięczyć tym samym, ale chyba mi nie wyszło. Miałem dzisiaj zły nastrój, spowodowany głupim snem i wymiotowaniem o północy do kibla. Przełknąłem już z nieco mniejszym apetytem ostatni kawałek naleśnika i odłożyłem na biurko pusty talerz.
     - Dziękuję - powiedziałem, siląc się na uśmiech.
   Musiałem to z siebie wyrzucić. Tylko jak? To nie było takie proste. Ale... czułem, że nie wytrzymam ani chwili dłużej.
     - Feliks? - spytałem, a kiedy zauważyłem zainteresowanie z jego strony, kontynuowałem. - Bo... muszę ci coś powiedzieć.
   Kiedy nabierałem powietrza, by w końcu to z siebie wyrzucić, zadzwonił jego telefon. Feliks szybko złapał mnie za ramię i powiedział, że zaraz wróci. Zrezygnowany upadłem na łóżko, czekając aż skończy rozmowę. Akurat teraz ktoś musiał do niego zadzwonić?, pytałem sam siebie. Przez ten czas rozmyślałem nad czym, czy powiedzenie Feliksowi o mojej przeszłości będzie dobrym pomysłem. Z jednej strony pozbyłbym się tego uczucia ciężkości na sercu, ale z drugiej, Feliks mógłby przestać mnie kochać i się ze mną zadawać. Mógłby poczuć do mnie obrzydzenie. Zamknąłem oczy i odetchnąłem głęboko.
   Nie, on by mnie nie zostawił. On nie jest taki. Nie poszedł, kiedy mu kazałem i byłem w stanie krytycznym, to nie powinien odejść po usłyszeniu prawdy. Nadal nie potrafiłem się uspokoić. Spróbowałem policzyć w myślach do dziesięciu i się rozluźnić. Przy dwójce wparował Feliks.
     - Przepraszam, mama dzwoniła. Muszę szybko jechać do domu. Możesz mi to powiedzieć później, wieczorem? - zapytał szybko.
   Dopiero po kilku sekundach jego słowa do mnie dotarły. Pokiwałem energicznie głową, myśląc, że tak w sumie jest lepiej. Muszę to sobie poukładać w głowie.
     - Dobrze, to jadę. - Podszedł do mnie i uniósł mój podbródek. Pocałował mnie namiętnie, a jego miękkie usta zdecydowanie za krótko były w bliższym kontakcie z moimi. Nieusatysfakcjonowany, pociągnąłem go delikatnie za koszulę i pocałowałem delikatnie na pożegnanie. - Do zobaczenia wieczorem.
   Odprowadziłem Feliksa pod drzwi, a później je zamknąłem. Na dworze było z trzydzieści stopni, więc można by rozłożyć basen i sobie trochę popływać... Tak, to mi dobrze zrobi. Jednak, wcześniej musiałem umyć zęby. Mam lekkiego bzika na tym punkcie. Wróciłem się do pokoju i ubrałem bokserki do pływania oraz przewiewną, czarną koszulkę. Nie będę chodził bez koszulki. Za bardzo się wstydzę, nawet gdy jestem sam. Zabrałem telefon wraz ze słuchawkami i poszedłem do łazienki.
   Załatwiłem swe potrzeby, a także, zgodnie z planem, umyłem zęby. Uśmiechnąłem się lekko do lustra, kiedy zobaczyłem swoje kolorowe włosy w lustrze. Dobrze się ułożyły, choć nie rewelacyjnie. Chwile je ustawiłem, a zaraz potem przemyłem twarz w zimnej wodzie i wytarłem się białym ręcznikiem. Niedługo trzeba będzie zrobić pranie.
   Zszedłem po schodach, nucąc jakąś piosenkę pod nosem. Prawdopodobnie The Ready Set - Carry Me Home. Nie miałem tej piosenki na telefonie, lecz zawsze mogłem ją sobie wpisać na YouTubie i wypędzić ją z głowy. Otworzyłem drzwi od tarasu i uderzył mnie gorąc, panujący w Kołobrzegu. Zdecydowanie za ciepło, jak dla mnie. Osobiście wolałem zimę, ale raz na jakiś czas przyda się dawka słońca. Podobno od witaminy, którą ono daje, człowiek jest szczęśliwszy i ogólnie się lepiej czuje. Cóż, sprawdzę to.
   Ruszyłem w kierunku komórki w której schowany był basen. Musiałem go napompować, a do tego nalać wody... Westchnąłem ciężko. Wolnym krokiem podszedłem do komórki, otworzyłem ją (na szczęście nie była zamknięta na klucz) i kaszlnąłem. Trochę kurzu się tu nazbierało. Poszukałem wzrokiem pudełka, w którym powinien być basen i po chwili go znalazłem. Na szczęście był niedaleko od wejścia i dosięgnąłem go stojąc przy drzwiach. Wyciągnąłem pudełko, uważając by niczego nie przewrócić, a następnie szybko odsunąłem się ze znajdą i odłożyłem ją koło wejścia. Jeszcze pompka i można zamykać.
   Wziąłem z brzegu pompkę i zamknąłem komórkę. Wziąłem w drugą rękę jeszcze pudło z basenem i ruszyłem na środek ogródka. Zacząłem wszystko rozpakowywać, całkowicie oddając się tej czynności. Nie myślałem o niczym ważnym, chciałem choć na chwilę zapomnieć o otaczającym mnie świecie.
   Rozłożyłem basen i użyłem pompki do basenu. Na szczęście była elektryczna i sama pompowała. Przez ten czas postanowiłem pójść po ręcznik do łazienki, a także ustawić krzesło niedaleko basenu. Kiedy znalazłem się na schodach, przypomniałem sobie o kremie z filtrem. W łazience zabrałem go i wcześniej wspomniane ręczniki, zszedłem na dół, przypominając sobie o czymś zimnym do picia. Miałem nadzieję, że Feliks kupił jakiś sok czy coś w tym stylu. Odłożyłem ręczniki i inne rzeczy, które trzymałem w ręce i spostrzegłem, że basen jest mniej więcej w połowie napompowany. Lekko zmęczony poszedłem jeszcze po te nieszczęsne picie, i położyłem je na krześle. Chwila, miałem gdzieś przenośną, chłodzącą lodówkę.
     - Ile ja jeszcze będę chodził... - mruknąłem do siebie. - Trzeba było jednak pobiegać wtedy z Feliksem.
   Poszedłem, po raz kolejny do komórki, by przypomnieć sobie, że lodówkę mam w domu, w składziku. Niech to szlag! Westchnąłem z rezygnacją i zamknąłem drzwiczki od komórki. Wszedłem do domu, dostrzegając wcześniej, że za chwilę basen będzie napompowany. Pobiegłem do składzika, wziąłem co moje i zapełniłem mini lodówkę lodem. Potruchtałem z nią na zewnątrz i włożyłem tam jeden sok oraz dwie puszki Pepsi. Usiadłem na krześle i zaczekałem chwilę, aż basen zostanie napompowany. Przez te czynności, z pozoru nudne i nieciekawe, mogłem uwolnić się od dręczących mnie myśli o przeszłości.
   Wziąłem słuchawki i telefon i wybrałem piosenkę Starset - My Demons. Z niektórymi piosenkami miałem tak, że odczuwałem wrażenie, iż są napisane z myślą o mnie. Tak właśnie było z tą melodią. Nuciłem ją pod nosem podczas wykonywania kolejnych czynności.
   Gdy wszystko było zakończone, stanąłem, podtrzymując się za boki i obejrzałem efekty swojej pracy. Basen, napompowany, napełniony zimną wodą, zachęcał do rzucenia się w niego i zanurzeniu się po czubek głowy. Lodówka obok, do której później włożyłem dodatkowo jeszcze jeden sok i jedną puszkę napoju, pewnie bardzo się przyda. Już teraz popijałem zimny sok. Ręczniki będą mi pewnie służyły tylko do wycierania rąk, choć może raz się zanurzę cały. Posmarowałem się kremem do opalania, jak grzeczny chłopiec i przyniosłem sobie okulary przeciwsłoneczne. 
   Uśmiechnięty od ucha do ucha ruszyłem w kierunku basenu. Najpierw sprawdziłem temperaturę wody. Zimna, aczkolwiek nie lodowata. Bez względnego przeciągania stanąłem na malutkich schodkach i wszedłem do basenu.
   Przeszły mnie dreszcze w pierwszej chwili. Z racji, iż basen miał 1,4 metra wysokości, nie musiałem trzymać się krawędzi basenu. Najgorzej było z zanurzeniem brzucha oraz części intymnych. Wtedy dopiero miałem dreszcze... 
   Gdy przyzwyczaiłem się do zimna, postanowiłem się cały zanurzyć. Wziąłem głęboki oddech, zatkałem nos palcami i zanurkowałem. Wytrzymałem jakieś pięć sekund. Wynurzyłem się i odetchnąłem głęboko. Otarłem twarz i odgarnąłem z niej kolorowe włosy. Uśmiechnąłem się ponownie. Zakochałem się w nich.
   Położyłem się na plecach i utrzymywałem się na wodzie. Oddychałem głęboko, uśmiechałem się. Byłem szczęśliwy. 
   Zaśmiałem się cicho ze szczęścia. Byłem także wolny, czułem się... wyzwolony. Czułem, że mogę zrobić wszystko co chcę. Ponownie się zanurzyłem, ale tylko po to, żeby dotknąć stopami dna. Otrzepałem się jak pies i kolejny raz się zaśmiałem.
   Po kilku minutach zabawy wyszedłem z basenu i otarłem się ręcznikiem. Koszulka leżała na trawie, obok kremu do opalania. Jedyne, czego teraz potrzebowałem, był materac. Specjalnie wcześniej go napompowałem. Położyłem go na tafli wody i przysnąłem do basenu krzesło, na którym był ręcznik, lodówka, książka oraz telefon ze słuchawkami. Najpierw wszedłem do wody, położyłem się na materacu i dopiero wtedy wytarłem ręce u zabrałem książkę. Zrelaksowałem się przy świetnej lekturze i kompletnie zapomniałem o problemach.

***

   Jakieś półtorej godziny później, skończyłem czytać książkę. Odłożyłem ją na krzesło i postanowiłem posłuchać muzyki. Wziąłem telefon, słuchawki i, uważając by nic nie wpadło do wody, założyłem je i odpłynąłem. Rozejrzałem się na boki, czy nikogo nie ma i zacząłem cicho śpiewać. Dawno tego nie robiłem.
   Przypomniało mi to moje pierwsze spotkanie z Feliksem w grze... To było już jakiś miesiąc temu. Kto by pomyślał, że teraz on będzie ze mną ,,mieszka” i będzie moim... Chłopakiem. To się wydawało zbyt piękne, żeby było prawdziwe. A jednak. Igor i inne osoby, które spotkałem w internecie dawały mi poczucie szczęścia na kilka dobrych godzin... W jakiś sposób, zaopiekowali się mną. Wtedy, kiedy potrzebowałem pomocy - natrafiłem na nich.
   Od razu przypomniał mi się temat z polskiego - ,,Przypadek czy przeznaczenie?”. Uśmiechnąłem się. Przecież są wakacje, nie powinienem myśleć o szkole! Wracając do tematu gry i Feliksa, muszę kiedyś spotkać się z Igorem i innymi. W końcu, to nie takie trudne. Wyśpiewałem ostatnie słowo mojej ulubionej piosenki i westchnąłem. 
   Jakoś tak pusto jest bez Feliksa. Nie, że za nim przerażająco tęsknię, lecz jednak dało się odczuć otaczającą pustkę. Mi ona, na całe szczęście, nie przeszkadzała.
   Lubiłem posiedzieć cały dzień w samotności. Kiedyś nie miałem innego wyboru. Albo samotność albo obecność matki. A we wczesnych latach również i ojca. Jednak, wcześnie przekonałem się, iż jego obecność mi nie służy.
   Musiałem jeszcze zastanowić się, czy w końcu powiedzieć Feliksowi o swojej przeszłości... Wiem, jestem jak baba. Muszę wszystko przemyśleć sto razy, zanim podejmę decyzję. Niekoniecznie właściwą. 
   Przełączyłem na piosenkę Hozier'a przy której mogłem spokojnie pomyśleć. Myśl o ojcu przyprawiała mnie o dreszcze. Gdybym miał się z nim teraz przykładowo spotkać... Nie. Otrząsnąłem się z koszmaru i wróciłem do czasu teraźniejszego. 
   W sumie, Feliks mógłby poczuć do mnie wielkie obrzydzenie po opowiedzeniu mu tego wstydliwego faktu z mojego życia. Mógłby ze mną zerwać. Albo trzymać się na dystans. Zależy.
   W najlepszym wypadku, wręcz wyidealizowanym, przytuliłby mnie i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Marzenia...
   Prychnąłem na tą myśl. To by było takie świetne i idealne... Chyba można sobie pomarzyć, prawda? Z frustrowaniem, wywróciłem oczami. Sprawdziłem godzinę. Pięć minut po czternastej. A Feliks powiedział, że wróci wieczorem. Tylko dokładnie o której? Zastanowiłem się nad tym.
   Po krótkiej chwili postanowiłem zadzwonić do Feliksa i dokładnie go o to zapytać.
   Wziąłem telefon i wybrałem jego numer z kontaktów. Kliknąłem zieloną słuchawkę i zaczekałem na rozpoczęcie połączenia. Już po jednym sygnale usłyszałem jego wesoły głos a słuchawce:
     - Hej kochanie!
   Mimowolnie się uśmiechnąłem.
     - Cześć! - przywitałem się - O której dokładnie wrócisz?
   Usłyszałem mlaskanie Feliksa (chyba robił to specjalnie, żeby mnie wkurzyć... On jest taki kochany!) i zapytał się osoby obok o to samo.
     - Gdzieś tak około dziewiętnastej. O osiemnastej wyjeżdżam ze Szczecina, to w godzinę się wyrobię.
   Pokiwałem z wolna głową. Jednak mam jeszcze dużo czasu.
     - Dzięki. Do zobaczenia za kilka godzin! Nie przepracuj się tam za bardzo... - szepnąłem.
   A on oczywiście musiał to usłyszeć.
     - Spokojnie, znajdę siły na ciebie. - Mógłbym się założyć, że w tym momencie puściłby do mnie oczko. - Zaraz wracam do pracy, ale mam jeszcze jedno pytanie. Co kochanie sam robisz? Dobrze się czujesz?
   Kolejny uśmiech pojawił się na mej twarzy. Czemu ton jego głosu umie to u mnie spowodować? Miłość jest dziwna... Ale fantastyczna zarazem.
     - Pływam w basenie. Za gorąco mi było - odpowiedziałem i usłyszałem w tej samej chwili pomrukiwanie i jęczenie Feliksa.
     - Dlaczego akurat wtedy, kiedy mnie przy tobie nie ma?! - zaśmiałem się - Masz tak zostać, dopóki nie przyjadę - zarządził.
   Prychnąłem głośno, żeby to usłyszał.
     - Wracaj już lepiej do pracy. Ja chyba poczytam kolejną książkę.
      - Dobrze, kujonie. Do zobaczenia wieczorem.
   Pożegnałem się z nim i, zgodnie z tym co powiedziałem, poszedłem do domu po następną część mojej ulubionej serii.

***

   W połowie lektury, zorientowałem się, że powinienem wcześniej nałożyć krem z filtrem! Jaki ja jestem głupi! Pewnie teraz jestem czerwony na twarzy... Dopiero przed chwilą zaczęły mnie piec ramiona. Szybko odłożyłem książkę na krzesło i wskoczyłem do wody. Momentalnie poczułem się o niebo lepiej. Zimna woda potrafi zdziałać cuda.
   Wynurzyłem się i szybko wyszedłem z basenu. Lekkie dreszcze przeszły przez me ciało. Szok termiczny. Wziąłem ręcznik i wytarłem się dokładnie. Szybko założyłem koszulkę, rozglądając się wcześniej, czy nikt mnie nie obserwuje. Postanowiłem, że dość słońca jak na dziś. Wcale nie poczułem się lepiej.
   Zabrałem wszystkie rzeczy, łącznie z lodówką (pustą, swoją drogą). Basen zostawiłem nieruszony, pewnie niedługo znów się przyda. 
   Kiedy odłożyłem zabrane rzeczy na miejsce, poszedłem do łazienki i wysmarowałem twarz kremem łagodzącym. Wiecie, Nivea i te sprawy. Poczułem się lepiej. Tylko dlaczego musiałem mieć aż tak czerwone poliki?! Już wyobraziłem sobie minę Feliksa, kiedy mnie zobaczy... Będzie rozbawiony, to pewne. Ewentualnie zatroskany.
   Cóż, dowiem się za... Godzinę. Czyli Feliks już wyjechał od mamy i powinien być w drodze. Uśmiechnąłem się. Cieszyłem się, że niedługo go zobaczę.
   Moje szczęście przerwało burczenie w brzuchu. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że zjadłem dzisiaj tylko śniadanie. Zszedłem na dół, do kuchni i otworzyłem lodówkę. Po krótkim zastanowieniu, postanowiłem przyrządzić bułkę w jajku. Wiem, ambitne. 
   Wyciągnąłem dwa jajka, dwie bułki, kilka plasterków szynki i miskę. Wykonałem wszystkie kolejne czynności nucąc jakąś melodię w międzyczasie. Oczywiście, kiedy przekładałem bułkę z patelni na talerz, moje danie było tylko lekko usmażone. Takie, jakie lubiłem. 
   Wyłączyłem kuchenkę i włożyłem patelnie i miskę po jajkach do zmywarki. Wziąłem swój posiłek i usiadłem przy stole. Zacząłem jeść.
   W trakcie przeżuwania jedzenia doszedłem do wniosku, że Feliks najlepiej wygląda w ,,pedalskich” kolorach ubrań. Najlepiej jest mu też w nieułożonych włosach. Ciekawe, jak bardzo jest umięśniony...
   O czym ja myślę?! Nigdy nie myślałem... Dobra, starałem się nie myśleć o nim w taki sposób... Czy on też myślał w taki sposób o mnie? Zarumieniłam się. Dobrze, że nikt tego nie widział. 
   Przecież wielokrotnie wysyłał mi sygnały, że... Zrobiłby to ze mną. Siedział na mnie, głaskał po gołych plecach i przy pasie bokserek się zatrzymywał albo leciutko pod nie wkładał palce. Przyparł mnie do ściany i zaczął całować. Dużo przykładów. 
   Przeszły mnie lekkie ciarki, że miałbym z nim uprawiać seks. Mój pierwszy raz z tak cudowną osobą jak on? Marzenie...
   Tylko mój ojciec, a raczej wydarzenia z nim związane, mi przeszkadza. Ten strach, że Feliks będzie dla mnie ostry, zrobi to kiedy nie będę chciał. Za każdym razem, gdy czuję, że Feliks chce to ze mną zrobić, zaczynam się panicznie bać o chcę uciekać jak najdalej.
     - Dlaczego zniszczyłeś mi życie? - spytałem przez łzy sam siebie.
   Odłożyłem pusty talerz po jedzeniu go zmywarki, a zauważając, że jest ona już prawie pełna, uruchomiłem ją, wcześniej wkładając w odpowiednie miejsce kostkę do zmywarki. Otarłem szybko łzy i sprawdziłem godzinę. Za pół godziny ma zjawić się Feliks. 
   Nadal z mokrymi oczami poszedłem do pokoju i wyciągnąłem pamiętnik. Agr, nie lubiłem tego określenia. Wolałem nazwę ,,dziennik”, choć on nim nie był. 
   Otworzyłem pamiętnik na ostatniej, zapisanej stronie i wziąłem do ręki długopis. Po chwili zastanowienia, zacząłem pisać.

***

   Dwadzieścia minut później odłożyłem dziennik i sprawdziłem godzinę. Jeszcze dziesięć minut do przyjazdu Feliksa, a ja mam mokre poliki i zapewne czerwone oczy. Powlokłem się do łazienki, żeby sprawdzić, jak fatalnie wyglądam. 
    Zaczerwienione, mokre policzki. Zapłakane, smutne oczy. Usta zaciśnięte w wąską linię. Szybko przemyłem twarz lodowatą wodą i próbowałem się opanować. Co chwila z moich ust wydobywał się cichy jęk rozpaczy. Chciałem krzyczeć. Ale wiedziałem, że wtedy rozkleję się na dobre i nic mi nie pomoże.
   Zresztą, muszę być silny. Dla Feliksa. Zacząłem oddychać równomiernie, pozwalałem na te jęki. Wziąłem papier i wysmarkałem nos. Teraz mogłem normalnie oddychać.
   Głowę miałem spuszczoną w kierunku umywalki. Powoli się uspokajałem, nie płakałem już. W tej chwili byłem tylko u kresu napadu depresji. Wziąłem głęboki oddech i uniosłem głowę. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze.
   Oczy lekko zaczerwienione, ale to zaraz powinno zniknąć. Poparzone policzki nadal miały barwę słodkich malin. Usta były w takim samym kolorze, leciutko rozwarte, bym mógł nabrać więcej powietrza. Kolejny raz przemyłem twarz zimną wodą. wytarłem się ręcznikiem i zamknąłem na chwilę oczy. Zaraz Feliks przyjedzie.
   Poprawiłem włosy mokrą dłonią i wróciłem do pokoju. Nie miałem co ze sobą zrobić. Leżałem na łóżku, patrząc się głupio w ekran telefonu. Widziałem, jak minuty upływają, a każda z nich wydawała się trwać wieczność.
   Gdy wybiła godzina dziewiętnasta, zaczęła narastać u mnie ekscytacja, kiedy Feliks wróci. Wiedziałem, że pewnie spóźni się z pięć minut, przecież nie przyjedzie punktualnie... Dlatego możecie wyobrazić sobie moje zdziwienie, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi.
   Szybko zbiegłem ze schodów, przeskakując po kilka szczebli i otworzyłem mieszkanie. To, co zobaczyłem, było... niesamowite. Feliks, lekko się uśmiechał, a w rękach dzierżył bukiet czerwonokrwistych róż. Uśmiech od razu pojawił się na mej twarzy, kiedy zobaczyłem, że Feliks trzyma czekoladki w kształcie serca, tuż pod bukietem. W tej chwili naprawdę poczułem się jak typowy uke! To niesprawiedliwe, choć... Bardzo miło było dostać taki prezent.
     - Hej kochanie - powiedział i zbliżył się do mnie. - To dla ciebie, w ramach rekompensaty, że musiałeś spędzić cały dzień sam.
   Uśmiech nie zniknął z mej twarzy ani na moment. Wziąłem swoje prezenty i odłożyłem je na stolik. Zaraz potem mocno przytuliłem Feliksa i złożyłem na jego ustach namiętny pocałunek.
     - Wiesz, że bardzo cię kocham? - spytałem retorycznie.
   Chłopak zaśmiał się i pocałował mnie w czubek głowy.
     - Wiem. Trudno tego nie zauważyć.
   Wzmocniłem uścisk i popatrzyłem w oczy Feliksa. Szczęśliwe. Tych oczu przez cały dzień mi brakowało.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam was po strasznie długiej przerwie. Ponad miesiąc temu ukazał się rozdział 11, a ten jest dodawany tak późno. Sama nie wiem dlaczego. Raz nie mogłam się zabrać, a raz brakowało czasu. Przepraszam.
Mam nadzieję, że wam się ten rozdział choć troszkę spodobał :3 I ten miły akcent na końcu również :D
Pozdrawiam, zachęcam do komentarzy i brania udziału w ankiecie :3
Jeszcze raz pozdrowionka! :D 
      
 
   

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 11 - Przeszłość

  Stoję na dachu budynku. Wiem to, mimo że mam zamknięte oczy. Czuję powiew wiatru na swej twarzy. Całe moje ubranie powiewa na wietrze. Jest mi zimno, mimo to, stoję na krawędzi, pogrążony w głębokim smutku. 
Moja matka umarła. W wypadku samochodowym. 
Samotna łza spływa po mym policzku.
Mój ojciec wrócił. Piekło zaczęło się od nowa, tym razem jednak jest gorętsze i boleśniejsze. 
Dołącza do niej druga łza.
Feliks odszedł. Jego była dziewczyna zaproponowała mu powrót do związku. Zgodził się. 
Dołącza do nich pięć łez. 
Milena odwróciła się ode mnie. Okazało się, że udawała moją przyjaciółkę, aby zdobyć Feliksa.
Dołącza do nich potok łez.
Wszyscy odeszli.
Czas i na mnie.
Stoję na skraju budynku i szykuję się na wykonanie ostatecznego kroku.
Odliczam spokojnie od dziesięciu w dół.
Skaczę już przy pięciu.
Wtedy, nie czuję już nic.
Nareszcie.



   Obudziłem się cały zlany potem. Feliks leżał tuż obok mnie, smacznie spał. Na szczęście, nie obejmował mnie, tylko odwrócony był w stronę ściany. Otarłem swoją twarz i sprawdziłem godzinę na telefonie. Pięć minut po północy. Spałem z sześć godzin. Cicho wymknąłem się spod kołdry, by pójść do toalety. Było mi niedobrze. Zrobiłem kilka kroków, co chwile odwracając się i sprawdzając, czy Feliks się nie obudził. Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło. Policzki miałem mokre, lecz nie od potu. Od łez. Płakałem cicho, wyćwiczyłem to.
   Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do toalety. Zamknąłem za sobą drzwi najciszej jak potrafię i wszedłem do kolejnego pomieszczenia. Zapaliłem światło, a ono uderzyło wprost w moje zaspane ślepia. Z początku zmrużyłem oczy, dopiero później w pełni je otworzyłem. Podszedłem do umywalki i oparłem na niej ręce, spuszczając głowę w dół. Wyplułem wymiociny z ust, kiedy poczułem, że zbliża się kolejna porcja. Szybko podbiegłem to toalety i otworzywszy klapę, zwymiotowałem do niej. Nie musiałem nawet wkładać palców do gardła, co było dla mnie nowością. Zwymiotowałem resztkami jedzenia i żółcią. Kiedy skończyłem, wziąłem papier wiszący z boku i otarłem usta.
   Ohydny smak znów w nich zagościł. Od tego znów zachciało mi się rzygać. A skoro chcę mi się to robić z własnej woli, to dlaczego mam tego nie robić? Dwa palce trafiły do mojego gardła, a kolejne porcja żółci znalazła się w kiblu. Po naprawdę skończonej robocie, wziąłem kolejne kawałki papieru i użyłem ich. Następnie wyrzuciłem śmieci do tego samego miejsca co wymiociny i wcisnąłem spłuczkę. Wszystko zniknęło, dopiero za drugim razem. Zamknąłem klapę i na chwiejnych nogach podszedłem znów do umywalki.
   Popatrzyłem na siebie w lustrze. Z kącika ust spływała mi żółta ciecz, więc szybko ją starłem i wtarłem w jedną ze ścian umywalki. Nieważne, że była okrągła. Moje włosy były roztrzepane, jednak w ładny sposób. Kolorowe pasemka odstawały od reszty włosów i wyróżniały się. Szkoda, że tylko to jakoś ładnie wyglądało. Oczy, jak za dawnych czasów, podkrążone i dość mocno zakrwawione. Usta brudne od wymiocin pomieszanych ze śliną. Cała skóra na twarzy spocona, zresztą jak reszta ciała. Splunąłem do umywalki i postanowiłem chociaż szybko się przemyć.
   Ruszyłem do pokoju po piżamę (bo zasnąłem oczywiście w ubraniach), uważając oczywiście by nie obudzić swego gościa. Wziąłem potrzebne rzeczy i w dość szybkim tempie ponownie znalazłem się w łazience. Zamknąłem drzwi, rozebrałem się i wszedłem pod prysznic.
   Oczywiście zimną wodą przemyłem swe rozgrzane ciało. Umyłem się dokładnie, bo od potu zapewne śmierdziałem na kilometr. Obiecałem również sobie, że porządnie umyje zęby, a na razie tylko przepłukiwałem jamę ustną wodą. Wyszedłem spod prysznica parę minut później, wziąłem szybko ręcznik i wytarłem się. Korzystając jeszcze z okazji, postanowiłem się zważyć. Pięćdziesiąt dwa kilogramy. Jest! Schudłem dwa kilogramy! Opłacało się porządnie zwymiotować! Nawet z lekkim uśmiechem zszedłem z niej i ubrałem czarne bokserki i do tego luźną, przewiewną koszulkę. Umyłem zęby, jak to sobie obiecałem, a następnie zabrałem swoje stare rzeczy, koszulkę, gacie i skarpetki dałem do kosza, a spodnie zaniosłem do pokoju. Delikatnie włożyłem je do szafy, uważając by nie strącić kupki innych ubrań. Zamknąłem szafę i popatrzyłem na łóżko.
   Feliks obrócił się w drugą stronę i ręką, jakby mnie szukał. Leciutko uśmiechnąłem się pod nosem i, wcześniej zamykając drzwi, podszedłem do łóżka i wślizgnąłem się pod kołdrę. Feliks od razu wyczuł moją obecność; przytulił mnie mocno i wyskamlał jakieś niezrozumiałe słowa. Również go przytuliłem i postarałem się zasnąć. Czując ciepło Feliksa na plecach oraz nie odczuwając już w takim stopniu samotności, to powinno się udać. Zamknąłem oczy i po dłuższym rozmyślaniu, odpłynąłem.

***

   Otworzyłem oczy z własnej woli. Tym razem jednak Feliks mnie nie obudził. Może zobaczył w jakim byłem stanie i mnie zostawił, bym sobie odespał? A nie, jednak nie. Po prostu sam się jeszcze nie obudził. Odwróciłem się w jego stronę i popatrzyłem w te piękne, aczkolwiek zamknięte oczy. Jego klatka piersiowa unosiła się i upadała równomiernie. Wyciągnąłem rękę spod kołdry i kciukiem przejechałem po jego policzku. Był taki ciepły i mięciutki. Czemu ludzie kiedy śpią mają takie duże policzki? Ja takie mam cały czas. Ogólnie mam dziwne policzki. Są takie troszkę większe niż u normalnych ludzi (ale naprawdę, tylko odrobinę), a kości policzkowe i tak są widoczne w jednym miejscu. Ehh... to dziwne. Przejechałem palcem jeszcze raz po policzku Feliksa, modląc się w duchu, żeby się przypadkiem nie obudził. Następnie przybliżyłem się jeszcze trochę do niego. Czułem jego oddech na swojej twarzy. Zamknąłem oczy i spróbowałem się odprężyć.
   Cały czas myślałem o tym co zrobiłem parę godzin temu. Cóż, przynajmniej schudłem, próbowałem się pocieszyć, ale wyjątkowo ten argument mi nie pomagał. Po prostu czułem się źle ze świadomością, że... zawiodłem? Miałem przytyć, a nie chudnąć. Westchnąłem ciężko, próbując się uspokoić. Serce mnie bolało. Przecież powinienem być przyzwyczajony do kłamstwa! Poza tym, jeszcze nie skłamałem. Dopóki Feliks się nie obudzi i nie spyta się, co robiłem w nocy, to nie skłamię. Tak, to dobre wytłumaczenie. Trochę się uspokoiłem i zacząłem normalnie oddychać. Jakie było moje zdziwienie, kiedy poczułem na swoim czole czyjeś usta. Otworzyłem oczy i spojrzałem w górę. Feliks mnie całował, a następnie odsunął się lekko i uśmiechnął.
     - Jak się spało? - zapytał ochrypniętym głosem.
   Nie wiem czemu, ale uśmiechnąłem się lekko i po krótkim zastanowieniu odparłem:
     - Raz się obudziłem, ale tak, to idealnie
   Przecież nie mogłem powiedzieć, że zwymiotowałem. Chociaż, w sumie to mogłem. Tylko jeszcze zapytałby się od czego i zacząłby się martwić... A tego nie chciałem. Uśmiechnął się do mnie i przyciągnął do siebie. Mocno mnie przytulił, a następnie położył na siebie. Od razu zacząłem się cicho śmiać. Ułożyłem się wygodnie na swoim gorącym (naprawdę i w przenośni) chłopaku, kładąc głowę na jego obojczyku, nogi mając wzdłuż jego ciała, lewą ręką go przytulając, a prawą trzymając pod jego ramieniem. Pocałowałem go w szyję i tam pozostała moja głowa. Usłyszałem jego cichy śmiech, a następnie pytanie:
     - Wiesz może, która godzina?
   Pokręciłem głową przecząco, ale dla pewności szepnąłem mu także Nie. Wtedy sięgnął po telefon leżący na szafce nocnej i sprawdził ją. Udało mi się dostrzec kątem oka godzinę. Była dopiero dziewiąta szesnaście. Feliks odłożył telefon i kolejny raz przytulił mnie mocno. Znów poczucie, że jestem malutki w porównaniu do niego powróciło. Skuliłem się i starałem wtopić w swojego chłopaka. Wyczuł to i pocałował mnie w czoło.
     - Jesteś taki malutki i chudziutki... - szepnął bardziej do siebie niż do mnie. - Taki bezbronny i słodki... Powiedz mi, jak tamci chłopacy mogli zrobić ci krzywdę?
   Najpierw nie wiedziałem o co mu chodzi. Lecz po ułożeniu w swojej głowie wydarzeń chronologicznie, olśniło mnie. Genialnie.
     - Nie mam pojęcia, nic im nie zrobiłem... - zacząłem się tłumaczyć, sam nie wiem czemu. - Ehh... nie chciałem, żeby to tak wyszło. Naprawdę.
   Kolejny całus w czoło uspokoił mnie trochę. Odetchnąłem głęboko uświadamiając sam siebie, że nie jestem na żadnym przesłuchaniu, ani nic podobnego.
     - Spokojnie, nie tłumacz się. - powiedział opanowanym głosem - Chodzi mi o to, jak oni mogli... Przecież... - nie mógł najwidoczniej znaleźć odpowiedniego słowa, tylko mamrotał coś pod nosem. - Po prostu uważam, że to nie w porządku, krzywdzić takie biedne osoby. Udusiłbym na miejscu.
   Uśmiechnąłem się na to stwierdzenie. Niby wtedy Feliks popełniłby zbrodnię, ale to byłoby takie bohaterskie z jego strony. Tym razem to ja objąłem go mocniej. Uznałem wtedy, że Feliks jest bardzo wygodny i jak przyjemny dla uszu jest jego głos. Taki opanowany i spokojny. Przymrużyłem oczy, starając się nie zasnąć.
     - Śpij sobie - szepnął. - Słyszałem, jak wychodziłeś do toalety, a wcześniej strasznie się kręciłeś. Zasłużyłeś na sen.
   Mimo że nie chciałem zasypiać, powieki ciążyły mi niemiłosiernie. Nieświadomie zamknąłem oczy, mój oddech zwolnił. Ostatnie co poczułem, to usta Feliksa na moim czole.

Feliks


   Gdy Michał zasnął, postanowiłem zadzwonić do mojej matki. W sumie, zanim się spakowałem i wyjeżdżałem z domu z Mileną, wypytywała się gdzie jadę, kiedy wrócę i takie tam. Delikatnie odłożyłem Michała na łóżko, przykryłem go i odgarnąłem, teraz już kolorowe, włosy. Wyglądał w nich idealnie, ale szczerze mówiąc nie spodziewałem się po nim takiego szalonego zachowania. Myślałem, że co najwyżej podetnie końcówki włosów, ale żeby je przefarbować... zaskoczył mnie totalnie. Uśmiechnąłem się do swojego śpiącego chłopaka i zabrawszy telefon z szafki nocnej, podążyłem do łazienki. Nie zaskoczył mnie fakt, że spałem w ubraniach (tak betewu zdarzało mi się to bardzo często). Najzwyczajniej w świecie je zdjąłem i postanowiłem się umyć. Moje włosy powoli robiły się przetłuszczone, a nienawidziłem, kiedy takie były. Pomyślałem, że zadzwonię do rodzicielki po kąpieli. Wszedłem do kabiny i odkręcając gorącą wodę, pozbyłem się myśli o wszystkim.
   Automatycznie wykonywałem wszystkie czynności. Umyć głowę, zmyć pianę i jeszcze raz. Podczas tego, myć resztę ciała i wszystko spłukać. Jakieś dwadzieścia minut później, wyszedłem spod prysznica. Wziąłem czysty ręcznik z szafki i owinąłem go sobie wokół bioder. Następnie, popatrzyłem na siebie w lustrze.
   Włosy teraz opadały mi na oczy, co było strasznie wkurzające. Odgarnąłem je do tyłu, by dokładnie przyjrzeć się zwierciadłom duszy. Karmelowe, duże oczy przykryte pod średnią długością czarnych rzęs. Usta, wąskie, lecz takie mi się jak najbardziej podobały. Żadnych piegów, średniej wielkości nos. To właśnie byłem ja - niby zwykły chłopak, ale dla jednej bezbronnej osóbki cały świat. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jestem dla Michała wszystkim... Niby matka się nim zajmuje, ale tak naprawdę nie widzi najistotniejszego... To też wina tego, że ze sobą nie rozmawiają i on się jej boi wyznać prawdę. To straszne. Wytarłem resztę ciała i założyłem bokserki.
   Ja sam nie miałem idealnego dzieciństwa. Mój tata umarł, kiedy miałem jakieś pięć lat. Nadal pamiętam jego twarz, jego głos... On mówi do mnie, w snach. Najgorszych koszmarach. Zawsze jest przy mnie. Wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się w stronę kuchni.
   Nie mając nic do roboty, w wieku trzynastu lat zacząłem kraść. Najpierw były to słodycze w sklepiku osiedlowym, później dopiero zacząłem interesować się cenniejszymi rzeczami. Najdroższym przedmiotem, jakim wyniosłem ze sklepu był pierścionek. Nie jakiś najdroższy, lecz zawsze wartościowszym do batonika. Miałem wtedy piętnaście lat, tyle co Michał. A na tym się nie skończyło.
   Umówiłem się raz z kolegami po szkole, by okraść jubilera. Chciałem ukraść naszyjnik, warty tysiąc pięćset złotych. Niestety, nie udało mi się to. Sprzedawca w ostatniej chwili zobaczył, jak końcówka naszyjnika wystaje z kieszeni mojego płaszczu i natychmiastowo zadzwonił na policję. Nie zdały się tu tłumaczenia, że jestem tylko dzieckiem, bardzo przepraszam i tym podobne. Zabrali mnie i moich dwóch znajomych na komisariat i przesłuchali. Przyznałem się do winy, bo cóż innego miałem zrobić? Przeprosiłem i obiecałem, że nic takiego się już nie powtórzy. Jako iż byłem nieletni, uczyłem się dobrze i nie robiłem wrażenia typowego rozrabiaki, dali mi tylko karę grzywny w wysokości połowy, ile kosztował ten naszyjnik (który oczywiście został zwrócony sprzedawcy z przeprosinami). Przez kilka miesięcy nie dostawałem kieszonkowego, ale nie odebrałem to jako sygnał, że matka mnie nienawidzi i najchętniej wyrzuciłaby mnie z domu.
   Od tamtego czasu rozmawialiśmy codziennie, raz dłużej, raz krócej. Wyszło nam to na dobre. Krótko po tym incydencie zacząłem rozdawać ulotki, żeby i szybciej spłacić dług, i nie być w stu procentach zdany na mamę. Chciałem być niezależny i teraz to mam. Ale nie jestem sam. Mam jedną z wspanialszych osób na świecie i nie zamierzam zmarnować szansy, która została mi ofiarowana. Wziąłem potrzebne rzeczy z lodówki i postanowiłem zrobić dla Michała śniadanie. Żeby mi chłopak nie schudł, choć to niemożliwe w stosunku do tego, ile je. Tylko, w nocy po coś wstawał, chyba nie czuł się najlepiej. Może jest chory?
   Ta myśl zaczęła krążyć w mojej głowie, podczas smażenia naleśników. Dodałem wcześniej do masy odrobinę wody gazowanej tak, jak uczyła mnie mama. Naleśniki były wtedy pulchniejsze i o wiele smaczniejsze. Przygotowywałem je jakieś dziesięć minut, wziąłem bitą śmietanę, którą specjalnie wczoraj kupiłem w sklepie, a także przy naleśnikach poukładałem borówki i malinki. Ten śpioch powinien się ucieszyć. Wziąłem drewnianą tackę, by mógł zjeść w łóżku, postawiłem na nią talerz z jedzeniem i sok jabłkowy. W ostatniej chwili przypomniałem sobie również o chusteczkach, więc się po nie cofnąłem i zabrałem co potrzebne. Czy ja go rozpieszczam? Może troszeczkę...
   Wszedłem do pokoju i gdy zobaczyłem, że Michał siedzi na łóżku, trochę mi ulżyło. Nie musiałem go budzić, a zawsze tak słodko wyglądał jak spał i mi go było szkoda.
     - Witaj śpioszku. - przywitałem się i uśmiechnąłem do swego chłopaka.
   Roztrzepał sobie fryzurę i mruknął jakieś ciche powitanie. Wyglądał źle, jakby chorował. Postanowiłem, że go o to zapytam później.
     - Zjedz, musisz nabrać siły. - nakazałem i postawiłem przy nim jedzenie.
   Pokiwał głową, wyraźnie mnie lekceważył. Chciałem dowiedzieć się o co chodzi, dopiero później zostawić go w spokoju.
     - Źle się czujesz? - spytałem.
   Dopiero teraz zauważyłem na jego policzkach łzy. Westchnąłem przerażony, ale kiedy tylko troszkę się do niego przybliżyłem, odtrącił mnie szybko, piszcząc przy tym.
     - Michał? - zapytałem zaniepokojony.
   Mój rozmówca spojrzał na mnie mokrymi oczami i szepnął tylko dwa słowa:
     - Wynoś się.
   Byłem w szoku. Chłopak, którego kochałem, którego kilkadziesiąt minut temu całowałem i przytulałem, kazał mi się wynosić. Łza spłynęła po moim policzku.
     - A-ale... - wyjąkałem.
     - Idź stąd! Nie chcę cię tu! - wykrzyczał mi Michał prosto w twarz. - Nie obchodzisz mnie!
   Bolało. Z każdym słowem coraz bardziej. Ale ostatnie zdanie mnie rozwaliło psychicznie. Nie mając co zrobić, już chciałem się wycofać. Gdy dostrzegłem kolejny, niepokojący sygnał. Nadgarstek chłopaka. We krwi.
   To mną wstrząsnęło. Tudzież orzeźwiło moje zmysły.
     - Nie! Nigdy nie odejdę, rozumiesz?! - krzyknąłem wściekły.
   Chłopak popatrzył na mnie zrozpaczony, nie wiedział co ma zrobić. Chował swój zakrwawiony nadgarstek za plecami i myślał, że tego nie zobaczę. 
    - Odejdź! Teraz, idź stąd! - nadal krzyczał.
   Wziąłem tackę z jedzeniem i położyłem ją na biurku, nie chciałem niczego przewrócić. Spojrzałem na Michała z trochę bliższej odległości. On nie wiedział, co mówi. Usiadłem na skraju łóżka i patrzyłem się mu przez długi czas w oczy. Kilka razy mruknął coś w stylu, żebym stąd szedł, ale nie posłuchałem się go. Za wszelką cenę chciałem dowiedzieć się dlaczego się pociął, płacze i każe mi się wynosić.
   Chcą się tych wszystkich rzeczy dowiedzieć, siedziałem jakieś piętnaście minut wpatrując się w oczy Michała. Płakał coraz mniej, uspokajał się. Powoli stawał się zmęczony, adrenalina ustępowała.
     - Pomóż mi. - usłyszałem cichutki szept.
   Spojrzałem jeszcze raz na piętnastolatka i kolejny raz popatrzyłem w jego oczy. Zmęczone, opuchnięte. Powoli przybliżyłem się do swojej miłości i delikatnie go objąłem.
     - Proszę, pomóż mi... - błagał znów chłopak.
   Czując bezradność, zacząłem głaskać Michała po głowie. Zazwyczaj go o uspokajało. Usadowiłem się obok chłopaka i otuliłem go ramieniem.
     - Co się stało? - spytałem. - Dlaczego kazałeś mi się wynosić?
   Brązowooki przełknął głośno ślinę i wyciągnął ku mnie nadgarstek. Zatkało mnie. Michał przez ten czas zdążył sobie zrobić dziesięć nacięć, na szczęście każde po zewnętrznej stronie dłoni. Krew leciała nadal, ręka była cała czerwona. Zamknąłem oczy i zrobiłem coś, co ukoiło nerwy i moje i Michała. Pocałowałem te skaleczenia.
   Każdą z osobna, delikatnie, by nie sprawić chłopakowi tym bólu. W ustach miałem metaliczny posmak, lecz nie obchodziło mnie to. Gdy skończyłem, popatrzyłem zeszklonymi oczami na chłopaka. Znów płakał.
     - Przepraszam... - wyszeptał. - Ja... wydarzenia z przeszłości mnie przytłaczają.
   Pokiwałem głową, nic nie rozumiejąc. Jakie wydarzenia z przeszłości?! Coś mu robili, rodzice go bili? Nie, to niemożliwe. Kradł, tak jak ja? Nie, też odpada. To co?!
     - Jakie wydarzenia? - zapytałem niepewnie.
   Każdymi słowami mogłem go teraz zranić, więc musiałem bardzo uważać.
     - Ja... - widziałem, jak próbował przełamać w sobie tę barierę i mi powiedzieć. Ale nie mógł. - nie jestem jeszcze gotowy o tym mówić.
   Pokiwałem głową, lekko zawiedziony. Nie ufał mi? Może coś źle zrobiłem?
     - Dobrze. Myślisz, że kiedyś będziesz w stanie mi powiedzieć? Nie ufasz mi? - zasypałem go pytaniami.
   Michał popatrzył na mnie z nadzieją. Widziałem ją.
     - Ufam. Sam w sobie muszę najpierw to poukładać w głowie. Tak bardzo Cię przepraszam... - ostatnie zdanie wyszeptał.
   Przytuliłem go lekko i pocałowałem w czubek głowy.
     - Nie jestem zły. Bardziej zawiedziony, że naleśniki, które dla ciebie zrobiłem, pozostały nietknięte... - uśmiechnąłem się.
   Michał niespodziewanie odwrócił się do mnie, i mocno przytulił. Następnie upadł na plecy i pociągnął mnie za sobą. Przytulał mnie przez ten cały czas, teraz też wtulał się we mnie, jakby przepraszając za swe wcześniejsze zachowanie.
     - Nie chciałem mówić ci tych wszystkich rzeczy... - szepnął mi wprost do ucha. - Po prostu...
   Uciszyłem go pocałunkiem.
     - Nie tłumacz mi się. Co było, minęło, jasne? Liczy się tu i teraz.
   Jaka wielka była ma radość, gdy zobaczyłem wielki uśmiech na jego twarzy.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem! Rozdział ten pisałam w odstępach kilkudniowych, lecz końcówką zaskoczyłam samą siebie. Nagle wpadł mi taki pomysł do głowy, który nie zmienia aż tyle w fabule, a na dodatek ją polepsza!
Ogólnie, jestem zadowolona z rozdziału :3 I znowuż perspektywa Feliksa *-* Ogólnie rozdział sobie liczy około 2850 słów :3 Pasuje długość?
Przypominam, że możecie zagłosować w ankiecie, jak bardzo wam się podoba/nie podoba mój blog
Jak widzicie, mam również szablon! Jestem z niego bardzo zadowolona, na chwilę obecną nie mam zamiaru go zmieniać
Dobra, to chyba tyle ;) 
Zapraszam do komentowania! Baaj :3 

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 10 - Nowa, kolorowa fryzura


   Minęliśmy właśnie jakąś starszą panią, która patrzyła się na nas, jak na jakieś dziwadło. Feliks, widząc moje speszenie, chciał do niej podejść i coś jej powiedzieć, jednak udało mi się go utrzymać w miejscu. Westchnąłem cicho i ścisnąłem mocniej jego rękę.
     - Sam mi mówiłeś, żebym nie zwracał na to uwagi, to sam też tego nie rób. - przypomniałem.
   Feliks popatrzył na mnie lekko zdziwiony, ale z uśmiechem na twarzy.
     - Nareszcie... - zrobił krótką przerwę. - Uczeń przerósł mistrza.
   Zaśmiałem się cicho. Chłopak pocałował mnie w skroń, kiedy znów przechodziliśmy obok jakiejś pary. Tak naprawdę, było mi strasznie niezręcznie całować się tak na ulicy. Zdawałem sobie doskonale sprawę z tego, iż wszyscy się na nas gapią, a udawałem, że mam to gdzieś, żeby nie martwić Feliksa, który już i tak był przeze mnie zamartwiały. Uśmiechnąłem się sztucznie i szliśmy dalej, w ciszy. Była przyjemna. Czasem potrzebowałem chwili wytchnienia, wyciszenia. Byłem typem samotnika i nie można stać się nagle towarzyskim chłopakiem. Spuściłem głowę wręcz automatycznie i zacząłem patrzeć się na swoje trampki.
     - Co się stało? - zapytał nagle Feliks.
   Potrząsnąłem lekko głową, chcąc dać mu do zrozumienia, że nic. On, jak to on, nie dał za wygraną.
     - Proszę, powiedz. - nalegał.
   Aż się uśmiechnąłem pod nosem i, tak naprawdę, wbrew sobie stanąłem na palcach i pocałowałem go, mówiąc przy tym „Cmok!", aby i na jego twarzy pojawił się uśmiech. Udało mi się. Zaśmiał się cicho i otoczył mnie ramieniem.. Przyznaję, było to o wiele bardziej wygodne niż trzymanie za rękę tego wielkoluda.
   Rozejrzałem się dookoła, by z ulgą stwierdzić, że nie widzę nikogo znajomego.
     - Ej, patrz! - Feliks nagle pokazał ręką na salon fryzjerski. - Fryzjer! Chodź, w końcu obetniemy te Twoje przydługie kłaki.
   Nie skomentowałem tego, jak nazwał moje włosy, gdyż od razu pociągnął mnie w stronę budynku. Nie protestowałem, w sumie to przydałaby mi się wizyta u fryzjera.
     - Dzień dobry. - przywitaliśmy się z załogą fryzjerską.
   Trójka dorosłych uśmiechnęła się do nas, a najstarsza pani, która siedziała przy biurku zapytała się, czego potrzebujemy. Feliks wyjaśnił wszystko i spytał się, czy by mnie teraz nie przyjęła. Pani pokiwała twierdząco głową, gdy mówiła, że akurat mają wolny czas i z chęcią mnie przyjmą. Popatrzyłem piorunującym wzrokiem na Feliksa za to, w co mnie wkopał, ale podążyłem za panią fryzjerką na koniec pokoju i usiadłem na fotelu, a za mną była myjka fryzjerska. Pani od razu zaczęła myć moje włosy, tylko sobie podśpiewując, a ja wymyślałem tortury, które będę stosował dzisiaj na Feliksie.
   Jednak, moje myśli przekierowały się standardowo na posiłki. Ile to ja dzisiaj zjadłem? Jabłko, kanapkę z szynką, szklankę kakao i szklankę soku pomarańczowego. Zdecydowanie za dużo. Boże, jaki ja jestem głupi... Muszę się pozbyć tego jedzenia. Jedynym wyjściem było zwymiotowanie go, ale to nie czas ani miejsce na to. Wieczorem. Wtedy, kiedy Feliks będzie już spał. Pewnie jeszcze przed spaniem będzie mnie zmuszał, bym znowu coś zjadł, więc zrobię to z uśmiechem, a następnie zwymiotuje. Tak, to genialny pomysł.
   Według poleceń młodej kobiety usiadłem na zwykłym fotelu, przed lusterkiem. Patrzyłem na siebie z dziwnym dystansem, jakby spotkał jakiegoś obcego człowieka. Nie przypominałem siebie. Cienie pod powiekami troszkę się zmniejszyły, oczy, o dziwno, jeszcze pociemniały, umyte włosy były ułożone do góry zamiast na dół, szczęka nabrała trochę „tłuszczu" i przestała wyglądać jak kości owinięte skórą.
     - To jaką fryzurę robimy? - zapytała uprzejmie fryzjerka.
   Przypomniałem sobie o mojej wymarzonej fryzurze, ale najpierw musiałem się ją o to zapytać.
     - Macie państwo kolorowe farby do włosów?
   Uśmiechnęła się i pokiwała głową. Widziałem ją w odbiciu czystego lustra.
     - Tak, mamy kolory: niebieski, zielony, żółty, czerwony i ciemny fiolet. - odpowiedziała licząc na palcach.
   Pokiwałem twierdząco głową. Skoro Feliks chcę mieć mnie w nowej fryzurze, to tak będzie. Omówiłem z panią, jaką dokładnie chcę fryzurę, jakie kolory ma do tego obrać i wtedy przywołałem Feliksa ruchem ręki.
     - O co chodzi? - spytał zdziwiony.
   Uśmiechnąłem się, by dodać mu otuchy.
     - Możesz pójść i sam zrobić zakupy? Trochę tu posiedzę, a nie chcę, żebyś się nudził. - wyjaśniłem.
   Odpowiedział coś w stylu: „Okey, tylko uważaj na siebie". Nie wiem, co mi się może przydarzyć niebezpiecznego u fryzjera, ale zatwierdziłem jego słowa i jeszcze przez chwilę patrzyłem jak odchodzi. Później uśmiechnąłem się do lustra, gdy zobaczyłem, jak fryzjerka niesie wybrane przeze mnie farby.
   - No to do dzieła! - zaczęła podekscytowana.

Jakieś dwadzieścia minut później 

     - Naprawdę pani woli mieć w domu węża zamiast zwykłego pieska? - spytałem z niedowierzaniem.
   Pokiwała twierdząco głową, siedząc obok mnie. Przed chwilą nałożyła farbę na moje co dopiero obcięte włosy, więc jeszcze z 40 minut sobie poczekamy.
     - To jest aż tak dziwne? Cóż, w sumie to zawsze byłam dziwnym dzieckiem. Lubiłam komary, nienawidziłam motylków... - zaczęła wymieniać.
   Oczy mi się rozszerzyły na wieść, że lubi komary. Pani (Anna, jak się później okazało) okazała się bardzo przyjazną i miłą osobą, i wręcz od razu zaczęła ze mną dyskutować o najróżniejszych sprawach. Z początku byłem bardzo zawstydzony, ale już się przyzwyczaiłem. Naprawdę dobrze mi się z nią rozmawiało. Była otwarta na nowe tematy, czasem używała sarkazmu i wiedziała, kiedy i ja go używam i miała bardzo ciekawe życie o którym mi opowiadała.
     - Myślałem, że nie ma takiego kogoś na świecie, kto lubiłby komary. - przyznałem z uśmiechem.
   Odwzajemniła go i nawet cicho się zaśmiała.
     - Tak, jak już mówiłam. Byłam dziwnym dzieckiem. I teraz jestem równie dziwną trzydziestolatką... - nie dokończyła, bo natychmiast jej przerwałem.
     - Ma pani trzydzieści lat?! Wygląda pani na najwyżej dwadzieścia pięć. - kolejny raz uśmiechnęła się szczerze.
     - Może i trudno w to uwierzyć, ale tak mam zapisane w dowodzie. I dziękuję za komplement, młody człowieku. - sprawdziła godzinę. - Masz jeszcze 35 minut trzymać te farby na głowie. Chcesz jakąś książkę? - spytała uprzejmie.
     - Poproszę. - odpowiedziałem najmilszym tonem na jaki tylko było mnie stać.
   Dostałem do ręki pierwszą część z serii Zwiadowcy. Hmm, tytuł zachęca do czytania. Zatopiłem się w cudownym świecie fantasy na ponad pół godziny, kiedy to wrócił Feliks, bez zakupów.
     - Gdzie zgubiłeś reklamówki z jedzeniem? - spytałem podejrzliwie.
     - A w domu. Zdążyłem do niego pójść. I tu masz klucze. - podał mi zgubę - Następnym razem bardziej ich pilnuj. - ostrzegł.
   Popatrzyłem się zmieszany na klucze, ale wziąłem je i schowałem do kieszeni. Feliks patrzył na mnie z rozbawieniem, ale także stoickim spokojem na twarzy. Zdziwiło mnie to. Zawsze tryskała od niego energiczność, radość, a teraz dominował spokój. Coś tu jest nie tak.
     - Coś się stało? Ktoś zadzwonił? - spytałem, widząc, że kurczowo trzyma telefon w ręce.
   Kiwnął głową na znak potwierdzenia i opuścił głowę. Zobaczyłem wtedy na jego karku jakiś dziwny symbol. Wyglądał jak... Gepard? Muszę się go o to niedługo zapytać.
     - Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - obiecałem. - Ale teraz muszę zmyć to z włosów i zobaczyć Twoją minę.
   Natychmiast podniósł głowę i uśmiechnął się szeroko. Najwidoczniej fryzura mu się spodobała, ale jak będzie z kolorami? Usiadłem przy myjce i zaczekałem aż Anna zmyje farbę w włosów. Trwało to kilka minut, a później wróciłem na stare miejsce. Zerknąłem na Feliksa, który patrzył na mnie z rozdziawioną buzią i nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Zaśmiałem się lekko, a następnie przypatrywałem brązowowłosej Ani, jak suszy moje włosy.
   Po kilku minutach, skończyła. Nałożyła także troszkę żelu na włosy, by utrzymały się w tej pozycji, a później puściła mnie wolno. Stanąłem i dopiero wtedy zacząłem intensywnie przypatrywać się fryzurze. Grzywka w prawo, uniesiona do góry. A na niej trzy pasemka: fioletowe, niebieskie i zielone. Na środku głowy była dokładnie ta sama kombinacja, tylko, że kolory były bardziej ze sobą zmieszane, a dominował niebieski. Uśmiechnąłem się szczerze. Pomogłem Feliksowi wstać i dopiero wtedy podszedłem do kasy.
   Podziękowałem, zapłaciłem należytą sumę pieniędzy i wyszedłem, żegnając się z panią Anią i innymi. Dopiero przed salonem fryzjerskim Feliks obudził się i skomentował mój fryz:
      - Jak ty zajebiście wyglądasz! - krzyknął, nie zwracając uwagę na innych ludzi. - Ja chciałem, żebyś tylko włosy podciął, a ty sobie kolory dodajesz...
   Zaśmiałem się z jego reakcji i złapałem go za rękę, podążając w stronę domu.
     - No, a co? - spytałem ironicznie. - Poszedłem na całość.
   Pocałował mnie w czoło i już w ciszy wróciliśmy do domu. Tym razem, jeszcze przed otworzeniem furtki, sprawdziłem czy klucze na pewno znajdują się w kieszeni spodni i wyciągnąłem je. Podszedłem do drzwi, otworzyłem je i zobaczyłem z tuzin reklamówek z jedzeniem.
     - Widzę, że się zadomowiłeś! - skomentowałem jego zachowanie. - Po co nam tyle jedzenia?
   Zdjąłem buty i zacząłem wynosić reklamówki do kuchni.
     - Mnie się nie wysyła na zakupy samego... Nie zapominaj o tym!
   Niemrawo się uśmiechnąłem i odłożyłem reklamówki na stole. Przejrzałem zawartość każdej z nich, by z ulgą stwierdzić, że większość z tych rzeczy to jakieś płatki kukurydziane, mleko, chleby, a z produktów przemysłowych to płyn do mycia podłóg, płyn do mycia okien, kilka gąbek, ścierek i innych rzeczy pomagających w sprzątaniu. Jednak dobrze, że wysłałem go tam samego, przeszło mi przez myśl. Mi by nawet nie przyszło do głowy kupić połowy z tych potrzebnych rzeczy!
   Wypakowałem wszystko i powkładałem do odpowiednich szafek. Nagle wszystkie zostały zapełnione.
     - Feliks? - zacząłem i widząc zainteresowanie z jego strony, ciągnąłem dalej. - Skoro kupiłeś te wszystkie środki czyszczące, to może byśmy umyli okna?
   Pokiwał twierdząco głową i rzucił mi ten swój uśmiech à la największy przystojniacha w mieście. Odwróciłem się od niego, kryjąc rumieniec. Odłożyłem na półkę ostatni produkt spożywczy i zamknąłem szafkę. Ochłonąwszy trochę, stanąłem twarzą w brodę z Feliksem. Troszkę się zniżyłem i złożyłem na jego szyi delikatny pocałunek. On to chyba inaczej zinterpretował.
   Nagle, przycisnął mnie do ściany i zaczął namiętnie całować. Odrzuciłem myśli o przeszłości i poddałem się pocałunkom. Jego uścisk był za mocny, przywoływał okrutne wspomnienia. Nie mając wyjścia, ugryzłem go lekko w wargę, by pozwolił mi przemówić.
     - Proszę, nie trzymaj mnie tak mocno. - wysapałem.
   Jego uścisk zelżał. Powrócił do całowania, nagle zmieniał tempo, otwierał szerzej usta... To wszystko sprawiało, że głupiałem. Byłem początkujący w całowaniu i to było dla mnie za trudne. On, chyba zauważając mój brak orientacji, zwolnił trochę, pozwolił mi się oswoić z jego ustami. Pocałował mnie ostatni raz i odsunął głowę na trzy minimetry.
     - Kocham Cię. - wyszeptał.
   Nie słyszałem tego z ust nikogo mi bliskiego od bardzo dawna. Nie wiem czemu, moje oczy się zaszkliły. Feliks, zauważywszy to, pocałował obydwa najdelikatniej, jak tylko potrafił. Rozpłynąłem się pod jego dotykiem i chcąc być jak najbliżej niego, przytuliłem go. Musiałem stanąć na palcach, co uczyniłem i wtedy Feliks mnie podniósł. Położył na, teraz już pustym, stole i gładził moje plecy. Byłem przyciśnięty do jego klatki piersiowej i jedną ręką jeździłem w tych okolicach palcem. Wydawało mi się, że przy Feliksie, jest jakiś mniejszy. Kiedy go przytulałem, czułem się chroniony przed całym złem. Ziewnąłem nawet cicho. Przy nim, kiedy stawał się taki czuły i delikatny, zachciewało mi się spać.
   Zamknąłem oczy i czując jego dotyk na swych plecach, prawie przysnąłem. W ostatniej chwili jednak zdałem sobie sprawę, że trzeba jeszcze tyle rzeczy zrobić w domu. Odsunąłem się niechętnie od niego i spojrzałem w jego oczy. Widać było, że on także nie ma ochoty na sprzątanie. Ale cóż, obowiązek to obowiązek, a ja nie robiłem wielkich porządków, od kiedy moja mama wyjechała.
     - Chodź, umyjemy okna, odkurzymy i dopiero wtedy będziemy mieć chwilę dla siebie, okey? - spytałem, choć nie uznawałem innej odpowiedzi niż „Tak”.
  Pokiwał twierdząco głową i po pocałowawszy mnie w czoło, zdjął mnie ze stołu i położył na ziemi. Rozciągnąłem się sam nie wiem czemu i wziąłem płyn do mycia okien razem z dużą ilością ręczników kuchennych. Ruszyłem w stronę tarasu, a za mną podążył Feliks, trzymając kosz na śmieci w ręce. Wiedzieliśmy, że po skończonej pracy nie będzie nam się chciało zanosić tych wszystkich papierów do kuchni więc wzięliśmy go ze sobą.
   Zaczęliśmy pracować, jeden na zewnątrz, drugi w środku domu. Szło nam sprawnie, dopóki Feliks nie zaczął całować szyby i nie prosił mnie ruchem ręki, bym się przyłączył. Z uśmiechem na twarzy wykonałem jego polecenie i zacząłem całować szybę. Najpierw miałem otwarte oczy, by sprawdzić, czy po prostu nie chce się ze mnie pośmiać i zobaczyć, jak robię coś tak głupiego, a później, mając pewność, że tak nie jest, zamknąłem oczy i oddałem się „pocałunkowi”. Odsunąłem się od szyby pierwszy i podziwiałem to, z jaką łatwością zdradza mnie z kawałkiem szkła. Następnie otworzył oczy i pokazał mi język. Uśmiechnąłem się leciutko i skończyłem swoją pracę.
   Oczywiście, musiałem wytrzeć ślinę, którą sam na tę szybę naniosłem. Potem wyrzuciłem zużyte papiery i otworzyłem te oszklone drzwi, oddzielające mnie od Feliksa i wpuściłem go do środka.
     - Fajnie całujesz szybę. - stwierdziłem.
   Zaśmiał się i dał mi kuksańca w bok. Wziął z powrotem kosza, lecz wcześniej wrzucił do niego wszystkie papiery, jakie zużył. Ups, musiał je wcześniej cały czas trzymać, bo zamknąłem niepotrzebnie drzwi od tarasu. Spuściłem leciutko głowę, jakby bojąc się, że na mnie nakrzyczy i ruszyliśmy do kolejnych okien. Każdy stanął przy innym z nich i najpierw czyścił je wewnątrz domu, a później otwierał i mył z drugiej strony. Tak zleciało nam całe popołudnie.

*** 

     - Skończyłem. - oznajmiłem i wyrzuciłem kolejne papiery.
   Jak ja nienawidzę tego, że w moim domu jest tyle okien. Po skończonej robocie poczułem ukłucie w żołądku, które na razie postanowiłem zignorować. Z własnej woli nie będę jadł. Dopiero, kiedy Feliks spyta się mnie czy jestem głodny.
     - Ja również. - ogłosił Feliks i także wrzucił zużyty papier.
   Westchnąłem ciężko i złapałem się za boki. Niby taka prosta czynność to mycie okien, a potrafi naprawdę zmęczyć. Feliks standardowo wziął zapełniony kosz i zszedł na dół, by odłożyć go na miejsce. Ja natomiast chciałem zająć się... swoim pokojem. Utrzymywałem w nim porządek godny piętnastolatka, ale ostatnio bardzo tam nabałaganiłem. Zacząłem szybko sprzątać, wrzucać nieposkładane ubrania na łóżko, by później je z niego przenieść do kosza na pranie, znajdującego się w łazience. Jakieś niepotrzebne papierki włożyłem do ostatniej szuflady (Tia, tam trzymam wszystkie śmieci, które „kiedyś może się przydadzą), a jakieś prawdziwe śmieci ułożyłem w jedno miejsce na biurku. Za chwilę będę musiał je wynieść. Już miałem to zrobić, kiedy dostrzegłem jakąś na wpół zamkniętą kartkę, znajdującą się przy monitorze komputera.
   Nawet nie próbowałem okiełznać swojej ciekawości - po prostu wziąłem ją i przeczytałem. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie, kiedy to pisałem. To było wtedy, kiedy Feliks powiedział, że widzi we mnie najlepszego przyjaciela.

„Jeej! Jak ja się cieszę... Chłopak, który mi się... no podoba, przyznał, że mógłbym być jego najlepszym przyjacielem! A może, to naprawdę się stanie i spotkamy się kiedyś? Będziemy się dogadywać, poznam jego sekrety... O boże, gadam jak baba xD Ale cóż, chciałbym się z nim spotkać, poznać go osobiście... Może kiedyś marzenia staną się prawdą” 

   I stały się. Wrzuciłem tę kartkę to ostatniej szuflady i zabrałem śmieci znajdujące się obok końca biurka. Minąłem się na schodach z Feliksem, który jak zahipnotyzowany szedł w stronę jakiegoś pokoju. Wyrzuciłem śmieci i postanowiłem umyć ręce. Oczywiście, zimną wodą. Na dworze było tak gorąco... Mimo godziny piętnastej słońce nadal świeciło i dawało to „przyjemne” uczucie ciepła. Nienawidziłem go. Jestem zimnolubnym człowiekiem i słońcu mówię precz.
   Po umyciu rąk, naturalnie wtarłem wodę w spodnie i ruszyłem na górę. Właśnie miałem wejść do łazienki, kiedy usłyszałem stamtąd Feliksa. Odsunąłem się trochę, chcący już odejść, ale zostałem i wbrew swojej woli, zacząłem podsłuchiwać rozmowę.
     - Zostaw mnie wreszcie w spokoju! - niemal krzyknął Feliks. - Nie dość, że napastowałaś mnie w sklepie, to jeszcze musisz dzwonić?!
   Z kim on do jasnej cholery rozmawia? Kto go napastował w sklepie? Te dwa pytania nie dawały mi spokoju.
     -  Nie wiesz, gdzie aktualnie mieszkam. I nawet nie próbuj się dowiedzieć. - ostrzegł poważnym tonem, Feliks. - A teraz, ładnie się rozłączysz i zostawisz mnie i moją matkę w spokoju!
   Odsunąłem się krok w tył, ponieważ wiedziałem, że zaraz wyjdzie z łazienki. Szybko cofnąłem się do swojego pokoju i równie szybko schowałem dziennik do swojego bezpiecznego miejsca. Nie wiem czemu, ręce zaczęły mi się lekko trząść, a oddech przyśpieszył. Adrenalina? Tak naprawdę nigdy nikogo nie podsłuchiwałem, ani nawet nie próbowałem. Tak, to chyba od tego. Ładnie ułożyłem kołdrę na swoim dwuosobowym łóżku i poprawiłem poduszki. Teraz cały pokój wyglądał w miarę dobrze. Pochwaliłem się za tak szybkie sprzątnięcie i usiadłem na czystym łóżku.
     - Hej, co robisz? - spytał Feliks, wchodząc do pokoju.
   Uśmiechnąłem się do niego niemrawo i przetarłem oczy.
     - Nic, właściwie. Posprzątałem i to tyle. - wyjaśniłem najkrócej, jak potrafiłem.
   Usiadł obok mnie i opatulił ramieniem. Wtuliłem się w niego automatycznie, nie czując już przypływu adrenaliny. Za to, poczułem się naprawdę śpiący i znów ziewnąłem.
     - Chodź, połóż się. - postanowił Feliks i położył mnie na łóżku.
   Przytulałem go na brzuchu, a moje głowa leżała na wysokości jego ramion. Położyłem głowę na jego obojczyku i mocniej objąłem. Pocałował mnie w czoło, czochrając jednocześnie włosy. Także mnie obejmował, dzięki czułem się bezpiecznie. Szepnąłem do niego dwa słowa, które on mi dzisiaj powiedział i odpłynąłem w krainę Morfeusza.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam was po dłuższej przerwie! Przepraszam za tak naganną nieobecność, jednak nie chciałam udostępniać wam gówna, którym był wcześniej napisany przeze mnie rozdział. Dziękuję za 42 rozdziały w ankiecie i ponad 7000 wyświetleń! ^o^
Mam jeszcze pytanie: Czy wolicie, żeby wszystko było napisane tą czcionką, czy wcześniejszą? Odpowiedzi w komentarzach. 
Dobra, nie przedłużam już. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał.
Do napisania! 


(To fryzura, którą ma Michał ^o^ Mój ulubiony aktor: Logan Lerman <3)